sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 31. Weteran.

            Stephen Finn, kuzyn Rayne’a i całej reszty zgrai rudych idiotów, był w wieku tego właśnie Rayne’a. Ukończył Akademię Nefilim, a potem poszedł do wojska. Po krótkim szkoleniu otrzymał rozkaz wyjazdu na wojnę do Afganistanu. Skąd na szczęście wrócił w jednym kawałku, jednakże z pewnymi pamiątkami w postaci wielu blizn na ciele i duszy.
Stephen zaczął miewać koszary; rzucał się po łóżku w pościeli, mrucząc coś pod nosem, czasem nawet krzycząc. To był jeden z powodów, przez które jego żona zostawiła jego i ich dwójkę dzieci – bliźniaków, Anthony’ego i Jasmine.
Wkrótce po tym zginęła w wypadku samochodowym, za którego kierownicą siedział jej kochanek (pocieszał ją już wtedy, kiedy Stephen był na wojnie).
Przytłoczony obowiązkami i wspomnieniami, postanowił poszukać niani.

            Madeline O’Doherty jeszcze raz zerknęła na wycinek z gazety, ten, na którym wydrukowano ogłoszenie o wolnej posadzie dla niani. Miała 23 lata, długi i brak perspektyw. Tymczasem stała przed okazałą rezydencją, z ogromnym ogrodem i, jak zgadywała, równie ogromną ilością służby.
Westchnęła ciężko. Gdyby nie to, że musiała kupić leki dla chorej matki, pewnie teraz zawróciłaby i ponownie podjęła pracę w podrzędnym barze dla kierowców tirów, którzy dawali marne napiwki i równie marne komplementy.
Zadzwoniła do bramy, przedstawiła się i czekała.

            Gospodyni Sophie weszła do gabinetu panicza Stephena, uśmiechając się łagodnie. Była 64 letnią kobietą o ogromnych dłoniach i talencie kulinarnym. 
-Panie Finn, kolejna kobieta z ogłoszenia – zaanonsowała.
-Kolejna? Boże. Nie. Nie chcę już.
-Jest ładna.
-Długie nogi? – uniósł na nią wzrok.
-Do nieba, proszę pana. I długie włosy – dodała, wiedząc, jakie kochanki pan często sprowadza do domu.
-W takim razie niech wejdzie.
            Maddy weszła po 10 minutach, ściskając w dłoniach wymiętoszony wycinek, jakby był jej tarczą. Widząc za biurkiem młodego, przystojnego mężczyznę, odruchowo cofnęła się troszkę do tyłu.
-Dzień dobry – dygnęła, żałując, że nie stać jej na nic lepszego niż spłowiała szara sukienka, przyciasna w biuście.
-Dzień dobry – wstał z miejsca, podając jej dłoń. – Stephen Finn – przedstawił się grzecznie. Nawet się leciutko uśmiechnął. Jego gospodyni miała rację; kandydatka była bardzo ładna.
-Ma..Madeline O’Doherty – zarumieniła się wdzięcznie, patrząc na niego z nieśmiałym uśmiechem. –Rozumiem, że jeszcze nikogo państwo nie zatrudnili do opieki nad dziećmi? – zagaiła.
-Nie, jeszcze nie. Wciąż szukamy. Ma pani jakieś kwalifikacje? – wskazał jej fotel naprzeciwko niego, po czym sam usiadł, poprawiając koszulę w kratę.
            Wyglądała na miłą i przyjazną osóbkę, która dobrze zajmie się jego dziećmi i nie będzie ich trzymała pod rygorem. Kochał Tony’ego i Jasmine, nie chciał, żeby w ich życiu zapanował jeden, wielki grafik.
-Szczerze powiedziawszy, troszkę – chciała być szczera, bo wyglądał na osobę, która łatwo mogła sprawdzić jej tożsamość. –Mam licencjat z pedagogiki przedszkolnej, zajmowałam się dziećmi w przedszkolu podczas stażu. Ale.. hm.. własnych nigdy nie miałam – spłoniła się rumieńcem, zdając sobie sprawę z tego, jak głupio to zabrzmiało.
-A, okej – zamyślił się na chwilę. No cóż, przynajmniej nie miała papióra z kwalifikacjami do niszczenia dzieciom dzieciństwa, nie? – Dobra, przyjmę panią na okres próbny na tydzień. Może być?
-Oczywiście, proszę pana! – zawołała, po czym znów spłoniła się rumieńcem. Żeby nie uznał, że jest zbyt entuzjastyczna! –Czy poznam państwa dzieci jeszcze dziś? I co jeszcze będzie wchodziło w zakres moich obowiązków?
Była zaskoczona również tym, że cóż.. nie zapytał swojej żony o zdanie…
-Tylko opieka nad Tony’m i Jasmine – uśmiechnął się lekko do niej. – Chciałbym tylko jeszcze, aby pani mieszkała tutaj, z nami. Czy jest to problem dla pani?
Maddy zamyśliła się.
-Moja mama przebywa w domu opieki, więc nie jestem jej potrzebna codziennie – oznajmiła po chwili. –Czy mogłabym mieć kilka godzin wolnych w sobotę lub niedzielę, by ją odwiedzić?
-Oczywiście, że tak. Będzie pani otrzymywała dni wolne w razie potrzeby. Ale nie ukrywam, ze to praca na dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu – ostrzegł, jakby jego dzieci niewiadomo jakie były.
-Dobrze – zgodziła się. Jej serce biło szybko i chciała o coś zapytać, ale w tym samym momencie usłyszała kobiecy pisk z korytarza, a potem do gabinetu wpadł chłopczyk, na oko około 3 letni.
            Anthony Finn był skórą zdjętą z ojca i widać to było nawet teraz. Miał na sobie koszulkę w kratkę i dżinsy. Na jego twarzy widniał jednak grymas gniewu, który był podobny do tego, jaki czasami pojawiał się na twarzy Stephena.
-Tata! – ryknął, ile sił w małych płuckach i rzucił się w ramiona Stephena.
            Stephen popatrzył na Madeline przepraszająco, a potem przytulił do siebie syna.
-Co się stało, Tony?
-Mam zjeść brokuły! – poskarżył się, żałośnie pociągając nosem.
Madeline zaśmiała się w duchu, ale też dobrze przyjrzała dziecku. Nagle zapragnęła przygładzić mu rozwichrzone włoski i poprawić wystającą podkoszulkę.
-Aa… no ja cię rozumiem, synku, ale trzeba jeść brokuły, jeśli chcesz wyrosnąć na silnego i przystojnego mężczyznę jak ja – zaśmiał się cicho. – Ale nie, na serio, musisz zjeść. Musisz być zdrowy, tak? No właśnie – poczochrał mu włosy jeszcze bardziej.
Tony spojrzał na ojca z żalem. Skierował wzrok na Madeline i znów na ojca. Przyłożył usta do jego ucha, chcąc zachować sekret, ale i tak było wszystko słychać.
-Kim jest ta ładna pani, tato?
-Maddy – odpowiedział, używając zdrobnienia. – Będzie się opiekować tobą i twoja młodszą siostrą.
            Właśnie młodsza o dwie minuty siostra zajrzała do pokoju. W ręce miała pluszowego psa. Powolutku wsunęła się do środka. Podeszła do ojca, kiedy ten wyciągnął do niej dłoń. Spojrzała zaciekawiona na Madeline, a potem na tatę.
-Cześć –Maddy kucnęła tak, by nie spoglądać na dziewczynkę z góry. Nie pomyślała, że teraz, z perspektywy Stephena, widać jej biust… -Jestem Maddy, będę waszą nową nianią. Ty pewnie jesteś Jasmine. A twój przyjaciel? – pokazała palcem na pluszaka.
-Dzień dobry – powiedziała spokojnie. – To jest Śnieżek. Również ma trzy lata.
            Stephen jeszcze bardziej polubił pannę O’Doherty. Nie, nie chodził TYLKO o biust, ale także o to, jaka była wobec dzieci. No, na razie.
-Bardzo miło mi poznać ciebie i Śnieżka – uścisnęła wpierw dłoń dziewczynki, a potem pluszową łapkę. Następnie wyciągnęła rękę do chłopca. Ten, wziąwszy przykład z ojca, starał się być poważny.
-Anthony Finn – oznajmił, starając się brzmieć dorośle.
-Madeline O’Doherty – Maddy uścisnęła jego dłoń. –Na pewno masz 3 lata? Dałabym ci co najmniej 5!
Tony pokraśniał z dumy!

            Maddy pracowała już dwa tygodnie u Stephena Finn i czuła się tu dobrze. Rzadko go widywała, gdyż dużo pracował. Podziwiała go jednak za to, że każdego dnia, przynajmniej godzinę poświęcał po to, by pobawić się z dziećmi.
            Ona właśnie położyła je spać i teraz wyszła na spacer do ogrodu. Księżyc w pełni, ciepła noc. Dochodziła dopiero 21, nie bardzo było jak iść spać. Spacerowała więc między klombami kwiatów, słysząc w oddali szum wody z oczka. Gdzieś niedaleko cykały świerszcze. W całym ogrodzie roiło się od świetlików, nadając mu lekko magiczny wygląd.
            Nagle zauważyła w oddali swojego pracodawcę. Stephen siedział z butelką whisky na brzegu oczka. Rękawy koszuli i nogawki spodni miał podwinięte, nogi do łydek zanurzone w oczku. Maddy postanowiła odwrócić się i odejść, nie chcąc przerywać jego rozważań w samotności, ale nadepnęła na suchą gałązkę, która strzeliła pod jej nogami. Skrzywiła się.
            Na ten dźwięk Stephen poderwał się z miejsca i odwrócił gwałtownie w tamtym kierunku. Odetchnął z ulgą, widząc Maddy,
-Cześć. Co tam? – zagadnął kulawo, siadając z powrotem.
-Witam. Przepraszam, nie chciałam panu przeszkadzać, ale jest tak gorąco, że wyszłam na spacer – wyjaśniła się, jakby przyłapał ją na czymś grzesznym. –Dzieci już śpią – dodała szybko.
-Dobrze. Zapraszam – poklepał miejsce obok siebie. A co tam, jak już przyszła, to z jakiej parafii miałby siedzieć sam, nie? No.
Owinęła się mocniej szalem, żałując, że ma na sobie tylko koszulę nocną przed kolano, a nie na przykład dres. Mimo to usiadła, obciągając koszulę tak, by nic nie odsłoniła.
-Ciężki dzień? – zapytała, wymownie wzrokiem muskając butelkę whisky.
-Dzień jak co dzień – wzruszył ramionami, również spoglądając na butelkę. – Poczęstuje się pani? – uniósł nieco trunek. – Z dziećmi wszystko w porządku? Jedzą brokuły? – no cóż, jasne, że zdawał sobie sprawę z tego, że nie wyglądał dzisiaj najwybitniej, dlatego właśnie odwracał od siebie jej uwagę.
-Jedzą. Nie, dziękuję. Najmocniejsze, co w życiu piłam, to tani szampan – zdradziła z lekkim zawstydzeniem. –Czy mogę o coś zapytać, panie Finn?
-Może pani. W końcu jest pani moją nianią.
            Jakkolwiek to zabrzmiało.
            Maddy zarumieniła się. No, zabrzmiało to tak, jakby i on wymagał utulenia do snu.
-Nie chcę być wścibska, ale… czy pana żona zajmuje się dziećmi? Tony dzisiaj pytał, kiedy mama wróci z wakacji i nie wiedziałam, co mu powiedzieć – powiedziała cichutko, z każdym słowem cichnąc jeszcze bardziej.
            Stephen również zamilkł. Spojrzał na taflę wody, a potem westchnął.
-Nie wróci. Nie żyje. Zginęła w wypadku samochodowym wraz ze swoim kochankiem – odpowiedział beznamiętnie na zewnątrz; we wnętrz nadal budziło to emocje.
Maddy zasłoniła usta dłonią. To było straszne! O ile była w stanie zrozumieć kobietę, która odchodzi od męża, tak nie rozumiała takiej, która go zdradzała i w dodatku porzuciła swoje dzieci.
            Nagle pomyślała, że dobrze, że dzieci wtedy z nią nie było!
-Tak mi przykro – powiedziała cicho, bardziej żałując jego i bliźniaków, niż ździry, która nie doceniła tego, co dało jej życie. Nieśmiało wyciągnęła rękę i ostrożnie pogłaskała Stephena po ramieniu, zaskoczona ciepłem jego skóry, bijącym nawet przez koszulę.
            A on nagle odwrócił się do niej przodem (tyle, ile mógł w takiej pozycji) i mocno się do niej przytulił. Zamknął oczy, powstrzymując drżenie rąk.
            Maddy była zaskoczona, ale po chwili wahania objęła go i przytuliła jego głowę do swojej piersi. Powoli dłonią przesunęła po jego włosach.
-Już dobrze – szepnęła, wiedząc, że to kłamstwo, które niczego nie zmieni. Ci, którzy zostawali przy życiu, zawsze mieli najgorzej.
            Stephen pogłaskał ją po plecach.
-Czy mogę tak jeszcze chwilę posiedzieć…?
-Oczywiście – szepnęła. W ogóle nie odczytywała jego zachowania w kategoriach erotycznych. Był człowiekiem, który, krótko mówiąc, potrzebował ciepła innego człowieka. Ciepła, którego mu zabrakło, a którego nie da mu alkohol. Powoli głaskała go po włosach i plecach, zaskoczona lekko tym, jak twarde i napięte były jego mięśnie.
            Stephen po dłuższej chwili odsunął się od Maddy. Spojrzał na nią krótko, a potem tak po prostu wstał, biorąc do ręki butelkę z whisky.
-Niech to zostanie między nami – powiedział, odwracając się i kierując do domu. – A najlepiej, jeśli pani o tym zapomni – dodał jeszcze, nim odszedł.
            Maddy spoglądała za nim, zaskoczona i zasmucona. Współczuła mu. Jednocześnie miał wszystko, a tak naprawdę miał niewiele.
            Nie zdawała sobie sprawy z tego, że ich „spotkanie” obserwowała Sophie, stojąc w oknie na poddaszu. Gospodyni tymczasem zastanawiała się, dla kogo panicz zatrudnił nianię: dla dzieci czy dla siebie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz