sobota, 16 marca 2013

Rozdział 9. Duch, lis i młody łowca.



Jace podszedł do bagażnika i wyjął z niego ciężki, ciemny sztylet. Wykonany z żelaza. Co prawda, mógł go użyć dopiero gdy duch znajdzie się blisko, no ale lepsze to, niż nic.
-Wasz dom nie wygląda na nawiedzony - zwrócił się do Davida, patrząc na rezydencję de Vardenów.
- Naprawdę? - prychnął David i przewrócił oczami. - W środku wygląda jak po bojowisku.
-Mówisz? - Jace wsunął broń za pasek. -Lepiej trzymaj się z tyłu. Albo.. Mam plan. Może ja odciągnę uwagę ducha, a ty za ten czas zgarniesz ten naszyjnik?
- Może być - kiwnął głową, a potem weszli do domu.
No, teraz David ze spokojem mógł zmienić się w lisa. Uniósł łepek wyżej, wyciągając mordeczkę w przód. Zaczął niuchać. No co, a nóż trafi na jakiś zapach i szybciej znajdzie naszyjnik. Bo wątpił, że mama schowała go do pudełka ze swoją biżuterią.
Jace przyjrzał mu się.
-Sprytne.
Przez chwilę nie działo się nic. Faktycznie, w domu było pobojowisko. Starannie omijał szkło, by jeszcze bardziej go nie pokruszyć (Jeśli David przeciąłby sobie łapkę, Silver by go udusiła).
Lisek okrążył Jace'a, przeszedł między jego nogami, upewniając się, że wszystko jest okej. Potem zgrabnymi ruchami (normalnie niczym Bambie) czmychnął na górę.
W Jace'a za to uderzył silny podmuch wiatru. Okej, duch tu był. Łowca wyjął pistolet z nabojami z soli i odbezpieczył go.
-Zapłacisz mi za to, Marylee - powiedział cicho.
Ciśnięty w jego stronę nóź tylko o kilka centymetrów minął jego głowę.
David znalazł wisiorek dość szybko. Bree wepchnęła go do szuflady. Szybko zmienił się w człowieka, a potem zabrał wisiorek.
-DAVID! - ryknął z dołu Jace, który odpierał atak noży, mebli i szkła. -Masz?!
- Mam! - odkrzyknął, a potem polazł na dół, zeskakując z paru schodów. Znaczy, skoczył, ale nie wylądował na nogach, ponieważ poczuł, jak jakaś niewidzialna siła odpycha go na ścianę.
-Świetnie - Jace, zauwazyszy zjawę, strzelił do niej. Na chwilę wszystko się uspokoiło.
- Dżizys - jęknął David. Wstał i rozmasował sobie ramię. - Wiejmy stąd nim to coś wróci.
-Dokład...
Urwał, bo zjawa wróciła. Uderzyła w nich fala nienawiści i zimna. Jace instynktownie zasłonił sobą Davida.
-Nie wyjdziemy tędy - mruknął, osłaniając oczy przed wiatrem.
- Lecę po sól. Zajmij ją czymś - i znowu w miejscu Davida pojawił się lis. Przeczołgał się niczym Komisarz Alex obok zjawy, a potem czmychnął do kuchni.
Niestety, zjawa się nim zainteresowała. Jasna cholera, pomyślał Jace i pognał za nimi do kuchni. Udało mu się ominąć zjawę i chwycił lisołaka za futro na karku.
-Musimy spadać, David - mruknął, wsadzając go sobie pod pachę. Wypadł przez kuchenne drzwi na dwór, ogniony wrzaskiem zjawy.
- Ałaaaa, wiesz, że to boli? - warknął, kiedy w końcu wylądowali na dworze, a David znów był człowiekiem. Otrzepał się jak to miał w zwyczaju robić, a potem podał mu wisiorek.
-Mogłem cię złapać za ogon - wytknął mu Jace i rzucił naszyjnik na ziemię. Następnie wyjął z kieszeni pojemnik z lekko mętną cieczą, którą zalał błyskotkę. Z drugiej kieszeni wyjął zapałki i rzucił je na biżuterię. I, mimo tego, że była zrobiona z metalu, stanęła ona w płomieniach.
- Nawet nie próbuj, bo ci wydrapię oczęta lisowatymi pazurami.
-Dlatego złapałem cię za kark. Wolisz chyba mnie niż ducha - Jace butem trącił to, co zostało z naszyjnika. -Przepadła już.
- Polemizowałbym - zastanowił się David, a potem spojrzał na szczątki biżuterii. - No okej, już po sprawie?
-Tak. Dobrze, że wasza mama go nie polubiła. Zgarniesz dla Silver jakieś ciuchy? Zmywajmy się.
- Wypadałoby tu posprzątać... - zauważył pan de Varden.
-Hej, ja posprzątałem moją działkę - powiedział ze spokojem Jace. -Poza tym, twoja siostra siedzi w moim mieszkaniu, bez telefonu i martwi się o ciebie.
- No to idź, wiesz, gdzie jest jej pokój. Ja muszę wykonać telefon - no i zadzwonił. Do firmy sprzątającej.
Jace rumienił się na samą myśl, że ma grzebać w ubraniach Silver. Ale w końcu do małego plecaka włożył czystą bieliznę, parę dżinsów, którą znalazł głęboko na dnie szafy, oraz koszulkę i sweterek.
- Już? Naoglądałeś się? - David stanął w drzwiach.
-Taaak. Dziwne, jak na kobietę, ma tylko jedną parę spodni. I tylko jedne trampki - dodał, wkładając jej do drugiej kieszonki plecaka.
- Chwila słabości, a i tak ich nie nosi - wzruszył ramionami. - Dobra, jedź, ja poczekam na ekipę sprzątającą.
-Okej. Mam nadzieję, że uwiną się przed powrotem waszych rodziców - powiedział Jace z uśmiechem i odszedł.
Do swojego mieszkanka dotarł pół godziny później. W specjalnym pojemniku miał resztkę naszyjnika.
-Silver, wróciłem - zawołał od progu.
- No wreszcie! - podeszłą do niego. - I co? Udało wam się? Gdzie jest David?
-David wezwał ekipę sprzątającą i czeka na nich. Twoje ubrania - podał jej plecak.
- A, okej - wysypała z plecaka rzeczy. - Co to jest?
-Spodnie. I koszulka. I trampki są w drugiej kieszeni. No i ee.. no. Bielizna...
- Czy ja ci wyglądam na osobę, która nosi spodnie i trampki? W dodatku w taką pogodę? Chcesz, żeby mi nogi zamarzły?
-Mówiłem Davidowi, żeby ci naszykował ciuchy, to kazał zrobić to mnie. Nie znam się na ubraniach, Silver. Pierwszy raz w życiu zaglądałem do kobiecej szafy..
- Matko... Co to jest w ogóle - wzięła do ręki spodnie. - Jak ja mogłam je kupić w ogóle. Głupia byłam. No nic, niech już ci będzie - poszła do łazienki się przebrać.
-Ładnemu we wszystkim ładnie - burknął do jej pleców.
Ubrała się. Wyglądała strasznie. Lepiej, żeby nikt jej nie zobaczył.
- Jedziemy do mnie do domu, muszę się ubrać - podeszłą do niego, a potem przytuliła się do niego, obejmując go w pasie. - Dziękuję za pomoc.
-Do usług, księżniczko - pocałował ją czule w czoło. -Jadę do pracy na 10. Podrzucę cię.
- Okej - uśmiechnęła się LECIUTKO.
Przebrał się w strój do pracy w warsztacie (sprane dżinsy i biały t-shirt, lekko zabrudzony), po czym sięgnął po swój plecak.
-Zajrzę wieczorem, opowiesz mi, co i jak, okej?
- Okej - kiwnęła głową, a potem ze spokojem wyszli.
Odwiózł ją do domu, a potem pojechał do pracy. Z jednej pracy pojechał do drugiej (po drodze udało mu się na szybko zjeśc to, co podrzucały mu zawsze żony pracowników warsztatu, które go rozpieszczały).
Do Silver udało mu się dotrzeć dopiero koło 23. Wiedząc, ze ma marne szanse by wejść drzwiami ,wspiął się po drzewie, potem przez balkon, aż do jej okna. Zastukał.
Silver wstała i odsłoniła okna. Spojrzała na niego.
- Lepiej późno niż wcale. I nie baw się w Romeo.
-Nie bawię. Myślisz, że twój tato wpuściłby mnie, gdybym zastukał do drzwi? - wszedł do środka i zamknął okno. -Poza tym, na przyszłość upewnij się, że ja to ja, a nie zmiennokształtny albo coś.
-Nie bawię. Myślisz, że twój tato wpuściłby mnie, gdybym zastukał do drzwi? Poza tym, nasz pewność, że ja to ja, a nie zmiennokształtny albo coś?
- Opowiedz o naszym układzie - położyła dłonie na biodrach i przewróciła oczami.
-Mam nauczyć cię wszystkiego, co sam wiem o seksie - zarumienił się.
- No widzisz - otworzyła drzwi balkonowe. - Właź.
-Musimy ustalić jakieś hasło - powiedział, wchodząc do środka. Przyniósł ze sobą zapach deszczu, ciemności i zimna.
- Ciasteczka - zaproponowała od razu.
-Ciasteczka? - powtórzył, ściągając z siebie bluzę i zostając w t-shircie.
- No ciasteczka.
-Okej. Niech będą ciasteczka - przeciągnął się lekko, a koszulka ujechała do góry, odsłaniając dół jego brzucha. -Soł, co twoi rodzice powiedzieli po powrocie?
- No nic - wzruszyła ramionami. Dopiero wrócili, chata posprzątana, a mama wróciła z nowym wisiorkiem od taty - uśmiechnęła się.
-Czyli nikt nie domyślił się, że był u was duch. Dobrze - sięgnął do plecaka i podał jej białe, duże pudełko. -To sproszkowana, czerwona cegła. Wysyp ją na progu, najlepiej pod dywanem. Jest skuteczniejsze od soli.
- O, dzięki. Jutro to zrobię - odłożyła pudełeczko pod łóżko.
-Tu masz święconą wodę - podał jej małą butelkę.
- Jesteś taki romantyczny, Jace - westchnęła ironicznie.
-Hę?
- Nic. Od faceta zazwyczaj dostaje się kwiaty, a nie wodę święconą.
-Kwiaty - powtórzył. -Okej, przyniosę ci kiedyś.
O co chodziło z tymi kwiatkami? Myślał, ze skoro Silver jest praktyczną osoba, ucieszy się z broni..
Jace, Jace, Jace...
-Co?
- No nic, no. Kwiaty, następnym razem pamiętaj o kwiatach.
-No już dobrze, dobrze - westchnął. -Nie wiedziałem, że mam ci nosić kwiaty - powiedział nagle. -A może będę ci je wtykał w szafkę tak, by Mathias widział?
I znów poczuł zazdrość na myśl, że ona chce być z nim jako trenerem tylko po to, by potem oddać się temu gnojkowi.
- Nie, nie, nie. Żadnych szafek!
-Dobrze już, dobrze. Żadnych szafek. Swoją drogą, kiedy chcesz zacząć.. naukę?
- Eerm... - spuściła wzrok. - Nie wiem...
-Nie wiesz - powtórzył Jace ze spokojem. -Nie chcę naciskać, Silver - dodał od razu.
- To dobrze, bo byś dostał w ryj.
Uniósł brew. Rozglądał się jednak po jej pokoju z obojętną miną.
-Nasz układ zależy od ciebie - powiedział wprost.
- No wiem. Chcesz herbaty albo coś?
-Chętnie - uśmiechnął się ciepło. No nie mógł się na nią gniewać.
Niby czemu miałby się gniewać?
- No kurde, miałeś odmówić - westchnęła. - Zaraz wracam - wyszła z pokoju.
Aha.
-Jeśli chcesz, żebym sobie poszedł, wystarczy powiedzieć - powiedział cicho, gdy wróciła.
- Nie o to chodzi. Nie chciało mi się schodzić na dół i robić ci herbaty no. Masz, smacznego - podała mu kubek, a sama położyła się na łóżku.
-Czyli że mam zostać? - zerknął na nia. Co miał powiedzieć? Że jest zły, bo dostawał sprzeczne sygnały?
A może dlatego, że od kiedy wrócił do mieszkania, brakowało mu tam jej osoby? Mimo jednej, krótkiej nocy, zatęsknił za jej towarzystwem.
- No możesz, możesz. Zatem jak było w pracy?
-W tej normalnej spoko. Klepałem dzisiaj blachy. A w tej drugiej.. cóż. Ghule nie są zbyt przyjazne.
- Aaa... Czyli miałeś zabawę dzisiaj.
-Taaak.
Usiadł na łóżku obok niej.
-Poczekam, aż zaśniesz i sobie pójdę - zaproponował.
- No nie wiem, jeszcze mnie obudzisz jak będziesz wychodził. Herbatę pij - spojrzała na niego, a potem na kubek. No co, specjalnie mu zrobiła, nie? No.
Pił. No.
-Chcę po prostu troszkę z tobą być. Możesz wtedy spać, wyjdę cicho - obiecał.
- No okej - zgasiła światło. Nie wytrzymałą jednak długo. - Nie zasnę, jak się będziesz na mnie gapił.
Dopił herbatę.
-Mogę się zawsze położyć obok - zamruczał.
- Okej, kładź się. Moje łóżko jest wygodniejsze od twojego.
No i było większe.
Jace w ciszy zrzucił z siebie koszulkę i spodnie, po czym wsunął się pod kołdrę obok niej. Ustawił w telefonie budzik na rano i położył go na szafce. Okej, to było szaleństwo.
- No, trochę lepiej - odwróciła się w jego stronę, a potem przytuliła do niego. No. Spodobało jej się to.
Jemu też.
-Faktycznie, wygodniejsze - przyznał cicho i otoczył ją ramieniem.
Po chwili spał już. Jak dziecko.
Silver uśmiechnęła się w ciemnościach, a potem pogłaskała swojego (a jakże) po włosach. Kiedy spał, był jeszcze bardziej uroczy. No co zrobisz, to był Morgenstern.


6 komentarzy:

  1. Huehue *----* Zajebisty rozdział. Pozostaje mi czekać na następny ;--;
    U mnie news (nie wiem czy widziałaś XD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam, kończę też opo na Twój konkurs i jak znajdę chwilkę, to przeczytam rozdział i wyślę Ci pracę moją :) Narazie miałam lekkie urwanie głowy i problemy ze zdrowiem..

      Usuń
  2. No i znowu moja zboczona natura się odezwała. -,- wszystko musze odbierać dwuznacznie XD Notka super, czekam na dalszy ciąg.
    U mnie nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, znajdę chwilkę, to zajrzę :)
      I nie tylko Ty jesteś zboczona :P Prace nad TYM już trwają :3

      Usuń
  3. tak z ciekawości... wilkołaki i lisołaki w waszej historii są takiego samego rozmiaru co wilki i lisy czy może są większe? XD XD
    ~M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lisołaki są tej samej wielkości, co zwykłe lisy, ale wilkołaki, w zwierzęcej postaci, są nieznacznie większe :3

      Usuń