Kiedy
Annie obudziła się, nadal czuła się słabo.
Wampir. Krew. Porwanie... a nie, przepraszam, to była SPRZEDAŻ.
W jej oczach pojawiły się łzy. Obróciła się na bok i nakryła szczelniej kołdra. Rozpłakała się. Chciałaby być w domu. Swoim. Z bratem. Nawet z tą głupią szmatą, swoją siostrą.
Wampir. Krew. Porwanie... a nie, przepraszam, to była SPRZEDAŻ.
W jej oczach pojawiły się łzy. Obróciła się na bok i nakryła szczelniej kołdra. Rozpłakała się. Chciałaby być w domu. Swoim. Z bratem. Nawet z tą głupią szmatą, swoją siostrą.
A że był
dzień, Noah spał. Nie sypiał dużo i, z racji wieku, nie bardzo przeszkadzało mu
słońce, ale od czasu do czasu kładł się na kilka godzin. Dlatego też do pokoju
Annie weszła gospodyni. Była pulchna, siwa i rumiana, z przyjaznym uśmiechem na
twarzy.
-Panienka wstała? – ucieszyła się, kładąc tacę na komodzie.
–Pan Sephiro prosił, by przynieść pani ciepłą herbatę z samego rana. Pozwoliłam
sobie dodać do tego świeżo upieczone rogaliki.
Annie gwałtownie
się uniosła i spojrzała na tę kobietę.
- Kim pani jest?
- Kim pani jest?
-Spokojnie, panienko – kobieta wyciągnęła obie dłonie tak,
by Annie mogła zauważyć, ze nie ma żadnej broni. –Jestem Sophie, gospodyni pana
Sephiro.
- Pani tu
pracuje z własnej woli? Wie pani, kim on jest?!
Może ta kobieta była szansą na ucieczkę?
Może ta kobieta była szansą na ucieczkę?
-Wiem. Uratował moją mamę podczas II wojny światowej, gdy
gwałcili ją niemieccy żołnierze. Dał jej tutaj dom i pozwolił, aby wychowywała
mnie i mojego brata z dala od złośliwości ludzi. Ale, proszę mu tego nie mówić.
On po prostu powtarza, że szukał kogoś, kto zajmie się zamkiem – machnęła lekko
ręką. –To pies, który głośno szczeka, jeśli wie panienka, co mam na myśli.
Annie
patrzyła na nią z szeroko otwartymi oczami.
- I... i nic pani nie zrobił...? - zapytała dopiero po chwili. Spojrzała na herbatkę.
- I... i nic pani nie zrobił...? - zapytała dopiero po chwili. Spojrzała na herbatkę.
-Nie. Oczywiście, czasami mu to proponowaliśmy, zwłaszcza
nim wynaleziono banki krwi, ale zawsze odmawiał. Mawiał, że AB przypomina mu
kalafior, którego nienawidzi – roześmiała się dobrodusznie. –Niech panienka
wypije. To napar z mięty i melisy. Na uspokojenie. Słyszałam, że wczoraj
panienka zemdlała.
- Tak. Bo
dowiedziałam się, że jest wampirem - wzięła rogalika do rąk i zaczęła go
wcinać.
Sophie wzdrygnęła się lekko i przeżegnała.
-Ano, jest. I niech Dobry Bóg ma w opiece jego duszę,
panienko.
Nic jej
na to nie odpowiedziała. Zajęła się śniadaniem.
- Smaczne. Dziękuję.
- Smaczne. Dziękuję.
-Nie ma za co. Przeniosłam posiłki panicza Saphiro do innej
lodówki, więc może już panienka bez obaw zaglądać do swojej. I proszę się pana
nie obawiać. Poza tym, jest panienka całkowitym przeciwieństwem Lady Saphiro… -
urwała i chrząknęła, po czym żwawo sięgnęła po tacę. –Pan Saphiro zasugerował,
że może panienka wychodzić do ogrodu, jeśli ma ochotę.
Kiwnęła
głową jedynie.
Po śniadaniu poszła do łazienki. Ładna, duża, ciepło w niej było. Czyli idealnie. Wzięła prysznic, przyglądając się szamponom i żelom pod prysznic. Niezły arsenał.
Ubrała krótkie spodenki, koszulkę i sandały. Tutaj było cieplej niż w Nowym Jorku.
Szła po cichu, żeby przypadkiem nie natknąć się na pana Saphiro. W końcu wyszła na ogród i zaczęła sobie po nim wędrować.
Po śniadaniu poszła do łazienki. Ładna, duża, ciepło w niej było. Czyli idealnie. Wzięła prysznic, przyglądając się szamponom i żelom pod prysznic. Niezły arsenał.
Ubrała krótkie spodenki, koszulkę i sandały. Tutaj było cieplej niż w Nowym Jorku.
Szła po cichu, żeby przypadkiem nie natknąć się na pana Saphiro. W końcu wyszła na ogród i zaczęła sobie po nim wędrować.
Noah
obudził się dopiero pod wieczór. Usiadł prosto na łóżku i przez chwilę skupiał
się nad tym, by opanować głód. Wstał powoli, wziął prysznic i ubrał się
,dopiero potem leniwie przygotował w mikrofalówce posiłek.
Gdy
skończył jeść, ruszył na poszukiwania swojej nowej towarzyszki. Znalazł ją w
ogrodzie. Co prawda, słońce już powoli zachodziło, ale wciąż czuł się na nim
dziwnie. Lekkie mrowienie na skórze nie było nieprzyjemne, lecz… obce.
-Podoba ci się ogród – zauważył, patrząc na nią.
- Możesz
mnie nie zachodzić od tyłu? - zapytała, odwracając się. - Straszysz.
-Nie będę przepraszał. Stałaś tyłem, to co?
A że zgrabny miała ten tył, a on dobry wzrok, to przez
chwilę po prostu ją obserwował.
- Tupaj
następnym razem. Chodź, chcę cię o coś zapytać - ruchem głowy kazała mu iść za
sobą.
Zaprowadziła go do dwóch nagrobków.
Zaprowadziła go do dwóch nagrobków.
Mina Noah wyrażała totalną obojętność, a wzrok był chłodny.
Sam wygrawerował te nagrobki, przeklinając swoje długie, nieśmiertelne życie.
-To moja żona i mój syn. Zaspokoiłem twoją ciekawość? –
warknął.
- Aaa...
co się z nimi stało? - patrzyła na groby, a potem na niego.
-Medycyna w XIV wieku nie była zbyt zaawansowana. Beatrice
umarła w połogu, a nasz syn umarł dwa tygodnie później. Nie pomogła nawet moja
krew, choć pod koniec próbowałem przemienić ich oboje. Jeszcze jakieś pytania?
– patrzył na nią lodowato.
- Nie,
żadnych. Pójdę już.
Spuściła wzrok, a potem poszła w stronę wejścia do zamku.
Spuściła wzrok, a potem poszła w stronę wejścia do zamku.
-Czekaj – zawołał, z trudem odrywając wzrok od nagrobków.
–Nie chciałem być niemiły. To dla mnie nieprzyjemny temat.
-
Zauważyłam. Dlatego wracam do środka.
-Możemy się przejść nad morze, jeśli chcesz. Wśród klifów
jest ścieżka.
- Okej,
chodźmy - kiwnęła głową.
Istniała szansa, że jeśli będzie miła, to on jej nic nie zrobi.
Istniała szansa, że jeśli będzie miła, to on jej nic nie zrobi.
Gdy wyszli
sekretnym wyjściem z ogrodu, prosto na klif, podał jej rękę. Było stromo i
kamieniście, więc wolał, by się nie przewróciła. Nie mógł przewidzieć swojej
reakcji na jej krew…
Okej,
Annie złapała go za tę łapę. A teraz górki. Chyba.
- Soł... jak to wyszło z tym moim ojcem? - zapytała cicho.
- Soł... jak to wyszło z tym moim ojcem? - zapytała cicho.
-By wygrać kampanię, wszedł w układ z wieloma złymi ludźmi i
chyba sam już nie pamięta, co im naobiecywał. A teraz oni upomnieli się o
spłatę długu, grożąc śmiercią całej twojej rodziny. Jeden z mężczyzn, Vincent
Dimitrjew, prowadzi jeden z najpopularniejszych, europejskich burdeli w
Rumunii. Skupuje do niego dziewice, by potem sprzedawać je temu, kto da więcej.
Wpadł na pomysł, że kupi również ciebie i twoją siostrę.
- A więc
skąd ty się wziąłeś? - zapytała cicho, patrząc w dół.
-Vincent to
wampir. Rywalizujemy ze sobą. Więc gdy dał najwyższą cenę za ciebie,
pomyślałem, jak zawsze, mimo wszystko, przychodziłaś na zajęcia i uśmiechałaś
się. Nie chciałem, by ktoś cię brutalnie zgwałcił, a potem wrzucił to do
Internetu.
- O... -
spojrzała na niego. - Dziękuję więc...
Wzruszył obojętnie ramionami.
-To była dla mnie wymówka. Parę osób przypomniało mnie sobie
w Nowym Jorku, więc musiałem spadać. Zabrałem cię więc do mojego domu. I nie
zamierzam cię zgwałcić – obiecał, gdy dotarli do plaży.
- Tak,
wiem, bo gdybyś chciał, to już dawno byś to zrobił - zacytowała i lekko się
uśmiechnęła.
Nie odwzajemnił uśmiechu. Nie uśmiechał się.
-Umiesz grać w szachy?
- Nie. I
nie zamierzam się uczyć, żebyś miał co ze mną robić.
Skrzywił się.
-Co lubisz robić?
- Pływać
- wskazała na wodę. - Chodzić na zakupy, jeździć na rolkach, wybierać się na
przejażdżki...
-Oglądać filmy?
- To też
lubię - uśmiechnęła się.
-Nie przepadam za słońcem, słonce nie przepada za mną, więc
często je oglądam.. – wyjaśnił.
- No tak,
rozumiem. Więc to nie tak jak w "Pamiętnikach”?
-Nie muszę mieć pierścienia, by chodzić po słońcu. Mogę to
robić, ale nie jest to dla mnie komfortowe. Piszę książki historyczne. Bardziej
moje pamiętniki.
- O...
pokażesz kiedyś? - siadła sobie na piasku i spojrzała na fale.
-Jasne. Przynajmniej rok tu spędzimy – mruknął.
- Och...
rok...
Całe dwanaście miechów?! Maryjo i Józefie...
Całe dwanaście miechów?! Maryjo i Józefie...
-Przez rok Vincent może przestanie cię szukać – powiedział
ze spokojem. –Jeśli pomyśli, że jesteś… moja.
- Może? -
spojrzała na niego z góry. - Nie stój tak, usiądźże.
Usiadł obok niej na plaży. Słonce ładnie zachodziło nad
wodą.
-Jeśli pomyśli, że uczyniłem cię moją kochanką, straci
zainteresowanie. A jeśli pomyśli, że jesteś moją partnerką, nie będzie miał
odwagi cię skrzywdzić.
- Jest od
ciebie młodszy? A właśnie, ile masz lat?
Hm... nie wiedziała, czy chciała wiedzieć...
Hm... nie wiedziała, czy chciała wiedzieć...
-Urodziłem się w 412 roku. Przed naszą erą – uściślił. –Jako
rzymski niewolnik. Gladiator.
- Byłeś
gladiatorem? - uniosła brwi wysoko. - Łaaaaaał... To ile ty masz lat? Ponad dwa
tysiaki!
-Taaak. Tak „ludzko” to mam 29.
-
Spoko... - szoook. - Dziwnie się czuję.
-Bo masz obok siebie relikt przeszłości? – rzucił gorzko.
- Mam do
czynienia z wampirem - przewróciła oczami.
-Mówienie ci, że ładnie pachniesz, pewnie cię wystraszy.
- Skąd
wiedziałeś? - prychnęła.
-Boisz się, że cię ugryzę, rozumiem. Nie zrobię tego. Mam
moje ee…zupki. Nie ugryzłem człowieka od 20 lat.
- Zdajesz
sobie sprawę, że to brzmi jak odwyk? - spojrzała na niego z lekko uniesionymi
brwiami.
Roześmiał się.
-Nie jestem typem drapieżnika. Zazwyczaj uwodziłem kobiety
lub mężczyzn na jedną noc, seks kończył się posiłkiem, czyściłem ich pamięć …
Nie zabijam, bo ściągnąłbym na siebie uwagę.
-
Bystrzacha... Mnie mnie tez ugryzłeś, a tego nie pamiętam.
-Nie ugryzłem. Chciałbym – przyznał szczerze, nie patrząc na
nią. –Ale nie.
-
Dlaczego nie? Skoro chcesz... - sprawdzała go.
-Skoro przez przynajmniej rok będziesz pod moją opieką,
wypadałoby, byś mi ufała. Poza tym, podczas picia krwi.. Cóż. Jestem
podniecony, mój żywiciel również.
Annie
uniosła brew wysoko.
- Nie musiałam tego wiedzieć.
- Nie musiałam tego wiedzieć.
-Wybacz – zerknął na nią. –Po prostu pomyślałem, że może chcesz
mnie wypróbować. Czy umiem nad sobą panować.
- Dobra,
nie mów już o piciu krwi. Zmieńmy temat! - zakryła sobie uszy.
-Okej, okej.
Dobrze, że nie wyskoczył ze swoją propozycją. Chciał, by
podsunęła mu swój nadgarstek, by zobaczyła, że potrafi się powstrzymać.
- No to
pomówmy o czymś przyjemniejszym...
-Spoko. Chcesz coś jeszcze o mnie wiedzieć? – westchnął.
- Jak to
się stało, że zostałeś gladiatorem?
-Mój właściciel uznał, że skoro jestem zdrowy i silny,
sprzeda mnie. No i sprzedał. I żeby się wykupić musiałem wygrywać. Miałem 16
lat.
- Och...
- położyła mu dłoń na ramieniu. - Straszne były czasy wtedy... Przykro mi.
-Niepotrzebnie. Nauczyłem się walczyć o swoje życie. Dlatego
potem.. dano mi je na wieczność. Samotna wieczność… - zamyślił się.
- To musi
być smutne żyć tak... samemu... Wiesz co? - spojrzała na niego z uśmiechem. -
Dotrzymam ci towarzystwa przez ten rok, a potem się zobaczy.
___________________________________________
Ok, kilka informacji na koniec :)
Po pierwsze, dziękujeMY (tak, dziekujemy we dwie, bo Autorki tego opowiadania są dwie: Ace i Lady Seara ^^) za zainteresowanie i wszystkie komentarze :)
A ja, osobiście, pragnę powiedzieć wszystkim fanom Silver i Jace'a, że Was kocham za kochanie mojej ulubionej pary :D
hehehe xd tak, wiem, że ich kochasz x3
OdpowiedzUsuńTy wiesz, dlaczego ich kocham :3
UsuńA my kochamy ciebie =w= Rozdział zaje (jak wszystkie z resztą :D). Teraz tylko czekać na następny =w= Mam nadzieję, że pojawi się w nim Silver i Jace' XD (Tak, Tak wiem, że ciągle o nich gadam ale kocham ich T-T)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Wampir coraz bardziej mi się podoba (o ile to jeszcze możliwe XD)
OdpowiedzUsuńU mnie kolejna notka ^.^