sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 32. Wywiad z wampirem.

Annie po raz kolejny się nudziła. Nie mogła wychodzić. Czuła się jak w więzieniu, no ale to chyba nie jest nic dziwnego, nie? Nic, tylko ciągle zamek i zamek. Nuuuda i oszaleć szło.
Noah na nudę narzekać nie mógł. Wkrótce miał go odwiedzić wrogi wampir, w sumie, mógł się tu zjawić lada noc. Vincent Dimitrjew był jego wrogiem, ale był również mężczyzną, który chciał krzywdy Annie. A od kiedy Noah skosztował jej krwi.. nic nie było takie samo.
-Naszykowałem dla ciebie stroje na jego wizytę – powiedział, gdy wpadł na nią na korytarzu.
- Stroje? Żartujesz sobie?
-Gdybym żartował, dodałbym „haha” na końcu – burknął.
- Po co te stroje niby przepraszam, bo nie wiem.
-Wampiry obowiązują pewne konwenanse. Vincent jest bardzo tradycyjny. Kazałem sprowadzić dla ciebie suknie.
Nie dodał, że kazał je wzorować na starych sukniach swojej żony, ale zostały unowocześniony.
- Ha, no już. Ja żyję w XXI w.
Noah pomasował skronie.
-Czy z tobą nie da się wszystkiego załatwić spokojnie? – westchnął.
- Nie da się. Lubię stawiać na swoim.
-Więc może nim zaczniesz narzekać, chociaż je obejrzyj, co? A tymczasem wybacz, szykuję się do wizyty wampira, który jest moim wrogiem od pierwszego wejrzenia. A przyjeżdża tu przez ciebie – mruknął, mijając ją.
- No i po co gościć wroga u siebie w domu - mruknęła, człapiąc z powrotem do swojego pokoju.
            Nie było sensu się denerwować. Nie znała zwyczajów wampirów.
            Godzinę później do pokoju Annie zapukała gosposia.
-Panienko Monroe, zauważono auto pana Dimitrjewa w mieście. Będzie u nas za dwie godziny. Panicz Saphiro prosił, żeby się pani przygotowała. Jeśli nie chce się pani, to może pani zostać tutaj.
- A gdzie mam się przygotować?
-Tutaj – podeszła do szafy. –Czy mam panienkę uczesać?
- Jeśli pani chce - podeszła do niej.
-Sprawi mi to przyjemność – powiedziała z uśmiechem. –Zrobimy z panienki bóstwo, któremu panicz Saphiro się nie oprze!
On a nie wiedziała o ich „układzie”. Myślała, ze naprawdę się schodzą, a nie że udają parę tylko dlatego, żeby Annie była bezpieczna przed wampirem..
- Dobrze... - odpowiedziała ostrożnie i usiadła przed lustrem. - Nie rozumiem tego, że Noah i ten jak mu tam było, się nienawidzą, a mimo to ten go odwiedza. Bez sensu.
-Wampiry są skomplikowanymi istotami – powiedziała łagodnie gospodyni, delikatnie układając jej włosy. –Poza tym, zarówno panicz Saphiro, jak i pan Dimitrjew stoją na czele wampirzych frakcji. Gdyby jawnie okazywali sobie wrogość, doszłoby do konfliktu między ich podwładnymi.
- Ahaaaaa, to o to chooodzi. Dobra, to ja już wszystko wiem. Ja już teraz wszyyystkio wiem. Dziękuję - Annie uśmiechnęła się w stronę lustra, patrząc na gosposię.
-Nie ma za co. Mieszkam z paniczem całe życie. Raz na jakiś czas ma ochotę z kimś porozmawiać, więc go słucham. Dużo mi o tym powiedział.
- Nie jest taki zły, na jakiego się kreuje, prawda? - uśmiech nie schodził z jej twarzy.
-Nie. Jest...samotny. Tak, to chyba dobre słowo.
- Kiedy zmarła jego żona? - zapytała cicho.
-Jeszcze w średniowieczu. Nigdy nie akceptowała tego, że on jest wampirem. Zmuszała go, by chodził do kościoła i modlił się o swoją własną duszę. A on kochał ją tak bardzo, że robił wszystko, czego chciała..
- Naprawdę? - Annie otwarła szeroko oczy. - Toż to nie żona, tylko wredna suka. Po co z nim była, skoro go nie akceptowała samego? No co za zołza. 
-Nie, nie, panienko. Ona go kochała, przynajmniej panicz Noah tak mówi. Ona widziała w nim człowieka, nie wampira. Udawała, ze nic nie wie o jego podróżach w nocy, by się pożywić..
- Oj no. I tak straszne...
-Takie to były czasy, panienko. Już. Ślicznie panienka wygląda!
- Wiem, wiem - westchnęła. Po prostu Annie myślała, że skoro miłość, to pomimo wszystko... Za dużo seriali! Za dużo książek! 
Potem uśmiechnęła się, widząc fryzurę. 
- Dziękuję. Świetna robota. Strasznie mi się podoba - a następnie tak po prostu wstała i przytuliła się do niej. - Dziękuję za informację - puściła jej oczko.
Gospodyni była zaskoczona, ale odwzajemniła uścisk.
-Panicz jest w salonie, panienko. Z gościem, jak się domyślam.
Annie nabrała powietrza do płuc.
- Dobra, to idę.
Ubrana, ładnie uczesana i lekko podmalowana, zeszłą na dół, powitać tego skurwysyna Jakmutambyło.
Zeszła po schodach, udając jedną z tych księżniczek (żeby się nie potknąć, żeby się nie potknąć - powtarzała szybko w myślach).
            Noah wyczuł, że się zbliża. Wstał i podszedł do schodów, by na samym ich dole podać jej dłoń. Uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach pojawiło się pożądanie.
-Pięknie wyglądasz, kochanie – powiedział, po czym poprowadził ją w stronę gościa.
Vincent Dimitrjew był wysokim mężczyzną o długich, blond włosach, splecionych w warkocz na karku. Miał na sobie białą koszulę i czarny frak.
-A więc to jest popularna Annie Monroe – powiedział. Jego głos brzmiał słodko, zwodząco.
- Anna Monroe - podała mu dłoń, ale mocniej przytulając się do ramienia Noah.
-Miło mi – powiedział z lekkim błyskiem w oku, ujmując jej dłoń i całując ją lekko. –Widzę, że Noah się poszczęściło. Gratulacje, przyjacielu.
-Dziękuję – Noah uśmiechnął się nieszczerze. –Przejdźmy do salonu, napijemy się, porozmawiamy.
Przeszli. Annie trzymała się tak blisko Noah, jak to było w ogóle możliwe.
            W salonie Vincent usiadł na fotelu, a Noah pociągnął Annie na kanapę, gdzie otoczył ją ramieniem.
-Co słychać w Rosji? – zagadnął.
Po chwili rozpoczęła się rozmowa o polityce, układach, znajomościach, której Noah słuchał jednym uchem. Większą część uwagi skupił na Annie. Palcem lekko przesuwał od jej ramienia, po szyi i z powrotem. Annie uśmiechała się leciutko. Ona na przykład w ogóle nie słuchała, więc... Coś w tym było.
-A ty? Czemu przyleciałeś aż tu ze Stanów?
-Znudziłem się. Poza tym, chciałem, żeby Annie zwiedziła trochę świata – powiedział, kładąc dłoń na jej biodrze.
- I jest super - uśmiechnęła się leciutko.
W duchu podziwiając jej zdolności aktorskie, Noah pocałował ją w czubek głowy.
-Tak, jest super.
-Czuć, że super – zaśmiał się Vincent, ale był to śmiech złośliwy.
Annie uniosła brew wyżej. Co za kretyn.
Ale Noah pocałowała lekko.
Odwzajemnił pocałunek. Vincent cicho chrząknął.
-Słyszałeś, Noah? Coraz więcej aniołów pojawia się na świecie – powiedział poważnie. –Zaczyna to przypominać inwazję. W samej Moskwie zabiłem dwa mniejsze, ale jak tak dalej pójdzie, grozi nam plaga.
-Aniołów? Myślałem, że one nie interesują się tym światem.
-Coś się kroi. Może lepiej nie wychodzić spod ziemi.
- Zabiłeś anioły? - chyba tylko Annie zdawała się tym przejmować.
-Inaczej one zabiłby mnie – wzruszył ramionami. –Zresztą, stróże to były. Najmniejsze i najsłabsze. Ale jeśli trafimy na archanioła, może być gorąco. Trzeba wymyślić coś, co ochroni naszych ludzi, Noah.
Jakikolwiek by Vincent nie był, dbał o swoich podwładnych.
-Rozumiem. Popytam, rozejrzę się.
-Dobrze. A teraz wybacz, jestem głodny – wysunął kły. Noah mocno objął Annie. –Spokojnie. Wybieram się do wioski, wrócę za kilka godzin.
Jak powiedział, tak zrobił. Skłonił lekko głowę przed Annie, po czym wyszedł. Noah troszkę się rozluźnił.
- Jaki koleś tej - Annie odprowadziła go wzrokiem, a potem spojrzała na Noah. - Dlaczego anioły was chcą pozabijać?
-Bo jesteśmy nieczyści. Według aniołów, wampiry, wilkołaki i cała reszta nie ma dusz. Lisołaki, zmiennokształtni, skrzaty, wróżki, czarodzieje. Wszyscy jesteśmy „nieczyści i niegodni” mieszkania na Ziemi.
- Ałć... trudny jest ten świat. Chodź, przytul się - Annie przytuliła go do siebie mocno.
-Zrobiłaś się bardzo przytulaśna – zauważył. Musnął nosem jej szyję. –Nie ugryzę cię – obiecał, po czym pocałował ją lekko w to miejsce, a po chwili zaczął robić malinkę. O tak, miał na to ochotę od dawna.
- Dlaczego nie?  - przesunęła dłoń na jego kark.
-Bo jadłem przed przyjściem Vincenta. Nie muszę się posilać.
- No dobrze. A deser?
Uniósł głowę i spojrzał na nią z zaskoczeniem.
-Sama chcesz, żebym cię ugryzł..?
- No tak. Szanuję to, że gustujesz w ludzkiej krwi - zaśmiała się.
-Okej. O tak – położył ją na kanapie, po czym położył się na niej, odgarniając jej włosy na bok. –Zrelaksuj się – szepnął, językiem przesuwając po jej szyi.
- Taa, łatwo powiedzieć.
Pocałował lekko miejsce za jej uchem. Oj, nie spieszył się. Chciał sobie celebrować tę chwilę.
-Nie zrobię ci krzywdy – obiecał. Zębami lekko nakłuł jej skórę. Zadrżała lekko, obejmując go w pasie.
Noah wsunął kły głębiej, a potem napił się. I znów poczuł, że lekko wiruje mu w głowie, jakby pił wino, a nie krew. Przytulił swoje ciało do jej ciała. Annie zamknęła oczy, odchylając głowę w bok, żeby ułatwić mu dostęp. Potem przeniosła łapkę wyżej i pogłaskała go po karku.
Noah przesunął dłonią po jej boku, a potem po nodze i lekko odciągnął ją od jej drugiej nogi. Nic na siłę, oczywiście, ale teraz było mu wygodniej. Nie pił dużo, ale małymi łykami. Annie cicho jęknęła.
Noah oderwał się od niej. Schował kły natychmiast, po czym językiem zamknął drobne ranki na jej szyi.
-Za mocno? – szepnął do jej ucha. Oddychał szybciej, jego głos był lekko schrypnięty. Czy był podniecony?
Jak cholera.
- Nie, w porządku... chyba. Trudno stwierdzić, bo leżę.
-Chcesz usiąść?
- Nie chcę...
Taak, cieszyła się tą chwilą, bo nie wiadomo, kiedy znowu będą ze sobą tak blisko, prawda?
Noah westchnął cicho, a jego oddech omiótł jej szyję. Zdawał sobie sprawę z tego, że tak blisko kobiety leżał kilkanaście lat temu. Miło było znów czuć ciepło innej osoby. Miło było również czuć, że jego ciało nie jest martwe.
-Jestem ciężki? – mruknął, zaskoczony łagodnością we własnym głosie.
- Trochę, ale podoba mi się to.
-Mógłbym sprawić, że spodobałoby ci się to bardziej – burknął.
- Nie, dobra, nie chcę wie... dobra, mów.
-Nie ma nic do powiedzenia – zamruczał i pocałował Annie. Wpierw całował ją lekko, czule, a gdy poczuł, że jest gotowa, rozchylił językiem jej wargi i pogłębił pocałunek, odchylając jej głowę lekko do tyłu. Annie od razu odwzajemniła pocałunek, zaciskając pięści na jego marynarce.
-Lepiej? – zamruczał, lekko ssąc jej ucho.
- O wiele - szepnęła, otwierając oczy.
-Mam kontynuować? – zapytał, lekko podciągając jej sukienkę. Poooowli, tak, by poczuła, jak materiał ociera się o jej ciało.
- Taaak, nie przerywaj...
Znów ją pocałował, tym razem jednak lekko otarł się wypukłością swoich spodni o jej majtki.
Okej, odetchnęła, zamykając oczy. Nie wiedziała, co ma robić w tej sytuacji.
-Pragnę cię – wymamrotał nagle Noah.
- Ale... że tak... no wiesz... - Annie byłą jeszcze bardziej czerwona niż przed chwilą.
-Tak. Właśnie tak – mruknął. I wtedy kły same mu się wysunęły. Szybko odwrócił głowę i znieruchomiał. Już dawno nie stracił nad sobą kontroli! –Przepraszam – mruknął, siadając.
- Za co? - Annie odetchnęła i również się podniosła. Powoli, żeby nie zakręciło się jej w głowie. - Co się dzieje?
-Nie patrz! – warknął, zasłaniając usta dłonią. Jego oczy też miały troszkę ciemniejszy kolor.
Annie się trochę wystraszyła i cofnęła rękę, którą chciała położyć mu na ramieniu.
-Nie patrz – powtórzył ciszej. –Nie chcę, żebyś mnie takiego widziała.
- Ale ja chcę, Noah.
-Znienawidzisz mnie. Będziesz się brzydzić.
- Sprawdź mnie.
Noah westchnął ciężko, po czym cofnął rękę.
Kły nie były tak długie, jak pokazują w filmach. Sięgały dolnej wargi mężczyzny. Jego tęczówki były barwy ciemnej czerwieni. Zawstydzony (!), cofnął się lekko i odwrócił wzrok.
Annie uśmiechnęła się.
- Przystojny jesteś z kłami i bez, wiesz?
-Nieprawda. Jestem potworem – powiedział cicho.
- Dla niektórych pewnie tak. Ale nie dla wszystkich.
-To dlatego, że się podnieciłem – mruknął, chcąc się wytłumaczyć.
- Rozumiem...
Podniecił się przez nią? Pierwszy raz coś takiego słyszała.
-No bo jesteś piękną kobieta i – zamachał rękoma. –Nieważne! Nieistotne! 
- Co "nieważne"?! Co "nieistotne"?! Że jestem piękną kobietą?!
-Nie. Po prostu nie powinienem cię pragnąć. Miałem cię chronić. Chronić – powtórzył z przekąsem.
- Faceci - Annie przewróciła oczami i wstała. - Idę do kuchni, chcesz coś?
-Nie. Dziękuję.
- Dobrze - pochyliła się nad nim i pocałowała go w policzek.
-Poczekaj – powiedział. Poprawił jej sukienkę. A potem, nie patrząc jej w oczy, dodał:
-Musisz dziś spać u mnie. Żeby wiesz. Vincent.
- Okej... - zawiesiła głos. - Okej - powtórzyła. - To zaraz przyjdę się... rozgościć...
A potem poszła do kuchni.
Noah tymczasem skierował się do swojej sypialni. Znajdowała się ona w podziemiach zamku, wręcz wykuto ją w skale. Znajdowały się w niej specjalne okna, które nie przepuszczały promieni słońca. Znajdowała się tutaj jeszcze mała łazienka i jego garderoba. W pokoju obok, zamkniętym na klucz, wciąż stały rzeczy jego żony.
I pusta, drewniana kołyska.
Annie przyszła po godzinie z najpotrzebniejszymi rzeczami.
Zapukała do drzwi, a potem weszła. Uniosła brwi wysoko.
- Masz łóżko - powiedziała, z szokiem.
Noah spojrzał na nią z lekkim szokiem.
-A myślałaś, że gdzie śpię?
- W trumnie - Annie wzruszyła ramionami.
-W tru.. – pokręcił głową. –Za dużo horrorów, Annie. Możesz spać na łóżku.
- No tak zamierzałam właśnie. Gdzie mam schować swoje rzeczy?
Otworzył drzwi do garderoby. Przygotował miejsce na pólkach i w szafie.
-Łazienka jest tam.
- Dziękuję.
Annie wzięła się za rozpakowywanie.  W sumie - spojrzała na Noah - mogłaby tu już zostać.
-Annie – zaczął nagle. –Chciałabyś wrócić? Do Stanów?
Annie zastygła w ruchu. Zamyśliła się.
- Sama nie wiem... Na pewno chciałabym móc stąd wychodzić - powiedziała cicho.
-Możemy iść zwiedzić miasteczko. Albo jechać do Rzymu – zaproponował. –Wiesz, że nie wypuszczam cię, by nic ci się nie stało.
- Do Rzymu? - spojrzała na niego uważnie, z błyskiem w oku.
-Tak, do Rzymu.
- To kiedy jedziemy? - uśmiechnęła się szeroko.
-Możemy i jutro, gdy Vincent wyjedzie. Ale musze wrócić do Stanów, Annie. Zobaczyć, co z aniołami.
- Pojadę z tobą zatem.
-Okej. Annie, co do tego, co zaszło w salonie – chrząknął.
- Tak? - spojrzała na niego z takimi dużymi oczami.
-Chciałbym mieć cię w łóżku. Chcę cię.
- A ja chciałabym z tobą, ale...
-Ale jestem wampirem – dokończył cicho.
- Nie, to nie to - machnęła ręką.
-Jestem za stary?
- Nie, to nie to. Nie wszystko kręci się wokół ciebie, Noah, wiesz? - prychnęła.
-Więc o co chodzi?
- O to, że nie jestem jeszcze gotowa na TO... no wiesz... - i znów była czerwona na twarzy.
-Nie rozumiem – pokręcił głową. –Gotowa na co?
- No... no na TO.
-A. Chodzi ci o seks? Rozumiem – podrapał się w kark.
- No tak, o seks właśnie no...
-Spokojnie, nie naciskam – mruknął.
- Nawet nie jesteśmy razem - zauważyła i roześmiała się.
-Och. Teraz rozumiem! – lekko się do niej uśmiechnął. –Jeśli chciałaś z tym poczekać do ślubu, mogłaś powiedzieć. To od razu bym zrozumiał!
- Nie koniecznie o ślub mi chodziło, Noah - uśmiechnęła się do niego.
-Okej… Vincent wrócił. Pewnie jeszcze zejdzie nam długo na rozmowy. Odpocznij – polecił i wyszedł szybko.
Tak szybko, by uniknąć rozmowy o związku. Bo nie chciał się wiązać. Nigdy więcej nie chciał patrzeć jak ktoś, kogo kocha, odchodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz