Silver ubrała jakąś luźną sukienkę. Dzisiaj miał być
grill. W rolach głównych: Silver de Varden i Jace Morgenstern jako oni sami. W
pozostałych rolach: Henry, Bree i David de Vardenowie. Sceneria: ogród w willi
państwa de Varden.
Silver spojrzała przez okno. Mama była szczęśliwa. Lubiła Jace'a. Bardzo. Pewnie już planuje ślub.
Silver spojrzała przez okno. Mama była szczęśliwa. Lubiła Jace'a. Bardzo. Pewnie już planuje ślub.
Jace
również ubrał się starannie. Wiedział, że jako jedyny nie będzie członkiem
rodziny, więc chciał się pokazać z „dobrej” strony. Założył więc luźną koszulę
i krawat, który luźno zawiązał. Do tego proste dżinsy, a włosy przeczesał
mokrym grzebieniem, by troszkę się wyprostowały. Żeby nie było, również się
ogolił (nie obyło się bez drobnego zacięcia).
A po pół godzinie przygotowań był już pod drzwiami państwa
de Varden.
Drzwi
otworzył mu David w czarnej koszulce z żółtym logo Batmana, a także w
ciemnoniebieskich, szerokich spodniach, sięgających za kolano.
- No cześć, szwagrze - przywitał się grzecznie, robiąc miejsce w przejściu.
- No cześć, szwagrze - przywitał się grzecznie, robiąc miejsce w przejściu.
Jace’owi zrobiło się gorąco.
-Ubrałem się zbyt formalnie? – zapytał cicho.
- Och,
nie, mama się ucieszy - wyszczerzył zębiska. - Wchodź.
Jace wszedł do środka.
-Cześć, Jace! – zawołał z kuchni Henry, nakładając sałatkę
na talerz. –Idźcie prosto do ogrodu, chłopcy!
-DzieńdobrywieczórpaniedeVarden..
- Nadal
się stresujesz? - David uniósł brew. Biedny chłopiec...
Tak czy inaczej zaprowadził go po schodkach do altanki.
- Siadaj. Silver chce zrobić wejście smoka.
Tak czy inaczej zaprowadził go po schodkach do altanki.
- Siadaj. Silver chce zrobić wejście smoka.
-Okej. Okej – odetchnął głęboko. Dobra, to tylko grill. Co
tam, że w towarzystwie JEJ rodziców.
- Nie
mogę patrzeć, jak się tak męczysz. Wyluzuj. Moja mama cię uwielbia.
-Ja też bardzo ją lubię – powiedział wprost. –Ale nie chcę,
by pomyśleli, że będę przynosił Silver wstyd..
-
Żartujesz? - prychnął. - Oni już się cieszą, że będą cię mieć w rodzinie.
-Silver ma dopiero 18 lat. Za wcześnie, by zakładała
rodzinę. Niech wpierw skończy studia – powiedział cicho. –Wystarczy, że ja będę
mechanikiem do końca życia.
Znowu
zaczynał.
Na szczęście do ogrodu weszła właśnie matka z córką. Córka uśmiechnęła się lekko do Jace'a, natomiast matka bardzo szeroko.
- Witaj, Jace!
Na szczęście do ogrodu weszła właśnie matka z córką. Córka uśmiechnęła się lekko do Jace'a, natomiast matka bardzo szeroko.
- Witaj, Jace!
Jace poderwał się, przy okazji kolanem zahaczając o ławkę.
Powstrzymał cisnące się na usta przekleństwo i szybko podszedł do pani de
Varden, by pocałował ją w rękę i w ogóle.
-Dzień dobry, proszę pani. Dziękuję za zaproszenie..
- Och,
nie ma za co. jesteś u nas bardzo mile widziany.
- Mamo...
- No co? To chyba dobrze, że lubimy twojego chłopaka, tak?
- Mamo...
- No co? To chyba dobrze, że lubimy twojego chłopaka, tak?
Jace uśmiechnął się i pochylił się, by lekko pocałować
Silver w policzek.
-Cześć, skarbie – powiedział cicho.
- Cześć -
cmoknęła go lekko w usta.
Tymczasem Bree zajęła miejsce obok swojego syna.
- Gdzie ten wasz ojciec znowu?
- W kuchni.
Tymczasem Bree zajęła miejsce obok swojego syna.
- Gdzie ten wasz ojciec znowu?
- W kuchni.
Po chwili nadszedł Henry i zerknął na grilla, kątem oka
patrząc na Jace’a. No no. Odstrzelił się chłopak niczym woźny na dzień
nauczyciela. Ale docenił to, że chciał im przypaść do gustu. Starał się. No.
-Jace, czego się napijesz? Coli, soku, piwa?
-Po-poproszę sok..
David
sięgnął po sok i rozlał wszystkim.
- W ostatnim Jace rzucił decydującego kosza - odezwał się.
- W ostatnim Jace rzucił decydującego kosza - odezwał się.
Jace się zarumienił.
-Łał. To dobrze. Idziecie do przodu – pochwalił Henry.
-Ee.. cała drużyna zapracowała na wynik…
Silver
uśmiechała się pod nosem. Tak, to było dziwne. Bardzo.
- I Silver chodzi na mecze - zauważyła Bree.
- No, do brata się nie przyłaziło.
- I Silver chodzi na mecze - zauważyła Bree.
- No, do brata się nie przyłaziło.
-Brat to nie mężczyzna życia – zauważył Henry, puszczając
oko do Jace’a. A ten z zaskoczenia oblał się sokiem.
-Niezdara ze mnie – wymamrotał.
- To nic
przecież - Bree podała mu serwetki, a Silver zaczęła wycierać sok z jego
koszuli. Nadal się uśmiechała pod nosem.
-Mnie też się to zdarza – uspokoił go Henry. –Jesteś wśród
samych swoich, synu.
- Wiesz
co? Chodź na górę i przebierz się w coś.
Bree uśmiechnęła się. Ostatnio wyprała mu jego rzeczy. Tak, wiedziała, że to nie jej syna.
Bree uśmiechnęła się. Ostatnio wyprała mu jego rzeczy. Tak, wiedziała, że to nie jej syna.
Jace znów się zarumienił.
-To idę – szepnął, wstając.
Silver
poszła za nim, a kiedy zniknęli w domu, pocałowała go namiętnie.
Przez kilka sekund odwzajemnił pocałunek, po czym oderwał
się szybko.
-Twoi rodzice mogą nas nakryć – szepnął.
- Nie
mogłam się już powstrzymać - złapała go za rękę i zaprowadziła do pokoju.
-Ty mówisz o powstrzymywaniu się? – mruknął i objął ją od
tyłu. –Ta sukienka jest genialna.
- No
widzisz - jakoś podeszli do szafy. - Masz, mama ostatnio prała, więc masz
czyste.
-Twoja mama prała moje ciuchy i bieliznę…? – wyszeptał,
przerażony.
- Tak. Ja
nic o tym nie wiedziałam! - dodała od razu. Przyszła po pranie, ja akurat
brałam prysznic.
-Czyli wie, że zostaję u ciebie czasem na noc – zdjął
koszulę i usiadł na łóżku w samych spodniach. Odetchnął głęboko. –Myślisz, ze
powiedziała twojemu tacie? Chyba nie, skoro wciąż żyję..
- Też tak
myślę - uśmiechnęła się. - Chodź, wracamy.
Założył jeden ze swoich t-shirtów i z przyjemnością
zauważył, że zapach świeżych ciuchów jest o wiele lepszy niż ten, który
wychodził jemu po praniu.
-Stresuję się – wyznał, łapiąc ją za rękę.
Henry zerknął na rodzinę.
-Musimy być przerażający dla niego – powiedział z lekkim
uśmiechem. –Widzieliście? Drżą mu ręce i cały czas się rumieni. Jak ja, gdy cię
spotkałem pierwszy raz – zamruczał do Bree.
- No
błagam, ja tu jestem - zauważył przerażony David.
Wkrótce Silver z Jace'em do nich dołączyli.
Wkrótce Silver z Jace'em do nich dołączyli.
-W tym będzie ci wygodniej, Jace – zauważył Henry.
-Tak, panie de Varden..
I zapadła
cisza, przerwana picem przez słomkę.
Jace czuł
się spięty. Patrzył, jak ojciec Silver obraca jedzenie na grillu, jak jej mama
z elegancją pije sok, jak David i Silver na luzie siedzą… To był dla niego
całkiem inny obraz rodziny niż ten, który znał. Tu nikt nikogo nie bił, nie krzyczał..
- Więc,
Jace, jak sobie radzisz z tyloma obowiązkami? - zapytała Bree.
-Słu-słucham? – został wyrwany z zamyślenia, wiec zarumienił
się.
-No wiesz, szkoła, praca, drużyna, a mimo to masz zawsze
czas, żeby zabrać Erin na spacer albo na lody – zauważył Henry.
-Szybko się uczę – wyjaśnił. –I nie muszę długo spać..
- Nie jak
co poniektórzy - Bree spojrzała na syna, ale z uśmiechem.
-Chwali ci się ta pracowitość, Jace. A co planujesz potem?
Jakie studia?
-Jeśli będzie mnie stać – powiedział cicho – chciałbym być
psychologiem..
- O,
bardzo ciekawy zawód. A chcesz pracować z dziećmi czy z dorosłymi?
-Z dorosłymi. Z dorosłymi dziećmi alkoholików…
Wszyscy
spochmurnieli. Silver ich uprzedziła, żeby nie pytali właśnie o takie rzeczy,
żeby nie sprawić Jace'owi przykrości.
- To bardzo ładnie, że chcesz pomagać - Bree uśmiechnęła się.
- To bardzo ładnie, że chcesz pomagać - Bree uśmiechnęła się.
Uśmiechnął się do niej.
-Wątpię, żeby było mnie stać na studia. Ale odkładam
pieniądze ze stypendium socjalnego i to, co uda mi się zarobić. Jeśli będę miał
dobre oceny, to dostanę się do NYU na stypendium..
Henry chciał mu zaproponować, że sfinansuje jego studia. Ale
wiedział, że Jace nie tylko odmówi, ale znów poczuje się gorszy. Biedny
chłopak.. Nałożył swoim dzieciom jedzenie na talerz. Tak, całej trójce swoich
dzieci.
- Dostaniesz
się - Silver pocałowała go w policzek, a pod stołem pogłaskała po dłoni. -
Mądry jesteś.
-Najbardziej chciałbym być na tej uczelni, co ty –
powiedział cicho, rumieniąc się. No, Całowała go na oczach taty! Ale Henry
tylko się uśmiechał i z tajemniczą miną nakładał jedzenie żonie.
-Jedzcie – zachęcił ich.
-
Smacznego! - David wyszczerzył się i zabrał się za swoje mięsko.
- Spotkamy się na NYU - szepnęła Silver i zaczęła wcinać swoje warzywa.
- Spotkamy się na NYU - szepnęła Silver i zaczęła wcinać swoje warzywa.
Obdarzył ją uśmiechem i wziął się za jedzenie. Było pyszne,
więc, jak to wygłodniały mężczyzna, łykał je szybko. Henry troszkę się
zasmucił. W swojej pracy widział wiele dzieciaków, takich, jak Jace. Które bały
się ludzi, które jadły szybko w obawie, że ktoś im wkrótce zabierze talerz i
nie dostaną jedzenia przez kolejne kilka dni. Bite, poniżane.. A mimo to wyrósł
na troskliwego, dobrego mężczyznę. Jego córeczka przy nim promieniowała.
-Myśleliście o tym, by wynająć mieszkanie razem? – zagadnął
z pozoru obojętnie. Jace zakrztusił się i z rozmachem sam sobie przyłożył w
pierś.
-Słu-słucham?
- Tato! -
zawołała Silver. - Jeszcze nie czas!
-Dziwne, bo wam, młodym, zawsze się spieszy – pomachał
widelcem, uśmiechając się.. –Poza tym, wkrótce idziecie na studia, więc nie
będę mógł was zatrzymać w domu.
Jace odetchnął głęboko. No cóż.
-Chciałbym kiedyś zamieszkać z Si..Erin – powiedział
zbierając się na odwagę. –Ale wpierw chciałbym, aby nasz związek był bardziej
oficjalny…. – z każdym słowem był coraz cichszy, za to coraz bardziej czerwony.
David
uśmiechnął się pod nosem. Spoko, jak tak na nich patrzył, to aż sam chciał
znaleźć sobie takiego.
- Tato, to nasza sprawa - Silver przytuliła się do ramienia Jace'a. - Ale na studiach to tak, zamieszkamy razem.
- Tato, to nasza sprawa - Silver przytuliła się do ramienia Jace'a. - Ale na studiach to tak, zamieszkamy razem.
-Rozmawiałem o tym z waszą mamą, dzieci – zaczął Henry –
Dopóki będziecie się uczyć, będziemy płacić za wasze mieszkania i rachunki.
Jace lekko się zarumienił. No cóż.. Nie chciał, by państwo
de Varden myśleli, że żyje na ich garnuszku.
-Jace, nie denerwuj się. Partnerzy naszych dzieci to nasze
dzieci – uspokoił go Henry.
Silver
pod stołem poklepała go po dłoni.
- Dzięki, tato - posłała mu uśmiech. - Oferta obowiązuje przy obojętnie jakim apartamencie?
- Dzięki, tato - posłała mu uśmiech. - Oferta obowiązuje przy obojętnie jakim apartamencie?
-Och, z rozsądkiem. Żeby wam z Jace’em było wygodnie.
-Dziękuję, pani de Varden, panie de Varden – powiedział cicho.
- Och,
nie ma sprawy, Jace - Bree uśmiechnęła się szeroko. - Smakuje ci?
-Tak. Jest pyszne, pani de Varden – wrócił do jedzenia.
-Zostawcie miejsce na lody!
Bree
uśmiechnęła się, patrząc na Silver, Jace'a i Davida. Ach, kiedy ten czas
przeleciał.
Gdy już zjedli, na stole wylądowało ciasto, soczki, lody i
czekolada.
-Słyszałem, że planujecie jechać na wakacje do Wielkiego
Kanionu autem i z powrotem? Każdej nocy w innym miejscu? – zapytał Henry,
uśmiechając się do córki.
- Tak!
Szukam idealnej kamery na tę podróż - uśmiechnęła się szeroko i wsunęła
łyżeczkę do ust. - Będzie super!
Ich córka za bardzo się emocjonowała ostatnio.
Ich córka za bardzo się emocjonowała ostatnio.
Hormony? Ciąża?!
-Zazdroszczę wam. Jestem za stary na taką podróż – westchnął
Henry.
-Wcale nie – oburzył się Jace.
-
Właśnie, kochanie - zaczęła Bree. - Może my też wybierzemy się na taką
wycieczkę?
- Ja zamawiam Europę - powiedział od razu David. No, wara.
- Ja zamawiam Europę - powiedział od razu David. No, wara.
-Może ty byś chciała zwiedzić Europę? – zapytał Jace Silver.
- Jasne,
kto by nie chciał - uśmiechnęła się do niego.
-Jak kiedyś będzie mnie stać, zabiorę cię do Anglii –
obiecał. –Londyn trzeba koniecznie zwiedzić – opowiadał o ciemnych uliczkach,
które okazywały się pełne życia i ciekawych sklepów, o Tamizie, w której
pływają kaczki. –Biegałem tam jako chłopiec. Czasami, jak marynarze mieli
lepszy dzień, to zabierali nas na pokład, pokazywali to i owo, dawali coś do
jedzenia albo drobniaki – westchnął cicho, uciekając od wspomnień. –Londyn
musisz zwiedzić.
Henry im nie przerywał. Ładne historie opowiadał ten
chłopak. Bez obaw puściłby z nim Erin do Europy.
Silver
przytuliła się do jego boku. Jej. Spierdalać jak najdalej, bo wydrapie oczki.
-Zimno ci? – zaniepokoił się Jace. Zapadał zmrok, zrobiło
się chłodniej. Objął Silver i odruchowo pocałował w czubek głowy. Gdy
przypomniał sobie, że nie są sami, znów się zarumienił.
- Nie, w
porządku - uśmiechnęła się znowu. Chamstwo. Już ją normalnie mięśnie twarzy
bolały.
Nie, wcale nie.
Nie, wcale nie.
Mimo jej zaprzeczenia, nie przestał jej obejmować.
-Erin, może przejdziecie się po ogrodzie? – zaproponował
Henry. –Pewnie macie już dosyć naszego towarzystwa.
-Ależ nie, panie de Varden!
- Chodź,
chodź, Jace - Silver wstała i wystawiła do niego dłoń.
Złapał ją za rękę i poszli spacerować .Odetchnął z ulgą
dopiero wtedy, gdy zniknęli z oczu jej rodziców.
-Daję radę..?
- Jasne,
że tak. Mówiłam ci, że cię uwielbiają.
-Ale wiesz, wciąż się denerwuję. Chcę, by mnie polubili –
mruknął i przyciągnął ją do swojego boku. Po chwili całował ją namiętnie.
–Brakowało mi tego.
- To
dobrze, że się denerwujesz. To znaczy, że ci zależy.
-Wątpiłaś w to chociaż przez chwilę? – burknął.
- Nie -
pocałowała go pod drzewem, na którym zbudowany został domek.
Uśmiechnął się i lekko skubnął jej szyję.
-No. Dobra dziewczynka – szepnął i pocałował ją w nos. –Nie
możemy łazić za długo, bo twój tato się wścieknie.
- Wcale
nie - zarzuciła mu łapki na szyję.
-Mówisz? – przesunął dłońmi po jej pleckach, aż do
pośladków, które lekko ścisnął. No cóż, lubił ryzykować. –Pocałuj mnie, Silver.
Mocno – poprosił.
A więc
pocałowała go mocno, wsuwając palce w jego włosy. Kiedy tak go całowała, od
razu jej się robiło cieplej.
Odwzajemniał pocałunek, tuląc ją do siebie tak, jakby ktoś
próbował mu ją odebrać. Jego niecierpliwie ręce błądziły po jej ciele,
przyciskając je do swojego rozpalonego ciała. Silver oparła się o pień drzewa, cały czas go do siebie
przytulając. Jace uniósł jej nogi tak, by mogła go nimi objąć w pasie,
następnie wsunął ręce pod jej biodra, muskając to tu, to tam. Silver zamruczała coś pod nosem. A
potem zaczęła całować go po szyi.
-Ten domek nad nami jest dopuszczony do użytku? – wyszeptał
gorączkowo. Był twardy i marzył o tym, by go chociaż lekko dotknęła.
- Tak,
chodź - stanęła na nogach, a potem wdrapała się po drabince.
Gdy tylko weszli na górę, Jace zrzucił z siebie koszulkę i
przyciągnął Silver do siebie, bez słowa przechodząc do całowania. Odwzajemniała pocałunki, ściągając
z siebie sukienkę.
W środku nie było łóżka, ale była kanapa.
W środku nie było łóżka, ale była kanapa.
Pchnął ją na nią, a gdy opadła, szybkim ruchem zdjął jej
majteczki i rozchylił uda. Rozpalonymi ustami zaczął błądzić po jej udzie,
wspinając się coraz wyżej. Silver
jęknęła głośno. Jej, ale jej facet był napalony...
Ona nie pozostawała dłużna. Gdy poczuł TAM jej wilgoć,
uśmiechnął się i bez wahania dotknął jej językiem. Zaczął nim poruszać powoli,
drażniąc się z nią.
Silver
znowu jęknęła, zaciskając palce na kanapie.
- Jace, proszę cię...
- Jace, proszę cię...
-Nie czujesz przyjemności? – uniósł głowę, patrząc na nią
badawczo. Jej rozkosz zawsze była ważniejsza od jego spełnienia.
- Czuję,
ale chcę ciebie teraz!
-Bez gry wstępnej? – zamruczał, wsuwając w nią dwa palce i
poruszając nimi lekko.
- Bez -
odchyliła nieco głowę do tyłu.
-Chcę cię wziąć od tyłu – jęknął, rozpinając spodnie. –To..
przez.. tę.. sukienkę – dodał, mamrocząc, pozbywając się dżinsów.
Silver
podniosła się do pozycji siedzącej, a potem odwróciła się i stanęła na
kolanach, popierając się rękoma.
Złapał ją za biodra i językiem błądził przez chwilę po jej
kręgosłupie. Potem zaczął wilgotna męskością ocierać się o jej pośladki i
kobiecość. Silver opuściła
nieco głowę, kręcąc biodrami.
W końcu
wszedł w nią płynnym, mocnym ruchem, pojękując triumfalnie. Wreszcie. Zaczął
poruszać się w szybkim, miarowym tempie, tak, że jej biodra uderzały o jego
uda. Pomagał sobie dłońmi, którymi narzucał ruch jej ciału, nabijając Silver na
siebie. Jęknęła cicho,
odchylając głowę do tyłu.
Odczytał to jako zaproszenie, więc złapał ją za włosy, które
owinął sobie dookoła nadgarstka. Ale miał dzisiaj ambicje ten jej facet.
-Erin – jęknął cicho. No. W łóżku (powiedzmy) pozwalał sobie
na to, by mówić do niej po imieniu. –Erin.. Erin.. – dyszał troszkę szybko.
–Kocham cię – nachylił się nad jej plecami, a jego biodra zaczęły atakować ją
mocniej. Puścił jej włosy, zamiast tego jego dłoń objęła jej talię i spoczęła
na brzuchu.
- Ja
ciebie też - zdążyła powiedzieć, nim jęknęła głośno. Zamknęła oczy.
Jace uśmiechnął się i pocałował ją w kark, a potem ramię. I
zaczął prowadzić ją na szczyt.
-Już ciemno – zauważył Henry. –Może pójdziesz ich poszukać,
Davidzie? – poprosił syna.
- Pewnie
są zajęci - westchnął jednoznacznie.
Silver zaczęła jęczeć głośniej. Na szczęście byli daleko, więc kiedy doszła, nie usłyszeli ich.
Silver zaczęła jęczeć głośniej. Na szczęście byli daleko, więc kiedy doszła, nie usłyszeli ich.
Jace wbił się w nią mocno i agresywnie, również dochodząc.
Pozwolił, by jego nasienie wypełniło ją całą i znieruchomiał, zaciskając zęby.
Dyszał ciężko, a jego serce waliło nierównomiernie.
Henry
uniósł brew.
-Co masz na myśli, synku? – zapytał słodko. –Chyba nie to,
ze np. kochają się teraz w domku na drzewie, kiedy my jesteśmy 100 metrów
dalej..
- Ja nic
nie sugeruję - wstał o stołu i poszedł. Woooolnoo szeeeeedł w stronęęęęę
doooomkuuu...
Silver po paru chwilach opadła na kanapę i przewróciła się na plecy. Uśmiechnęła się do niego lekko.
Silver po paru chwilach opadła na kanapę i przewróciła się na plecy. Uśmiechnęła się do niego lekko.
Opadł na nią, podpierając się na łokciach.
-Kocham cię – szepnął, lekko całując wargi Silver. –Kocham
cię, Erin.
- Ja was
też - odezwał się David, jak gdyby nigdy nic opierając się o framugę drzwi i
krzyżując łapki na piersiach.
Jace poczuł, że właśnie ubyło mu ze 20 lat życia. Poderwał
się i, cóż, w pierwszym odruchu, złapał za swoją koszulkę, by osłonić nią
Silver. Następnie ręką zasłonił swoje krocze.
-David – jęknął.
- Ding
ding ding! - oderwał się. Zdecydowanie przesadził z "Czarnym
łabędziem". - Ubierzcie się. Tata się o was pyta - a potem poszedł.
- O Boże - jęknęła Silver.
- O Boże - jęknęła Silver.
-Już po nas – szepnął, szukając swojej bielizny. Podał
Silver chusteczki, by mogła się otrzeć. –Nim twój tato mnie zabije, wiedz, że
ogromnie cię kocham.
Silver
szybko się ubrała.
- Nie, David mu nie powie.
- Nie, David mu nie powie.
-Kotek – rzucił Silver jej majtki – oby. Ale nie wiadomo.
Poza tym, to po nas widać. Wyglądamy jakbyśmy przeszli przez tornado.
- Cicho -
ubrała się do końca. - Chodź.
Na dole czekał na nich David, a gdy tylko zauważył zawstydzonego Jace'a, wybuchł śmiechem.
Na dole czekał na nich David, a gdy tylko zauważył zawstydzonego Jace'a, wybuchł śmiechem.
Jace zarumienił się głęboko.
-Ma sens błagać o życie? – mruknął.
- No bo
się popłaczę - David otarł oczki. - Chodźcie już - ruszył w stronę altanki.
Jace się zdumiał. David nie miał nic przeciwko temu, że,
krótko mówiąc, właśnie ostro pieprzył się z Silver?
Powinien
się cieszyć, a nie.
- Przyprowadziłem ich.
- Przyprowadziłem ich.
Wystarczyło jedno spojrzenie na zarumienioną Erin i
zawstydzonego Jace’a, żeby rodzice wiedzieli, co się działo. Henry pomyślał, ze
gdyby teraz stał przed nim Mathias Sakai, to by go wywalił na zbity pysk.
Westchnął tylko.
-Lody jeszcze są do zjedzenia – poinstruował. –Jace, zostań
na noc, za późno, byś wracał.
Silver
zacisnęła usta. Usiadła ze spokojem i zabrała się za lody.
Gdy
skończyli lody, Jace wciąż milczał. Miał wrażenie, że wszyscy przy stole
wiedzą, co robił z Silver. Dlatego też, gdy gospodarz zaproponował pójście do
domu i do spania, poczuł ulgę.
Wraz z
Silver poszedł do jej sypialni. Gdy zamknęli za sobą drzwi, odetchnął głęboko.
-Wciąż żyję – powiedział zdumiony i moooooocnooooooo ją
przytulił.
- Nie
pozwoliłabym cię zabić - przytuliła go. - Przeżyłeś grilla z moimi rodzicami.
Jak się z tym czujesz?
-Fantastycznie.
Gdy był w samych spodenkach do spania i szykował się, by
złapać Silver na ręce i zanieść do łóżka, rozległo się pukanie do drzwi. Jako,
że był bliżej, to po prostu je otworzył. Na progu stal Henry, lekko
zarumieniony. Bez słowa wręczył Jace’owi do ręki pudełko prezerwatyw. Jace oniemial.
-Panie de
Varden.. my.. ee.
-Daj spokój. Pewnie wiecie, jak się tego używa, ale macie na zapas. No –
poklepał go po ramieniu i poszedł, zamykając za sobą drzwi.
HAHAHAHAHA NIE NO TE PREZERWATYWY NA KOŃCU MNIE ROZBROIŁY!!!
OdpowiedzUsuńTo dobrze :D
UsuńMatko XD
OdpowiedzUsuńPrzez cały rozdział uśmiechałam się jak głupia :D Kocham takiego Jace'a ^^.
Sceny końcowe wywołały u mnie wybuch śmiechu - mega przeraźliwego XD
Czekam na cd :D
Doczekasz się, spokojnie :D
Usuń