Amelia
zeszła na dół po schodach. Miała na sobie piżamę i kapcie-króliczki. Podeszłą
do lodówki i wyjęła mleko, z szafki natomiast płatki i miskę. No, będzie
śniadanko!
Po chwili zjawił się Azrael. Miał na biodrach tylko ręcznik.
Rozglądał się z ciekawością po przytulnie urządzonej kuchni. Gdy zauważył
mleko, troszkę się zdziwił, ale ani jeden mięsień na jego twarzy nie drgnął.
-Hodujesz krowę? – zainteresował się.
- Co? -
spojrzała na niego jak na kretyna. - Nie? teraz mleko można kupić w sklepie. W
kartoniku albo w butelce.
-Wygodne – przyznał spokojnie. –Co to? – wskazał na płatki.
-
Jedzenie - nałożyła na łyżeczkę trochę płatków, a potem wsunęła mu w usta. -
Pogryź i przełknij.
Wykonał polecenie, zbyt zajęty smakowaniem czegoś nowego, by
zauważyć, że człowiek wydał mu rozkaz.
-Niedobre – stwierdził ostatecznie.
- Że
jakie? Że niedobre?! Nie znasz się - prychnęła. Usiadła przy stole i zaczęła
wcinać.
-Nie chciałem urazić twoich umiejętności kuchennych, prorokini
– powiedział łagodnym, pojednawczym tonem. –Co to? – wskazał na lodówkę.
- Lodówka
- wyjęła z szafki instrukcje obsługi lodówki i mu podała. - Masz, poczytaj.
Nie wzruszyło go to, ale nie dotknął nawet instrukcji.
Podszedł do okna.
-Nie macie już koni – westchnął, troszkę rozczarowany.
–Gdzie mogę nabyć tego mechanicznego rumaka? Muszę iść kupić ubrania.
- Konie
są, ale nie wszędzie. Samochód? Po co ci? Będziesz gdzieś jeździł?
-Mężczyzna musi mieć wierzchowca – oznajmił. –Pamiętam, jak
w 1543 byłem w Szkocji, podczas koronacji Marii Stuart na królową Szkocji.
Wyobrażasz sobie, że miała 9 miesięcy? A mimo wsadzono ją na konia, oczywiście
nie samą, i powieziono po mieście. Wszyscy jechaliśmy na koniach – westchnął.
–Rycerze, damy dworu..
- Stare
dzieje - westchnęła. - Teraz jest zupełnie inaczej. Monarchia już nie wygląda
tak jak kiedyś. Jest jej bardzo mało. Teraz panuje republika. Dam ci książki do
poczytania.
-Stare dzieje? – uniósł brew i mocniej złapał ręcznik. –Toż
to było ze dwa, trzy.. – urwał. –No tak. Wy inaczej liczycie czas. Powiedz mi,
prorokini, co jeszcze się zmieniło? – usiadł naprzeciwko niej.
-
Wszystko - ponownie westchnęła. - Boże, jeszcze będę musiała cię oprowadzać i
wszystko tłumaczyć.
-Nie jestem Bogiem – oburzył się. –I nic mi nie musisz
tłumaczyć. Sam się nauczę.
Wstał i dumnym krokiem skierował się do drzwi.
Wstał i dumnym krokiem skierował się do drzwi.
-
Wcześniej się ubierz - rzuciła, obserwując go uważnie.
-Idę zakupić wierzchnie odzienie – poinformował. Co prawda,
nie wiedział gdzie i za co…
Nagle w
pokoju lekko trzasnęło, a na stoliku, niedaleko Red, pojawiło się srebrne
pudełko. Azrael podszedł do niego i zauważył, że jest na nim wyryte jego imię.
Otworzył je
więc i zajrzał do środka.
-
Dostałeś paczkę z Nieba? - uniosła brwi. Podeszła o niego, odgarniając włosy za
ucho. - Co dostałeś? Pokaaaaaż!
-Niektórzy Niebiańscy Kurierzy uważają to za zabawne –
powiedział bezbarwnym głosem. Podsunął jej skrzynkę pod nos.
W
środku była cala dokumentacja, jakiej potrzebował, by żyć w Stanach. Według
niej nazywał się Azrael Smith i ma 23 lata. Z obojętnością przerzucił karty
medyczne, ubezpieczenie, świadectwa ze szkół, aż natrafił na Platynową American
Express. Uniósł ją i obejrzał ze wszystkich stron. A potem nawet lekko ugryzł.
Fuj. Gorsze od płatków.
- Nie gryź tego! - wyrwała mu kartę. - Tu masz pieniądze, aniele - prychnęła. - Ciekawe ile ci dali na to życie - spojrzała w karton, szukając jakiejś karki z pinem.
- Nie gryź tego! - wyrwała mu kartę. - Tu masz pieniądze, aniele - prychnęła. - Ciekawe ile ci dali na to życie - spojrzała w karton, szukając jakiejś karki z pinem.
-Pieniądze? Mało – przyznał,
patrząc na pojedynczą kartę. –A to co? – pokazał jej karteczkę z numerem. Miała
na dole mały dopisek w obcym, anielskim języku.
- Może to kod. Przeczytaj.
-PIN: 6667. Ale zabawne – mruknąl
pod nosem. –Post Scriptum: Zadbaj o Prorokinię, rozpieszczaj ją.
W zamyśleniu spojrzał na kartę.
Cóż, skoro chcieli, by ją rozpieszczał, mogli mu dać więcej niż jakąś kartę.
-Nie wiem, czy to wystarczy na belę
materiału i szwaczkę. Chyba, że ty umiesz szyć.
Przewróciła oczami. Spojrzała w sufit.
- Naprawdę? Koleś, który NIC nie wie?!
- Naprawdę? Koleś, który NIC nie wie?!
-Umiem sznurować buciki – mruknął.
- Świetnie. Na pewno sobie poradzimy - pociągnęła go do
swojego pokoju. - Siedź tu i się nie ruszaj.
Wyszła, by po chwili wrócić z ciuchami swojego taty.
- Będą ci małe, ale ubierz się. Pójdziemy do sklepu ci pokupować parę rzeczy - sama ponownie wyszła, zabierając ze sobą swoje ubrania.
To będzie dłuuuuugi dzień.
Wyszła, by po chwili wrócić z ciuchami swojego taty.
- Będą ci małe, ale ubierz się. Pójdziemy do sklepu ci pokupować parę rzeczy - sama ponownie wyszła, zabierając ze sobą swoje ubrania.
To będzie dłuuuuugi dzień.
Ubrał, chociaż miał pewien problem
z guzikami. Ale dał radę. Wcisnął nawet nogi w znoszone tenisówki.
Amelia zapukała do jego drzwi.
- Juuuż?
- Juuuż?
-Tak – odwrócił się do drzwi,
przeczesując włosy palcami.
Weszła do środka.
- Krzywo zapięta koszula - mruknęła i podeszłą do niego bliżej. Odpięła mu ją, a potem zapięła ponownie. - Spoko, kupimy ci coś na ciebie - uśmiechnęła się do niego.
- Krzywo zapięta koszula - mruknęła i podeszłą do niego bliżej. Odpięła mu ją, a potem zapięła ponownie. - Spoko, kupimy ci coś na ciebie - uśmiechnęła się do niego.
-Te ubrania są dobre – odparł.
Troszkę się na nim opinały. Co
prawda, nie stanowiło to dla niego większego problemu.
- Śmiesznie trochę wyglądasz. No nic - wzruszyła ramionami.
- Nie przysłali ci cieplejszych butów? - spojrzała na jego trampki.
-Nigdy nie musiałem nosić innych.
Wysłali mi je z mojej kwatery.
- No cóż... Śnieg jest na dworze. O dziwo wcześniej w tym
roku, no ale... Dobra, tyle to przeżyjesz, co? Chodźmy już - ruszyła w stronę
drzwi wyjściowych. Ubrała kozaki, kurtkę, szal, czapkę... Zimno było.
Azrael
tymczasem był niewzruszony. Nie tak dawno sam przespacerował się po tym śniegu nago.
Świat
XXI wieku zaskoczył go. Wszędzie było pełno mechanicznych rumaków, ludzie
spieszyli się, a dookoła błyskały neonowe światła.
Było
im bliżej do świata demonów niż sobie zdawali sprawę.
Amelia ruszyła na przystanek autobusowy.
Azrael złapał ją za ramię. Lekko i
ostrożnie.
-Nie oddalaj się – poinformował,
przyjmując twardy, wojskowy ton.
- No przecież idę tylko.
-Umiesz się bronić, Prorokini?
- Tata mi kupił gaz pieprzowy w spreju.
-Gaz pieprzowy? Czekaj, wiem! To są
antyperesepiranty?
- Nie, to nie to - stanęła na przystanku.
-To jakaś sztuka walki? Noże?
Miecze? Sztylety?
- Takie coś - pokazała mu puszkę spreju. - Psiknę ci po
oczach i zdychasz z bólu.
-A.
Nie przekonała go ani troszkę.
Wręcz zmartwiła jeszcze bardziej. Nie umiała się bronić ani troszkę. Westchnął.
To oznacza ochronę non stop.
- No.
Autobus przyjechał, a oni wsiedli. W biletomacie kupiła mu bilet normalny, a potem odbiła go.
Autobus przyjechał, a oni wsiedli. W biletomacie kupiła mu bilet normalny, a potem odbiła go.
-To taki dyliżans?
- Autobus.
-Dziwne. Komunikacja miejska, którą
jeżdżą demony. O, jest nawet banshee. Ciekawy ten twój świat, niewiasto.
- Wiem. Dam ci wieczorem Internet do rąk. Pobawisz się.
-Wiem, co to Internet. Anioły
używają podobnej sieci komunikacji. Pozostaje ona poza obserwacją najwyższych
demonów. Uważaj – przyciągnął ją do siebie, gdy na przystanku do autobusu
wsiadły dwa demony. Tutaj, na Ziemi, moce Azraela były wciąż lekko stłumione,
ale demony szybko zwietrzyły anioła. Cofnęły się, a na ich twarzach pojawił się
grymas obrzydzenia.
- Taaa... dusisz mnie - stwierdziła. Matko jedyna, anioła
stróża się zachciało.
-Przepraszam – lekko poluzował
uścisk. No. Dopóki była przy nim, nic jej nie groziło.
- Nic mi nie będzie. Jesteśmy w miejscu publicznym, jest
pełno ludzi. Uspokój się, Azi.
Nachylił się nad jej uchem.
-Jesteś kolejną misją, którą mi
przydzielono. Nigdy nie zawiodłem Szefa – oznajmił. –Więc jeśli mówię „masz być
blisko”, jesteś blisko. Chodzi o twoje życie. Nawet nie wiesz, do czego zdolne
są te demony – wyszeptał.,
- Ale jesteśmy w miejscu publicznym. Daj już spokój.
-Mam przestać cię dotykać? Czujesz
się niekomfortowo? Myślałem, że skoro świat poszedł do przodu, to teraz nie
jest złe dotykać kobiety – zaobserwował bowiem, że dookoła było wiele par,
które trzymały się za ręce.
- Nie chce mi się tobie teraz wszystkiego tłumaczyć. Jest po
prostu bardzo inaczej jak zdążyłeś zauważyć - spojrzała w okno.
-Zdążyłem. Nie wiem, jak długo
będziesz mi przypisana – oznajmił.
- Ja też nie. Wysiadamy - pociągnęła go do wyjścia z
autobusu. Teraz kierowali się do sklepów z odzieżą.
Azrael oglądał się dookoła.
-To dzielnica kupców?
-
Powiedzmy.
Weszli do jakiegoś sklepu z odzieżą i poszli na dział męski.
- Jaki ty możesz mieć rozmiar...
Weszli do jakiegoś sklepu z odzieżą i poszli na dział męski.
- Jaki ty możesz mieć rozmiar...
-Nie wiem. Wystarczyło, że mówiłem Kurierom, że potrzebuję
nowej zbroi lub szaty i dostawałem w rozmiarze idealnym – wzruszył ramionami.
Podpatrzył ten gest u nastolatków w autobusie.
Podeszła do nich ekspedientka, patrząc pożądliwie na
Azraela.
-Czy mogę jakoś państwu pomóc?
Azrael nachylił się nad Amelią.
-Stać nas? – szepnął.
- Miejmy
nadzieję - odszepnęła. - Szukamy czegoś dla tego tu o - wskazała na Azraela. -
Zastanawiamy się, co byłby mu dobre. Jakaś L-ka albo coś.
No i po
półtorej godziny Azrael miał wszystko. Od bokserek i skarpetek, poprzez
podkoszulki, aż do szortów, dżinsów i koszul.
-Potrzebuję tyle tego? – zerknął na Prorokinię. –A to? –
pokazał na ładną sukienkę. –Jej rozmiar? – zapytał ekspedientkę, która
krytycznym okiem obejrzała Amelię.
-Stawiam, że tak.
-To proszę zapakować.
- Ja nie
nosze takich rzeczy, Azi - westchnęła Amelia, chociaż w sumie... a jak płacił,
to co jej tam, nie? - A dobra, weź.
-Proszę spakować więcej rzeczy w tym rozmiarze.
- Azi,
przestań, trzeba jeszcze zakupy zrobić - prychnęła. Nie potrzebowała od niego
ciuchów.
Wzruszył ramionami i podał ekspedientce kartę.
Ta lekko rozszerzyła oczy i skasowała im zakupy.
-Mam cię rozpieszczać. Rozkaz z góry – podsumował, gdy
wyszli.
- Nie
muszę być rozpieszczana.
Ehe, ciekawe jak się z tym zabiorą.
Ehe, ciekawe jak się z tym zabiorą.
Rozejrzał się i dyskretnie machnął palcem. Rzeczy zniknęły.
-Rozkaz to rozkaz, niewiasto.
- Ej, nie
szpanuj tymi swoimi anielskimi zdolnościami - warknęła, przyciągając go do
siebie za rękę.
-Ludzie nie zauważają aniołów. Nie zauważają demonów ani
nic, co wymagałoby od nich odsunięcia od siebie poczucia bezpieczeństwa. Ty,
gdyby nie wizje, też byś taka była.
- Tak,
tak, jestem prorokiem - przewróciła oczami. - Chodź - wzięła go za rękę i
poprowadziła do kawiarni.
W której było ciepło i przytulnie. Każdy stolik był "odgrodzony" od poprzedniego.
Amelia powiedziała kelnerce, że stolik dla dwóch i już po chwili siedzieli przy ścianie, a z drugiej strony był płotek, na którym leżały psudogwiazdkowe prezenty. Nad ich głowami na nitkach wisiały różne gwiazdkowe pierdoły jak na przykład choinki czy bałwany.
Dziewczyna otwarła menu i od razu przeszła na stronę 17, a której zaczynały się herbaty. Ominęła kawy.
W której było ciepło i przytulnie. Każdy stolik był "odgrodzony" od poprzedniego.
Amelia powiedziała kelnerce, że stolik dla dwóch i już po chwili siedzieli przy ścianie, a z drugiej strony był płotek, na którym leżały psudogwiazdkowe prezenty. Nad ich głowami na nitkach wisiały różne gwiazdkowe pierdoły jak na przykład choinki czy bałwany.
Dziewczyna otwarła menu i od razu przeszła na stronę 17, a której zaczynały się herbaty. Ominęła kawy.
-Coś ładnie pachnie.
-To szarlotka, proszę pana – zagadnęła kelnerka. –Podać?
-Podać? – zerknął na Amelię.
- Dwie
prosimy. Dla mnie gorącą czekoladę. Z malinami. Chcesz coś do picia? Albo nie,
poczekaj, lepiej nie mów. Po prosimy więc dwa razy szarlotkę na ciepło i dwa
razy czekoladę z malinami.
Gdy kelnerka odeszła, Azrael spojrzał w oczy Amelii.
-Zjem pierwszy. Mnie nie można otruć.
Amelia
roześmiała się głośno, aż sobie usta zakryła.
- Aziii, to jest kawiarnia. Tutaj się nikogo nie truje. Zluzuj trochę.
- Aziii, to jest kawiarnia. Tutaj się nikogo nie truje. Zluzuj trochę.
-Dobra, dobra. Zawrzyjmy umowę, Prorokini. Przysiągłem ci
wierność i ochronę. Może w zamian nauczysz mnie żyć w twoim świecie?
-
Przecież cię uczę. Opornie, bo nie jestem dobrą nauczycielką i nie mam
cierpliwości. Ale ty powinieneś się w nią uzbroić. Powoli, ze spokojem i
ogarniesz.
Oby.
Oby.
-Może być tak, że zostanę z tobą do końca twego życia –
powiedział łagodnie. –Będziesz miała dużo czasu, by mnie czegoś nauczyć.
- Lepiej,
żeby nie.
-Prorocy rodzą się strasznie rzadko. Dlatego dostają swoich
archaniołów. Jesteście cenni nawet po śmierci.
- No
widzisz...
Przyniesiono im jedzonko. Amelia d razu zabrała się za jedzenie, mówiąc mu "smacznego".
Przyniesiono im jedzonko. Amelia d razu zabrała się za jedzenie, mówiąc mu "smacznego".
-Nawzajem. Nie chcesz wiedzieć, co się dzieje z prorokami po
ich śmierci?
- Wolę
nie wiedzieć...
Uśmiechnął się.
-Szkoda. Ale szanuję twój wybór.
- No.
Zajęła się więc swoim jedzeniem. Raz po raz na niego spoglądała.
- Smakuje? - uśmiechnęła się lekko.
Zajęła się więc swoim jedzeniem. Raz po raz na niego spoglądała.
- Smakuje? - uśmiechnęła się lekko.
-Tak – przełykał szybko. To było lepsze niż płatki.
Uśmiechnęła
się szeroko i dojadła do końca. Potem zaczęła pić czekoladę.
A Azrael, po pierwszym łyku czekolady, wypił duszkiem cały
kubek.
Ameilia
uniosła brwi.
- Spokojnie, Azi, nikt ci tego nie zabierze.
- Spokojnie, Azi, nikt ci tego nie zabierze.
-Wasze ludzkie jedzenie jest dobre.
Okej, nie chciało jej się mu wszystkie po kolei tłumaczyć,
co jak działo, co jak się nazywa i tak dalej, ale w sumie to Azi był uroczy z
tą swoją niewiedzą. Doprowadzi ją pewnie do pasji, no ale... Jak to ktoś kiedyś
powiedział "to początek prawdziwej przyjaźni".
Aaaaaaaaaziii x3333333333333
OdpowiedzUsuńAzrael a nie :D Nie można mówić do Archanioła per AZI XD
UsuńAzi!
UsuńAzrael bardzo fascynuje. Rozdział jak zwykle niesamowicie wciągający, czekam na dalszy ciąg. :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że zaśmiecam ci komentarze spamami, ale chciałam tylko uprzedzić, że zadośćuczynienie gotowe. Zapraszam do czytania. ;)
UsuńHaha!!! :D niebiański kurier!!! też takiego chcę!!!!!
OdpowiedzUsuń~M