sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 29. James i jego magiczne zdolności.

Kolejne zebranie w chacie Sky'a upływało w wesołej, przyjaznej atmosferze. Pojawił się na nim nawet James, czujący się troszkę nieswojo w towarzystwie wilkołaków, ale skoro David zaprosił go na pokera..
Nie był jedyny; Silver piła drinka (chyba już trzeciego, ale kto by tam liczył) i obserwowała ich. To, że James się zaprzyjaźnił z nimi, nie znaczyło, że ona też tu musiała siedzieć. Ale chciała być miła, więc... Ukradkiem patrzyła na Jamesa. Matko. Naprawę to on ukradł zimne, zlodowaciałe i lisie serduszko jej brata? Znaczy David tego głośno nie powiedział. Jeszcze. Ale po raz pierwszy zaprosił kogoś tutaj. TUTAJ.
James przyglądał się wilkom z miłym uśmiechem. Dobrze wiedział, ze nie ma szans wygrać w karty z nimi, ale planował dobrze się bawić.
-Twoja siostra się nudzi, Davidzie.
- Aha, ale nowość.
Z wilkołakami? Proszę, królem pokera to był tutaj David. Który właśnie zgarniał kolejne zapałki do siebie.
-A gdzie Jace?
- Nie wiem, może poszedł do łazienki - wzruszył ramionami.
-Mhm.
Grali sobie dalej, a Jamesik zerkał na Davida. Był boski. No i pamiętał ich seks. Aż zadrżał na samą myśl.
- Chwila - powiedział Sky, podnosząc się z miejsca.
- Ej, to, że przegrywasz, nie znaczy, że możesz tak po prostu odejść od stołu! - zawołał za nim David.
Ale Sky go zignorował i podszedł do okna przy drzwiach. Coś wyczuł. Coś nie grało, jak powinno.
-Sky? - Yumi stanęła obok, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Coś jest nie tak. Zaczekaj tutaj - wyszedł z chatki i zamknął za sobą drzwi. Coś zapiździło.
Jace tymczasem nie był w łazience. Polował, ale nie szło mu dobrze. Grupa goblinów właśnie zmierzała w stronę chatki Sky'a.
A Alfa zmienił swoje dłonie w wilkołacze łapy i ruszył w ich stronę po zapachu.
Tuż obok niego wylądował Jace. Miał obdrapane ręce, a z ran leciała krew i brzydka, zielona maź. Zatrute szpony gopblinów nie były przyjemne.
-Ostrzeż stado - mruknął.
Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać.
- Zaraz wrócę.
Pobiegł do chatki.
- Mamy problem - zaczął i zawiesił głos. - David, mógłbyś gdzieś zabrać Jamesa?
-Co się stało? - zapytała Yumi.
- Jeszcze nic. Chłopaki, za mną - rozkazał Sky, lekko warcząc, jego oczy zaświeciły się na kolor czerwony. Odwrócił się i z powrotem ruszył w stronę niebezpieczeństwa.
James tymczasem wstał.
-David, coś jest nie tak?
- Zapytaj się Sky'owi - złapał go za łokieć i pociągnął w stronę tylnego wyjścia.
-Czekaj, co ty ro isz? - nie pozwolił się ciągnąc. -Musimy im pomóc.
- Nie, nie musimy - przyciągnął go do siebie, używając przy tym siły.
James oparł się na jego ramieniu.
-A Silver? O nią się nie martwisz?
- Silver wyszła, kiedy byłeś zainteresowany moimi spodniami. Chodź już, nie ma czasu.
Nagle goblin wpadł do domu. James chwycił mocno Davida i pchnął za siebie. Po chwili w jego dłoni pojawiła się kula ognia, która w błyskawicznym tempie rosła. James obrócił parę razy dłonią dookoła niej, nadając jej więcej mocy, po czym cisnął nią w stwora, który zajął się ogniem.
Are you fucking kidding me?!
- Czarodziej?!
Serio?! - trudno było stwierdzić, czy David jest bardziej w szoku pozytywnym, czy negatywnym.
-Jakoś tak wyszło - powiedział James, łapiąc go za rękę. -Chodź, musimy znaleźć Silver. Jace pewnie pomaga Sky'owi. Gobliny to małe skurwysyny.
- Czarodziej? - powtórzył idąc za nim. - Silver! - krzyknął. Potem puścił się Jamesa i zmienił się w lisa. Potem uniósł łepek i zaczął wyłapywać jej zapach. Potem ruszył biegiem przed siebie.
James biegł za nim, dotrzymując mu kroku. Widział, jak kawałek dalej goblin powala na ziemię Jace'a i drapie go swoimi szponami, więc szybko rzucił kolejną kulę ognia. Jace spojrzał się na niego szoknięty, ale nie miał czasu zadawać pytań.
Z Silver spotkali się po chwili, które wracała w stronę chatki.
- Co się dzieje?! - zaczęła od razu patrząc na lisa, a potem na Jamesa.
- Gobliny zaatakowały - powiedział David, z powrotem zmieniając się w człowieka. - Musisz wiać.
-Teraz może być ciężko, bo gobliny atakują stadami - powiedział James. -Jace jest ranny - dodał cicho.
David spojrzał na niego z takim "ty debilu". W tym samym momencie Silver rzuciła się w stronę swojego faceta.
-Spokojnie - powiedział cicho James. -Spójrz.
I pokazał mu palcem Nefila, który właśnie zerwał się na równe nogi i zaczął walczyć z jeszcze większym zapałem.
-Idę im pomóc - powiedział James i pocałował Davida krótko. -Uważaj na siebie, lisie.
- Żartujesz? Idę tam chronić moją siostrzyczkę - pobiegł z nim.
Tymczasem wilkołaki jakoś sobie radziły, próbując zignorować fakt, iż James Matthews okazał się drugim Harry'm Potterem. Tylko przystojniejszym.
Zdecydowanie przystojniejszym.
James wczuł się w walkę. Od dawna nie miał okazji tego robić. Teraz rzucał zaklęciami na prawo i lewo. Wkrótce goblinów zostało kilka, a już po chwili wszystkie padły.
Sky schował kły, uszy i pazury i rozejrzał się, sprawdzając, czy jego stado jest całe i zdrowe. Na szczęście ze wszystkimi było okej. Może tylko jeden oberwał i krew mu leciała, ale to nic, zaraz mu przejdzie.
Podszedł więc do Jamesa.
- Jestem pod wrażeniem.
-Okej. Sa ranni? - zapytał, zerkając na Jace'a. Zacmokał z niezadowoleniem. -Bo tego tu trzeba położyć, bo zaraz padnie. Wziął na siebie większość?
- Ale nowość - syknęła SIlver, ale powstrzymała się od uderzenia Jace'a w ramę za głupotę.
-Nie przypuszczałem, że to stado będzie tak liczne - mruknął.
-Chodź do chaty. Wiem, ze to robota dla kapłanki Nefilim, ae pomogę ci, Jace.
Heheszki, dobrze, że czarodzieje nie ładują się tak, jak Kapłanki.
-Sky, lżej rannych też weźmy. Jad goblinów może być trudny do ogarnięcia, jak rozwinie się zakażenie.
- Okej.
Po chwili wszyscy już siedzieli w nieco zniszczonej chacie Sky'a.
David wpatrywał się w Jamesa.
- Czarodziej.
Tak, powtarzał się. Jasne, przeszło mu przez myśl, że może być czarodziejem, bo czuł od niego coś nadprzyrodzonego. Ale stawiał bardziej może na kotołaka (bo czuł kota) albo cokolwiek innego. A z tego co wiedział David, czarodzieje nie byli zbyt tolerancyjni.
Ale James należał do osób, które były życzliwe całemu światu. Pomógł Jace'owi zdjąć koszulkę, po czym zerknął na Yumi i Silver.
-Przyniesiecie bandaże? I ciepłą wodę?
Jace zarumienił się.
-Nie rób cyrku, samo przejdzie..
-Jeszcze troszkę i jad zacznie rozpuszczać twoje organy, Jace.
- W dodatku kujon - mruknął de Varden i poszedł po te cholerne ręczniki i co to on tam jeszcze chciał z Yumi, zamiast siostry.
-Czarodziej - mruknęła Yumi. -Nigdy żadnego nie spotkałam..
- Ja raz. Zrobił ze mnie pośmiewisko. W moim ulubionym salonie gier. Szmaciarz - mruknął.
James tymczasem opatrywał ramiona Jace'a. Rzucał na nie zaklęcia uzdrawiające, po czym zerknął na Silver i uśmiechnął się do niej ciepło.
-Usiądź. Wszystko będzie okej.
-Martwi mnie jedno. Gobliny rzadko zapuszczają się w skupiska ludzkie. Coś.. lub ktoś.. musiał je bardzo wystraszyć.
-Demon? - podchwycił James.
- Pojawił się ostatnio taki kretyn - Silver złapała Jace'a za rękę. - Może to ten sam.
Splótł ich palce razem.
-Demon dla takiej bandy goblinów to nic. To musiało być coś silniejszego. Anioł.. nie, to niemożliwe. Chociaż..
- Anioł? To znaczy? - Sky usiadł niedaleko nich.
-Anioły są najpotężniejszymi istotami we wszechświecie. Najsłabsze anioły są w stanie pokonać taką armię goblinów, chociaż nie poradzą sobie z silnym demonem - Jace westchnął.
-Anioł w Nowym Jorku? Ciekawe.
- Nadal nie rozumiem.
-Zstępują z nieba, Sky. Anioły, Niekoniecznie takie, jakie przedstawia kościół. Służą Komuś, ale ten ktoś jest Bytem, jakiego nie znają ludzie.
-Nasze wyobrażenie o nich nie jest prawidłowe. Chociażby to, że Jace jest Nefilem oznacza, że któryś z aniołów uprawiał seks z kobietą i zaowocowało to rodem Nefilim.
- No i? Co mają wspólnego z goblinami?
-Golbliny musiały anioła wyczuć i uciekały. Dlatego były agresywne.
Yumi wróciła z ciepłą wodą.
-David poszedł po apteczkę.
James tymczasem nawilżył czystą ściereczkę i podał Silver.
-Wolałbym umyć twojego brata niż faceta - powiedział z lekki uśmiechem.
- No dziękuję, w końcu doczekałem się odpowiedzi na pytanie - mruknął Sky.
Silver spojrzała krytycznie na Jamesa.
- Woleć, to ty sobie możesz - powiedziała, prawie prychając i zaczęła zmywać krew i maź  Jace'a.
James tymczasem podszedł do jednego z wilkołaków i zaczął leczyć jego zadrapania.
-Uważajcie na siebie. Hodujcie dużo rumianku w okolicy. On odstrasza gobliny.
Wilkołaki popatrzyły po sobie, a Sky starał się nie wyjść z siebie i stanąć obok. Odetchnął. I poszedł do kuchni.
James ugryzł się w język. Chyba coś spieprzył. Doleczył wilkołaka i poszedł za Sky'em.
-Nie chciałem cię urazić..
- Spoko. Dobrze, że przyszedłeś.
-Taaak - spojrzał na zadrapanie na ramieniu Sky'a. -Pomóc ci z tym? - zapytał cicho.
- Jestem Alfą, leczę się szybciej. Jak tam z nimi? Jace?
-Wyliże się, twojemu koledze też nic nie będzie. Powaliłeś sam kilka goblinów. Jesteś wspaniały..
James miał słabość do silnych facetów, co zrobisz.
- Jestem Alfą - powtórzył. - A ten dzieciak został przemieniony przeze mnie. Chcesz? - podał mu szklankę z wodą.
-Dzięki - z chęcią ją przyjął i upił parę łyków. -Mathias Sakai.. nie widziałem go dzisiaj.
- Ja też nie. Pewnie gdzieś się szlaja.
-Mhm. Cieszę się, że jesteś alfą - powiedział nagle. -Być może inny wilkołak próbowałby mnie teraz zabić. Jak wiesz, czarodzieje nie są ulubionymi osobami tego świata - skrzywił się.
Sky prychnął, z rozbawieniem.
- Może to dlatego, że czarodzieje dbają tylko o swoje tyłki. A ty nam dzisiaj pomogłeś. Dzięki.
-Jesteście moimi przyjaciółmi - powiedział z lekki uśmiechem. -Wiesz, gdzie znajdę teraz Davida..? - zapytał szybko, widząc, jak do kuchni wchodzi Yumi.
- Matko, skubany musi być naprawdę dobry w łóżku - powiedział jakby do siebie Sky. - Nie mam pojęcia.
-Przed chwilą widziałam go na tarasie - powiedziała Yumi, rumieniąc się. A gdy James wyszedł, spojrzała karcąco na Sky'a. -Czemu mówiłeś o łóżku? Spałeś z nim?!
- Nie. Ale może powinienem, skoro wszyscy do niego wracają po jednej nocy.
-Głupek z ciebie! -Yumi prychnęła i wymaszerowała z kuchni z dumnie zadartym nosem.
Sky roześmiał się, a potem poszedł za Yumi.

David w postaci lisa łaził po barierce. Znalazł sobie nowe hobby.
James podszedł do niego ostrożnie.
-Hej.. - powiedział cicho.
David o mało nie spadł z tej cholernej barierki, ale pazurki się przydały. Spojrzał na niego i wystawił rudy łeb i czarne uszy do głaskania.
A James się nie szczypał. Wziął go na ręce i zaczął głaskać i tarmosić, jakby był kotem.
Ja pierdole, kurwa, co on robi - myślał David, który zamienił się w człowieka. Tak oto James trzymał go na rękach.
- Ja jestem delikatny!
-Wiem, że jesteś - powiedział czule James, wciąż go trzymając.
- No. Dobra, weź skończmy z tym cholernym romantyzmem - mruknął David, stając o własnych nogach. - Wracamy?
-Poczekaj – James przyciągnął go do siebie i pocałował. –No. Dobra. Teraz możemy iść.


2 komentarze:

  1. Och, och moje gołąbki gruchające :3 David jest taki uroczy :* (Wyobraźnia działa na pełnych obrotach)

    OdpowiedzUsuń