sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 28. Radość z zakupów.


Jace nienawidził robić zakupów. Czuł się zagubiony w ogromnej hali targowej. Wszędzie dookoła latały kobiety starsze i młodsze, przerzucając ubrania. Wyprzedaże zawsze były najgorsze.
On potrzebował nowych ubrań na.. gwałt. Większość jego ciuchów trafił szlag podczas walki ze stworzeniami nocy, a nie może wiecznie chodzić w jednej parze spodni. Na szczęście, Silver była wraz z nim.
-Kupmy cokolwiek - mruknął.
- Cokolwiek? - prychnęła. - Kupimy ci takie ładne rzeczy w takich ładnych sklepach...
No cóż, Silver de Varden miała na sobie obcisłe, ciemne dżinsy, buty na wysokich obcasach, białą bluzeczkę i damską marynarkę. Przez ramię przewiesiła torebkę.
Miała zamiar pokupować PARĘ nowych ciuszków swojemu facetowi.
-Nie lubię kupowania ubrań. Bardzo nie lubię. Wszystko jest na mnie albo za krótkie, albo dobre na długość, ale za szerokie w pasie..
- Nie narzekaj. Uhuhu, jaka ładna - Silver weszła do sklepu poszukać sukienki, którą wypatrzyła na wystawie. Z bliska nie była już taka cudowna. - Idziemy dalej - złapała go mocno za rękę. No, niech wszyscy wiedzą i się dowiedzą, że jest im wspaniale.
-Silver, to tylko dżinsy.. Nie muszą być super, mają zakryć mi tyłek.
- I nie tylko, kiedy nie jesteś ze mną sam na sam - weszli do męskiego sklepu odzieżowego.
Wszyscy faceci się na nich spojrzeli. Ale to normalne.
No cóż. Silver z pewnością miała lepszy gust od niego..
-Co powiesz na te? - ściągnął z wieszaka jakieś czarne.
- Weź i idź do przebieralni, ja ci zaraz coś jeszcze znajdę - i poszła w głąb sklepu.
-Okej!
Z ulgą na twarzy poszedł do przebieralni i starannie zasunął kotarę, żeby go nikt nie podglądał.
Silver po chwili podała mu jeszcze kilka par spodni, a potem czekała cierpliwie, aż je ubierze.
Za każdą parą wychylał się przez kotarę (tylko głowę), a po sprawdzeniu, czy nikt ich nie widzi, odsłaniał się i pokazywał.
- Wstydzisz się czegoś może, kochanie? - Silver uniosła brew, widząc jak Jace się rozgląda.
-Nie lubię, jak ludzie się na mnie gapią - wyznał.
- Przyzwyczaj się. Teraz jesteś moim facetem. A mój facet nie będzie nosił takich spodni. Weź to zdejmij i załóż te, które JA ci przyniosłam. Dziękuję, odmaszerować.
Skrzywił się.
-One są.. proste. Nie mają takich z szerokimi nogawkami?
- No przecież są w sam raz. To nie są rurki. Nie martw się, nie będziesz wyglądał jak wokalista Łon Dajrekszyn.
-Ale gdzie ja schowam broń, kochanie? - mruknął, ale zaczął spodnie przymierzać, niech jej będzie.
- Dasz sobie radę, ja w ciebie wierzę. Już?
-Już. I jak? - obrócił się i pokręcił pupą.
- Rozporek - podeszła do niego, złapała za kawałek materiału, za zameczek i powoli go zapięła.
Jace poczuł, jak zalewa go fala gorąca. Zrobił się cały czerwony, nawet na twarzy.
-Za.. zaciął się?
- Tak, tak - skłamała, uśmiechając się do siebie wrednie w duchu. - Poczekaj jeszcze chwilę, kotek - docisnęła palce do jego krocza, zagryzając dolną wargę. Mrrr.
Jace głośno wciągnął powietrze nosem. Jego serce załomotało w piersi i odmówiło uspokojenia się.
-Kotek, co ty robisz?
- Próbuję zapiąć ci rozporek. To źle?
-N.. nie.. spoko.. - chrząknął, starając się powstrzymać wzwód. Dżinsy zrobiły się przyciasne. -Zapięłaś..?
- Tak, już - uśmiechnęła się, a potem tak znienacka klepnęła go w tyłek. No co, był seksowny.
-Dobrze leżą? - zapytał, obciągając swój t0shirt tak, by nic nie było widać.
- Bardzo - szepnęła, oglądając go sobie uważnie.
-To.. hm.. to je zdejmę już...
- Dobrze - kiwnęła głową, a kiedy zniknął za kotarą, rozejrzała się dookoła. Okej, kupujący byli zajęci. Wślizgnęła się do przymierzali Jace'a i szczelnie ich zakryła.
Zerknął na nią i poczuł się zawstydzony. Okej, widziała go nago, ale teraz stał w t-shircie i bokserkach. Wyglądał.. dziwnie.
-Też coś przymierzasz? - zapytał, szybko łapiąc swoje stare spodnie.
- Nie, rozbieram cię - zdjęła z niego tę koszulkę. Potem go pocałowała, dłonią dotykając jego krocza.
Jace zgiął palce u stóp, gdy przeszedł go rozkoszny skurcz.
-Skarbie, jesteśmy w centrum handlowym - jęknął, ale jego ciało reagowało same. Objął ją i przycisnął do siebie.
- No wiem - zamruczała, całując go w szyję. Wolną dłonią pogłaskała go po plecach.
Olśniło go.
I podnieciło.
-Chcesz.. chcesz tutaj..
- Mhm, właśnie, Jace - wsunęła dłonie pod jego bokserki i ścisnęła lekko jego pośladki. Zamruczała cicho, a potem zdjęła je całkowicie.
-A jak ktoś wejdzie? - zaniepokoił się, chociaż ta wizja zdrowo go nakręciła.
- Nie wjedzie, jesteśmy zasłonięci - uklęknęła przed nim, a potem pomasowała palcami jego męskość.
Okej. Właśnie przeżył zawał. Znaczy się taki, który go nie zabił, tylko cóż.. spowodował spięcie w jego mózgu i przepalił tzw. "bezpiecznik".
Silver wzięła go do ust i zaczęła lekko ssać. Palcami pieściła go u nasady.
O kurwa.
Jace oparł się plecami o ścianę przymierzalni i zamknął oczy. Zagryzł mocno wargę, aż poczuł na języku smak krwi. Nie mógł jęknąć.. nie mógł jęknąć...
Silver natomiast się nie krępowała. Zaczęła pieścić go coraz intensywniej, obejmując go ustami i głaszcząc językiem po wrażliwej skórze.
Jace położył rękę na jej głowie i powoli przesunął palcami po jej włosach. Okej. Kurwa, uwielbiał to. Lekko poruszył się w jej ustach, czując rozkoszną, ciepłą wilgoć.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się, widząc jego zadowolenie. Zaczęła mocniej go ssać.
-Silver.. ja.. wstań.. cholera, wstań..
- Już, skarbie? - objęła go palcami i poruszała rytmicznie ręką.
Jace złapał ją za rękę i wykręcił tak, że teraz to ona opierała się dłońmi o tył przebieralni. Zaczął ustami pieścić jej kark, podczas gdy jego dłonie, troszkę niezdarnie, zaczęły rozpinać jej spodnie.
Silver zamruczała cicho, odchylając głowę w bok. Uśmiechnęła się do siebie.
Kiedy udało mu się je rozpiąć (troszkę mu się trzęsły te dłonie), kucnął i ściągnął z Silver równocześnie jeansy i bieliznę. Następnie szybkim ruchem rozchylił jej nogi tak, by stała w maksymalnym rozkroku, jaki mogła zrobić w ciasnej przymierzalni.
Silver wypięła się w jego stronę, czując jak jej serce przyśpiesza z podniecenia i podekscytowania. Hm... lepiej, żeby nikt tutaj teraz nie wchodził.
-Musisz być bardzo cicho - szepnął jej Jace na ucho, ale sam nie mógł się powstrzymać i ochryple jęknął, tuż do jej ucha, po czym lekko je przygryzł. Zsunął dłoń między jej nogi i zanurzył w niej dwa palce, po czym roztarł wilgoć po jej pupie.
- Cicho? To trudne - i po chwili cicho jęknęła. Wypięła się jeszcze bardziej.
-Wiem, że trudne.. ale jesteś mokra, cholera..
- To przez te spodnie... - zakręciła bioderkami.
Jace ugryzł ją lekko w kark, a potem zrobił lekką malinkę.
-Cichutko - szepnął jej, po czym ujął swoją męskość w dłoń i otarł się o jej kobiecość.
Silver zagryzła dolną wargę.
- Jaace.
-Szzz - zamruczał. Powoli się w nią wsunął, czując, jak Silver zaciska się na nim. -Jesteś ciasna - jęknął jej do ucha.
No cóż, trudno, żeby nie była.
Silver zacisnęła palce na ściance przebieralni.
Jace złapał jej ręce i uniósł jej nad głowę. Przytrzymywał je jedną ręką, podczas gdy drugą wsunął pod jej bluzeczkę.
Wciągnęła głośno powietrze do ust, spuszczając lekko głowę w dół.
Wszedł w nią cały, po czym wycofał się i znów mocno w nią wszedł. Jednocześnie ręką złapał za dół stanika i pociągnął go w dół, by odsłonić jej piersi. Nakrył jedną dłonią.
Silver jęknęła, nie kryjąc się z tym. No przecież, że nie myślała o tych ludziach w sklepie. Miała Jace'a.
-Cicho - zganił ją Jace.
Mhm, łatwo powiedzieć.
Sięgnęła dłonią do jego dłoni, którą miał na jej piersi.
Jace pozwolił, by splotła swoje palce z jego, ale kciukiem wciąż muskał twardy sutek. Poruszał się w Silver ostro, energicznymi pchnięciami wbijając się w nią.
Szybko oderwała dłoń od jego dłoni, aby zakryć sobie usta dłonią.
Jace uśmiechnął się i, jakby przecząc energicznym ruchom jego bioder, jego usta pieszczotliwie muskały jej kark.
-Jesteś moja - szepnął jej do ucha, mocniej pieszcząc pierś dziewczyny.
Silver odwróciła głowę w jego stronę i pocałowała go namiętnie.
Jace pomyślał, że w ten sposób da radę powstrzymać jej jęki. Odwzajemnił pocałunek.
Dawali radę. Nawet wtedy, kiedy Silver doszła, mocno ściskając jego rękę.
-Nie tak szybko - szepnął i wyszedł z Silver. Szybkim ruchem ściągnął z niej bluzeczkę i rzucił ją na dżinsy. Uniósł Silver tak, by opierała się plecami o ściankę, po czym znów mocno w nią wszedł, zamykając jej usta pocałunkiem.
Odwzajemniła pocałunek, obejmując go wokół szyi. Nogi mocno zacisnęła na jego pasie.
Jace teraz zaczął poruszać się wolniej, spokojniej.
Silver pogłaskała go po włosach i karku, patrząc mu w oczy.
-Kocham cię - szepnął jej prosto do ust.
- Ja ciebie też - pocałowała go znów.
Teraz ich stosunek przerodził się w słodki, delikatny seks. Jace czule błądził dłońmi po jej boczkach i ramionach, ustami szukając wrażliwych miejsc na szyi.
Silver drapała go po plecach, czując gorąco w swoim ciele.
-Dojdź dla mnie , kochanie - szepnął.
I doszła po paru chwilach, ale tym razem spokojniej na zewnątrz, tak samo mocno wewnątrz.
Jace również doszedł, tłumiąc własny jęk w gorącym pocałunku, jakim ją obdarzył.
Całowała go czule, głaszcząc po włosach.
- Podobało ci się? - szepnęła mu na ucho.
-Tak  -mruknął, uśmiechając się czule. -Jesteś szalona, wiesz?
- Jeszcze nic nie widziałeś - uśmiechnęła się do niego tajemniczo.
-Mówisz? - odwzajemnił uśmiech.
- Mhm - pocałowała go znów tak długo. - Idziemy?
-Taaak - zamruczał leniwie. -Nie wybraliśmy chyba żadnych spodni..
- Jak to nie? A te, co przymierzałeś? - cmoknęła go w nos, powoli stawając na ziemi. Okej, jakoś poszło. Zaczęła się ogarniać.
-Jest okej? - upewnił się.
- Ze mną czy ze spodniami? - ubrała się i poprawiła włosy.
-Z tobą - westchnął. Również się ubrał.
- Pocałuj.
Pocałował, a jakże. Namiętnie, ale z czułością.
-Boję się, że ci zrobię kiedyś krzywdę.
- Nie jestem delikatna dziewczynką, Jace - pocałowała go też, nakierowując jego dłoń na swoją pupę. - Idziemy?
Poklepał ją lekko po pupie.
-Nie jesteś - zgodził się. -Chodźmy. Mam spodnie, starczy...
- Jeszcze koszulki i buty, kotek - dodała z zadziornym uśmiechem, a potem, upewniwszy się, że nie ma nikogo w pobliżu, wyszła z kabiny.
Jace podążył za nią, wiedząc, że w razie czego skoczy za nią w ogień.
Nie tylko dlatego, że pomogła mu zrobić zakupy..


sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 27. Burlesca.

Navi zerknął na siebie i poczuł się jak idiota. Był Nefilim czystej krwi, jednego ze szlachetniejszych rodów, a teraz paradował w jedwabnej, czarnej koszuli, a na głowie miał opaskę z diabelskimi różkami. 
 Wieczór kawalerski jego kolegi był imprezą "tematyczną" i wszyscy mieli mieć czarne, jedwabne koszule i rogi. Przyszły Pan Młody miał nawet ogon doczepiony do spodni. Navi wiedział, że po północy, gdy skończy się okres bycia kawalerem, koledzy mieli dla niego białą koszulę, skrzydła i aureolę, by był przykładnym mężem.
Burleska jako forma teatralna była dość specyficzna. Nie wszędzie przecież występuje grupa młodych kobiet w seksownych strojach (często bieliźnie) i wykonując układ taneczny. Oczywiście śpiewają przy tym i eksponują swoje wdzięki. Na występy przychodzą mężczyźni jak i kobiety. W barze można napić się czegoś mocnego, a potem usiąść przy stolikach i patrzeć na tancerki.
To nie był pierwszy występ Emmy, głównej cheerleaderki prywatnego liceum. Zapisała się tu, bo... chciała, bo mogła. Dzisiaj to ona miała śpiewać solówkę. Jej kostium, odsłaniający długie nogi, ramiona i dekolt, był złoty, mienił się w świetle, reszta tancerek miała taki sam strój, tylko srebrny.
Po chwili wszystkie dziewczyny wyszły na scenę. Jednym z dzisiejszych rekwizytów były krzesła.
Tymczasem panowie rozsiedli się, części z nich, w tym Navi, zdjęła rogi. Zamówili napoje, a Pan Młody dostał honorowe miejsce. Navi, jako jego przyjaciel, ale nie najbliższy, siedział kawałek dalej. Nie przeszkadzało mu to, gdyż od dłuższego czasu skupiony był na Emmie, jakby to ona była nowym narkotykiem w jego organizmie. 
Dlatego też na początku nie skupił się na wdziękach kobiet, które pojawiły się na scenie.
A one przesuwały nogami, unosiły je nad krzesło, obracały się na nim, pstrykały palcami.
Navi skupił się na wokalistce, gdyż miała niesamowity głos. Aż zmrużył oczy. Nie, to niemożliwe, pomyślał. Ale ta dziewczyna była bardzo podobna do Emmy!
Dziewczyny kręciły biodrami, wypinały pupy i generalnie były bardzo seksowne, ale nie wulgarne.
Nie mógł oderwać od niej wzroku. I albo był szaleńcem i wszędzie widział już Emmę, albo to była Emma.
-Świetne są - powiedział drużba, patrząc na nie. -Zabawiłbym się z nimi.
Dziewczyny wkrótce skończył, a kurtyna opadła. Rozległy się oklaski. I to ogromne.
-Jest tu gdzieś szef? Zapłacimy za jeszcze jeden występ - powiedział Pan Młody.
- Tu raczej nie robią takich rzeczy, stary.
-Ech. Szkoda...
-Ale mamy na liście jeszcze klub ze striptizem - pocieszył go drużba. 
Nikt nie zauważył, że Navi się wymknął. Może nie był zawodowo Łowca, ale miał za sobą lata treningu. Umiał być cichy i dyskretny, gdy tego chciał.
Czekał na Emmę pod przebieralnią, bawiąc się swoimi różkami.
Emma wyszła po paru chwilach. W sukience, butach na płaskiej podeszwie, w płaszczyku, a na ramieniu miała torebkę. O mało zawału nie dostała, widząc Navi'ego.
- Co ty tu robisz?
Uniósł brew, patrząc na nią ze spokojem. Na ustach miał lekki uśmiech.
-Byłem na kawalerskim. Ale to akurat nic hmm.. niespotykanego. Pytanie raczej brzmi: co ty tutaj robisz?
- Pracuję - mruknęła, odwracając wzrok i wymijając go.
-Córka rodu Matthews? Wystarczy, że skiniesz palcem a już wszystko masz. Na wiele rzeczy mogę przymknąć oko, Emmo, ale nie na to, że dziewczyna, z którą się spotykam, mnie okłamuje.
- Nie okłamuję cię przecież - mruknęła. - Nie powiedziałam ci tylko - wzruszyła ramionami i pożegnała się z dziewczynami, a potem wyszła na zewnątrz.
Poszedł za nią. Kilka dziewczyn obejrzało się za nim i zachichotało dyskretnie.
-Jasne. Poszliśmy na randkę, ale nie uznałaś za stosowne powiedzieć mi, że tańczysz w bieliźnie..
- To jest burleska! - odwróciła się do niego przodem i wbiła palec w jego mostek.
-Okej, jest. Nie tańczysz naga na róże w barze ze spoconymi facetami. I nie traktuję tego tak. Po prostu.. poczułem się dziwnie widząc cię na scenie.
Był zazdrosny! Ona, w tym seksownym stroju, śpiewała dla nieznajomych!
- Wiem, powinnam ci powiedzieć, ale... Jezu, nikt o tym nie wie - odwróciła wzrok, idąc w stronę samochodu.
-Nie dziwię się, twoi rodzice, James, szkoła.. nikt by tego nie pochwalił - szedł obok niej.
- No właśnie. Więc, co z tym twoim wieczorem? - spojrzała na niego z lekkim uśmiechem.
-Poszli na striptiz. Nie mam 21 lat, i tak mnie nie wpuszczą - wzruszył ramionami. -Poza tym, oglądanie teraz tancerek egzotycznych nie byłoby tak..ciekawe.. jak spędzenie czasu z tobą.
Zła myśl naszła jego umysł.
- No to może odwiozę cię do domu, co? - zapytała, otwierając drzwi samochodu.
Złapał się za serce i roześmiał.
-Właśnie rozdeptałaś moje ego - oznajmił. -Nie jesteś głodna po występie? Niedaleko jest dobra knajpa.
W sumie to powinna jechać do domu, bo James się zdenerwuje. No ale co go nie zabije, to uczyni go zimnym sukinkotem, co mu będzie potrzebne, jeśli ma zamiar poderwać de Vardena. 
- A bardzo chętnie coś zjem - uśmiechnęła się. - Wsiadaj - i ona to zrobiła, a później już jechali.
-Nim mnie zabijesz - powiedział, lekko unosząc rękę. -Chcę tylko powiedzieć dwie rzeczy. Pierwsza: twoja tajemnica jest u mnie bezpieczna. 
Głównie dlatego, że nie chciał, by inni widzieli ją w tym stroju.
-Druga: wyglądasz nieziemsko w tym kostiumie.
- Zabijesz? Nie mam zamiaru ci wbijać noża w plecy, kochanie - położyła dłoń na jego kolanie.
-Nie, ty byś wbiła mi go prosto w serce, wpierw obcinając nim moje..atrybuty.
- Atrybuty?
-Nos. Mam wspaniały nos.
- Widziałam lepsze - puściła mu oczko.
-Łamiesz mi serce, kociaku.
- Wiem. To w którą stronę ta knajpka?
-Lewo. Dlaczego tańczysz w burlesce?
- Bo chcę, bo mogę.
Zamyślił się. Okej, czuł się z tym niesfojo.
-I nie przeszkadza ci to? Że oni wszyscy się na ciebie gapią? Że "myślą" o tobie? - zrobił cudzysłów palcami.
- Czasami tak, wiadomo. Ale ty tego nie zrozumiesz, jesteś facetem.
-Jestem, nie zaprzeczę - zgodził się. -Ale.. mimo to. Nie chciałaś nigdy z tym skończyć?
- Mówię ci, że ty tego nie zrozumiesz. Wy tylko biegacie w jedną i drugą i rzucacie do kosza. Potem spoceni się przytulacie w geście radości i zadowolenia, bo wygraliście.
-Ej, nie obrażaj koszykówki - prychnął Navi. -Może tego nie rozumiem, bo nie tańczyłbym w bieliźnie na scenie przed nikim innym niż ktoś, kogo kocham - powiedział cicho.
- Co to niby miało znaczyć?
-No mówisz mi, że nie rozumiem. Bo nie rozumiem.
- No i tak ma zostać.
-Jak chcesz, Emmo - powiedział spokojnie. Walczyły w nim dwa fronty. Jeden był zachwycony tą "nową" Emmą, wyzwoloną, seksualną i drapieżną. Drugi tęsknił za intelektualistką, z którą jadł pizze.
W końcu dotarli do tej knajpki i zajęli miejsca przy stoliku.
- Co mi proponujesz? - zapytała Emma, zaglądając do menu.
-Ja zawsze zamawiam taco, ale to trzeba mieć żelazny żołądek, kociaku. Podobno sałatka z makaronu zapiekana z warzywami jest dobra. Prowadzisz, więc zrezygnujemy z wina, ale świeży sok to dobra opcja.
- Okej, niech tak będzie - uśmiechnęła się do niego szeroko i przysunęła bliżej. Jej telefon wibrował w torebce i wibrował...
-Nie odbierzesz? - zapytał cicho, patrząc prosto w jej oczy.
- Nie - odpowiedziała krótko, patrząc na niego. - Na pewno nie jesteś zły?
-Nie jestem zły - westchnął. -Bardziej.. zaskoczony. Bo widzisz, Em.. jestem typem zazdrosnej osoby. Bardzo zazdrosnej - spojrzał jej znów w oczy. -Jeśli się z kimś zwiążę, ta osoba jest moja i tylko moja.
- Serio? - uśmiechnęła się wniebowzięta. Awww!
-Aczkolwiek nie ukrywam, że chciałbym znów zobaczyć jak tańczysz i śpiewasz - dodał, z lekkim błyskiem pożądania w oku.
- Chciałbyś - uniosła brwi i uśmiechnęła się.
-Chciałbym. Jak sama zauważyłaś, jestem tylko facetem.
- No właśnie - zaczęła głaskać jego dłoń opuszkiem palca. No takie sobie zajęcie znalazła.
Uśmiechnął się. Była śliczna. Nie tylko wyglądała jak anioł, ale miała też głos anioła. 
-Kiedy znów będziesz występowała..?
- Nie interesuj się, Navi.
-Chciałbym przyjść popatrzeć - mruknął. Leniwie przeciągnął się i położył jedno ramię na jej oparciu.
- Domyślam się, skarbie.
-Nie chcesz, żebym oglądał? - skrzywił się lekko. Ałć, to ubodło w jego męskie ego. W końcu dlaczego mogła pokazywać się innym, a nie jemu..?
- Nie - szepnęła, odwracając wzrok. I nagle powody, dla których tam poszła, zniknęły. Dziwne.
Przełknął ślinę. Okej. Gdyby rozmawiała z Navim, który ćpał, pewnie teraz dostałby ataku szału. I udowodnił jej, że jest  j e g o nawet w restauracji pełnej ludzi. Ale nowy Navi tylko troszkę posmutniał, co widać było w oczach. Swoje uczucia tłumił głęboko.
-Szanuję twoją decyzję, Em.
- Dzięki - odsunęła się od niego kawałek.
Zabrał ramię.
Zrobiło mu się troszkę niezręcznie.
A ciszę przerwała kelnerka, która podała im zamówione jedzenie.
-Smacznego - powiedział Navi, uśmiechając się do Emmy. Miał do niej słabość, naprawdę. Ale była pierwszą dziewczyną, która zainteresowała go po detoksie i całej reszcie. Nie umiał "podrywać na czysto". Ale też nie był dumny z tego, co robił w przeszłości..
- Wzajemnie.
No cóż, ona nigdy nie była podrywana, więc...
-Jak wam idą treningi? Wkrótce półfinały - zaczął w końcu, gdy cisza zaczęła go przytłaczać.
- Mamy świetny układ. Inne drużyny nas nie przebiją, mowy nie ma! - zaśmiała się. - Musimy zdobyć puchar, przecież nie mogę wyjść z tej szkoły bez. Za bardzo się starałam, ot co.
-Nie wątpię. Jesteście najlepsze. Podobno część z was chce jechać na stanowy konkurs drużyn cheerleaderek. Część drużyny chce jechać wam kibicować.
- Nie część, tylko cała drużyna jedzie na zawody. Jak pojedzie cześć, to to nie ma sensu. Poza tym, bez pełnego składu nie ma szans na występ, więc.
-Wiem, wiem. Słyszałem tylko plotki w szatni. Wiesz, Denny, jeden z rezerwowych, spotyka się z jedną z twoich koleżanek.. jak jej było na imię.. ta taka ruda, z dużymi oczami.
- Melissa - podpowiedziała mu. - Navi? - spojrzała na niego tymi swoimi wielkimi oczami.
-Może i Melissa, nie kojarzę was wszystkich.
Bo skupiam się na tobie, dodał w myślach.
-Mhm, co "Nvi"?
Emma ponownie się do niego zbliżyła, a potem pocałowała namiętnie w usta.
Mhm. Takie "Navi" to on rozumiał. Odwzajemnił pocałunek, obejmując ją. I z jego myśli wyleciały wszystkie obrazy burleski. Bo usta Emmy były znajome, dotykał ich wcześniej.
Emma dotknęła jego szyi i pogłaskała ją, a potem wsunęła palce w jego włosy na karku.
Pogłębił pocałunek, przesuwając dłonią po jej plecach, a drugą ujmując jej złote włosy. Dotknął ustami jej brody, policzka, a potem odnalazł ucho, które lekko złapał zębami. Chciał jej. Pragnął jej, ale nie tylko w kontekście seksualnym. Chciał ją zdominować.
Chciał byc jedyną osoba, która ją ogląda.
Emma uśmiechnęła się, a potem otworzyła oczy i pocałowała go w szyję.
Odwzajemnił uśmiech. 
Nad nimi ktoś chrząknął znacząco.
-Taco? - powiedział James, siadając po drugiej stronie stolika i sięgając po widelec Emmy. -Uwodząc moją siostrę, Finn, powinieneś się bardziej starć.
- James? Co ty tu robisz? - Emma spojrzała na niego przestraszona, ale nie odsunęła się od Navi'ego.
-Szukam mojej krnąbrnej siostry, która miała wrócić od koleżanki do domu dwie godziny temu. I znajduję ją, w ramionach koszykarza, w taniej knajpie.
- Sam jesteś krnąbrny - warknęła. No chamstwo się szerzy, doprawdy.
-Wszyscy się o ciebie martwią, Em - warknął, a rzadko to robił, zwłaszcza w stosunku do siostry. -Nie odbierasz telefonów. Skąd mamy wiedzieć, czy ktoś cię nie gwałci w ciemnej uliczce?!
James rzadko się denerwował. Ale gdy chodziło o Emmę, pojawiały się emocje.
-To moja wina, James - powiedział Navi. -Nie Emmy.
- Nie słyszałam, jak dzwoniłeś. Mam wyłączone dźwięki.
-Aha. I zegarka też nie masz.
- Spędzam dobrze czas. Spróbuj czasem.
-Cholera, Emma, mama i tata odchodzą od zmysłów!
-Przepraszam, James. Spotkaliśmy się przypadkiem i zaprosiłem ją na kolację. Straciłem rachubę czasu.
-Zamknij się, Finn.
- James! Uspokój się. Jak widzisz, nic mi nie jest, mam się dobrze, nawet bardzo dobrze.
-Widze. Widzę też, że znalazłaś sobie towarzystwo.
- Właśnie. W końcu znalazłam sobie towarzystwo. Tego też powinieneś spróbować.
-Em, wiesz, że nie chodzi mi o to. Ale o to, że mogłaś napisać głupiego smsa, żebyśmy nie musieli się o ciebie martwić..
Był czarodziejem, wiedział, jakie zagrożenia mogły na nią czyhać. No i wiedział, kim był Navi Finn, więc czuł, że jego siostrze nic nie grozi, mimo to, zasady są zasadami.
- Powiedziałam już, że straciłam rachubę czasu. To się zdarza, naprawdę.
-Dobra. Ale niech to będzie ostatni raz, okej? - poprosił i złapał ją za rekę. -Emma..
- No? Co jest?
-Nic. Cieszę się, że nic ci nie jest.
- Ja też. Możesz już wracać do domu.
James uniósł brew.
-A ty nie wracasz? 
Navi sięgnął po swój soczek. Nie no, gadajcie sobie, pomyślał. Jakby mnie tu nie było.
- Nie. Jestem na randce.
Już nie dodała, że też powinien spróbować czasem.
-Okej  -uniósł ręce. -A więc pójdę sobie, ale.. Finn - zrobił palcami gest "mam - cię - na - oku".
- Wiemy, James. Prowadź bezpiecznie.
-Bezpiecznie - burknął i wyszedł.
-Na czym my.. a. 
Przyciągnął ją do siebie i pocałował. I chociaż czuł na plecach wzrok Jamesa, nie przestawał.
Emma od razu odwzajemniła pocałunek. Równie namiętnie.
No tak, burleska byłą po to, aby zyskać pewność siebie w obliczu takich sytuacji i w ogóle Emma twierdziła, że fajnie by było mieć coś takiego jak pewność siebie. No i dostała. Pewność siebie i cudownego faceta.

niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 26. Prorok i przekleństwo z tym związane.


Budynek płonął. Pomarańczowe płomienie trawiły wszystko, destrukcyjną siłą pochłaniając to, co stanęło na ich drodze. Tapety na ścianach kurczyły się i zwijały, poczerniałe i kruche jak papier. Co jakiś czas, przez temperaturę, szyby w oknach pękały i szkło wyrzucało w powietrze, niczym po eksplozji bomby.
Jedynym, co nie płonęło, była krew, która zalewała kamienną posadzkę niczym woda z niezakręconych kurków. Gdzieniegdzie leżały ciała dzieci, które pustym, szklanym wzrokiem wpatrywały się w przestrzeń, nie widząc już nic. Na ich twarzach zastygły grymasy przerażenia, a w drobnych dłoniach zaciskały równie małe dłonie swoich przyjaciół.
Najgorszy był pluszowy miś, częściowo nadpalony, paradoksalnie, uratowany od płomieni przez krew, która zabawiła jego białe futerko na różowo. Guzikowe oczko trzymało się tylko na jednej nitce, jakby nie chciało patrzeć, na masakrę przed sobą.
Akademia Nefilim w Bostonie przestała istnieć.
Red otworzyła szeroko oczy dość gwałtownie. Jej serce waliło jak oszalałe. Przez chwilę zastanawiała się, gdzie jest, jaka jest data i co się dzieje. Dopiero po chwili zrozumiała, że to był tylko sen. Prawdziwy koszmar. Aż zrobiło jej się zimno, kiedy w jej głowie znów pojawiły się te obrazy.
Azrael podniósł głowę z leżanki, na której sypiał.
-Coś nie tak? - zapytał. Głos miał jeszcze zachrypnięty od snu.
- Ja... miałam zły sen... mam nadzieję...
Była Prorokiem. Co, jeśli to byłą wizja...?
-Zły sen? - Azrael podrapał się po ramieniu i wstał z leżanki. Usiadł obok niej. -Chcesz o tym pogadać, niewiasto?
- Chyba tak, bo mogła to być wizja... - zrobiło jej się przeraźliwie zimno i wtuliła się w kołdrę.
-Wizja? - spojrzał na nią, momentalnie przytomniejąc.
- Nie wiem, dobra? Teraz wszystko może być wizją...
Podrapał się w brodę.
-A co ci się śniło?
- Pożar w Akademii Nefilim. To było straszne, Azi... - pod jej powiekami pojawiły się łzy.
Poklepał ją niepewnie po ramieniu.
-W Akademii Nefilim? Ciężko jest sforsować jej zabezpieczenia - pocieszył ją. -Poza tym, kto atakowałby dzieci?
- Psychopata? Szaleniec? Wampiry? Demon? - spojrzała na niego, a potem w ścianę.
-Demony. Musiałoby być ich bardzo dużo.. - sięgnął po telefon, przez który mógł się łączyć z Górą. Napisał im wiadomość, by ktoś został wysłany do Akademii. Problemem było to, że Akademii było kilkanaście, plus Zakony..
- Może rzeczywiście to był tylko sen - szepnęła, chociaż sama już nie była pewna niczego.
-Połóż się, spróbuj zasnąć - powiedział łagodnie, kładąc się na boku na brzegu jej łóżka.
Amelia od razu się do niego przytuliła.
- Przepraszam, muszę.
Zaskoczyła go. Przez chwilę chciał ją odtrącić, w końcu był archaniołem śmierci, ale w końcu lekko objął ją ramieniem, przy okazji szczelniej otulając Amelię kołdrą.
Wtuliła się w jego ciało i zamknęła oczy. Ale zaraz je otworzyła. Bo kiedy miała je zamknięte, widziała te obrazy.
-Wysłałem wiadomość - poinformował ją. -Anioły polecą sprawdzić Akademie..
To i tak jej nie uspokoiło.
- Boję się - wyszeptała w końcu.
-Jesteś Prorokiem, przyzwyczaisz się - westchnął.
- Jak można się do tego przyzwyczaić? Nie chcę być Prorokiem...
-Przykro mi, Amelio.
- Mnie jeszcze bardziej.
-Nic nie można poradzić. Niestety..
- Wiem...
Zadrżała i skuliła się w sobie.
Azrael objął ją mocniej, po czym zaczął głaskać Amelię po plecach.
Amelia nie wiedziała, kiedy zasnęła. Tym razem nie miała już koszmaru.
Azrael jednak czuwał. Rozmyślał, jak bardzo delikatna jest ta kobieta. Powierzono jej ciężkie zadanie, czy miała wystarczająco dużo sił, by mu podołać?
Po kilku godzinach jego telefon odezwał się.
"Akademia w mieście Boston została zrównana z ziemią".
Nad ranem Amelia obudziła się w niezbyt dobrym humorze. Szybko przypomniał jej się sen. Spojrzała na Azi'ego, a potem cmoknęła go w czółko. Wstała z łóżka i poszła do łazienki, a stamtąd do kuchni.
Azrael poczłapał się za nią, minę miał niewesoła. Gdy Red chciała włączyć TV, zabrał jej pilota i wbił w niego zasmucony wzrok.
-Musimy pogadać..
- Co się stało? - spojrzała na niego przerażona, ponieważ od razu pomyślała o śnie.
-Twój sen, to była wizja - nie owijał w bawełnę. Amelia miała prawo wiedzieć.
- Wiedziałam... - spuściła wzrok. Nie kryła łez ani drżenia ciała. Objęła się ramionami, czując jak na ręce spadają krople łez.
Azrael objął ją niezgrabnie.
- Widziałam to i nic nie zrobiłam, żeby temu zapobiec...!
Amelia zaczęła płakać coraz mocniej. W pewnym momencie aż zaczęła się dusić tym płaczem.
-Nie mogłaś nic zrobić! - krzyknął, tak, by ton jego głosu do niej dotarł. -Ty tylko widzisz, ja przekazałem Aniołom. To nie jest twoja wina, Amelio!
Nic mu na to nie odpowiedziała; nie mogła. W końcu osunęła się po ścianie, usiadła na podłodze i nie potrafiła się uspokoić.
Azrael kucnął naprzeciwko niej i ujął jej dłonie w swoje.
-Amelio..
- Czuję się taka bezsilna - wyznała, kiedy w końcu mogła wydobyć z siebie głos.
-Rozumiem - przytaknął, chociaż jemu to uczucie było obce. -To była pierwsza klarowna wizja, jaką miałaś. Następne będą z większym odstępem czasowym - oznajmił.
Amelia oparł czoło o kolana. Dłonie trzymała na łydkach.
-Chodź - podniósł ją do pozycji stojącej. -Połóż się lepiej. Nie oglądaj dzisiaj skrzynki z obrazkami.
Dała mu się prowadzić niczym szmaciana lalka. Kiedy ją położył, złapała go za dłoń.
- Nie zostawiaj mnie, proszę...
Chciał lecieć sprawdzić, jak wygląda teren Akademii, ale po krótkim namyśle zrezygnował.
-Dobrze.
Usiadł obok niej.
- Opowiedz mi coś.
Zamrugał szybko, patrząc na nią.
-Opowiedzieć?
Amelia pokiwała głową.
- Coś... dobrego.
Podrapał się w brodę, myśląc. Ostatnimi czasy był dłuugo na wojnie. Walczył z demonami, cóż mógł o tym dobrego powiedzieć?
-Żałuj, że nie widziałaś nigdy małego anioła - wypalił nagle.
- Mały anioł? - zapytała, patrząc na niego uważnie.
-Mhm. Kiedy anioł śpi z ziemską kobietą, rodzi się Nefilim. Ale kiedy anioł śpi z aniołem - wzruszył ramionami - rzadko, bo rzadko, ale wtedy rodzi się mały aniołek. Dzieci anioły są tak wyjątkowe, każda para doczekuje się co najwyżej jednego, wielu się to nie udaje. Więc aniołki są chronione i rozpieszczane.
- I co? Mają blond loczki i błękitne oczy? - uśmiechnęła się lekko.
-Nie - roześmiałby się, ale nie miał siły. -Są podobne do rodziców. Blond włosy i niebieskie oczy mają kupidyny.
A ona teraz by się zdziwiła i zapytała "to kupidyny też istnieją?", ale czemu tu się dziwić? To jasne, że istnieją.
-Najwięcej jest aniołów stróżów. Zazwyczaj zostają nimi Nefilim i  - urwał.
- No to widzę, że anioły wcale nie są takie święte.
-Nie, nie są. Młode pary niczym się nie różnią od waszych młodych par - puścił jej oczko. W sumie to się nawet ucieszył, ze nie dopytywała o to, kto zostaje aniołem.
- Nie no, to ma sens. Przecież anioły nie mogłyby być hodowane w szklarniach.
-Nie. Ale są dwa sposoby, by zostać aniołem./
- Jakie?
-Możesz się nim urodzić, albo po śmierci stać się aniołem, gdyż za życia wyświadczyło im się przysługi. Tylko archanioły są stworzone.
- Aaa, a ty jesteś archaniołem.
-Tak. Nigdy nie byłem dzieckiem. Dlatego lubię się na nie patrzeć.
- No właśnie widzę - sięgnęła po swojego pluszowego psa i go przytuliła.
-Opowiedz mi o swoim dzieciństwie.
- Ale moje dzieciństwo było nudne... No, pomijając jeden fakt.
-Nie musisz mówić - powiedział szybko.
- To dobrze, nie zamierzam - powiedziała cicho, przytulając się do maskotki.
-Lubisz wypchane zwierzątka?
- Nie mam nic przeciwko jak widzisz - na półkach, parapecie i w okolicach łóżka było pełno pluszowych ziwerzów.
-Czemu?
- Co czemu?
-Czemu je lubisz.
- A czemu miałabym nie lubić? Można się przytulić, nie szczekają, nie hałasują, nie sikają po szafach i dywanach.
-W sumie.. ja zawsze chciałem mieć psa.
- Ja też. Ale dopiero po studiach.
-Co chcesz studiować? Jakieś księgi?
- Medycynę. Chcę zostać neurobiologiem.
Azrael spojrzał na nią ze spokojem.
-To jakaś magia?
- Można tak powiedzieć. Ale trzeba się dużo uczyć, żeby być dobrym neurobiologiem.
-Wiesz, że nawet nie wiem, co to jest?
- To lekarz od mózgu człowieka. Taki trochę psychiatra. Neurobiolog zna dużo chorób psychicznych człowieka, a jak lekarz jest bardzo dobry, to może wiedzieć już wszystko po paru pytaniach zadanych osobie chorej, po której nie spodziewałbyś się choroby.
-Brzmi bardzo odpowiedzialnie.
- Chyba jest, zależy co robisz. Możesz przecież być tylko wykładowcą i uczyć innych studentów.
-Uczenie innych to jeszcze większa odpowiedzialność... Ja swego czasu uczyłem anioły walki. Pamiętam, że najmłodszym strugałem drewniane miecze.
- No jasne, że to odpowiedzialność. Nie każdy się do tego nadaje.
-Ty się nadajesz - uśmiechnął się do niej szeroko.
 - Ale ja nie chcę.
-Nie musisz chcieć, by się nadawać - wyciągnął rękę i pogłaskał ją po włosach. -Będę z tobą całe twoje życie, więc wiem.
- No wiem, ale ja nie chcę - westchnęła, a potem spojrzała na niego uważnie. - Przez całe życie?
Przytaknął.
-Taką mam misję. Na zawsze przy tobie - ujął jej dłoń.
- A, no tak. Ale się wynuuuudziiiiisz...
Wzruszył ramionami.
-Z tobą? Wątpię.
- No tak, teraz jestem Prorokiem...
-Przede wszystkim jesteś Amelią, Głosem Boga.
- Ładnie brzmi nawet - ale jakoś nie mogła się uśmiechnąć.
-Bo i niewiasta ładna.
- Nie, niewiasta nie jest ładna.
Prychnął.
-Jestem archaniołem, starym jak świat. Gdy mówię, ze cos jest ładne, jest ładne. I tyle.
- Dziękuję - przytuliła jego dłoń, którą cały czas trzymała, do policzka.
Podesłał jej troszkę ciepła.
-Zobaczysz, jeszcze zatańczę na twoim ślubie.
- Skąd wiesz, że będzie jakiś ślub?
-Ty mi powiedz, w końcu jesteś Prorokiem - powiedział lekko. -Odpocznij, Amelio.
- Azi? - zamknęła oczy, układając się wygodnie. - Lubię cię, wiesz? Bardzo.
-Ja ciebie też lubię, Amelio. Bardzo.
Tak właściwe, to nie wiedział, co do niej czuł, ale to, co żywił do niej w głębi duszy, było bardzo silne.


sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 25. Gumeczka.


Jace wśliznął się do Silver przez okno. Lubił to robić i, jak zauważył, ona chyba również to lubiła, gdyż nie zamykała go tak dokładnie (a powinna, w końcu różne złe istoty chodzą po tym świecie!). Pomysły z nocnymi odwiedzinami były szalone, ale naprawdę nie mógł bez niej wytrzymać. Zamknął okno za sobą i na paluszkach podszedł do łóżka.
Jak zawsze poczuł czułość, widząc jak Silver śpi, z burzą czarnych włosów dookoła głowy. Wydawała się taka delikatna i kobieca.
Zaczął się rozbierać. W ciemnościach słychać było tylko cichy szelest jego ubrania, gdy został w samych bokserkach, a swoje ciuchy ułożył w kostkę i położył na krześle. Powoli wsunął się do łóżka i sięgnął ręką po Silver. Z czułością pocałował ją w usta.
Odwzajemniła pocałunek od razu, rozchylając jego wargi językiem. Zamruczała coś pod nosem, a jej dłonie powędrowały po jego rękach, aż na plecy.
Jace uśmiechnął się i dotknął dłonią jej biodra, przysuwając Silver do siebie.
-A gdyby to był ktoś obcy, próbując zbudzić cię ze snu pocałunkiem, księżniczko? - szepnął, przesuwając dłonią po jej boku. Miała na sobie koszulę nocną.
Uwielbiał to.
- Po pierwsze nie spałam, po drugie tylko ty pachniesz miętą, a po trzecie nikt inny nie byłby na tyle głupi, żeby tu wchodzić.
Pierwsze przemilczał, przy drugim jego mózg się wyłączył.
Tylko ty pachniesz miętą.
Pamiętała jego zapach, co, nie ukrywajmy, podnieciło go. Przywarł ustami do jej szyi, a dłońmi zaczął podwijać jej koszulę nocną do góry, odsłaniając ciało, które kochał i którego pożądał.
-Czekałaś na mnie? - szepnął, pieszcząc oddechem jej ucho.
- Nie pochlebiaj sobie - zamruczała, czując jego dotyk. Mrr, uwielbiała, kiedy jej dotykał.
Zaśmiał się cicho, ściągając jej lekko koszulę przez głowę. Gdyby każdej nocy czekała na niego naga w łóżku, wracałby z patroli o wiele szybciej (o ile w ogóle by na nie wychodził). Znów pocałował Silver prosto w usta, a jego dłoń wśliznęła się między jej uda.
Silver przegryzła dolną wargę, zaciskając palce na jego łopatkach. Potem pocałowała go mocno.
Zaczął ją powoli pieścić, z lekkim uśmiechem na wargach.
-Jesteś taka piękna - szepnął nagle, z czułością w głosie.
Plażo, proszę, ona to wie. Z drugiej jednak strony, czy nie przyjemnie się takich rzeczy słucha?
No.
Ugryzła go lekko w szyję, a potem cicho jęknęła mu do ucha.
-Szzz - szepnął kojącym głosem. -Obudzisz wszystkich, skarbie. Nie możemy być głośno..
Chociaż miał na to ochotę. Wsunął w nią palce i zaczął nimi ostrożnie poruszać.
Ano, i bądź tu cicho, człowiecze.
Silver zaciskała usta, zagryzała wargi, tłumiła jęki w Jace'owych pocałunkach.
W końcu odsunął się od niej na chwilę, by ściągnąć bokserki i z szuflady wyjąć prezerwatywy.
A potem się kochali. Co prawda nie było tak cicho, jak tego chcieli, ale nie było na co narzekać. Albo nikt nie wszedł, bo nie usłyszał, albo po prostu byli zbyt zawstydzeni, żeby im przerwać w t a k i m momencie.
Dla Jace'a spokojny, delikatny seks wciąż był nowością, ale nie chciał, by Silver czuła się wykorzystywana. Dlatego też starał się spełniać jej oczekiwania i, nomen omen, w czasie seksu dawał z siebie wszystko.
Gdy już troszkę ochłonął, oparł się na łokciach i uniósł nad nią.
-Jesteś cała? - trącił nosem jej szyję.
- Cała i zdrowa, i... - dotknęła jego nosa swoim i uśmiechnęła się, kiedy mina jej zżęła. - O mój panie - szepnęła, dotykając go za ramiona i lekko od siebie odpychając.
-Co jest? - odsunął się.
- Chyba gumka pękła.
-C-co?
Wysunął się z niej szybko i, niestety, musiał przyznać Silver rację. Latex nie podołał im radosnym igraszkom i pękł. Co oznacza, że..
-Powiedz mi, że to nie były twoje płodne dni - szepnął.
Silver zmarszczyła brwi i spojrzała na niego tak, jakby powstrzymywała się od tego, żeby mu nie przyjebać.
- Naprawdę zdaje ci się, że wiem takie rzeczy?
Odetchnął głęboko.
-Spokojnie - przytulił Silver do siebie i pocałował w czoło. -Nie zachodzi się w ciążę ot tak. Nie ma powodów do strachu, kochanie.
- Ot tak? Kochanie, do ciąży dochodzi podczas seksu. Który właśnie uprawialiśmy. Swoją drogą, bardzo fantastyczny i bajeczny. Ale to wciąż seks, który teraz mógł się skończyć zygotą.
-Silver, nie denerwuj się. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Pękło, okej, ale ludzie starają się o dziecko latami, uprawiając więcej seksu niż my. Jutro pójdziemy do apteki i kupimy pigułki na po.
Roześmiała się sarkastycznie.
- Serio? Pigułki na PO? Jace, proszę cię. Jedyne po co jutro polecisz do apteki, to test ciążowy. Chociaż i tak trzeba będzie poczekać parę dni z tego co wiem.
-Polecę po co zechcesz - westchnął i położył się na łóżku. -Tylko już się nie martw, okej?
Jego myśli gnały jak szalone. Czy sperma Nefilim była inna od ludzkiej? Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Ale magiczne nasienie? To jakiś absurd. Owszem, DNA w nim zawarte było inne, ale nie miało mocy zachodzenia w ciążę tak o.
Przyciągnął Silver do siebie.
-Będzie dobrze, skarbie. Nic się nie stało...

Minęły kilkanaście dni od czasu, kiedy pękła im gumka i Jace czekał na informacje od Silver. Po nocach śniły mu się małe dzieci, pożerane przez wampiry. Dlatego też więcej czasu poświęcał na patrole.
To nie tak, że nie chciałby dziecka, zwłaszcza gdyby jego mamą była dziewczyna, którą  kochał. Ale sprowadzanie niewinnej istoty na świat pełen potworów? Nie, nie miało to sensu..
Wszedł do mieszkania i rzucił klucze na blat szafki.  Zaczął ściągać z siebie skórzaną kurtkę, gdy wyczuł, że ktoś jest w domu.
Silver siedziała u niego w sypialni, na łóżku, z dłońmi położonymi na kolanach. Wpatrywała się w nie lub w ścianę.
- Ciotka się spóźnia - poinformowała go, kiedy wszedł do środka.
-Co? - zapytał. Nie był zaskoczony jej obecnością. Dał jej niedawno klucze. -Czyja ciotka?
- Okres. Tak się mówi - mruknęła.
-Aaa.. Co? Okres ci się spóźnia? Ile?
- Tydzień.
-O cholera..
Jace poczuł przypływ paniki, pierwszy, lekki. Klęknął na przeciwko Silver i ujął jej dłonie w swoje.
-Robiłaś test, kochanie?
- Jeszcze nie - pokręciła głową.
-Jak wtedy mnie opieprzyłaś, to poszedłem do apteki i kupiłem test - powiedział cicho. -Zaraz go zrobimy, okej?
Starał się przemawiać cicho i kojąco. Cóż, jeśli Silver jest w ciąży, niczego już nie zmienią.
- Okej, okej, daj mi to.
Wstał i z szafki w łazience przyniósł test ciążowy. Uznał za całkiem ironiczne to, że na pudełku był nadruk wesołej kobiety.
- No - wstała z miejsca, ściskając pudełko w dłoni. - To idę - i poszła wooolnym krokiem do łazienki.
Jace w międzyczasie naparzył dzban herbaty na ukojenie. Jednocześnie nie mógł oderwać wzroku od swoich dłoni. Był.. był kiepski w posiadaniu rodziny. Czy umiałby zająć się Silver i ich dzieckiem?
Po paru minutach Silver zawołała Jace'a.
Poszedł do łazienki, czując, jak z każdym krokiem coś coraz mocniej ściska mu gardło. Ale gdy wszedł do środka, uśmiechnął się słabo.
-I co..?
Silver podała mu test, na którym napisane było "PREGNAT".
-O cholera... - Jace usiadł obok niej i ujął test w rękę. Nagle zrobiło mu się gorąco i duszno. Jezu Chryste. Będzie ojcem.
Silver jedynie kiwnęła głową.
- Trzeba będzie powiedzieć moim rodzicom.
-Tak - bąknął. Wciąż wpatrywał się w test oszołomiony. Będą mieli dziecko. Małego człowieczka. -Wiele się zmieni..
- Nooo... bardzo wiele - położyła dłoń na swoim brzuchu, wpatrując się przed siebie, a potem stopniowo obniżając wzrok, aż w końcu widziała swoją dłoń na brzuchu.
-Będę się tobą.. wami opiekował - powiedział, ale czuł się raczej jak maszyna niż człowiek.
- No ja myślę - prychnęła. - Ale ja zdecyduję, kiedy powiemy moim rodzicom i Davidowi.
-Taaak - wciąż siedział. Wciąż trzymał ten test w rękach. -Nie.. nie wiem jak to jest być rodziną - powiedział nagle. Zaczął wyrzucać z siebie szybko słowa. -Nie umiem być ojcem. Wiem tylko jak to jest, gdy ojciec cię tłucze. A jeśli ja jestem taki sam jak on? Jeśli nie będę umiał kochać? Jak podołamy finansowo? Ty wciąż się uczysz, a ja jestem mechanikiem? Jezu Chryste, Silver, masz dopiero 18 lat, twoi rodzice mnie zabiją. To wszystko moja wina.
- Daj spokój, nie bawimy się w czyja to wina, ani że nie damy rady, bo coś tam. Teraz musimy być twardzi. Jak tamtej nocy, kocie - pogłaskała go po karku. Skoro on się rozklejał, to ona musiała być silna. Ale kuźwa, dziecko? Teraz?
No jak to się mówi "nie trzeba było się seksić".
Przyciągnął ją do siebie i przytulił twarz do jej brzucha.
-Masz rację. Przepraszam, Erin..
No. Trzeba się wziąć w garść, Jonathanie Christopherze Morgenstern, pomyślał. Był teraz głową rodziny. Małej, bo małej, ale..
-Powinnaś się położyć. Musisz o siebie dbać.
Poderwał się i wziął Silver na ręce.
-Jutro.. jutro pomyślimy o wszystkim innym. A dziś.. dziś może po prostu poleżmy. Ty, ja.. on..ona..
- No dobra - dała się nieść i położyć. - A właściwie, to wolałbyś chłopca czy dziewczynkę?
Wcisnął jej do rak kubek z herbata, upewniając się, czy nie jest zbyt ciepły. Ściągnął Silver buty i zaczął lekko masować jej stopy.
-Wystarczy, żeby było zdrowe - powiedział cicho.
Zamyślił się. Na kilka minut odpłynął gdzieś.
-Dziewczynkę - powiedział nagle. -Wtedy nie musiałbym martwić się tym, że pewnego dnia będzie musiała iść do Akademii Nefilim i zostać łowcą.
- W życiu nie poślemy tam mojego dziecka - warknęła. - Mowy nie ma.
-Myślisz, że my chcemy tam iść? - spojrzał jej w oczy. -Nie licząc wielkich rodów Nefilim, które są filarami tej szkoły, i tych, którzy z dziada pradziada są łowcami, reszta to zebrane z ulicy i poprawczaków dzieciaki, które mają to coś w genach. Jeśli masz do wyboru odsiadkę albo wolność i szansę szybkiej śmierci... - wzruszył ramionami. -Nas nikt nie pytał o zdanie. Ale ja też nie chcę, by nasze dziecko było łowcą.
"Nasze dziecko". Jak brzmiały te słowa!
- No właśnie. Dobra - westchnęła. - "Hej, tato, hej, mamo. Zgadnijcie co! Będziecie dzidkami za dziewięć miesięcy!".
Przełknął ślinę.
-Twój ojciec pewnie mnie wywali z domu - powiedział cicho.
- Nie, myślę, że nie - pogłaskała go po karku.
-Pobierzemy się - szepnął. -Chcę.. chcę żebyście oboje mieli moje nazwisko. To chyba najlepsze, co mogę wam dać - dodał gorzko, kładąc się obok niej.
- Co? Żadnego ślubu, bo dziecko. Nie, mowy nie ma.
Ałć, to zabolało.
-Jeszcze o tym pomyślimy, okej? - powiedział cicho. Henry de Varden albo go przegoni, albo każe poślubić jego córkę. Był człowiekiem z zasadami. A Jace.. Jace chciał, by wszystko było tak, jak powinno być. -Chcę tylko, żebyś była szczęśliwa. Oboje żebyście byli szczęśliwi - sprostował.
- Nie podoba mi się idea brania ślubu, bo laska zaciążyła. Po porostu nie. Poczekaj - wstała i poszła do łazienki. Po chwili krzyknęła. - Jace!
Słysząc strach w jej głosie, poderwał się, przewracając kubek. Herbata wylała się na podłogę, ale nie dbał o to.
-Co się stało?!
- Krew - szepnęła, patrząc na niego z ogromnym strachem w oczach. No świetnie, dwa tygodnie w ciąży, a ona już poroniła? No chyba sobie jaja robicie!
Jace nie pamiętał wiele z tego, co się potem stało. Zaczął trzeźwo myśleć dopiero wtedy, gdy dowiózł Silver na pogotowie i wniósł do środka. Na szczęście, było niewielu ludzi, a bardzo miła pielęgniarka zaraz zabrała ich do izolatki i wezwała lekarza. Potem kazała mu czekać na zewnątrz. Jace chodził w tę i z powrotem, co chwila tracą pięściami oczy.
A jeśli to jego wina? Jeśli nacisnął Silver albo zbyt mocno przytulił?
Ale po parunastu minutach wyszedł lekarz i uśmiechał się lekko.
- Pan jest chłopakiem tej dziewczyny, tak? Proszę się nie martwić.
-Nic im nie jest? - zapytał z nadzieją. -Mogę ją zobaczyć?
- Właśnie, chodzi o to, że nie było żadne dziecka. Nigdy. Erin de Varden nie poroniła, bo nigdy nie była w ciąży. Okres jej się po prostu spóźnił.
-C-co? Ale dzisiaj zrobiła test i wszystko..
- Testy nie zawsze mówią prawdę. Medycyna owszem. następnym razem proponuję wybrać się do lekarza ginekologa.
-M..okej .Dziękuję, panie doktorze. Czyli mogę zabrać Erin do domu?  -zapytał cicho.
- Oczywiście, do widzenia - pożegnał się z nim i poszedł.
Silver otwarła drzwi od sali. W sumie nie wiedziała, co powiedzieć, jak się czuć.
A Jace nie powiedział nic. Po prostu szeroko rozłożył ręce i mocno ją do siebie przytulił.
A ona wtuliła się w niego mocno. Z jednej strony zdążyła się nakręcić na to, ze jest w ciąży, oswoiła się z tym. Z drugiej cieszyła się, że jednak nie jest w cięży i nie będzie musiała rodzić za dziewięć miesięcy.
-Będziemy musieli bardziej uważać - powiedział, całując ją w czubek głowy. -Najedliśmy się nerwów, Silver. Ale ja.. naprawdę byłem gotów ponieść konsekwencje.
- Ja też. Wracajmy. Jutro zapiszę się do lekarza. Tak wiesz, żeby było - uśmiechnęła się i pocałowała go.
-Do jakiego lekarza? Jesteś chora? Coś cię boli? - znów spanikował.
- Jezu, nie - przewróciła oczami.
Czyli wszystko wracało do normy, wszystko było po staremu.
-To po co chcesz iść do lekarza..? - wziął ją za rękę, gdy wychodzili ze szpitala. Widząc lekki uśmiech pielęgniarki, zarumienił się.
- A po co się chodzi do lekarzy, Morgenstern? Na badania. Idźmy już stąd - ciągnęła go.
Odwiózł ją do domu, a następnie udał się na patrol. Owszem, czuł ulgę, że to jeszcze nie teraz, że Silver będzie miała szanse studiować, a nie grzebać się w pieluchach już, zaraz. Ale też czuł lekki żal. Wciąż był sam na tym świecie..
Gdy wracał z patrolu (na szczęście nic nie musiał zabijać tej nocy), zauważył otwartą całodobową cukiernię. Za to lubił Nowy Jork.
Silver spała sobie smacznie, kiedy obudziło ją coś. Czymś okazał się Jace, wchodzący do jej pokoju przez okno.
- Co jest?
-No przyszedłem do ciebie - powiedział, zamykając okno za sobą.
- Ale ja śpię dzisiaj.
Znów się zarumienił.
-Wiem, że masz okres i nie będzie seksu. Przyniosłem ci babeczki - pokazał torbę z logo cukierni. -Są jeszcze ciepłe.
- Jedzenie! - podniosła się i zaczęła się zajadać.
-Poza tym - podrapał się w nos - ja.. nie chcę cię odwiedzać tylko wtedy, gdy mamy ochotę na seks. Kocham cię, przecież wiesz.
- Wiem, wiem. Ja ciebie też. Kładź się, bo zimno.

Rozebrał się do bokserek i położył, nakrywając ich oboje kołdrą. Tak. Widok Silver zajadającej się babeczkami był równie cudowny, co oglądanie jej, gdy spała.
-Kocham cię - szepnął jeszcze raz, przytulając się do jej pleców.