niedziela, 27 października 2013

Rozdział 40. Grill.

Silver ubrała jakąś luźną sukienkę. Dzisiaj miał być grill. W rolach głównych: Silver de Varden i Jace Morgenstern jako oni sami. W pozostałych rolach: Henry, Bree i David de Vardenowie. Sceneria: ogród w willi państwa de Varden. 
Silver spojrzała przez okno. Mama była szczęśliwa. Lubiła Jace'a. Bardzo. Pewnie już planuje ślub.
            Jace również ubrał się starannie. Wiedział, że jako jedyny nie będzie członkiem rodziny, więc chciał się pokazać z „dobrej” strony. Założył więc luźną koszulę i krawat, który luźno zawiązał. Do tego proste dżinsy, a włosy przeczesał mokrym grzebieniem, by troszkę się wyprostowały. Żeby nie było, również się ogolił (nie obyło się bez drobnego zacięcia).
A po pół godzinie przygotowań był już pod drzwiami państwa de Varden.
Drzwi otworzył mu David w czarnej koszulce z żółtym logo Batmana, a także w ciemnoniebieskich, szerokich spodniach, sięgających za kolano. 
- No cześć, szwagrze - przywitał się grzecznie, robiąc miejsce w przejściu.
Jace’owi zrobiło się gorąco.
-Ubrałem się zbyt formalnie? – zapytał cicho.
- Och, nie, mama się ucieszy - wyszczerzył zębiska. - Wchodź.
Jace wszedł do środka.
-Cześć, Jace! – zawołał z kuchni Henry, nakładając sałatkę na talerz. –Idźcie prosto do ogrodu, chłopcy!
-DzieńdobrywieczórpaniedeVarden..
- Nadal się stresujesz? - David uniósł brew. Biedny chłopiec...
Tak czy inaczej zaprowadził go po schodkach do altanki. 
- Siadaj. Silver chce zrobić wejście smoka.
-Okej. Okej – odetchnął głęboko. Dobra, to tylko grill. Co tam, że w towarzystwie JEJ rodziców.
- Nie mogę patrzeć, jak się tak męczysz. Wyluzuj. Moja mama cię uwielbia.
-Ja też bardzo ją lubię – powiedział wprost. –Ale nie chcę, by pomyśleli, że będę przynosił Silver wstyd..
- Żartujesz? - prychnął. - Oni już się cieszą, że będą cię mieć w rodzinie.
-Silver ma dopiero 18 lat. Za wcześnie, by zakładała rodzinę. Niech wpierw skończy studia – powiedział cicho. –Wystarczy, że ja będę mechanikiem do końca życia.
Znowu zaczynał.
Na szczęście do ogrodu weszła właśnie matka z córką. Córka uśmiechnęła się lekko do Jace'a, natomiast matka bardzo szeroko.
- Witaj, Jace!
Jace poderwał się, przy okazji kolanem zahaczając o ławkę. Powstrzymał cisnące się na usta przekleństwo i szybko podszedł do pani de Varden, by pocałował ją w rękę i w ogóle.
-Dzień dobry, proszę pani. Dziękuję za zaproszenie..
- Och, nie ma za co. jesteś u nas bardzo mile widziany.
- Mamo...
- No co? To chyba dobrze, że lubimy twojego chłopaka, tak?
Jace uśmiechnął się i pochylił się, by lekko pocałować Silver w policzek.
-Cześć, skarbie – powiedział cicho.
- Cześć - cmoknęła go lekko w usta.
Tymczasem Bree zajęła miejsce obok swojego syna.
- Gdzie ten wasz ojciec znowu?
- W kuchni.
Po chwili nadszedł Henry i zerknął na grilla, kątem oka patrząc na Jace’a. No no. Odstrzelił się chłopak niczym woźny na dzień nauczyciela. Ale docenił to, że chciał im przypaść do gustu. Starał się. No.
-Jace, czego się napijesz? Coli, soku, piwa?
-Po-poproszę sok..
David sięgnął po sok i rozlał wszystkim. 
- W ostatnim Jace rzucił decydującego kosza - odezwał się.
Jace się zarumienił.
-Łał. To dobrze. Idziecie do przodu – pochwalił Henry.
-Ee.. cała drużyna zapracowała na wynik…
Silver uśmiechała się pod nosem. Tak, to było dziwne. Bardzo.
- I Silver chodzi na mecze - zauważyła Bree.
- No, do brata się nie przyłaziło.
-Brat to nie mężczyzna życia – zauważył Henry, puszczając oko do Jace’a. A ten z zaskoczenia oblał się sokiem.
-Niezdara ze mnie – wymamrotał.
- To nic przecież - Bree podała mu serwetki, a Silver zaczęła wycierać sok z jego koszuli. Nadal się uśmiechała pod nosem.
-Mnie też się to zdarza – uspokoił go Henry. –Jesteś wśród samych swoich, synu.
- Wiesz co? Chodź na górę i przebierz się w coś.
Bree uśmiechnęła się. Ostatnio wyprała mu jego rzeczy. Tak, wiedziała, że to nie jej syna.
Jace znów się zarumienił.
-To idę – szepnął, wstając.
Silver poszła za nim, a kiedy zniknęli w domu, pocałowała go namiętnie.
Przez kilka sekund odwzajemnił pocałunek, po czym oderwał się szybko.
-Twoi rodzice mogą nas nakryć – szepnął.
- Nie mogłam się już powstrzymać - złapała go za rękę i zaprowadziła do pokoju.
-Ty mówisz o powstrzymywaniu się? – mruknął i objął ją od tyłu. –Ta sukienka jest genialna.
- No widzisz - jakoś podeszli do szafy. - Masz, mama ostatnio prała, więc masz czyste.
-Twoja mama prała moje ciuchy i bieliznę…? – wyszeptał, przerażony.
- Tak. Ja nic o tym nie wiedziałam! - dodała od razu. Przyszła po pranie, ja akurat brałam prysznic.
-Czyli wie, że zostaję u ciebie czasem na noc – zdjął koszulę i usiadł na łóżku w samych spodniach. Odetchnął głęboko. –Myślisz, ze powiedziała twojemu tacie? Chyba nie, skoro wciąż żyję..
- Też tak myślę - uśmiechnęła się. - Chodź, wracamy.
Założył jeden ze swoich t-shirtów i z przyjemnością zauważył, że zapach świeżych ciuchów jest o wiele lepszy niż ten, który wychodził jemu po praniu.
-Stresuję się – wyznał, łapiąc ją za rękę.

Henry zerknął na rodzinę.
-Musimy być przerażający dla niego – powiedział z lekkim uśmiechem. –Widzieliście? Drżą mu ręce i cały czas się rumieni. Jak ja, gdy cię spotkałem pierwszy raz – zamruczał do Bree.
- No błagam, ja tu jestem - zauważył przerażony David.
Wkrótce Silver z Jace'em do nich dołączyli.
-W tym będzie ci wygodniej, Jace – zauważył Henry.
-Tak, panie de Varden..
I zapadła cisza, przerwana picem przez słomkę.
            Jace czuł się spięty. Patrzył, jak ojciec Silver obraca jedzenie na grillu, jak jej mama z elegancją pije sok, jak David i Silver na luzie siedzą… To był dla niego całkiem inny obraz rodziny niż ten, który znał. Tu nikt nikogo nie bił, nie krzyczał..
- Więc, Jace, jak sobie radzisz z tyloma obowiązkami? - zapytała Bree.
-Słu-słucham? – został wyrwany z zamyślenia, wiec zarumienił się.
-No wiesz, szkoła, praca, drużyna, a mimo to masz zawsze czas, żeby zabrać Erin na spacer albo na lody – zauważył Henry.
-Szybko się uczę – wyjaśnił. –I nie muszę długo spać..
- Nie jak co poniektórzy - Bree spojrzała na syna, ale z uśmiechem.
-Chwali ci się ta pracowitość, Jace. A co planujesz potem? Jakie studia?
-Jeśli będzie mnie stać – powiedział cicho – chciałbym być psychologiem..
- O, bardzo ciekawy zawód. A chcesz pracować z dziećmi czy z dorosłymi?
-Z dorosłymi. Z dorosłymi dziećmi alkoholików…
Wszyscy spochmurnieli. Silver ich uprzedziła, żeby nie pytali właśnie o takie rzeczy, żeby nie sprawić Jace'owi przykrości.
- To bardzo ładnie, że chcesz pomagać - Bree uśmiechnęła się.
Uśmiechnął się do niej.
-Wątpię, żeby było mnie stać na studia. Ale odkładam pieniądze ze stypendium socjalnego i to, co uda mi się zarobić. Jeśli będę miał dobre oceny, to dostanę się do NYU na stypendium..
Henry chciał mu zaproponować, że sfinansuje jego studia. Ale wiedział, że Jace nie tylko odmówi, ale znów poczuje się gorszy. Biedny chłopak.. Nałożył swoim dzieciom jedzenie na talerz. Tak, całej trójce swoich dzieci.
- Dostaniesz się - Silver pocałowała go w policzek, a pod stołem pogłaskała po dłoni. - Mądry jesteś.
-Najbardziej chciałbym być na tej uczelni, co ty – powiedział cicho, rumieniąc się. No, Całowała go na oczach taty! Ale Henry tylko się uśmiechał i z tajemniczą miną nakładał jedzenie żonie.
-Jedzcie – zachęcił ich.
- Smacznego! - David wyszczerzył się i zabrał się za swoje mięsko. 
- Spotkamy się na NYU - szepnęła Silver i zaczęła wcinać swoje warzywa.
Obdarzył ją uśmiechem i wziął się za jedzenie. Było pyszne, więc, jak to wygłodniały mężczyzna, łykał je szybko. Henry troszkę się zasmucił. W swojej pracy widział wiele dzieciaków, takich, jak Jace. Które bały się ludzi, które jadły szybko w obawie, że ktoś im wkrótce zabierze talerz i nie dostaną jedzenia przez kolejne kilka dni. Bite, poniżane.. A mimo to wyrósł na troskliwego, dobrego mężczyznę. Jego córeczka przy nim promieniowała.
-Myśleliście o tym, by wynająć mieszkanie razem? – zagadnął z pozoru obojętnie. Jace zakrztusił się i z rozmachem sam sobie przyłożył w pierś.
-Słu-słucham? 
- Tato! - zawołała Silver. - Jeszcze nie czas!
-Dziwne, bo wam, młodym, zawsze się spieszy – pomachał widelcem, uśmiechając się.. –Poza tym, wkrótce idziecie na studia, więc nie będę mógł was zatrzymać w domu.
Jace odetchnął głęboko. No cóż.
-Chciałbym kiedyś zamieszkać z Si..Erin – powiedział zbierając się na odwagę. –Ale wpierw chciałbym, aby nasz związek był bardziej oficjalny…. – z każdym słowem był coraz cichszy, za to coraz bardziej czerwony.
David uśmiechnął się pod nosem. Spoko, jak tak na nich patrzył, to aż sam chciał znaleźć sobie takiego.
- Tato, to nasza sprawa - Silver przytuliła się do ramienia Jace'a. - Ale na studiach to tak, zamieszkamy razem.
-Rozmawiałem o tym z waszą mamą, dzieci – zaczął Henry – Dopóki będziecie się uczyć, będziemy płacić za wasze mieszkania i rachunki.
Jace lekko się zarumienił. No cóż.. Nie chciał, by państwo de Varden myśleli, że żyje na ich garnuszku.
-Jace, nie denerwuj się. Partnerzy naszych dzieci to nasze dzieci – uspokoił go Henry.
Silver pod stołem poklepała go po dłoni.
- Dzięki, tato - posłała mu uśmiech. - Oferta obowiązuje przy obojętnie jakim apartamencie?
-Och, z rozsądkiem. Żeby wam z Jace’em było wygodnie.
-Dziękuję, pani de Varden, panie de Varden – powiedział cicho.
- Och, nie ma sprawy, Jace - Bree uśmiechnęła się szeroko. - Smakuje ci?
-Tak. Jest pyszne, pani de Varden – wrócił do jedzenia.
-Zostawcie miejsce na lody!
Bree uśmiechnęła się, patrząc na Silver, Jace'a i Davida. Ach, kiedy ten czas przeleciał.
Gdy już zjedli, na stole wylądowało ciasto, soczki, lody i czekolada.
-Słyszałem, że planujecie jechać na wakacje do Wielkiego Kanionu autem i z powrotem? Każdej nocy w innym miejscu? – zapytał Henry, uśmiechając się do córki.
- Tak! Szukam idealnej kamery na tę podróż - uśmiechnęła się szeroko i wsunęła łyżeczkę do ust. - Będzie super!
Ich córka za bardzo się emocjonowała ostatnio.
Hormony? Ciąża?!
-Zazdroszczę wam. Jestem za stary na taką podróż – westchnął Henry.
-Wcale nie – oburzył się Jace.
- Właśnie, kochanie - zaczęła Bree. - Może my też wybierzemy się na taką wycieczkę?
- Ja zamawiam Europę - powiedział od razu David. No, wara.
-Może ty byś chciała zwiedzić Europę? – zapytał Jace Silver.
- Jasne, kto by nie chciał - uśmiechnęła się do niego.
-Jak kiedyś będzie mnie stać, zabiorę cię do Anglii – obiecał. –Londyn trzeba koniecznie zwiedzić – opowiadał o ciemnych uliczkach, które okazywały się pełne życia i ciekawych sklepów, o Tamizie, w której pływają kaczki. –Biegałem tam jako chłopiec. Czasami, jak marynarze mieli lepszy dzień, to zabierali nas na pokład, pokazywali to i owo, dawali coś do jedzenia albo drobniaki – westchnął cicho, uciekając od wspomnień. –Londyn musisz zwiedzić.
Henry im nie przerywał. Ładne historie opowiadał ten chłopak. Bez obaw puściłby z nim Erin do Europy.
Silver przytuliła się do jego boku. Jej. Spierdalać jak najdalej, bo wydrapie oczki.
-Zimno ci? – zaniepokoił się Jace. Zapadał zmrok, zrobiło się chłodniej. Objął Silver i odruchowo pocałował w czubek głowy. Gdy przypomniał sobie, że nie są sami, znów się zarumienił.
- Nie, w porządku - uśmiechnęła się znowu. Chamstwo. Już ją normalnie mięśnie twarzy bolały.
Nie, wcale nie.
Mimo jej zaprzeczenia, nie przestał jej obejmować.
-Erin, może przejdziecie się po ogrodzie? – zaproponował Henry. –Pewnie macie już dosyć naszego towarzystwa.
-Ależ nie, panie de Varden!
- Chodź, chodź, Jace - Silver wstała i wystawiła do niego dłoń.
Złapał ją za rękę i poszli spacerować .Odetchnął z ulgą dopiero wtedy, gdy zniknęli z oczu jej rodziców.
-Daję radę..?
- Jasne, że tak. Mówiłam ci, że cię uwielbiają.
-Ale wiesz, wciąż się denerwuję. Chcę, by mnie polubili – mruknął i przyciągnął ją do swojego boku. Po chwili całował ją namiętnie. –Brakowało mi tego.
- To dobrze, że się denerwujesz. To znaczy, że ci zależy.
-Wątpiłaś w to chociaż przez chwilę? – burknął.
- Nie - pocałowała go pod drzewem, na którym zbudowany został domek.
Uśmiechnął się i lekko skubnął jej szyję.
-No. Dobra dziewczynka – szepnął i pocałował ją w nos. –Nie możemy łazić za długo, bo twój tato się wścieknie.
- Wcale nie - zarzuciła mu łapki na szyję.
-Mówisz? – przesunął dłońmi po jej pleckach, aż do pośladków, które lekko ścisnął. No cóż, lubił ryzykować. –Pocałuj mnie, Silver. Mocno – poprosił.
A więc pocałowała go mocno, wsuwając palce w jego włosy. Kiedy tak go całowała, od razu jej się robiło cieplej.
Odwzajemniał pocałunek, tuląc ją do siebie tak, jakby ktoś próbował mu ją odebrać. Jego niecierpliwie ręce błądziły po jej ciele, przyciskając je do swojego rozpalonego ciała. Silver oparła się o pień drzewa, cały czas go do siebie przytulając. Jace uniósł jej nogi tak, by mogła go nimi objąć w pasie, następnie wsunął ręce pod jej biodra, muskając to tu, to tam. Silver zamruczała coś pod nosem. A potem zaczęła całować go po szyi.
-Ten domek nad nami jest dopuszczony do użytku? – wyszeptał gorączkowo. Był twardy i marzył o tym, by go chociaż lekko dotknęła.
- Tak, chodź - stanęła na nogach, a potem wdrapała się po drabince.
Gdy tylko weszli na górę, Jace zrzucił z siebie koszulkę i przyciągnął Silver do siebie, bez słowa przechodząc do całowania. Odwzajemniała pocałunki, ściągając z siebie sukienkę. 
W środku nie było łóżka, ale była kanapa.
Pchnął ją na nią, a gdy opadła, szybkim ruchem zdjął jej majteczki i rozchylił uda. Rozpalonymi ustami zaczął błądzić po jej udzie, wspinając się coraz wyżej. Silver jęknęła głośno. Jej, ale jej facet był napalony...
Ona nie pozostawała dłużna. Gdy poczuł TAM jej wilgoć, uśmiechnął się i bez wahania dotknął jej językiem. Zaczął nim poruszać powoli, drażniąc się z nią.
Silver znowu jęknęła, zaciskając palce na kanapie.
- Jace, proszę cię...
-Nie czujesz przyjemności? – uniósł głowę, patrząc na nią badawczo. Jej rozkosz zawsze była ważniejsza od jego spełnienia.
- Czuję, ale chcę ciebie teraz!
-Bez gry wstępnej? – zamruczał, wsuwając w nią dwa palce i poruszając nimi lekko.
- Bez - odchyliła nieco głowę do tyłu.
-Chcę cię wziąć od tyłu – jęknął, rozpinając spodnie. –To.. przez.. tę.. sukienkę – dodał, mamrocząc, pozbywając się dżinsów.
Silver podniosła się do pozycji siedzącej, a potem odwróciła się i stanęła na kolanach, popierając się rękoma.
Złapał ją za biodra i językiem błądził przez chwilę po jej kręgosłupie. Potem zaczął wilgotna męskością ocierać się o jej pośladki i kobiecość. Silver opuściła nieco głowę, kręcąc biodrami.
            W końcu wszedł w nią płynnym, mocnym ruchem, pojękując triumfalnie. Wreszcie. Zaczął poruszać się w szybkim, miarowym tempie, tak, że jej biodra uderzały o jego uda. Pomagał sobie dłońmi, którymi narzucał ruch jej ciału, nabijając Silver na siebie. Jęknęła cicho, odchylając głowę do tyłu.
Odczytał to jako zaproszenie, więc złapał ją za włosy, które owinął sobie dookoła nadgarstka. Ale miał dzisiaj ambicje ten jej facet.
-Erin – jęknął cicho. No. W łóżku (powiedzmy) pozwalał sobie na to, by mówić do niej po imieniu. –Erin.. Erin.. – dyszał troszkę szybko. –Kocham cię – nachylił się nad jej plecami, a jego biodra zaczęły atakować ją mocniej. Puścił jej włosy, zamiast tego jego dłoń objęła jej talię i spoczęła na brzuchu.
- Ja ciebie też - zdążyła powiedzieć, nim jęknęła głośno. Zamknęła oczy.
Jace uśmiechnął się i pocałował ją w kark, a potem ramię. I zaczął prowadzić ją na szczyt.

-Już ciemno – zauważył Henry. –Może pójdziesz ich poszukać, Davidzie? – poprosił syna.
- Pewnie są zajęci - westchnął jednoznacznie. 

Silver zaczęła jęczeć głośniej. Na szczęście byli daleko, więc kiedy doszła, nie usłyszeli ich.
Jace wbił się w nią mocno i agresywnie, również dochodząc. Pozwolił, by jego nasienie wypełniło ją całą i znieruchomiał, zaciskając zęby. Dyszał ciężko, a jego serce waliło nierównomiernie.

Henry uniósł brew.
-Co masz na myśli, synku? – zapytał słodko. –Chyba nie to, ze np. kochają się teraz w domku na drzewie, kiedy my jesteśmy 100 metrów dalej..
- Ja nic nie sugeruję - wstał o stołu i poszedł. Woooolnoo szeeeeedł w stronęęęęę doooomkuuu...

Silver po paru chwilach opadła na kanapę i przewróciła się na plecy. Uśmiechnęła się do niego lekko.
Opadł na nią, podpierając się na łokciach.
-Kocham cię – szepnął, lekko całując wargi Silver. –Kocham cię, Erin.
- Ja was też - odezwał się David, jak gdyby nigdy nic opierając się o framugę drzwi i krzyżując łapki na piersiach.
Jace poczuł, że właśnie ubyło mu ze 20 lat życia. Poderwał się i, cóż, w pierwszym odruchu, złapał za swoją koszulkę, by osłonić nią Silver. Następnie ręką zasłonił swoje krocze.
-David – jęknął.
- Ding ding ding! - oderwał się. Zdecydowanie przesadził z "Czarnym łabędziem". - Ubierzcie się. Tata się o was pyta - a potem poszedł. 
- O Boże - jęknęła Silver.
-Już po nas – szepnął, szukając swojej bielizny. Podał Silver chusteczki, by mogła się otrzeć. –Nim twój tato mnie zabije, wiedz, że ogromnie cię kocham.
Silver szybko się ubrała.
- Nie, David mu nie powie.
-Kotek – rzucił Silver jej majtki – oby. Ale nie wiadomo. Poza tym, to po nas widać. Wyglądamy jakbyśmy przeszli przez tornado.
- Cicho - ubrała się do końca. - Chodź.
Na dole czekał na nich David, a gdy tylko zauważył zawstydzonego Jace'a, wybuchł śmiechem.
Jace zarumienił się głęboko.
-Ma sens błagać o życie? – mruknął.
- No bo się popłaczę - David otarł oczki. - Chodźcie już - ruszył w stronę altanki.
Jace się zdumiał. David nie miał nic przeciwko temu, że, krótko mówiąc, właśnie ostro pieprzył się z Silver?
Powinien się cieszyć, a nie.
- Przyprowadziłem ich.
Wystarczyło jedno spojrzenie na zarumienioną Erin i zawstydzonego Jace’a, żeby rodzice wiedzieli, co się działo. Henry pomyślał, ze gdyby teraz stał przed nim Mathias Sakai, to by go wywalił na zbity pysk. Westchnął tylko.
-Lody jeszcze są do zjedzenia – poinstruował. –Jace, zostań na noc, za późno, byś wracał.
Silver zacisnęła usta. Usiadła ze spokojem i zabrała się za lody.
            Gdy skończyli lody, Jace wciąż milczał. Miał wrażenie, że wszyscy przy stole wiedzą, co robił z Silver. Dlatego też, gdy gospodarz zaproponował pójście do domu i do spania, poczuł ulgę.
            Wraz z Silver poszedł do jej sypialni. Gdy zamknęli za sobą drzwi, odetchnął głęboko.
-Wciąż żyję – powiedział zdumiony i moooooocnooooooo ją przytulił.
- Nie pozwoliłabym cię zabić - przytuliła go. - Przeżyłeś grilla z moimi rodzicami. Jak się z tym czujesz?
-Fantastycznie.
Gdy był w samych spodenkach do spania i szykował się, by złapać Silver na ręce i zanieść do łóżka, rozległo się pukanie do drzwi. Jako, że był bliżej, to po prostu je otworzył. Na progu stal Henry, lekko zarumieniony. Bez słowa wręczył Jace’owi do ręki pudełko prezerwatyw. Jace oniemial.
-Panie de Varden.. my.. ee.
-Daj spokój. Pewnie wiecie, jak się tego używa, ale macie na zapas. No – poklepał go po ramieniu i poszedł, zamykając za sobą drzwi.

4 komentarze:

  1. HAHAHAHAHA NIE NO TE PREZERWATYWY NA KOŃCU MNIE ROZBROIŁY!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko XD
    Przez cały rozdział uśmiechałam się jak głupia :D Kocham takiego Jace'a ^^.
    Sceny końcowe wywołały u mnie wybuch śmiechu - mega przeraźliwego XD
    Czekam na cd :D

    OdpowiedzUsuń