sobota, 25 maja 2013

Rozdział 19. Pozory mylą.

Faye skrzywiła się lekko, patrząc w lustro. Nie, wyglądała dobrze. Nawet bardzo dobrze. Czarna sukienka bardzo ładnie na niej leżała. A buty na obcasie ładnie wydłużały jej nogi. No i włosy nawet ładnie się układały... 
Ale, kuźwa, w życiu nie pomyślałby, że Evan Finn zaprosi ją do OPERY. Nie podejrzewała go o lubienie takich pierdół, naprawdę. Ale pójdzie z nim, ponieważ go polubiła. Intrygował, skubany przystojniak.
            Tymczasem Evan niecierpliwymi dłońmi wiązał sobie skomplikowany krawat. Nie mógł uwierzyć, że idą do opery, ostatniego miejsca na świecie (w sumie, zaraz po szkole tańca), do którego by wszedł. Jego ojciec oparł się o framugę drzwi i wyciągnął do niego rękę.
-Twoje bilety, synku – powiedział z dumą. No. Udał mu się ten dzieciak.
-Nie mogłeś dostać biletów do kina? – prychnął Evan, ale zgarnął bilety i włożył do kieszeni marynarki. –I czemu zasugerowałeś, żebym zaprosił Faye?
-Och, jej ojciec mówił, że ona tak rzadko wychodzi z domu, więc pomyślałem, że może się z tobą troszkę rozerwie, a ty zaczniesz zwiedzać miasto – skłamał gładko Sebastien. –No i bilety dostałem za darmo, ale twoją mamę boli głowa w operze.
            Pokonany jego logiką, Evan wsiadł do służbowego sedana i włączył się do ruchu ulicznego. Taaak, nie pozwolili mu nawet wciąż jego starego auta, bo „siara”.
Faye usiadła w salonie, założyła nogę na nogę i wymachiwała stópką we wszystkie strony świata. Jej mama łaziła po chacie szczęśliwa, bo jej córeczka idzie na randkę z "miłym i sympatycznym chłopcem". Matko kochana. 
Widząc samochód podjeżdżający pod dom, wstała, ubrała płaszczyk, wzięła torebkę i wyszła przed dom.
            Lekko siąpił deszcz, więc Evan wysiadł i podszedł pod drzwi z parasolem, by ją „odebrać”.
-Bawcie się dobrze – życzył im Aidan, machając im, gdy wsiadali do auta. Potem obserwował zza okna, dopóki nie zniknęli zza rogiem.
            Evan w milczeniu prowadził. Wciąż troszkę dziwnie było mu jeździć po tej stronie drogi, ale zawsze czuł się pewnie za kierownicą czy sterami.
- Soooł... opera... Co tam w tej operze będziemy oglądać i słuchać?
-Ee..
Wyjął z kieszeni bilety i jej podał. A na nich pisało, że to niemiecka wersja Pinokia, ale w wersji Operowej..
O matko jedyna... Żeby jeszcze szli na "Skrzypka na dachu"... Rosjanie! (serduszko, serduszko, serduszko).
- Damy radę, może być ładne.
Nie przepadała za Pinokiem w żadnej wersji.
-Zarezerwowałem na potem stolik w tej restauracji ee… - zamyślił się. - Eleven Madison Park. Czy jakoś tak.
- O, podobno mają tam dobre jedzenie...
No, to się nie dogadają. Westchnęła cicho, spoglądając przez okno. Ten wieczór będzie meeega długi.
-Nom – zerknął na nią. I o czym miał gadać? W życiu nie miał dziewczyny. –Lubisz dobre jedzenie? – zapytał grzecznie.
- A kto nie lubi? - spojrzała na niego. Taaa... alleluja i do przodu.
-No wiesz, jesteś strasznie szczupła, co może sugerować odchudzanie się.. Przepraszam – bąknął. –Nie wiem, jak się zachowywać na randkach.
- Nie odchudzam się. Mam bardzo szybki metabolizm i w ogóle. Lubię dużo jeść.
Boże, niech już dojadą, zaczną, skończą i idą do siebie. Myślała, że będzie lepiej.
-Super – uśmiechnął się promiennie. –Też dużo jem~!
I hej, jestem debilem, dodał w myślach. Nienawidził bycia kimś innym, a właśnie to kazali mu robić. Udawać kogoś, kim nie jest dla dziewczyny. Okej, była piękna, ale co mu z tego, że ją w sobie rozkocha, jeśli Faye pokocha kogoś, kto tak naprawdę nie istnieje?
Oby wieczór skończył się szybko.
Zajechali pod operę i znów powtórzył numer z parasolem. On czy nie on, szanował kobiety. Podał jej dłoń, by pomóc Faye wysiąść z auta i osłonić ją parasolem.
- Dziękuję - uśmiechnęła się do niego, a potem przytuliła do jego ramienia. No dobra, jeden plus i... ileś tam minusów. Dają radę!
Objął ją, by osłonic jej drobne ciało, chociaż troszkę, przed wiatrem i weszli do budynku opery. Podał bilety w kasie, podczas gdy w szatni zostawił swój płaszcz i parasol, a także płaszcz Faye. Gdy wyszedł i zobaczył jej sukienkę, poczuł suchość w gardle.
-Wyglądasz pięknie – powiedział szczerze i wyciągnął do niej ramię, a jego koszula lekko się podwinęła, ukazując fragment tatuażu na nadgarstku.
Faye uśmiechnęła się lekko.
- Dziękuję - chwyciła go pod ramię, wychwytując wzrokiem kawałek tatuażu. - Pokażesz mi kiedyś cały ten tatuaż? - zainteresowała się.
-Hmm? Musiałbym się rozebrać do pasa – wyjaśnił. –Ale jeśli kiedyś będziesz zainteresowana, to jasne, czemu nie. Zastanawiam się nad kolejnymi i szukam inspiracji.
- Możemy iść na basen. Wtedy będziesz musiał się pokazać półnagi - i mimowolnie uśmiechnęła się zadziornie. Noo, w samych gatkach takie faceta, czemu nie.
To działa w obie strony. On sobie wyobraził Faye w bikini. Skąpym. No cóż..
-Jasne. Basen brzmi ciekawie. Nie pływacie tu w jeziorach? – zaśmiał się cicho, gdy zajmowali miejsca w prywatnej loży.
- A widzisz gdzieś tu jakieś? - prychnęła, podchodząc do barierki i spojrzała w dół, na orkiestrę.
-Nie. Byłem na razie tylko w kilku miejscach – odparł sucho. Usiadł na wygodnej, skórzanej kanapie, osłoniętej ścianą i dodatkowo grubą kotarą z trzech boków. Było tu przytulnie, ciepło i dosyć intymnie. No cóż.
- Idziemy po jakieś wino? - zapytała, siadając obok niego. Blisko niego, oczywiście.
-Według tego, co mówił mój tata, w loży są barki.
Sięgnął do ściany po lewej i odnalazł małe drzwiczki. W środku znalazł butelkę czerwonego wina, kilka kieliszków, napoczęta butelkę białego wina i wódki.
-Czego ci nalać? – zapytał cicho.
- Czerwone wino. Troszkę tylko - poprosiła, obserwując go.
No, a za kurtyną mógłby znajdować się duży ekran...
Nalał, sam nic nie pił. Prowadził. Podał jej kieliszek i przypadkiem lekko musnął jej dłoń. Była chłodna.
-Zimno ci?
- Dziękuję - wzięła kieliszek i upiła łyczek. - Dwa łyki możesz wziąć. U nas są trochę inne zasady. I nie, nie jest mi zimno, jest w sam raz
Wzruszył lekko ramionami.
-Wolę być pewny, zwłaszcza, że mam na pokładzie ciebie. Twój tato oczekuje, że będę się tobą opiekować – odparł spokojnie, a w chwilę potem rozpoczęło się przedstawienie. Wbił wzrok w ekran i po 5 minutach wiedział już, czemu nie lubi opery. Niemiecka śpiewaczka darła ryja, bo nie mógł nazwać tego śpiewem.
            Jego myśli rozproszyły się, a Evan stracił zainteresowanie tym, co działo się na dole. Z jednej strony notował obecność Faye obok siebie, czuł jej zapach, ale z drugiej myślał o wczorajszym, całonocnym polowaniu, jakie urządził na pewnego złośliwego wampira, który lubił noworodki, a zatrudnił się jako nocny pielęgniarz w szpitalu. Troszkę mu zajęło wytropienie go i zabicie, ale teraz dzieci były bezpieczne. Ziewnął dyskretnie.
Faye tymczasem usiadła wygodnie, ale cały czas się wierciła. Nuuuda. Nie podobało jej się to. W ogóle. 
Spojrzała ukradkiem na Evana. O matko kochana, on chyba spał! Ha, więc nie tylko jej było strasznie nudno. A jak on słodko sobie kimał...
- Evaan - szepnęła, mu do ucha, lekko go szturchając.
Zamruczał przez sen, ale ani drgnął. Dopiero po chwili głowa opadła mu lekko na bok, a końcówki rudych włosów zawinęły się na kołnierzyku białej koszuli.
Awww! Faye przytuliła się lekko do niego, żeby przypadkiem go nie zbudzić. Ba, przesunęła koniuszkiem palca po jego tatałażu, który wchodził mu na szyję. Mrrr...
            Cóż. Skutki zarwania dwóch nocy były takie, że odpadł. I spał wciąż, bo miał przyjemny sen. On i Faye, nadzy, w czarnej, atłasowej pościeli.. Uśmiechnął się. No. Nawet cichutko wymruczał jej imię, ale zagłuszyło je śpiewanie jakiejś arii po niemiecku.
Faye położyła dłoń w miejscu, gdzie było jego serduszko. Wtuliła nos w zagłębienie jego szyi i o. No. Teraz mogła tutaj siedzieć!
Jakoś tak wyszło (całkiem przypadkowo), że bezmyślnie, wciąż śniąc, objął ją i przytulił do siebie. No bo w jego śnie właśnie skończyli się namiętnie kochać, więc to oczywiste, że teraz będą się tulić.
Faye westchnęła cicho pod nosem. Okej. Było dobrze! 
Wsunęła łapki pod jego marynarkę. Teraz bardziej czuła ciepełko, bijące od niego.
Lekko się poruszył, drgnął, wymamrotał coś, co zabrzmiało jak „mamo, jeszcze 10 minut” i przechylił głowę tak, że teraz opierał policzek o czubek jej głowy. Dziwnie. Nigdy tak z nikim nie leżał, ale w sumie, robił to nieświadomie. Było mu Dobrze.
Okej - pomyślała Faye - gorzej, jak się obudzi...
Wyswobodziła się jakoś z jego uścisku. No dobra, czas kończyć tę zabawę.
- Evan - powiedziała niego głośniej.
Zamrugał szybko oczkami.
-C-co? Nie śpię, wcale – powiedział natychmiast.
Zachichotała. 
- Jaaasne. Po co mnie tu przywiozłeś, jak oboje się nudzimy? A ty śpisz? Idziemy coś zjeść?
-Nie śpię – oburzył się. –Chwila. Nie lubisz opery? – uniósł brew. –Ale jesteś no, tą, młodą damą, pochodzisz z szlachetnej rodziny i ten, siara zabrać cię do kina i na hot doga – powtórzył to co mu wkręcili rodzice.
- Operę lubię. Ale ciekawsze spektakle... - uśmiechnęła się. - O, możemy jechać na hot-doga albo hamburgera z frytkami! Chodź!
-A co z tą restauracją? – uniósł brew, ale wstał. Mama specjalnie kazała mu szukać w Internecie restauracji, która zaimponuje „młodej damie”. On też wolał porządnego hamburgera z podwójną porcją frytek, bo przynajmniej się naje..
- Może innym razem? - zaproponowała, uśmiechając się. 
Wstała zaraz za nim i wzięła go za rękę. 
- Chodź, póki jest przerwa, bo nas nie wypuszczą.
A więc wyszli z opery, zegnani nieprzychylnymi spojrzeniami. Cóż, brak kultury, ale w końcu, kto lubi niemieckie opery?
Pomógł założyć jej płaszcz na ramiona. Przestało padać, a niebo się wypogodziło.
-Znasz jakieś dobre miejsce do jedzenia?
- Koło mostu Brooklyńskiego jest knajpka ze śmieciowym żarełkiem. Całkiem smacznym - uśmiechnęła się i podała mu adres.
            Zajechał tam kilka minut później.
            W środku było przytulnie i ciepło .Wyciągnął ręce, by pomóc jej zdjąć płaszcz. Czuł się dziwnie, miał wrażenie, że czuje swój zapach na niej, a niej na sobie. Co było niemożliwe, bo się nie przytulali ani nic..
Tak, tak, oczywiście.
No, oni tutaj w jakiś gajerkach i sukienkach eleganckich, a reszta normalnie, jak ludzie, w dżinsach i koszulkach... 
- Faye, cześć - przywitała się z nią jakaś dziewczyna, stojąca za ladą.
- Cześć, Red - machnęła jej. - To jest Evan - uśmiechnęła się, przedstawiając dziewczynie chłopaka. - Evan i ja przyszliśmy coś zjeść.
-Cześć – rozejrzał się ciekawie dookoła.
- Dwa podwójne zestawy, czy TWÓJ CHŁOPAK życzy sobie czegoś innego? - zapytała czarnowłosa dziewczyna z czerwonym fartuszkiem na biodrach.
-Hmm? Aaa, sałatkę poproszę dodatkowo – obdarzył ją słodkim uśmiechem. Te ich knajpy tutaj wyglądały inaczej niż te w Szkocji. Brakowało im klimatu. Nagle zaczął zastanawiać się, czy Faye spodobałaby się Szkocja..
- Jasne, usiądźcie.
Faye pociągnęła Evana do jednego z boksów. No. 
- O czym myślisz?
-O tym, że życie w Szkocji wygląda całkiem inaczej – wyznał. –Wy żyjecie tutaj tak szybko.
- No co ja ci na to poradzę... - westchnęła cicho. - To Nowy Jork.
-Wiem, wiem. Przyzwyczaję się.
Wiedząc, ze wkrótce dostaną jedzenie no i przez wzgląd na fakt, ze było tu ciepło, zdjął marynarkę i rozwiązał krawat, po czym zaczął podwijać rękawy koszuli.
Faye mimowolnie patrzyła cały czas na tatałaż. No co, sama chciała mieć taki.
Uśmiechnęła się lekko.
Odwzajemnił uśmiech.
-Często tu przychodzisz?
- Często. Jak nie fast food to coś innego, bo też tu takie mają.
-Pewnie macie gosposię, która gotuje? – zapytał. –Albo twoja mama? Ty umiesz gotować?
- Ja? Gotować? Haha, mowy nie ma. Nie umiem. Wolę piec. Upiec ci coś kiedyś?
-Chętnie – ucieszył się i rozpiął guziczki przy kołnierzyku. Noo, od razu lepiej. Luźniej. Zastanawiał się, czy przyznać się do tego, że on lubił gotować.
- Zaraz mi się tu rozbierzesz do końca - zauważyła, unosząc brew. Niech sobie nie przeszkadza, ale tak przy ludziach?
Uniósł ręce.
-Nie bij. Nie będę się rozbierał dalej. Wystarczy. Już mi nie jest gorąco.
Kłamstwo. No ale.
- Gorące chłopaki z was, Szkotów - zaśmiała się, a jedzonko zostało podane.
Roześmiał się.
-Można tak powiedzieć. Smacznego, Amerykanko.
- I wzajemnie, Szkocie - uśmiechnęła się szeroko i zatopiła zębiska w hamburgerze. Ubrudzi się? Kupi sobie nową sukienkę.
-Masz musztardę na brodzie – powiedział po chwili i lekko kciukiem otarł jej skórę. A potem kciuk włożył do ust i uśmiechnął się lekko.
- Dzięki - wyszczerzyła się radośnie. O matko, czy on musiał być taki... no... no po prostu no!
-Wpadniesz kiedyś do mojej szkoły? – zapytał. –Dzisiaj przywieźli parkiety i wszystko robili. Jutro mają dotrzeć materace .
Och, dlaczego przyszedł mu do głowy obraz ich oboje na materacu? Zagryzł go frytką. Podobno gdy jest się najedzonym, popęd seksualny spada o 50%..
Podobno.
- Jasne, czemu nie - uśmiechnęła się do niego. - Masz, spróbuj z sosem czosnkowym - podsunęła mu do ust frytkę z tym właśnie sosem.
Otworzył posłusznie japę, sięgnął po frytkę, troszkę źle wycelował, bo przy okazji ustami musnął jej palce.
-Hmm. Dobre.
- No - uśmiechnęła się lekko. To było mega fajne!
Jadł dalej, patrząc na nią. Gdyby była każdą inną dziewczyną, zrobiłby wszystko, by poszli do łóżka po wszystkim. Ale wiedział, że wtedy to byłoby ich ostatnie spotkanie i poczuł żal..
Faye zerknęła na niego, rozdziawiając usta, żeby ugryźć hamburgera. Zawstydziła się i odwróciła wzrok. Kurczę.
Wyszczerzył radośnie zęby.
-Czad, kiedy dziewczyna ma apetyt – przyznał. –Jedz, jedz – zachęcił.
- Serio? Nie boisz się, że potem będzie gruba?
-Nie kocham jej za to, jak wygląda. Poza tym.. – urwał. Taa. Jakby wiedział cokolwiek o miłości. –Wiesz, facet nie pies.
- No w sumie...
No już spróbowałbyś kochać inną - pomyślała Faye i przyłapała się na tym, że zaczyna myśleć o nim poważnie.
Zaczął dojadać frytki i sięgnął po sałatkę.
-Pomidorka?
- Daj - otworzyła usta, przybliżając się do niego.
Wsunął jej kawałek do ust.
- Mmm, dobre - uśmiechnęła się.
Faye wkrótce zjadła frytki i dopiła Nestea do końca.
Evan również skończył jeść. Opuścił rękawy koszuli.
-Soł. Chcesz się przejść?
- Chodź. Powietrze jest genialne po deszczu - uśmiechnęła się. Wyjęła z torebki portfel.
-Schowaj. Ja płacę – oznajmił. I zostawił na stole kwotę, powiększoną o 30$ napiwku.
- No dobra... - wstała z miejsca i spojrzała na niego z lekkim uśmiechem.
Założył marynarkę, a krawat schował do kieszeni, po czym wyciągnął do niej dłoń.
-Chodźmy.
Faye z ochotą złapała go za rękę.
W końcu dotarli do Central Parku. Faye założyła płaszcz i złapała Evana za rękę.
            Spacerowali sobie, omijając kałuże. Evan dostrzegł kilka zakochanych w sobie par, którym widocznie nie przeszkadzały mokre ławki, bo całowali się na nich namiętnie.
CZY ONA OCZEKIWAŁA, ŻE ON JĄ POCAŁUJE?!, poczuł przypływ paniki. Rzadko się całował… W klubach zazwyczaj nie pozwalał, by laski go całowały…
Noo, w sumie, to fajnie by było... 
- Więc na kiedy przewidujesz otwarcie swojego klubu? - zapytała po chwili.
-Za dwa tygodnie. Zatrudnię jeszcze dwóch trenerów, żeby zajęcia mogły odbywać się cały dzień. No i zrobię też salkę do fitnessu, dla kobiet.
- No proszę, proszę - uśmiechnęła się do niego. - Uważaj, bo może wpadnę tam.
-Zapraszam. Sam udzielę ci lekcji – roześmiał się. Fajnie było tak iść sobie z nią za rękę…
- No ja mam nadzieję - zaśmiała się. Przytuliła się do jego ramienia.
            Zatrzymali się nad jeziorem. Mhm, ładnie tu było. Podeszła do nich babuleńka z koszem, w którym leżało kilka, troszkę zwiędłych, kwiatów.
-Kwiat dla wybranki serca? – zapytała zmęczonym głosem. Evan sięgnął do portfela i podał kobiecie plik banknotów, po czym zabrał kwiaty.
-Dziękuję – wyszeptała kobieta, zdziwiona kwotą, jaką ten młody człowiek oddał bez wahania za kilka habazi.
-To ja dziękuję – powiedział wesoło Evan, po czym podał kwiaty Faye.
- Nie, to ja dziękuję - zaśmiała się i wzięła kwiaty. - Pochyl się - poprosiła jak parę wieczorów wcześniej. No przecież nie będzie skakać.
Pochylił się i nadstawił policzek.
A tam, policzek. pocałowała go w kącik ust.
-Mmm… mogę cię pocałować?
- Możesz.
            Przesunął głowę i dotknął ustami jej ust, leciutko i ostrożnie. Mmm. Po chwili czubkiem języka rozchylił je i zaczął ją delikatnie całować. Faye zamknęła oczy i westchnęła w duchu. No... Odwzajemniała pocałunek, równie lekko i powoli.
Ale kiedy zaczął go pogłębiać, zbytnio się pospieszył i cóż, jego zęby uderzyły w jej zęby.
-Ałć – mruknął. –Przepraszam.
- Ała - zamknęła usta, a potem roześmiała się. - Przeżyjemy to - przyciągnęła go do siebie z powrotem i pocałowała go znów.
I tym razem było już ok. Evan przytulił ją i całował, czując, że to dobry początek..

2 komentarze:

  1. Genialny rozdział :3
    Powiem szczerze, że spodobała mi się ta parka -3-
    Już nie mogę sie doczekać "CDN" :D
    U mnie nowy rozdział :3

    OdpowiedzUsuń