sobota, 30 marca 2013

Rozdział 11. Kochankowie.



Jace rozejrzał się po mieszkanku. Wszystko było naszykowane. W przedpokoju, kuchni, salonie i sypialni pozapalał świece, małe, duże, kolorowe, białe, jakie tylko znalazł. W kuchni przygotował kolację; spaghetti i krem z pieczarek z grzankami. Miał nadzieję, że Silver będzie smakowało. Wykąpał się i czekając na nią, rozsypał jeszcze płatki róż od drzwi do sypialni. No.
Silver denerwowała się. No bo jak nie? Ale cieszyła się, że zrobi to z Jace'em. Ufała mu no i inne takie tam...
Zapukała do drzwi.
Otworzył jej. Długo wahał się, co ubrać, ostateczne zdecydował się na proste, ciemne dżinsy i koszulę z krótkim rękawkiem, która odsłaniała jego tatuaże. Zrezygnował z krawatu, by nie wyglądać zbyt oficjalnie.
-Cześć - powiedział niepewnie, otwierając szerzej drzwi.
Odwzajemnił pocałunek, przyciągając Silver mocno do siebie. Pachniała deszczem i ciemnością, taką nocą, która była na zewnątrz.
- Okej, to idziemy? - zapytała, ściągając botki i płaszcz.
-Tak od razu? - zaskoczyła go. Nie wyobrażał sobie, że od wejścia pójdą od razu do łóżka. -Zrobiłem kolację - dodał cicho.
- Kolację? No dobrze...
Dlaczego musiał to przeciągać, cholera no.
Zawiesił jej płaszcz na wieszaku i lekko ujął jej rękę.
-Nie kupowałem wina.. ale mam sok malinowy. Lubisz?
- Lubię - kiwnęła głową i usiała na krześle. - No to co masz dobrego?
-Spahetti i zupę krem z pieczarek - powiedział. Denerwował się tak, jakby to on miał pierwszy raz uprawiać seks.
- Okej, no to dawaj na ruszt.
Podał jej jedzenie, a obok dyskretnie położył kartkę z pieczątka mało znanego szpitala.
-Łowców obowiązują badania co 3 miesiące. Pomyślałem, że.. to cię uspokoi. Niczym cię nie zarażę.
- No miejmy nadzieję, że gumka nie pęknie...
Taaak, i ona miała teraz jeść? Mhm...
-No. To tego - rumienił się. Ale wziął głęboki oddech, na chwilę zamknął oczy. -Też się krępuję - wyznał w końcu.
- Ty? - uniosła brwi. On?
Wzruszył ramionami, jakby chciał to od siebie odepchnąć. On również stracił apetyt.
-Nigdy nie zapraszałem tu kobiety na seks - oznajmił, patrząc gdzieś ponad nią. -Więc nie wiem, jak się zachować. Pomyślałem, że kolacja, romantyczna oprawa rozluźni nas oboje. nawet w łazience naszykowałem dla ciebie czyste ręczniki i szczoteczkę do zębów, żebyś czuła się komfortowo..
- Naprawdę? - spojrzała na niego. - Dziękuję - uśmiechnęła się lekko. Łał.
-Nie ma za co - uśmiechnął się do niej w odpowiedzi. -Powiedz tylko, kiedy będziesz gotowa - dodał ciszej.
- Już - wstała.
Miała na sobie sukienkę z zamkiem z tyłu, żeby było łatwiej ściągnąć. No a pod spodem czarna bielizna, pończochy, podwiązki. Wszystko z ozdobną koronką.
-Okej.
Powstrzymując nerwowe tiki, podał jej dłoń, a następnie poprowadził do sypialni. Tu też były świece, ale dodatkowo palił się ogień na kominku, sprawiając, że sypialnia rozświetlona była lekkim blaskiem, a także było w niej ciepło.
Jace nie bardzo wiedział, od czego zacząć, więc przyciągnął do siebie Silver i pocałował.
Odwzajemniła pocałunek, wsuwając palce w jego włosy. Już jej było gorąco, kiedy tak ją trzymał i całował... No i to ciepło, które biło od jego ciała... Mrrr..
Przesunął dłonią po plecach Silver, lekko muskając jej kark, potem biodra, aż w końcu powoli chwycił jej pośladki.
-Pozwolisz? - na sekundę przestał ją całować i powoli, zmysłowo, rozpiął zamek jej sukienki.
- Pozwolę. A ty? - podciągnęła jego koszulkę wyżej.
-Dzisiejszego wieczoru możesz ze mną zrobić co chcesz - powiedział ze spokojem. Odsunął się i, zachęcająco, rozpiął nawet górne guziki koszuli.
No to Silver zdjęła tę jego koszulę. Uśmiechnęła się, a potem pocałowała go w mostek? Dobrze? Czy to było dobrze?!
Wspaniale.
Jace zsunął ramiączka jej sukienki, a następnie pozwolił jej opaść
Bielizna Silver bardzo mu się spodobała. Była jednocześnie seksowna i zadziorna, ale też niewinna, jak dziewczyna, która przed nim stała. Pocałował ją, wsuwając dłoń w jej włosy.
Położyła dłonie na jego łopatkach i lekko zacisnęła palce. Odwzajemniła pocałunek. Czuła się tutaj z nim dobrze. I nic nie potrzebowała więcej. Nawet zapomniała o Mathiasie, ale cii...
Nie chciał się przed nią przyznać, ale przez chwilę, ułamek sekundy, bał się, że kiedy będą się kochać, Silver będzie myśleć o innym mężczyźnie. Dlatego zrobi wszystko, by dziś myślała tylko o nim.
Powoli zsunął ramiączka jej stanika, a następnie pocałunkami przeniósł się niżej, na szyję i jej obojczyki.
Okej, teraz się zawstydziła. Matko, miała przed nim stanąć naga? Tak absolutnie? Zawsze była pewna siebie, trochę pyskata, trochę arogancka... ale że naga przed nim?
-Podobają mi się te koronki. Najbardziej te tutaj - szepnął i dotknął lekko jej pupy.
- Podobają? I tak musisz je zdjąć...  - ugryzła go lekko w szyję.
-Zdejmę. Wszystko w swoim czasie, skarbie - powiedział miękko. Teraz rozpiął jej stadnik i rzucił go tam, gdzie leżała sukienka.
- No wiem, wiem - przytuliła się do niego.
Poczuł, jak jej piersi ocierają się o jego tors i uśmiechnął się. Tak, uwielbiał jej biust. Miał zamiar się nim zająć.. za chwilkę. Opuszkami palców przesuwał po jej plecach, lekko je muskając.
Silver uniosła głowę i pocałowała go w usta. Namiętnie.
Odwzajemnił pocałunek, wciąż głaszcząc jej plecy. Nie chciał działać zbyt pochopnie. W końcu jednak jedną ręką sięgnął do przód i zaczął dotykać jej piersi. Faktycznie, były idealne. Mieściły się w jego dłoni. Wybrał jedną i zaczął ją ugniatać pieszczotliwie, a kciukiem pieścił twardniejący sutek.
Silver zacisnęła palce na jego łopatkach. W końcu przesunęła nimi ponownie po jego plecach.
Jace uśmiechnął się. Chyba jej się podobało. Korzystając z faktu, że był znacznie wyższy, klęknął przed nią. Wystarczyło, by uniósł głowę, by pocałować spód jej piersi. A następnie pocałunkami zaczął schodzić coraz niżej, aż dotknął nimi jej podbrzusza.
- Jace? - Silver uniosła brew wyżej. Pogłaskała go po głowie.
-Muszę. Te podwiązki doprowadzają mnie do szału. Wiedziałaś o tym - powiedział, wspominając chwilę zapomnienia, jaką przeżyli w szafie Yumi.
Dziwnie tak jakoś... ale okej, niech mu będzie.
Nie mogąc się powstrzymać, przesunął dłońmi od jej łydek, aż do ud.
-Naprawdę je lubię - wyznał, patrząc na nią z dołu. I, po raz pierwszy, uśmiechając się do niej wesoło, z błyskiem w oku.
Silver uśmiechnęła się. No. Znów pogłaskała go po włosach i karku.
Jace powoli, baaardzooo powoooli, zsunął jej majteczki, wraz z górą podwiązek. I, chociaż planował się nimi rozkoszować, a przez chwilę nawet myślał o tym, by się z nią kochać gdy miała na sobie tylko te pończochy, ostatecznie jednak Silver skończyła stojąc przed nim naga.
No cóż, dla niej było to krępujące... No ale...
Wstał, by móc się jej przyjrzeć. Wyglądała teraz bardzo.. bezbronnie. Ostrożnie wziął ją na ręce i przytulił do siebie, po czym zrobił kilka kroków w stronę łóżka (tak, wymienił pościel na czyściutką) i położył ją na materacu.
-Spokojnie, kochanie - uśmiechnął się łagodnie. Odsunął się, by ściągnąć swoje dżinsy i skarpetki, ale pozostał w bokserkach. Na wszystko przyjdzie czas i pora, chociaż jego erekcja wyraźnie wybrzuszała ich materiał. -Czy kiedykolwiek próbowałaś sprawiać sobie przyjemność sama albo seksu oralnego? - zapytał cicho, siadając obok niej.
- Wyglądam na taką? - prychnęła. Dlaczego on się odsuwał? Jak śmiał w ogóle?! - Nie.
-Nie denerwuj się - powiedział szybko. -Po prostu chciałem wiedzieć, czy masz ulubione miejsca na swoim ciele. Jeśli nie, to je znajdę - obiecał i pocałował jej brzuch. A potem wsunął do ust jeden z jej sutków i zaczął go lekko ssać.
- Nie denerwuję przecież - prychnęła, a potem ułożyła wygodniej na łóżku.
Uniósł głowę i lekko się do niej uśmiechnął. Kłamczucha, pomyślał, ale nic nie powiedział. Czyli piersi jej nie ruszały. Ok, próbujmy dalej.
Przysiadł na piętach za jej stopami i lekko uniósł jej nogi. Zaczął masować jej stopę.
- Ej! - zabrała mu stopę. - Co ty robisz?!
-Nie bądź taka podejrzliwa. Szukam u ciebie miejsc, które po pieszczeniu sprawią, że się rozluźnisz.
- Nie tykaj moich stóp, Morgenstern.
Przewrócił oczami, po czym w końcu zaśmiał się lekko.
-Leżysz naga w moim łóżku, a mimo to, wciąż masz ton królowej. Uwielbiam cię - powiedział w pocałował ją w kolano, a następnie lekko rozsunął jej nogi. Powoli przesuwał ustami po wewnętrznej stronie jej uda.
Silver westchnęła cicho. Opuściła głowę i zamknęła oczy. No, przechodzimy do konkretów.
Gdy w końcu dotarł do jej kobiecości, zaczął ją pieścić bardzo delikatnie. Dotykał jej ustami, ale tylko na ułamki sekundy, podczas gdy jego palce powoli rozprowadzały po niej wilgoć.
Silver jęknęła cicho, zaciskając palce na pościeli. Boże, czemu czuła się tak dziwnie? Przecież on tam... matko kochana, seks oralny to jednak był dziwny.
Dziwny? Ona naprawdę była niewinna.
Jakby znał jej myśli, Jace zaczął językiem drażnić jej łechtaczkę. Powoli, zmysłowo, przesuwał po niej czubkiem języka, po czym zaczął ssać.
Silver zagryzła dolną wargę i odchyliła głowę do tyłu.
Nie przestawiając jej ssać, wsunął w nią powolutku palce. Wpierw jeden, chcąc, by się troszkę rozciągnęła.
No i po co jej to było... Teraz jęczała cicho jak jakaś kretynka.
Jace uśmiechnął się i do pierwszego palca dołączył drugi. On tymczasem uniósł głowę i pocałował ją w brzuszek. Powoli, nie spieszył się. Mieli całą noc.
Silver zacisnęła w pięści kawałek pościeli.
-Podoba ci się? - zapytał cicho, jakby troszkę niepewnie. Silver nie znała swojego ciała w tym sensie, więc wolał się upewnić.
- T-tak - jęknęła cicho, z zamkniętymi oczami. Bardzo jej się, kuźwa, podobało!
Jace uśmiechnął się i wrócił do pieszczenia jej. Robił to pierwszy raz, ale podobało mu się (strony porno w Internecie potraktował jako mały instruktaż). Miał nadzieję, że kiedyś Silver zgodzi się na zamianę miejscami..
Wsunął głowę między jej uda i wysunął z niej palce. Zaczął nimi szybko pocierać twardą łechtaczkę, a sam wsunął język w jej kobiecość i zaczął nim szybko poruszać.
No, teraz jęk Silver był głośny, a co tam się będzie ograniczać. I po paru chwilach doszła, czując jak jej ciało lekko drętwieje.
Jace uniósł głowę i uśmiechnął się, troszkę bezczelnie.
-Masz rumieniec. Jesteś piękna - powiedział ciepło.
Miał szczęście, że Silver nie miała siły, żeby mu przypier... uderzyć w twarz.
Pochylił się nad nią i pocałował ją. Długo, głęboko, ale delikatnie, podczas gdy jego dłoń gładziła jej brzuch.
Silver pogłaskała go po ręce, na której miał tatuaże, a potem położyła obie dłonie na jego plecach, odwzajemniając pocałunki.
-Dotykaj mnie - zachęcił ją. Nigdy nie był dotykany. Nie w takiej sytuacji. Chciał tego.
- No przecież cię dotykam - prychnęła.
No, po karku, szyi, ramionach, torsie, rękach, nawet po pośladkach, więc niech się odczepi! No!
Uśmiechał się delikatnie. Było cudownie. Była taka niewinna.
Pocałował ją w szyję, a potem w ramię. Jednocześnie sięgnął do szuflady po prezerwatywy.
Serce Silver zabiło szybciej i mocniej. No dobra, to zaraz będzie po wszystkich. Już nie będzie dziewicą.
Ale on wsunął paczuszkę pod poduszkę i wrócił do całowania Silver. Chciał, by była gotowa. Wciąż był w bokserkach. Bał się troszkę tego, jak Silver zareaguje na widok jego męskości.
Dotknął ustami jej szyi i otulił ją ramieniem, przyciągając bliżej swojego rozpalonego ciała.
A ona całowała go sobie leniwie w szuję i policzku i usta.
Okej. Odpowiadając spokojnie na jej pocałunki, ściągnął z siebie bokserki i rzucił je na podłogę. Odsunął się lekko biodrami od Silver, aby nie otrzeć się o nią przypadkiem i nie spłoszyć.
- Jaaace? Długo jeszcze mi każesz czekać?
Zaśmiał się cicho.
-Cieszę się, że się nie boisz - wyjął z pudełka prezerwatywę i zaczął ją nakładać.
- No boję się, dlatego chcę to mieć za sobą...
-"To" - powtórzył sucho, ale nie miał teraz głowy do kazania. Założył prezerwatywę i położył się na Silver, opierając się na łokciach po obu stronach jej głowy.
No, to, to. Jemu to wisiało, bo nic go nie bolało, wiec niech trzyma jadaczkę na kłódkę. Bo można tu zrobić mały wykładzik na ten temat, ale nie psujmy atmosfery.
Jemu nie chodziło o ból, bo gdyby to od niego zależało, wziąłby to na siebie. Chodziło o to, że miał wrażenie, ze dla niej to, co robili, nie miało znaczenia..
A w sumie, co go to obchodziło? Ona chciała by ją rozdziewiczył i przygotował grunt pod Mathiasa. A że on czuł coś więcej, chciał jej oferować noc, którą będzie mogła miło wspominać, nie rzucał się. Znał swoje miejsce.
-Będzie bolało chwilę - szepnął i pocałował ją, jednocześnie ocierając się o jej kobiecość. -Ściśnij mnie za rękę, jeśli będziesz chciała, żebym się wycofał - zaproponował.
Bo dla niego to nie było przygotowywanie gruntu. To była sprawa między nimi dwojgiem i nie musiał być brutalny i bezduszny.
Silver kiwnęła głową. Uśmiechnęła się nawet do niego lekko. Bardzo lekko. Ale w jej oczach było wszystko, soł.
A więc wszedł w nią w końcu. Była wilgotna i rozpalona, ale też niesamowicie ciasna. Jace poczuł krople potu na czole. Była tak wąska, że czuł, jak zaciska się na nim mocno. Posuwał się powoli do przodu, patrząc w milczeniu w oczy Silver. Gdy natrafił na lekki opór, wycofał się.
Okej. Nie było odwrotu.
Nakrył usta Silver swoimi i pocałował ją władczo, wręcz dominująco. I wszedł w nią ponownie, tym razem szybkim, mocnym pchnięciem, po którym znieruchomiał.
Silver spodziewała się dużego bólu, którego nijak można będzie uśnieżyć. A tu nic. No, może lekki ból poczuła, ale nic poza tym. Była w szoku, ale zadowolona. Odwzajemniła pocałunek, obejmując go mocno.
Jace całował ją, ale wciąż się nie poruszał. Chciał, by się przyzwyczaiła.
Silver w końcu pogłaskała go po kręgosłupie. Męski kręgosłup, to było coś. No co, zawsze lubiła Davida tam głaskać. No a teraz miała Jace'a.
-Jesteś cała? - zaniepokoił się. -Boli?
-Świetnie - dotknął czołem jej czoła i uśmiechnął się. A następnie zaczął się w niej powoli poruszać.
Nagle zacisnęła palce na jego łopatkach. No podobno podczas pierwszego razu nie czuło się przyjemność. Bzdura. Silver zagryzła dolną wargę.
Jace dotykał ustami jej szczęki.
-Rozluźnij się, kochanie - jęknął, chociaż sam był strasznie napięty. Bał się j a skrzywdzić.
- Jestem rozluźniona. To ty jesteś jakiś taki spięty - pomasowała mu plecki.
Pocałował ją.
-Bo mam ochotę wziąć cię szybko i mocno, ale nie mogę - ugryzł Silver w ucho. -Nie mogę - powtórzył, ale zaczął się w niej poruszać troszkę mocniej.
- To dobrze, że o tym wiesz.
Uśmiechnął się. Skoro była gadatliwa i władcza, czyli cała Silver, widocznie nie cierpiała. Zaczął więc intensywnie poruszać biodrami, chociaż serce w jego piersi biło mocno i niespokojnie.
Silver jęknęła głośno, wbijając lekko paznokcie w jego plecy.
Przesunął jedna dłonią po jej plecach i wsunął ją pod jej pupę, unosząc ją. Zmienił przez to kąt, pod którym w nią wchodził.
Silver teraz już nie krępowała się z jękami i nie uważała już nic za dziwne. Pocałowała go natomiast namiętnie.
Jace odwzajemniał każdy pocałunek, zatracając się w niej. Silver była wszędzie. Pod nim, w nim, czuł jej zapach, zakochiwał się w smaku jej ust.
Silver dotykała go i głaskała, przeczesywała jego włosy na karku. I to wszystko, to co teraz robili, te najmniejsze gesty i czułości, to było coś więcej niż seks.
Jace wsunął nos w jej włosy, a ustami dotknął jej szyi. Zaczął ją lekko kąsać i szczypać. Cały czas dominowała Silver, ale łóżko było jego domeną. On prowadził i dominował. I ta Silver, lekko uległa, ale wciąż zadziorna, była wszystkim, czego w życiu pragnął.
Oj, tak, ulegała mu kompletnie. Podobało jej się to bardzo.
Pocałowała go, a potem lekko ugryzła jego dolną wargę. A potem znów go pocałowała, jakby chciała uśnieżyć ból.
Po paru chwilach zaszczytowała, z jego imieniem na ustach, przesuwając mocno paznokciami po jego plecach.
Czując jej skurcze, zacisnął wargi, ale spomiędzy nich i tak wyrwało się jej imie, nie "Silver", lecz "Erin", ciche, ale pełne niewypowiedzianych emocji. Doszedł, poruszając jeszcze lekko biodrami. Następnie opadł na nią, dysząc ciężko. Wciąż opierał się na łokciu, ale nie miał siły się podnieść.
Silver chętnie go do siebie przytuliła. Czuła się teraz szczęśliwa. Bardzo.
A imię Mathiasa nawet jej przez głowę nie przeszło.
Jace w końcu uniósł się, chociaż wciąż szybko oddychał.
-Nie skrzywdziłem cię?
- Nie - pocałowała go lekko, a potem położyła głowę z powrotem na poduszce.
Odgarnął jej kosmyk włosów, który miała na ramieniu i pocałował jej skórę.
-To dobrze.
Nie chciał z niej wychodzić. Było mu dobrze..
Nic już mu nie odpowiedziała. Przyciągnęła go do siebie, aby się na niej położył i przytuliła się do niego mocno. No co, zimno się powoli robiło.
Uśmiechnął się z czułością, czego nie mogła zauważyć.
-Zgniotę cię - powiedział cicho.
- Trudno - wzruszyła ramionami.
-Silver.. - szepnął czule i podniósł głowę, by ją pocałować. Teraz był to pocałunek delikatny, słodki.
Ona odwzajemniła pocałunek, głaszcząc go po karku.
Jace w końcu zdobył się na to, by się z niej wysunąć. Wstał na chwilkę i wyrzucił prezerwatywę.
-Chciałabyś się czegoś napić? - zapytał, patrząc na nią z ciepłem.
- Nie, chodź tu - wsunęła się pod kołdrę. No, teraz zaczynało nieco boleć.
Widząc grymas bólu na jej twarzy, okrył ją mocniej kołdrą.
-Mam pomysł. Minutkę.
Wyszedł i, faktycznie, po minucie, wrócił z termoforem.
-Przyłóż do brzucha, nie będzie bolało tak bardzo - zaproponował cicho, wsuwając się pod kołdre obok niej.
Silver uśmiechnęła się i pocałowała go.
- Dziękuję.
-To ja ci dziękuję, Silver - objął ja i przytulił do siebie.
Dzisiejszej nocy nie istniał nikt poza nimi.

sobota, 23 marca 2013

Rozdział 10. Komedia pomyłek.

No. Generalnie w Tejszkolecosięuczą był zapieprz. Nauczyciele się obudzili, że chcą mieć wysokie statystyki na maturach i zaczęli cisnąć jeszcze bardziej swoich bogatych uczniów. No co zrobisz no. Trzeba było się wziąć do roboty, a nie opierdalać się jak co poniektórzy (patrz David de Varen i Sky Hell grający w karty lub w kosza). 
Silver na przykład siedziała na holu, noga na nogę i piłowała paznokcie. Miała się przejmować jakąś matematyką? Ha. Ona miała ważniejsze sprawy na głowie. Musiała do perfekcji opanować angielski, żeby dostać się na dziennikarstwo. A matma? No cóż, sory, ale to Dean i Sam nauczyli jej bronić się przed demonami i duchami.
No, jedną z niewielu osób, której zależało na ocenach (w końcu kurator siedział mu na karku), był Jace. Starał się odrabiać zadania domowe, a w przerwie między angielskim a matmą biegał powyrzynać parę wampirów, tak dla relaksu.
Widząc Silver w holu, podszedł do niej i uśmiechnął się lekko. Poprawił nerwowym ruchem krawat mundurka.
-Cześć – przywitał się, wsadzając ręce do kieszeni. Nie bardzo wiedział, jak ma się zachowywać wobec niej. W końcu umówili się na seks bez zobowiązań, no i ta chwila zapomnienia w garderobie..
Silver uniosła na niego wzrok. 
- Siema - nadstawiła pyszczek.
Pocałował ją w kącik ust i usiadł obok. Dopiero teraz zauważył, że z drugiego końca korytarza przypatruje im się Mathias. Noo, to by wyjaśniało serdeczne powitanie. Wilkołak z tej odległości bez problemu mógł usłyszeć, o czym rozmawiają, więc Jace grał na zwłokę.
-Co słychać? – zapytał, niezgrabnie obejmując jej ramiona. Chrząknął cicho i wzrokiem pokazał jej Mathiasa.
- Bez zmian - oparła się o niego, a potem położyła dłoń na jego dłoni.
Jace, dzięki słuchowi łowcy, usłyszał zgrzytanie zębów wilkołaka. Noo, igrał z ogniem.
-To widzimy się w sobotę wieczorem u mnie? – przesunął palcem po ramieniu Silver, a potem pogłaskał jej włosy. Mijający ich nauczyciel pogroził im palcem, ale nic nie powiedział.
- Yep. Ugotuj coś dobrego - cmoknęła go i uśmiechnęła się.
-Ugotuję – obiecał. –Swoją drogą, dostałem przepis na pyszne ciasto. Od Victorii Quinn, kojarzysz? To ta, co miała wypadek. Pomogłem jej troszkę z matmą – oznajmił.
- Nie znam - odwróciła się do niego przodem i poprawiła mu krawat.
Pocałował ją lekko. Mm. Noo, to była najlepsza część ich układu. Miał ją. Co prawda, na jakiś czas, ale przyjemnie było budzić się ze świadomością, że „ma się dziewczynę”.
-Fajna dziewczyna. Nogę ma w gipsie. Ten kretyn Mathias wjechał autem w jej auto.
Mathias warknął cos i z trudem opanował się na tyle, by nie wyrwać temu blondasowi tchawicy pośrodku szkolnego korytarza.
- Aaaa, nadal nie kojarzę. Nie interesuje mnie to - pocałowała go w brodę. - Ała, nie ogoliłęś się dzisiaj.
-Nie zdążyłem, miałem rano.. problem – uśmiechnął się do niej. Niech Mathias myśli co chce, nie musi wiedzieć, ze problemem był przerośnięty ghul w kanale ściekowym. –Ogolę się jutro.
Przesunął dłonią po nodze Silver i wtedy zauważył Victorię.
-Dasz mi sekundę? Pójdę jej pomóc. Szafka się zacięła.
Pocałował dziewczynę w nos i wstał. W międzyczasie gdy szedł do Victorii, Mathias podszedł do Silver.
-Cześć, Silver.
- Cześć - nie spojrzała na niego, ponieważ cały czas obserwowała Jace'a. Więc to jest ta laska? Nic specjalnego.
-Twój kolega widocznie nie tylko ciebie ma na oku – usiadł obok niej i również wbił wzrok w parę. Prawie zawału dostał, gdy Jace dotknął ramienia Victorii tylko po to, by wziąć jej plecak i zarzucić go na własne ramię, podczas gdy walczył z zamkiem w szafce. Jak smiał jej dotykać, gdy jeszcze przed chwilą dotykał Silver?!
No właśnie. Silver zadawała sobie to samo pytanie. 
- No cóż, dostanie po pysku - wróciła do swoich paznokci. - Co tam u ciebie?
-Po staremu – odparł krótko. Widząc, jak Jace pomaga Victorii wymienić książki, a potem podaje jej ramię, zacisnął pięści.
Jace podszedł do nich powoli, prowadząc Victorię. Właśnie wpadł na genialny plan. Może by tak wilczkowi włączyć sumienie i pozwolić mu opiekować się tą drobną dziewczyną, a wtedy on straci zainteresowanie Silver, i Jace będzie mógł dłużej z nią być.
Genialne!
-Pozwolisz, że ci przedstawię: Silver, to jest Victoria, osoba, która ratuje mi Zycie z hiszpańskim. Vicki, to jest moja dziewczyna, Silver. A to jest du.. Mathias.
-My się znamy – powiedział sucho Mat i wstał, by Vicki mogła usiąść.
- Cześć - przywitała się chłodno Silver. 
Dobra, może Victoria nie była taka brzydka no.
- Hej... siedź, Mat, ja zaraz idę.
-Daj spokój, nie możesz się forsować – powiedział chłopak i złapał jej plecak. Jakby wzrok zabijał, Jace już by jeździł na wózku.
- Bez przesady - uśmiechnęła się do niego. - Poradzę sobie. 
Silver spojrzała na nią. O mój Boże, kochała się w Mathiasie? Sory, laska, ale nie.
Jace obserwował ich, a w duchu zacierał łapki, ciesząc się swoją przebiegłością. Co prawda, lubił Vicki i rzucenie jej „na pożarcie” wilkołakowi było złe, ale po pierwsze, na wojnie każde chwyty są dozwolone, po drugie, dziewczyna była zbyt mądra, by mu ulec.
-Silver, mam coś dla ciebie – powiedział nagle i sięgnął do torby. Wiem, że je lubisz – podał jej teczkę. W środku był ładny szkic liska na leśnej polance.
- Lis! - ucieszyła się, a potem odchrząknęła. - Dziękuję - przyciągnęła go do siebie za krawat i pocałowała go namiętnie. 
Victora odwróciła speszony wzrok. No tacy to pożyją.
O. Węzeł w żołądku Mata jakoś się nie zawiązał, widząc, jak Jace przyciąga do siebie Silver i całuje ją tak, jakby chciał ją pożreć.
-Ma słabą technikę – powiedział do Victorii i puścił jej oczko. No. Ona wiedziała, że Mat ma lepszą! –Na skali od 1 do 10 dałbym mu 2. Za chęci.
- A co? Całowałeś się z nim? - Victoria uniosła brew wyżej.
Mathias roześmiał się.
-Boże, broń. Po prostu to widać. Nie jest zbyt subtelny – ujał lekko dłoń Victorii. –Gdzie masz zajęcia? Odprowadzę cię, a nasze gołąbki… nasze gołąbki będą walczyć o wyższą punktację.
- W Wyroczni Delfickiej - uśmiechnęła się do niego, cały czas na niego patrząc. Borze zielony, był taki przecudnie fantastyczny!
Gdy odeszli, Jace uśmiechnął się i przerwał pocałunek.
-Lisek ci się podoba? – zamruczał, bawiąc się palcami Silver.
1:0 dla Łowcy, kupo futra.
- Bardzo. Powieszę sobie nad łóżkiem - jeszcze raz spojrzała na rysunek. - Prawie jak David. Chociaż wszystkie lisy wyglądają tak samo...
- Ja jestem oryginalny - oburzył się braciszek, przechodząc obok ze Sky'em, który radośnie im pomachał, śmiejąc się z kumpla.
Po chwili już ich nie było.
- Jak już mówiłam, wszystkie są takie same. 
-Twój brat jest całkiem wyjątkowy. Mało znam lisołaków. Spotkałem wcześniej tylko dwa, w Londynie i w Glasgow. Widocznie wyjątkowość macie w genach.
Noo. Nie był dobry w prawieniu komplementów. Nigdy nie musiał. Pijane laski tego nie oczekiwały. A teraz takie wyzwanie.. żałował, że brakowało mu ogłady, jaką miał Mathias i łatwości w flirtowaniu.
- Ano. Jesteśmy piękni i młodzi - zaśmiała się cicho. - Muszę iść na włoski.
-Okej.
Pocałował ją na pożegnanie i poszedł zmierzyć się z chemią, która, w jego odczuciu, była gorsza od bandy głodnych wampirów.

Wieczorem pod domem państwa de Varden zaparkował Mathias. Po chwili dzwonił już do drzwi, nerwowo zaciskając pięści.
Drzwi otworzył mu David.
- Siema. Co jest? - otworzył szerzej drzwi.
-Cześć – uścisnął jego dłoń. –Muszę porozmawiać z twoją siostra – oznajmił ponuro.
- Z moją siostrą? - uniósł brwi. - Stało się coś? Jest u siebie - dodał po chwili.
-Ten kretyn, Jace. Chce ją zranić. Chcę ją ostrzec – położył dłoń na ramieniu Davida i ścisnął lekko.
            Po chwili stał już pod drzwiami Silver. Nie, żeby był tu wcześniej, ale trafił po zapachu. Ten pokój najbardziej pachniał nią. Kiedyś ten zapach doprowadzał go do szału, a teraz wydawał się być jednym z wielu. Za to zapach Victorii..
Zapukał.
- David, jestem zajęta.
Czytaj: Silver bujała się w rytm muzyki niczym Elizabeth Stonem.
-Silver, to ja – powiedział Mathias, uchylając drzwi.
A ona zatrzymała się natychmiastowo. 
- Co ty tu robisz? - wyłączyła odtwarzacz.
-Muszę z tobą pilnie porozmawiać. W cztery oczy – mruknął i zamknął za sobą drzwi. Skrzywił się, widząc rysunek liska na ścianie. –Chodzi o twojego chłopaka.
- Co z nim? - założyła bluzę. Nie, nie Jace'a. Jeszcze nie miała okazji takowej od niego zwinąć. Ale Davida też ładnie leżała.
-Posłuchaj, Silver. Ze względu na nasza wieloletnią przyjaźń, chcę cię ostrzec. On złamie ci serce – powiedział łagodnie, łapiąc ją za rękę. –Widziałaś, że już wybrał kolejną ofiarę. Zależy ci na nim? – zapytał z niepokojem.
- Zależy - odpowiedziała twardo. No, niech wie. - Nie wybrał ofiary, Mat. On jej pomaga, bo ona pomaga jemu.
-Tak, tak, a słodkie oczka robią do siebie tak o. Posłuchaj, ja ci pomogę go odzyskać, co? Sprawimy, że będzie zazdrosny.
I odczepi się od Victorii.
1:0 dla wilka, blondasie.
- Nie, nic nie mu... jasne, zaczniemy jutro, co? - uśmiechnęła się kącikiem ust.
-Świetnie. Co prawda, to dupek, ale jeśli tego pragniesz. Chcę tylko, byś była szczęśliwa.
Przytulił Silver, ale nie czuł już tego dreszczyku pożądania, który czuł wcześniej. Teraz miał wrażenie, że trzyma w ramionach swoją siostrę.
A ona natomiast przytuliła się do niego mocno. Pachniał inaczej niż Jace. Wolała zapach Jace'a. Dziwne.
Poklepał ją po pleckach.
-No, to jutro wcielimy nasz plan w życie. Ten koleś musi wiedzieć, co traci – pogłaskał ją po włosach, a potem pocałował w czoło, niczym troskliwy brat. –Jeśli pozwolisz, nawet cię pocałuję, tak, by widział. To mu da do myślenia.
Tylko musiał uważać, by nie widział tego nikt inny. Zwłaszcza Victoria!

Silver następnego dnia była w szkole wcześniej. Poprawiła mundurek i kozaki na obcasie. Jej mundurek - krótka spódniczka być musiała. Nie to co inne, spódnoczka do kolan. No i obcasy. Te obcasy. Jak zawsze w sumie, więc żadna nowość. Zima była, ciepłe rajstopy równa się serduszko. 
Rozejrzała się za Jace'em, tą całą Victorią i Mathiasem.
Jace zauważył Silver i chciał do niej podejść, podczas gdy pierwszy podszedł do niej Mathias. Łowca był zaskoczony. Korytarz był pusty, więc skąd on się tu wziął?
Mathias tymczasem uśmiechnął się do Silver, pogłaskał ją po policzku i pochylił się, by nakryć jej wargi swoimi.
Szlag by to.., warknął w duchu Jace. Co prawda, plan jego i Silver zakładał taki koniec sprawy, ale widząc ich razem, coś w nim pękło.
Silver odwzajemniła pocałunek, chociaż... Powinna się cieszyć, więc czemu tak nie jest? Czemu ona się, kurwa, nie cieszy?!
Mathias, wyczuwając u niej zerową reakcję, odsunął się.
-Silver? – musnął ustami jej skroń.
-ODSUŃSIĘODNIEJ.
Jace stał obok nich, z trudem nad sobą panował. Umowa umową, ale ktoś tu zaraz dostanie wpierdol.
Silver spojrzała na jednego, a potem na drugiego. Jace nie musiał się tak wczuwać.
-Silver nie jest dla takich, jak ty – warknął Jace. Złapał Silver za przegub i przyciągnął do swojego boku. –Pchlarzu, nie zasługujesz na nią.
-I będzie mi to mówił recydywista? Ręce przecz od niej, kryminalisto! – pchnął go lekko.
- Chłopaki, uspokójcie się - warknęła Silver. - Mat, siad, Jace, zamknij się.
Równie dobrze mogła rzucać grochem o ścianę. Jace, osłoniwszy sobą Silver, przybliżył się do Mathiasa. Teraz obaj już warczeli cicho na siebie nawzajem. W końcu Mat nie wytrzymał i zdzielił Jace’a pięścią w oko. Łowca cofnął się o krok, po czym przyłożył wilkołakowi pięścią w brodę.
-Bo przyniosę ci obrożę, kundlu – warknął, czując, ze oko lekko mu puchnie.
- CHŁOPAKI! - krzyknęła Silver i stanęła między nimi. Położyła dłonie na ich mostkach. - Bo was usadzę - warknęła.
-Silver, nie wtrącaj się. Temu śmieciowi przywidziało się, że może należeć do naszej społeczności – Mathias poluzował krawat i roztarł brodę.
-Społeczność czy nie, Silver jest  m o j a.
- Co tu się dzieje? - zagrzmiał profesor Redbird, nauczyciel fizyki.
-Jace ma problemy ze zrozumieniem, ze panna de Varden nie jest już dłużej zainteresowana jego amorami, panie profesorze – powiedział Mathias, prostując się z dumą. Ha. Negatywny wpis do akt i wracasz do poprawczaka, idioto, pomyślał, patrząc triumfalnie na Łowcę.
- Jesteście chorzy - Silver przewróciła oczami. Faceci. Jednak najlepiej być samemu. Zero problemów.
- Zapraszam, panie Morgenstern za mną. Pana również, panie Sakai - lodowaty chłód piździł od osoby pana Redbirda. - Panno de Varden, na lekcje. Panowie, zapraszam za mną - odwrócił się i poszedł w stronę swojego gabinetu. No w tej szkole było ich stać na osobne gabinety dla nauczycieli.
            No i wylądował. Obaj chcieli dobrze dla Silver. Szkoda tylko, że dobrymi chęciami jest wybrukowane piekło..
W gabinecie Joseph usiadł sobie na swoim cudnym fotelu i otworzył jakąś teczkę. 
- Morgenstern... - spojrzał na blondyna. - Zrób coś z okiem - spojrzał na papierki. - Marek. Sakai - rzut okiem na chłopaka. - Juliusz. 
Pozapisywał swoim cudownym, nieczytelnym (bo takie mieli inteligentni ludzie) pismem.
- Przekażcie koleżankom i kolegom, że mają spojrzeć na tablicę ogłoszeń.
-O co chodzi, panie profesorze? – zaniepokoił się Mathias.
-Czy dostaniemy naganę do akt? – zapytał cicho Jace. Jeśli dowie się o tym jego pani kurator…
- Nagany nie, Jace - powiedział ŁAGODNIE Joseph. - Dostaniecie coś o wiele gorszego - uśmiechnął się wrednie. - Zgracie w szkolnym przedstawieniu.

sobota, 16 marca 2013

Rozdział 9. Duch, lis i młody łowca.



Jace podszedł do bagażnika i wyjął z niego ciężki, ciemny sztylet. Wykonany z żelaza. Co prawda, mógł go użyć dopiero gdy duch znajdzie się blisko, no ale lepsze to, niż nic.
-Wasz dom nie wygląda na nawiedzony - zwrócił się do Davida, patrząc na rezydencję de Vardenów.
- Naprawdę? - prychnął David i przewrócił oczami. - W środku wygląda jak po bojowisku.
-Mówisz? - Jace wsunął broń za pasek. -Lepiej trzymaj się z tyłu. Albo.. Mam plan. Może ja odciągnę uwagę ducha, a ty za ten czas zgarniesz ten naszyjnik?
- Może być - kiwnął głową, a potem weszli do domu.
No, teraz David ze spokojem mógł zmienić się w lisa. Uniósł łepek wyżej, wyciągając mordeczkę w przód. Zaczął niuchać. No co, a nóż trafi na jakiś zapach i szybciej znajdzie naszyjnik. Bo wątpił, że mama schowała go do pudełka ze swoją biżuterią.
Jace przyjrzał mu się.
-Sprytne.
Przez chwilę nie działo się nic. Faktycznie, w domu było pobojowisko. Starannie omijał szkło, by jeszcze bardziej go nie pokruszyć (Jeśli David przeciąłby sobie łapkę, Silver by go udusiła).
Lisek okrążył Jace'a, przeszedł między jego nogami, upewniając się, że wszystko jest okej. Potem zgrabnymi ruchami (normalnie niczym Bambie) czmychnął na górę.
W Jace'a za to uderzył silny podmuch wiatru. Okej, duch tu był. Łowca wyjął pistolet z nabojami z soli i odbezpieczył go.
-Zapłacisz mi za to, Marylee - powiedział cicho.
Ciśnięty w jego stronę nóź tylko o kilka centymetrów minął jego głowę.
David znalazł wisiorek dość szybko. Bree wepchnęła go do szuflady. Szybko zmienił się w człowieka, a potem zabrał wisiorek.
-DAVID! - ryknął z dołu Jace, który odpierał atak noży, mebli i szkła. -Masz?!
- Mam! - odkrzyknął, a potem polazł na dół, zeskakując z paru schodów. Znaczy, skoczył, ale nie wylądował na nogach, ponieważ poczuł, jak jakaś niewidzialna siła odpycha go na ścianę.
-Świetnie - Jace, zauwazyszy zjawę, strzelił do niej. Na chwilę wszystko się uspokoiło.
- Dżizys - jęknął David. Wstał i rozmasował sobie ramię. - Wiejmy stąd nim to coś wróci.
-Dokład...
Urwał, bo zjawa wróciła. Uderzyła w nich fala nienawiści i zimna. Jace instynktownie zasłonił sobą Davida.
-Nie wyjdziemy tędy - mruknął, osłaniając oczy przed wiatrem.
- Lecę po sól. Zajmij ją czymś - i znowu w miejscu Davida pojawił się lis. Przeczołgał się niczym Komisarz Alex obok zjawy, a potem czmychnął do kuchni.
Niestety, zjawa się nim zainteresowała. Jasna cholera, pomyślał Jace i pognał za nimi do kuchni. Udało mu się ominąć zjawę i chwycił lisołaka za futro na karku.
-Musimy spadać, David - mruknął, wsadzając go sobie pod pachę. Wypadł przez kuchenne drzwi na dwór, ogniony wrzaskiem zjawy.
- Ałaaaa, wiesz, że to boli? - warknął, kiedy w końcu wylądowali na dworze, a David znów był człowiekiem. Otrzepał się jak to miał w zwyczaju robić, a potem podał mu wisiorek.
-Mogłem cię złapać za ogon - wytknął mu Jace i rzucił naszyjnik na ziemię. Następnie wyjął z kieszeni pojemnik z lekko mętną cieczą, którą zalał błyskotkę. Z drugiej kieszeni wyjął zapałki i rzucił je na biżuterię. I, mimo tego, że była zrobiona z metalu, stanęła ona w płomieniach.
- Nawet nie próbuj, bo ci wydrapię oczęta lisowatymi pazurami.
-Dlatego złapałem cię za kark. Wolisz chyba mnie niż ducha - Jace butem trącił to, co zostało z naszyjnika. -Przepadła już.
- Polemizowałbym - zastanowił się David, a potem spojrzał na szczątki biżuterii. - No okej, już po sprawie?
-Tak. Dobrze, że wasza mama go nie polubiła. Zgarniesz dla Silver jakieś ciuchy? Zmywajmy się.
- Wypadałoby tu posprzątać... - zauważył pan de Varden.
-Hej, ja posprzątałem moją działkę - powiedział ze spokojem Jace. -Poza tym, twoja siostra siedzi w moim mieszkaniu, bez telefonu i martwi się o ciebie.
- No to idź, wiesz, gdzie jest jej pokój. Ja muszę wykonać telefon - no i zadzwonił. Do firmy sprzątającej.
Jace rumienił się na samą myśl, że ma grzebać w ubraniach Silver. Ale w końcu do małego plecaka włożył czystą bieliznę, parę dżinsów, którą znalazł głęboko na dnie szafy, oraz koszulkę i sweterek.
- Już? Naoglądałeś się? - David stanął w drzwiach.
-Taaak. Dziwne, jak na kobietę, ma tylko jedną parę spodni. I tylko jedne trampki - dodał, wkładając jej do drugiej kieszonki plecaka.
- Chwila słabości, a i tak ich nie nosi - wzruszył ramionami. - Dobra, jedź, ja poczekam na ekipę sprzątającą.
-Okej. Mam nadzieję, że uwiną się przed powrotem waszych rodziców - powiedział Jace z uśmiechem i odszedł.
Do swojego mieszkanka dotarł pół godziny później. W specjalnym pojemniku miał resztkę naszyjnika.
-Silver, wróciłem - zawołał od progu.
- No wreszcie! - podeszłą do niego. - I co? Udało wam się? Gdzie jest David?
-David wezwał ekipę sprzątającą i czeka na nich. Twoje ubrania - podał jej plecak.
- A, okej - wysypała z plecaka rzeczy. - Co to jest?
-Spodnie. I koszulka. I trampki są w drugiej kieszeni. No i ee.. no. Bielizna...
- Czy ja ci wyglądam na osobę, która nosi spodnie i trampki? W dodatku w taką pogodę? Chcesz, żeby mi nogi zamarzły?
-Mówiłem Davidowi, żeby ci naszykował ciuchy, to kazał zrobić to mnie. Nie znam się na ubraniach, Silver. Pierwszy raz w życiu zaglądałem do kobiecej szafy..
- Matko... Co to jest w ogóle - wzięła do ręki spodnie. - Jak ja mogłam je kupić w ogóle. Głupia byłam. No nic, niech już ci będzie - poszła do łazienki się przebrać.
-Ładnemu we wszystkim ładnie - burknął do jej pleców.
Ubrała się. Wyglądała strasznie. Lepiej, żeby nikt jej nie zobaczył.
- Jedziemy do mnie do domu, muszę się ubrać - podeszłą do niego, a potem przytuliła się do niego, obejmując go w pasie. - Dziękuję za pomoc.
-Do usług, księżniczko - pocałował ją czule w czoło. -Jadę do pracy na 10. Podrzucę cię.
- Okej - uśmiechnęła się LECIUTKO.
Przebrał się w strój do pracy w warsztacie (sprane dżinsy i biały t-shirt, lekko zabrudzony), po czym sięgnął po swój plecak.
-Zajrzę wieczorem, opowiesz mi, co i jak, okej?
- Okej - kiwnęła głową, a potem ze spokojem wyszli.
Odwiózł ją do domu, a potem pojechał do pracy. Z jednej pracy pojechał do drugiej (po drodze udało mu się na szybko zjeśc to, co podrzucały mu zawsze żony pracowników warsztatu, które go rozpieszczały).
Do Silver udało mu się dotrzeć dopiero koło 23. Wiedząc, ze ma marne szanse by wejść drzwiami ,wspiął się po drzewie, potem przez balkon, aż do jej okna. Zastukał.
Silver wstała i odsłoniła okna. Spojrzała na niego.
- Lepiej późno niż wcale. I nie baw się w Romeo.
-Nie bawię. Myślisz, że twój tato wpuściłby mnie, gdybym zastukał do drzwi? - wszedł do środka i zamknął okno. -Poza tym, na przyszłość upewnij się, że ja to ja, a nie zmiennokształtny albo coś.
-Nie bawię. Myślisz, że twój tato wpuściłby mnie, gdybym zastukał do drzwi? Poza tym, nasz pewność, że ja to ja, a nie zmiennokształtny albo coś?
- Opowiedz o naszym układzie - położyła dłonie na biodrach i przewróciła oczami.
-Mam nauczyć cię wszystkiego, co sam wiem o seksie - zarumienił się.
- No widzisz - otworzyła drzwi balkonowe. - Właź.
-Musimy ustalić jakieś hasło - powiedział, wchodząc do środka. Przyniósł ze sobą zapach deszczu, ciemności i zimna.
- Ciasteczka - zaproponowała od razu.
-Ciasteczka? - powtórzył, ściągając z siebie bluzę i zostając w t-shircie.
- No ciasteczka.
-Okej. Niech będą ciasteczka - przeciągnął się lekko, a koszulka ujechała do góry, odsłaniając dół jego brzucha. -Soł, co twoi rodzice powiedzieli po powrocie?
- No nic - wzruszyła ramionami. Dopiero wrócili, chata posprzątana, a mama wróciła z nowym wisiorkiem od taty - uśmiechnęła się.
-Czyli nikt nie domyślił się, że był u was duch. Dobrze - sięgnął do plecaka i podał jej białe, duże pudełko. -To sproszkowana, czerwona cegła. Wysyp ją na progu, najlepiej pod dywanem. Jest skuteczniejsze od soli.
- O, dzięki. Jutro to zrobię - odłożyła pudełeczko pod łóżko.
-Tu masz święconą wodę - podał jej małą butelkę.
- Jesteś taki romantyczny, Jace - westchnęła ironicznie.
-Hę?
- Nic. Od faceta zazwyczaj dostaje się kwiaty, a nie wodę święconą.
-Kwiaty - powtórzył. -Okej, przyniosę ci kiedyś.
O co chodziło z tymi kwiatkami? Myślał, ze skoro Silver jest praktyczną osoba, ucieszy się z broni..
Jace, Jace, Jace...
-Co?
- No nic, no. Kwiaty, następnym razem pamiętaj o kwiatach.
-No już dobrze, dobrze - westchnął. -Nie wiedziałem, że mam ci nosić kwiaty - powiedział nagle. -A może będę ci je wtykał w szafkę tak, by Mathias widział?
I znów poczuł zazdrość na myśl, że ona chce być z nim jako trenerem tylko po to, by potem oddać się temu gnojkowi.
- Nie, nie, nie. Żadnych szafek!
-Dobrze już, dobrze. Żadnych szafek. Swoją drogą, kiedy chcesz zacząć.. naukę?
- Eerm... - spuściła wzrok. - Nie wiem...
-Nie wiesz - powtórzył Jace ze spokojem. -Nie chcę naciskać, Silver - dodał od razu.
- To dobrze, bo byś dostał w ryj.
Uniósł brew. Rozglądał się jednak po jej pokoju z obojętną miną.
-Nasz układ zależy od ciebie - powiedział wprost.
- No wiem. Chcesz herbaty albo coś?
-Chętnie - uśmiechnął się ciepło. No nie mógł się na nią gniewać.
Niby czemu miałby się gniewać?
- No kurde, miałeś odmówić - westchnęła. - Zaraz wracam - wyszła z pokoju.
Aha.
-Jeśli chcesz, żebym sobie poszedł, wystarczy powiedzieć - powiedział cicho, gdy wróciła.
- Nie o to chodzi. Nie chciało mi się schodzić na dół i robić ci herbaty no. Masz, smacznego - podała mu kubek, a sama położyła się na łóżku.
-Czyli że mam zostać? - zerknął na nia. Co miał powiedzieć? Że jest zły, bo dostawał sprzeczne sygnały?
A może dlatego, że od kiedy wrócił do mieszkania, brakowało mu tam jej osoby? Mimo jednej, krótkiej nocy, zatęsknił za jej towarzystwem.
- No możesz, możesz. Zatem jak było w pracy?
-W tej normalnej spoko. Klepałem dzisiaj blachy. A w tej drugiej.. cóż. Ghule nie są zbyt przyjazne.
- Aaa... Czyli miałeś zabawę dzisiaj.
-Taaak.
Usiadł na łóżku obok niej.
-Poczekam, aż zaśniesz i sobie pójdę - zaproponował.
- No nie wiem, jeszcze mnie obudzisz jak będziesz wychodził. Herbatę pij - spojrzała na niego, a potem na kubek. No co, specjalnie mu zrobiła, nie? No.
Pił. No.
-Chcę po prostu troszkę z tobą być. Możesz wtedy spać, wyjdę cicho - obiecał.
- No okej - zgasiła światło. Nie wytrzymałą jednak długo. - Nie zasnę, jak się będziesz na mnie gapił.
Dopił herbatę.
-Mogę się zawsze położyć obok - zamruczał.
- Okej, kładź się. Moje łóżko jest wygodniejsze od twojego.
No i było większe.
Jace w ciszy zrzucił z siebie koszulkę i spodnie, po czym wsunął się pod kołdrę obok niej. Ustawił w telefonie budzik na rano i położył go na szafce. Okej, to było szaleństwo.
- No, trochę lepiej - odwróciła się w jego stronę, a potem przytuliła do niego. No. Spodobało jej się to.
Jemu też.
-Faktycznie, wygodniejsze - przyznał cicho i otoczył ją ramieniem.
Po chwili spał już. Jak dziecko.
Silver uśmiechnęła się w ciemnościach, a potem pogłaskała swojego (a jakże) po włosach. Kiedy spał, był jeszcze bardziej uroczy. No co zrobisz, to był Morgenstern.


sobota, 9 marca 2013

Rozdział 8. Mściwy duch.



- No niiieeee, z czym do ludzi no! - David aż podniósł rękę, wskazując na tv, wiszące na ścianie.
- No kurde, bez sensu jest ten wątek! - zawtórowała mu Silver.
Rodzeństwo de Varden siedziało w pokoju Silver i oglądali sobie seriale.
- No proszę cię, on ma mieć dziecko? Przegięcie! Ja już tego nie będę oglądać. Bez sensu!
- Noo, zepsuli - westchnęła Silver i zjadła popcorn do końca.
- Wali mnie to, kuźwa, idziemy na imprezę? - wstał i otrzepał swoją koszulkę i spodnie.
- Nie chce mi się, idę spać. Maturalna, co? - prychnęła cicho, wyłączając tv.
- No dobra - wzruszył ramionami, a potem pocałował ją w czoło. - Dobranoc zatem.
- Branoc, branoc, baw się dobrze - uśmiechnęła się do niego.
A potem poszła do łazienki.
W domu nagle zerwał się lekki, ale przeraźliwie zimny podmuch wiatru, mimo zamkniętych okien i drzwi. Wyglądało to na przeciąg, ale skąd? Obraz, wiszący na ścianie, z hukiem upadł na podłogę, a szkło rozbryznęło się na wszystkie strony. Zaraz za nim poleciał kolejny. I kolejny. Podłoga zaskrzypiała cicho, jakby ktoś śledził Silver. Bębniący o szyby deszcz jakby przybrał na sile, a grzmot przetoczył się nad ich domem. Silver w tym czasie wzięła prysznic i ubrała się w koszulę nocną. Tak, tak, oczywiście, że krótką. Później położyła się do koja.
            Przez chwilę w domu panowała cisza. Zbyt nienaturalna cisza. Nie było słychać nawet ulewy za oknem.
            Ciszę przerwało trzaśnięcie drzwiami pokoju Silver. I znów. I znów. Drzwi trzaskały, podczas gdy książki z jej biurka spadły na podłogę.
Silver gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej.
- David? - zapytała i spróbowała zapalić światło. Na próbach się skończyło. - Jak to ty, kretynie, to cię zabiję - warknęła.
Temperatura w pokoju spadła tak nisko, że widziała swój oddech w postaci pary, tuż przed sobą. Nagle jedno z okien się otworzyło, a przez cały dom przetoczył się donośny dźwięk grzmotu. Ciemność, na ułamek sekundy, rozjaśniła błyskawica, i wtedy mogła ją zobaczyć.
            Zjawa ubrana była w długą, białą suknię. Postrzępiony gorset okrywał, za życia, szczupłe ciało. Dookoła wykrzywionej w gniewie twarzy, falowały ciemne włosy. Kobieta wskazała na Silver palcem i otworzyła usta, z których wydobył się głośny pisk.
Silver patrzyła na nią z szeroko otwartymi oczami. Była przerażona, a z tego strachu nie potrafiła się ruszyć.
Jednak w końcu zerwała się na równe nogi i pobiegła w stronę drzwi, a potem na dół. Co to, kurwa, przepraszam, miało być?!
Duch niespiesznie podążał za nią, a gdy mijał jakiś obraz, spadał on na ziemię. Podłoga w domu drżała. Tuż przed nosem Silver drzwi zatrzasnęły się.
A ona zatrzymała się dopiero na nich, prawie się od nich odbijając. Odwróciła się gwałtownie w stronę zjawy.
- Dobra, kim, kurwa, jesteś i czego chcesz? - warknęła, sięgając po swój płaszcz. Przecież nie wybiegnie na ulicę w koszuli.
Zjawa nie odpowiedziała, wydała z siebie znów ten wysoki, przejmujący dźwięk. Kawałek szkła z rozbitej antyramy uniósł się i ostrym końcem poleciał w stronę Silver.
W ostatniej chwili się uchyliła.
- Okej, Kacperkiem to ty nie jesteś - szybko się ubrała, a potem otworzyła drzwi i wybiegła z domu.
            Na zewnątrz szalała burza, a deszcz zacinał, smagając każde miejsce na jej ciele, którego nie osłoniła płaszczem. Na szczęście, duch nie poszedł za nią. Kurwa, zostawiła telefon w domu. Nosz jasna cholera no!
Ale miała drobniaki w kieszeni płaszcza. Poszła więc do butki telefonicznej, z której zadzwoniła po taksówkę.
            Jako że była to bogatsza dzielnica miasta, taksówka pojawiła się dosyć szybko. Kierowcą był starszy, czarnoskóry mężczyzna. Zerknął na nią, na jej długie, niczym nie osłonięte nogi.
-Nieudana randka, panienko? – zapytał.
- W moim domu straszy - mruknęła i wsiadła do taksówki. Podała mu adres Jace'a.
Kierowca zmarszczył brew.
-Zawiozę cię tam, panienko, ale jeśli pokłóciłaś się z rodzicami, Brooklyn ci nie pomoże. To bardzo niebezpieczne miejsce, zwłaszcza dla samotnej, młodej dziewczyny..
- Nie ma ich w domu. A brat pewnie się pie... po prostu proszę mnie tam zawieźć - spojrzała na niego. - Poza tym, Queens jest bardziej niebezpieczne. Umiem o siebie zadbać - uśmiechnęła się lekko.
No chyba nie bardzo. W jej domu był, kurwa, duch!
            Zrobił, jak mu kazała, w końcu nie powinien się tym interesować. Dowiózł ją do granicy dzielnicy, w której mieszkał Jace i zaparkował.
-Nie wjeżdżamy dalej, panienko. To złe miejsce. Nie zapuszczamy się tam. Niech Bóg ma panienkę w opiece – dodał.
Silver uniosłą brew. Boże, oni naprawdę nie znalali się na dzielnicach NY. No cóż.
Wyjęła z kieszeni wszystko, co miała.
- Starczy?
            Starczyło. Kierowca odjechał. Nim zatrzasnęły się za nią drzwi. Miał tylko nadzieję, ze nie usłyszy o tym, ze jej zgwałcone ciało wyłowiono z rzeki.
No dobra, Silver, weź się w garść - pomyślała. Otuliła się płaszczem, a potem na bosych nogach szybko szła w kierunku mieszkanka Jace'a.
W końcu zobaczyła jego auto i jeszcze bardziej przyśpieszyła. A potem zaczęła pukać do jego drzwi, coraz silniej, natarczywiej, z coraz większą częstotliwością.
            Odpowiedziała jej cisza. Co prawda, zza drzwi słychać było lekkie dźwięki muzyki, płynącej z radia, a z góry odgłos kłótni sąsiadów, ale drzwi były wciąż zamknięte.
- Morgenstern, otwieraj! Prokuratura okręgowa! - warknęła i przywaliła pięścią w drzwi.
-Co się pańcia tak drze?! – sąsiad Jace’a otworzył drzwi i łypnął na nią przekrwionym okiem.
-Spokojnie, Carl, to moja dziewczyna – oznajmił Jace, stając w otwartych drzwiach. Miał na sobie tylko bawełniane spodnie od dresu oraz ręcznik na karku. Walenie w drzwi zastało go pod prysznicem.
-Dzieciaki – burknął sąsiad i zatrzasnął drzwi.
- Wreszcie! - warknęła, a potem się do niego przytuliła. - Musisz mi pomóc.
-Co się stało? – zapytał, obejmując ją. Nogą zamknął drzwi, po czym, wyćwiczonym gestem, zamknął zamek i założył łańcuch. –Jezu, jesteś przemoczona – zaczął z niej ściągać płaszcz. Pierwsze, co mu przyszło do głowy, to woda. –W prysznicu jest jeszcze ciepła woda, musimy cię rozgrzać, nim się rozchorujesz.
- Jak sobie chcesz - wzruszyła ramionami. - U mnie w domu straszy jakaś pizda.
-Co? – uniósł brwi, pchając ją w stronę łazienki. Cholera, miała na sobie seksowną koszulę. Odwrócił wzrok. –W szafce są czyste ręczniki. Rozgość się – mruknął i zamknął drzwi od łazienki, po czym oparł się o nie i zarumienił. Chryste. Była przemoczona, dygotała, przerażona, a on myślał o tym, by wziąć ją pod prysznicem. Pokręcił lekko głową i poszedł do kuchni naszykować herbatę na uspokojenie.
Dla nich obojga.
- Ja ci tu gadam, że u mnie straszy, jestem przerażona jak nigdy w życiu, a ty wychodzisz?! - krzyknęła przez drzwi.
No ale dobra, wzięła się za ten prysznic. Ciepłooo... Jakie to było przyjemne.
W końcu wyszła, owinięta jego ręcznikiem.
-Wpierw trzeba zadbać, byś nie złapała zapalenia płuc – mruknął, podając jej kubek z ciepłą herbatą. –Melisa. Na uspokojenie. Tu jesteś bezpieczna. Możesz mi spokojnie powiedzieć, co się dzieje – powiedział, starając się brzmieć profesjonalnie.
Ta. Wzwód był iście, cholera, profesjonalny. Ale nie mógł się nie podniecić, widząc Silver w ręczniku, gdy jej skóra była wciąż jeszcze lekko zaróżowiona po kąpieli. Chryste, miej litość.
Silver wzięła kubek do rąk i napiła się herbatki.
- Była biała. Krzyczała. I potrafiła przesuwać przedmiotami. Nigdy wcześniej jej nie było, a mieszkam tam przez całe życie.
-Mściwy duch – mruknął pod nosem. Dotychczas w swoim życiu spotkał się tylko raz z takim. –Niekoniecznie musiał u was być cały czas – powiedział. –Ale sprawdzimy to. Na razie.. – podrapał się w brzuch. –Dam ci coś do ubrania. I włożę twoje rzeczy do suszarki – burknął, starając się nie patrzeć na jej nogi.
- Okej, okej... Jace - spojrzała na niego tymi swoimi ciemnoniebieskimi oczami. Normalnie teraz była lepsza niż Kiciak ze Szreka.
-Tak? – zapytał, wrzucając do suszarki również swój ręcznik. Wyjął z pralki czystą koszulkę i podał Silver. –Nie miałem czasu prasować – wyjaśnił.
- Mogę u ciebie przenocować?
-O.. no, jasne. Oczywiście – wyrzucił z siebie. Okeej. –Nie powinnaś teraz wracać do domu, nie w tym stanie – oznajmił i pogłaskał ją po głowie. Z kuchni dobiegło ich ciche PING. –Piekarnik. Przebierz się, a ja wyjmę.
- Okej - uśmiechnęła się leciuteńeńko. Szybko ubrała jego koszulkę.
            Jace tymczasem sprawdził, jak tam kalafiorowa zupa, po czym wyjął z piekarnika blachę maślanych ciasteczek. Były ciepłe, więc szybko wrzucił je do pojemnika. W powietrzu, w całym mieszkaniu, szybko rozszedł się zapach słodkości.
            Starał się troszkę unikać Silver. Była przestraszona, przybiegła do niego po pomoc, a on nie mógł wyrzucić z głowy obrazu jej półnagiego ciała. To była jego PRACA, miał ją CHRONIĆ. I z tym postanowieniem wrócił do salonu.
-Jadłaś coś? – zapytał.
- Popcorn i nachosy - kiwnęła głową, a potem spojrzała na jedzenie. - Ale spoko, chętnie dojem.
-Naleję ci zupy, dobrze ci zrobi – powiedział. Szybkim ruchem okrył ją dodatkowo kocem, po czym dorzucił do kominka polano drewna, aby ogień nie zgasł.
- Mhm, chętnie - zabrała się za zupkę. O mój panie, jakie pyszności!
            Obserwował ją, gdy jadła. Dopiero teraz docierało do niego, że mógł jej więcej nie zobaczyć. Ale widok jej, w jego koszulce, siedzącej przy stole i z apetytem zajadającej zupę, uspokoił go.
-Więc, co się stało? – zapytał. –Opowiedz mi po kolei.
- Poszłam spać, a nagle z półek zaczęły spadać książki, drzwi zaczęły trzaskać, a obrazy spadać. Ona była biała, unosiła się nad ziemią - spojrzała na niego krótko, a potem wróciła do jedzenia.
-Typowa manifestacja – westchnął. –Czy próbowała zrobić ci krzywdę? I czy to była ONA? Może to był on? Zjawa była wyraźna?
- To była ona. Miała niezłą figurę swoją drogą...
-Jeśli widziałaś ją wyraźnie, oznacza to, że jest naprawdę wściekła – odłożył do zlewu swoją miskę i natychmiast ją umył. –Jutro pojedziemy do ciebie i spróbujemy się jej pozbyć.
- Sam pojedziesz i sam się jej pozbędziesz - prychnęła. Ona ma tam wrócić? Mowy nie ma.
-Będę potrzebował twojej pomocy. Musisz mi pokazać, co ostatnio kupiliście, jakieś używane antyki albo coś – podał jej talerz z ciasteczkami i kubek mleka.
- Tata kupił mamie naszyjnik, ale ona go nie chce nosić. Nie podoba jej się. Może to to?
Zamyślił się na chwilę.
-Tak, to może być to – powiedział krótko.
Silver kiwnęła głową i wzięła ciasteczko.
- Bardzo dobrze gotujesz, Jace'ie Morgenstern.
Wzruszył lekko ramionami.
-Nie dało się żyć na zupkach chińskich – zażartował. –Mój kolega żartuje, że to podnosi moją wartość na rynku kawalerów – puścił jej oczko. –Chcesz pooglądać TV? Bo jest dopiero 23, nie kładę się spać tak wcześnie. Ale jeśli chcesz się położyć, to bierz łóżko. Prześpię się na kanapie – dodał.
- Okej, ja idę spać w takim razie. Dość wrażeń na dzisiaj. Gdzie masz sypialnie?
No co, jego mieszkanko było malutkie w porównaniu do jej domu.
-Tutaj – otworzył drzwi. Posprzątane, czysto, żadnych pornoli w szafce. –Poczekasz chwilkę, wezmę tylko pościel na zmianę i dorzucę do kominka, żeby było ci w nocy ciepło – położył, na ułamek sekundy, dłoń na jej plecach.
- Dobrze... głupio mi tak... Przepraszam. Przyszłam, zawracam ci głowę i jeszcze ci łóżko...
-Daj spokój, to żaden problem.
Co prawda, rzuciwszy okiem na swoją kanapę, Jace dobrze wiedział, że będzie spał z nogami od kolan poza materacem, a ta sprężyna wbije mu się w żebra, ale dobro i bezpieczeństwo Silver było dla niego ważniejsze.
-Poradzę sobie – stwierdził, dokładając drewna do kominka.
- Mhm, oby...
Silver przewracała się z boku na bok, aż w końcu wstała i poszła do Jace'a. O mało nie wybuchła śmiechem, widząc go na kanapie.
- Jace - szturchnęła go. Swoją drogą, ładny był. Jeszcze ten ogień na jego twarzy. No i generalnie ładnie spał...
Otworzył jedno oko.
-Tak? – zamruczał. Nie spał. Nie dało się. Dobrze, ze jako Nefilim, nie potrzebował dużo snu.
Silver jakoś się wcisnęła jeszcze obok i usiadła.
- Nie mogę spać.
-Nie dziwię się, taka ilość stresu i nowości – szepnął, troszkę rozespanym głosem. Obrócił się na bok, robiąc jej miejsce. –Chodź, połóż się obok – zaproponował.
- Nie, chodź do łóżka. Widzę, że ci tu strasznie wygodnie - chwyciła go za dłoń i pociągnęła do sypialni.
            W końcu „wylądowali” w łóżku. Nie tak to sobie Jace wyobrażał, ale nie było źle. Silver ulokowała się pod ścianą z oknem, przy wnęce, którą Jace swego czasu wyłożył poduszkami, by nie czuć było chłodu, on sam położył się z brzegu. Ku jego zdumieniu, wystarczył ten krótki czas, by jego pościel już pachniała nią.
-Spróbuj zasnąć – powiedział łagodnie, układając się na boku. Zazwyczaj spał na brzuchu i spał nago. No cóż.
- Spróbuję - przykryła się kołderką i wtuliła nos w poduszkę.
-Nikt cię tu nie skrzywdzi. Mieszkanie jest zabezpieczone – szepnął i pogłaskał ją po włosach. –Możesz się odprężyć. Nie znam bajek, by ci jakąś opowiedzieć.
- Nie znasz? To opowiedz mi o sobie i jak to tak, że polujesz na duchy i inne takie tam.
-I myślisz, ze to ci pomoże zasnąć? – zaśmiał się cicho. –No dobra. Kiedy trafiłem do poprawczaka, posiedziałem tam 3 miesiące, po czym pojawił się taki facet i powiedział, że trafiłem do programu resocjalizacyjnego. Zabrali mnie z Londynu do Szkocji, na Wyżyny, do Akademii Nefilim. Tak przeszedłem trening, badania. Okazało się, że jestem jednym z nich, więc zrobili ze mnie wojownika – uśmiechnął się do siebie na wspomnienie wspaniałych, szkockich widoków.
- Nefilim? - otwarła szeroko oczy, podrywając nieco głowę. - No tak, skoro są wampiry, wilkołaki i lisołaki, to dlaczego Nefilim nie ma być. Kontynuuj.
-Czekaj. Wiesz, czym są Nefilim? I o lisołakach też wiesz?
- No tak. Czytam książki. A lisołakiem jest David. Przecież wiesz... - spojrzała na niego, a potem położyła z powrotem głowę na poduszce.
-Oczywiście, że wiem. Wiem też, że do naszej szkoły chodzą wilkołaki, a także raz czy dwa widziałem czarownicę. Ale nie wiedziałem, że ty wiesz – odparł ze spokojem. –No cóż, to wiele ułatwia. Kiedy skończyłem Akademię, dali mi do wyboru dwa miasta: Paryż lub Nowy Jork. Jako że nigdy nie lubiłem francuskiego, wybrałem tutaj. Nie żałuję – uśmiechnął się do niej szeroko, po czym zaryzykował i, Pani i panowie, wreszcie ją pocałował.
O mój panie! Tak bez niczego? Bez publiczności?
Silver oczywiście odwzajemniła pocałunek, ale na razie bez zbędnych czułostek.
-No – szepnął, gdy się od niej oderwał. –Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
- Chyba nie... - uśmiechnęła się i przytuliła do niego. Cieplusio.
-Mhm – jego ręka zaczęła gładzić jej włosy, a ramię oplotło ją w talii. To było takie naturalne, przyszło samo z siebie. Jace musnął wargami jej czoło. –To spróbuj zasnąć, księżniczko.
- Mhm... - przytuliła się mocniej. I było cudownie. Zasnęła po paru minutach.
            Jace jeszcze czuwał, trzymając ja w ramionach, póki nie upewnił się, że śpi. Gdy zyskał już pewność, że Silver zasnęła, rozluźnił się i zamknął oczy. Pierwszy raz w życiu spał z kimś w łóżku. Było to dziwne, ale przyjemne uczucie…
Nad ranem Silver zaczęła się kręcić, ale spała nadal. Kto by nie spał po wczorajszym.
            Jace’a obudziło pocieranie jego krocza. What the hell, pomyślał, otwierając oczy. Wtedy zauważył przed sobą tył głowy Silver, która spała. A jej pupa bezlitośnie co chwila się o niego ocierała. Chryste. Chcąc uspokoić dziewczynę, położył dłoń na jej brzuchu, a twarz przytulił do jej karku.
-Śpij – wyszeptał. –Spokojnie.
Pfff, naiwny myślał, że to coś da.
Nie dosyć, ze śniła mu się całą noc (He, He, całkiem przyjemnie), to teraz to.. Zacisnął lekko zęby, przytulając się do niej do tyłu lekko unieruchamiając sobą.
-Śpij.
No, teraz się trochę uspokoiła. Powiedzmy. Teraz wtulała się w niego plecami. Niiieeee, czyżby pasowali do siebie tak idealnie?
Nie powinien tego robić. Naprawdę nie powinien. A mimo to, ustami lekko zaczął muskać jej kark. Oczywiście, z zerowym kontekstem erotycznym. Chciał tylko, by się uspokoiła. Ale ona zawsze nad ranem się wierciła. Wyczuwała, że znowu trzeba wstać.
Był już twardy, ale panował nad sobą. Zaczerpnął kilka głębokich wdechów (szkoda, że z każdym wciągał do płuc więcej i więcej jej zapachu). Mógłby ją obudzić i potem powiedzieć, że jeszcze może spać, ale, znając ją, wywaliłaby go za to z jego własnego łóżka.
Ale spoko, Silver się przebudziła. Zamruczała coś pod nosem. Znwou zasnęła z Davidem?
Nie, to z pewnością nie był jej brat. I nie jej pokój. What the... No tak, zjawa.
Przekręciła się i po chwili spojrzała na Jace'a.
- Dobry.
-Bry – mruknął przez zaciśnięte zęby. –Wyspałaś się?
- Tak, a ty?
Teraz sobie przypomniała, że się całowali!
-Taaak. Wyspałem się.
Przecież nie pójdzie do łazienki na teges śmieges, gdy ona tu była. Fuck. Poprawił kołdrę i lekko cofnął się biodrami. Może niczego nie zauważy, a on pomyśli o czymś nieprzyjemnym. Jak zdechłe pieski.
- No, to dobrze - zamknęła znowu oczy. Nie musiała przecież wstawać.
Dłoń Jace’a lekko dotknęła jej policzka.
-Kobiety pewnie cię nienawidzą za to, że rano wyglądasz jakbyś miała cudowną noc pełną seksu, a nie napad ducha, spacer w burzy..
- Nie wiem, rzadko rozmawiam z innymi kobietami.
-Mhm.
Głaskał opuszkami palców jej skórę. Podobała mu się.
- Łaskoczesz - uśmiechnęła się i otworzyła oczy.
-Przepraszam. Po prostu jeszcze nigdy nie obudziłem się z kobietą przy boku – wyznał i zabrał rękę.
- No co robisz, głaskaj mnie dalej - "poprosiła", ale bardziej to brzmiało jak rozkaz.
Przysunął się troszkę bliżej i zaczął ją głaskać, zahaczając palcami o jej szyję i kark. Cały czas patrzał w oczy Silver, uśmiechając się.
-Podoba ci się to? – zapytał, lekko muskając jej kark.
- MORGENSTERN, OTWIERAJ! PROKURATURA OKRĘGOWA!
Krzyknął ktoś zza drzwi wejściowych na klatkę schodową. Czyżby taki tekst nie padł jakieś dziesięć godzin temu?
Jace usiadł.
-Czy to..?
- Prokuratura? - Silver spojrzała na niego. 
-Jezu, jeśli to moja kuratorka, to mam przerąbane – wyskoczył z łóżka i złapał za t-shirt, który leżał na oparciu krzesła. –Nie wychodź z łóżka, kochanie – powiedział szybko. –Spławię ją i zrobię ci śniadanie – obiecał.
- Ale to jest... - no nie dokończyła, bo już go nie było.
A za drzwiami stał ZDENERWOWANY David de Varden.
- Gdzie jest moja siostra?
-W łóżku, nie ma jeszcze 8, David – powiedział Jace, szerzej otwierając drzwi, zapraszając go tym samym do środka. –Właśnie planowałem zrobić śniadanie.
- W ŁÓŻKU? - wepchnął się wręcz (i jego też) do mieszkania. - Czy ty wiesz, w jakim stanie zastałem nasz dom?! A ty mi mówisz, że MOJA siostra jest w TWOIM łóżku?!
-No tak. Przyszła tu wczoraj i przenocowała. Spaliśmy aż do teraz i… Czekaj, czekaj. JEZU, DAVID. Nie uprawialiśmy seksu!
- SERIO? Bo jak kłamiesz, to powieszę cię za... Cześć, Silver - uśmiechnął się do siostry. BOŻE, MIAŁA NA SOBIE JEGO KOSZULKĘ.
-Silver, powiedz mu. Nie spaliśmy ze sobą. W tym sensie, że w sensie. Jesteś wciąż dziewicą – powiedział cicho Jace.
- No, jestem, Davidzie - przewróciła oczami. - Po co wpadłeś?
- Nasze mieszkanie wygląda jak po przejściu huraganu. Co się dzieje? Włamali się, próbowali ci coś zrobić? - podszedł bliżej niej.
- Nie. Ducha mamy...
-W dodatku złośliwego – dodał Jace, kierując się do kuchni. Wstawił wodę na herbatę. –Lubicie jajecznicę? – zawołał. Miał nadzieję, że Silver nie powiedziała Davidowi o ich układzie..
- Lubimy - odpowiedzieli równocześnie.
- Nic ci nie zrobił?
- Nie, uciekłam w porę.
- Ja mówię o Jace'ie.
- Daj spokój, on jest jak ta niewinna owieczka!
Jace tymczasem przygotował śniadanie i herbatę, wszystko to, na dużej tacy, zaniósł do sypialni.
-Nie daję wam kawy, bo i tak jesteście od rana nabuzowani. Proszę – usiadł i podał Silver talerz, następnie podał Davidowi. On sam skoncentrował się tylko na herbacie, nie miał ochoty jeść. –David, czy wiesz, jaki naszyjnik twój ojciec kupił waszej mamie? Umiałbyś mi go pokazać?
- No raczej. Chwalił się nim, że "mamie na pewno się spodoba!". No nie spodobał.
-Jeśli poprzednia właścicielka zginęła w tragiczny sposób, pałając żądzą zemsty, może teraz nawiedzać tych, do których ów naszyjnik należy – Jace wyciągnął się wygodnie obok Silver i wyjął z szafki laptop. Otworzył go i wszedł na forum łowców, po czym zaczął przeglądać galerię „przeklęte obiekty”.  –Ten? – pokazał im jeden na obrazku, ostatnio widziany w NY, jak głosił jego podpis.
- O, to ten. Prawda, że badziewie? - powiedziały jednocześnie bliźniaki.
-Badziewie? Antyk wart prawie 5 tysięcy? – prychnął Jace. No cóż, niektórzy nie przywiązywali do bogactwa takiej wagi.. Podpisał się pod zdjęciem swoim Nickiem, aby reszta wiedziała, ze pracuje nad tą sprawą. –Poprzednia właścicielka: Linch Marylee. Zginęła w 1765 roku, porzucona przed ołtarzem, powiesiła się po powrocie do domu. Jak się później okazało, jej niedoszły mąż miał już żonę i trójkę dzieci – uniósł brwi. –No, no.
- No to dlatego jest taka wredna. I ja jej się nie dziwię - powiedziała od razu Silver, wcinając śniadanko. Jace był wybitnym kucharzem no. Nie to, co ona.
- I co z tym teraz? Zniszczyć, zakopać, wrzucić do oceanu, rozpuścić w kwasie?
-Spalić. Anielski ogień może temu podołać – powiedział cicho. –Wtedy dusza Marylee zazna wiecznego spokoju. Okej. Silver niech tu zostanie, bo będzie bezpieczna. David, pojedziemy zabrać naszyjnik i go zniszczyć. Musicie wymyślić jakąś historyjkę dla waszych rodziców.
- Proste: włamywacze, naszyjnik. Koniec - David wzruszył ramionami. - Damy radę - dokończył jedzonko. - No, gotujesz prawie tak dobrze, jak ja.
-Okej. Chodźmy. Ona nie będzie zadowolona z tego, że chcemy ją odesłać. Masz – podał Davidowi wyjęty z dolnej szuflady pistolet. –Naboje są z soli kamiennej. Sól ją odstrasza. Tak samo żelazo. Daj mi 3 minuty, ubiorę się.
Poszedł do łazienki.
David pokiwał głową z uznaniem.
- Ale masz chłopaka - usiadł obok niej.
- No nie? - uśmiechnęła się, a potem położyła głowę na jego ramieniu. - Uważajcie na siebie.
-Taak, nie pozwolę, by ktoś zrobił Davidowi krzywdę – powiedział Jace chwilę później. Miał na sobie, typowe, czarne dżinsy i czarny t-shirt. –Przywieziemy ci ubrania, żebyś miała w czym wrócić do domu. Chodźmy, David.
- Poradzę sobie - prychnął. - Kiedyś rozmawiałem z duchem. Był seksowny. Żołnierz z czasów II wojny światowej. Taak, Mundury coś w sobie mają - cmoknął Silver w czoło, a potem wyszedł z mieszkania.
Gdy dojechali do domu de Vardenów, Jace postanowił mu wyjaśnić.
-Pokojowo nastawiony duch nie jest groźny. Zazwyczaj chce wyjaśnić jakąś tajemnicę, kogoś przeprosić, przekazać coś. Z kolei duch taki, jak Marylee, chce, by każdy, kto się nawinie, podzielił jej los. Obiecaj mi, że będziesz uważał. Inaczej to mnie opieprzy Silver.
__________________________
Na życzenie, SJ :D
PS. Polecam soundtrack (i więcej utworów tego autora). Muzyka jest świetna i pasuje do sceny o duchu ^^