Henry wszedł do pokoju syna, uważając,
by się nie uwalić farbą. Pokazał mu z dumą nowy nabytek: dwie wędki!
-David, zobacz!
-David, zobacz!
David wyjrzał zza sztalugi i
uniósł brew, patrząc na niego.
- Po co ci te dwa kije?
- Po co ci te dwa kije?
-Otóż to, kochany synku, jedziemy
na męski wypad w góry! Ryby, kamping i ognisko!
David zaczął się zastanawiać, jak
DELIKATNIE wybić to ojcu z głowy. I nic nie przychodziło mu na myśl.
- Poczekaj, zajrzę w mój charakter. Nie ma mowy, nigdy w życiu.
- Poczekaj, zajrzę w mój charakter. Nie ma mowy, nigdy w życiu.
-Daj spokój, będzie fajnie!
- Nie. Nie jadę. Weź Jace'a. On
chyba lubi takie pierdoły.
-Możemy go zabrać ze sobą, jak
chcesz - zgodził się Henry. -No. mama cię już spakowała.
- Ale ja nie jadę. Naprawdę, nie
chcę. Nie lubię i nie przepadam i nie zmusisz mnie - mówił spokojnie.
-Oj, David - henry zrobił minę
kopniętego psa. -Nie spędzisz z tatą nawet weekendu? Szkoda ci pewnie czasu dla
twojego staruszka, co? - westchnął. -Wy, młodzi, pewnie macie swoje plany..
- Mamy, prawda - przytaknął. -
Możemy iść na kręgle. Możemy iść na mecz koszykarski.
-A może pojedziemy po prostu bez
wędkowania, co? Taki męski wypad!
- Nie lubię lasu, tato. Trzymam
się od tego jak najdalej się da.
-Ech, no dobrze - Henry wyglądał
na zasmuconego i zawiedzionego.
- Co z tym meczem? Grają nasi z
Clippersami.
-Tak? Może uda się zdobyć bilety -
humor mu się poprawił. -Chcesz też zabrać Jace'a?
- No raczej! - David uśmiechnął
się. - Jest Jace, jest impreza. Zaraz do niego zadzwonię. A ty możesz użyć
naszego cudownego nazwiska i swojej pozycji w społeczeństwie...
-Dobrze. To widzimy się za 20
minut na dole
David wykonał telefon, a potem
skoczył pod szybki prysznic.
Był na dole po tych 20 minutach, biorąc parę winogron do ust.
Był na dole po tych 20 minutach, biorąc parę winogron do ust.
Jace już czekał. Czuł się
skrępowany troszkę.
-Na pewno nie będę przeszkadzał, panie de Varden? - zapytał po raz setny.
Henry poklepał go po plecach.
-A gdzie tam. To był pomysł Davida.
-Na pewno nie będę przeszkadzał, panie de Varden? - zapytał po raz setny.
Henry poklepał go po plecach.
-A gdzie tam. To był pomysł Davida.
- Cześć, stary! - David przywitał
się z nim. - Idziemy na meczyk. cieszysz się?
-Oczywiście - Jace się uśmiechnął.
-Odkąd przybyłem do NY marzyłem, żeby pójść na mecz. Ale.. - urwał i
chrząknął.
Henry domyślił się, że chłopak nie miał za co.
-Chodźcie, chodźcie - ponaglił ich.
Henry domyślił się, że chłopak nie miał za co.
-Chodźcie, chodźcie - ponaglił ich.
Wsiedli do samochodu. David zapiął
pasy i był gotowy do drogi.
- W drogę!
- W drogę!
No i jechali. Jace milczał. Czuł
się skrępowany. Nigdy nie był z rodziną Silver bez Silver.
- Potem skoczymy na pizzę, co wy
na to? - zapytał David.
-Dobry pomysł - zgodził się Henry.
-Jace? Masz jakieś plany na wieczór?
-Nie, panie de Varden.
-Nie, panie de Varden.
- Oczywiście, że masz. jedziesz z
nami na meczyk i na pizzę. Ej, kupimy sobie te wielkie palce z numerem jeden.
Miejsca w loży. Awsome!
-Od kiedy jesteś takim entuzjastą,
synku?
- Tato, nie mów tak, jakbyś mnie
nie znał. Jace tu jest.
-Och no dobra. Co powiecie na hot
dogi?
- Tak. Mogą być i hot-dogi. I
zimne picie. Myślicie, że w tej koszulce - koszulka identyczna jak koszulka
jednego z zawodników - zauważy mnie ten gościu?
-Na pewno. Ale jeśli pokażą nas w
tym kiczowatym serduszku na telebimie to całujesz Jace'a - zażartował Henry.
- Żeby mnie Silver zabiła? Nie,
dzięki.
Tłumy już przed stadionem dawno było. Trudno było znaleźć miejsce. Ale dla prokuratury? Proszę.
Tłumy już przed stadionem dawno było. Trudno było znaleźć miejsce. Ale dla prokuratury? Proszę.
Henry zaparkował. Jak się okazało,
siedzieli w loży z gwiazdami i z prezydentem miasta. Milutko. Jace poczuł się
TAKI malutki.
-Henry! - przywitał się z nim jego znajomy. -A to?
-Moi synowie. David i Jace.
Jace spojrzał ze zdziwieniem na Henry'ego. On, jego s y n e m ?
-Myślałem, że masz córkę i syna..
-Bo mam. Jace jest narzeczonym mojej Erin.
-Henry! - przywitał się z nim jego znajomy. -A to?
-Moi synowie. David i Jace.
Jace spojrzał ze zdziwieniem na Henry'ego. On, jego s y n e m ?
-Myślałem, że masz córkę i syna..
-Bo mam. Jace jest narzeczonym mojej Erin.
David dźgnął lekko łokciem Jace'a
i się do niego uśmiechnął. A potem pociągnął na przód loży i posadził na
wygodnym fotelu.
- Orzeszki? Naczosy? Popcorn?
- Orzeszki? Naczosy? Popcorn?
-Ja..hm.. nie chcę robić
kłopotów..
Pewnie bilety w takim miejscu były droższe niż jego półroczny czynsz.
-Daj spokój, Jace - Henry usiadł obok niego. -Chłopaki, musicie jeść, rośniecie.
-Dwóch synów, pofarciło ci się - burmistrz poklepał go po ramieniu. -Fajni chłopcy.
Pewnie bilety w takim miejscu były droższe niż jego półroczny czynsz.
-Daj spokój, Jace - Henry usiadł obok niego. -Chłopaki, musicie jeść, rośniecie.
-Dwóch synów, pofarciło ci się - burmistrz poklepał go po ramieniu. -Fajni chłopcy.
David uśmiechnął się jeszcze
szerzej. Był dumny z siebie, że jego tata był dumny z niego. Wspaniale uczucie.
-No. David świetnie maluje. Obraz,
który ci podarowałem na święta jest jego pióra - Henry położył dłoń na ramieniu
syna i lekko ścisnął.
- Mam nadzieję, że się podoba.
Jezu, oby tata nie zaczął gadać o egzaminach do Julliardu.
Jezu, oby tata nie zaczął gadać o egzaminach do Julliardu.
-Jest niesamowity - burmistrz
przyjrzał mu się uważniej. Zdziwił go chłopak, który próbował się za nimi jakby
schować.. -Ma pan talent, panie de Varden.
-Jace z kolei jest świetny w sporcie.
-Jace z kolei jest świetny w sporcie.
- I jest genialnym mechanikiem -
dodał David, spoglądając na blondyna. - Nie interesuję się samochodami i nie
wiedziałem co mi klekocze, a Jace od razu stwierdził, że to linka od hamulca
ręcznego.
-David, daj spokój.. - Jace się
zarumienił.
-No, no. To ci się udało, Henry. Takich dwóch chłopaków. Przekaż Bree pozdrowienia.
-Jasne.
-No, no. To ci się udało, Henry. Takich dwóch chłopaków. Przekaż Bree pozdrowienia.
-Jasne.
David podał Jace'owi miseczkę z
orzeszkami.
- Jedz, póki dają - zaśmiał się lekko.
- Jedz, póki dają - zaśmiał się lekko.
Łowca zgarnął kilka i włożył sobie
do ust.
-Nie musicie.. wiecie. Chwalić mnie..
-Nie musicie.. wiecie. Chwalić mnie..
- Czemu nie? Jest zajebisty, więc
po co to ukrywać?
-Daj spokój, David - Jace przybrał
barwę cegły.
- Musisz nauczyć się przyjmować
komplementy. Czego się napijesz? - zapytał, kiedy "kelner" przyjechał
z wózeczkiem z napojami. - Dla mnie zimną Nestea. Zieloną.
-Wodę po..
-Dwie cole - wtrącił Henry. -Jace. Nie krępuj się, jesteś członkiem rodziny - poklepał go po plecach.
-Dwie cole - wtrącił Henry. -Jace. Nie krępuj się, jesteś członkiem rodziny - poklepał go po plecach.
- Za wypad - zawyrokował David,
unosząc swoją butelkę.
-Za wypad - powtórzył henry, a
Jace się tylko uśmiechnął. Nie mógł się bowiem napatrzeć na Henry'ego i Davida.
Zazdrościł im ich relacji..
A potem rozpoczął się mecz.
- No co ty robisz?! Biegniesz! No biegniesz! No rzucaj! Rzucaaaaj! - darł się David do zawodników NYC.
- No co ty robisz?! Biegniesz! No biegniesz! No rzucaj! Rzucaaaaj! - darł się David do zawodników NYC.
Jace również im kibicował i , w
miarę gry, coraz głośniej i coraz odważniej.
- Uwierzysz, że byłem z
jedenastką? - zaśmiał się cicho David, żeby go przypadkiem tata nie usłyszał.
Jace spojrzał na niego szeroko
otwartymi oczami.
-Serio?!
-Serio?!
- Aha, przeleciałem go dwa razy. W
toalecie i hotelowym łóżku, gdzie odbywało się spotkanie. Tylko nie mów
Jamesowi, bo mi ja... głowę urwie.
-James chyba nie dba o twoją
przeszłość - powiedział lekko. -Tak, jak mam nadzieję, Silver nie myśli o mojej
- zarumienił się.
- Chcę wiedzieć? - zapytał,
patrząc na niego.
-Szereg lasek, których nie
pamiętam ani imion, ani twarzy..
- Nie potępię cię, bo byłem taki
sam. No ale pewnego dnia spotykasz takiego kogoś na swojej drodze i jest tylko
ten ktoś, nie?
-tak, racja - zgodził się. -Ale
czasem boje się, że Silver zacznie pytać.
- No to powodzenia, bracie - David
położył mu pocieszająco rękę na ramieniu.
-Mówisz, że ona… myśli o tym ? -
wystraszył się.
- Nie wiem. Miejmy nadzieję, że
nie.
-Też taką mam nadzieję..
Wkurwiłaby się.
- Delikatnie mówiąc - wsunął sobie
popcorn do ust.
-Aaaaand we're done here - mruknął
Jace, machinalnie też opychając się popcornem. Henry podsłuchiwał ich i
uśmiechał się pod nosem.
- Oj tam - David puknął go swoimi
biodrami i roześmiał się.
Jace uśmiechnął się do Davida.
Po meczu spotkała go mega niespodzianka. Henry załatwił im spotkanie z drużyną!
Po meczu spotkała go mega niespodzianka. Henry załatwił im spotkanie z drużyną!
David patrzył w TAKI sposób na
zawodnika numer jedenaście.
- Cześć, chłopaki. Co tam? Co tam u was ciekawego słychać?
- Cześć, chłopaki. Co tam? Co tam u was ciekawego słychać?
Jace trzymał się z tyłu. Nawet
wtedy, gdy 12tka podał mu koszulkę drużyny z podpisami wszystkich jej członków.
Łowca wbił zaskoczony wzrok w Henry'ego.
-Niedługo masz urodziny, więc nie krepuj się - Henry położył dłoń na jego ramieniu i ścisnął tak, jak wcześniej Davida.
-Niedługo masz urodziny, więc nie krepuj się - Henry położył dłoń na jego ramieniu i ścisnął tak, jak wcześniej Davida.
De Varden Junior spojrzał na
Jace'a z uśmiechem i wzruszył jednym ramieniem. Naprawdę czuł, jakby miał teraz
brata.
-Dziękuję, panie de Varden -
powiedział Jace, wiedząc, że słowa nie oddadzą tego, co czuje.
- Dobra, sory, chłopaki - zaczął
David. - My tu mamy rozrywki rodzinne i jedziemy na pizzę. No, to cześć i
powodzenia w następnym meczu.
Gdy wyszli, Jace nie bardzo
wiedział, jak się zachowywać.
-Często tak pan wychodzi z Davidem?
-Staramy się. Bree z Erin chodzą na zakupy, my na mecze, na pizze, kręgle.
-Często tak pan wychodzi z Davidem?
-Staramy się. Bree z Erin chodzą na zakupy, my na mecze, na pizze, kręgle.
- Kurde, dzisiaj przyszedł z
wędkami.
-O! A na co pan łowi? Na goły
haczyk, robaka czy na kawałek suszonego mięsa?
Henry spojrzał na niego z błyskiem w oku.
-Wędkujesz..?
-Zdarzyło mi się..
Henry spojrzał na niego z błyskiem w oku.
-Wędkujesz..?
-Zdarzyło mi się..
David przewrócił oczami.
- I po jaką cholerę się odzywałem - jęknął, wsiadając do auta.
- I po jaką cholerę się odzywałem - jęknął, wsiadając do auta.
Henry się roześmiał.
-Umówimy się kiedyś na ryby, Jace.
-Tak, panie de Varden.
-David, jedziemy do tej pizzerii co zawsze?
-Umówimy się kiedyś na ryby, Jace.
-Tak, panie de Varden.
-David, jedziemy do tej pizzerii co zawsze?
- No raczej. Wiesz, Jace, oni już
nas tam znają i robią nam pizzę tak wielką, o jaką poprosimy - zaśmiał się.
-Naprawdę?
-No. Nasze męskie tajne miejsce, o którym nie wiedzą nasze damy.
-No. Nasze męskie tajne miejsce, o którym nie wiedzą nasze damy.
- A teraz poznasz je i ty -
zakończył David.
-Czuję się, jakbym zdobył jakiś
stopień wtajemniczenia.
-Bo zdobywasz. Liczę, że myślisz o Erin poważnie, Jace.
-Nie myślę, panie de Varden. Ja to WIEM.
-Bo zdobywasz. Liczę, że myślisz o Erin poważnie, Jace.
-Nie myślę, panie de Varden. Ja to WIEM.
- No i super. Nie będziemy musieli
z tatą szukać nowych miejsc do chowania zwłok.
-Wolę nie wiedzieć, gdzie
dotychczas je chowaliście - zażartował.
No i pojechali na pizzę. I jace się wreszcie rozluźnił. Zaczął żartować i uśmiechać się. Henry czuł, że chłopak wreszcie się rozluźnia.
No i pojechali na pizzę. I jace się wreszcie rozluźnił. Zaczął żartować i uśmiechać się. Henry czuł, że chłopak wreszcie się rozluźnia.
- No i wtedy Jace tak patrzy na
Mathiasa, a ten uniósł tylko dumnie głowę i poszedł w drugą - roześmiał się
David, kończąc historyjkę, którą opowiadał tacie.
-Dalej się cieszę, że Erin wybrała
ciebie, Jace.
I tak minął im caaały dzień.
Przyjechali do domu dość późno i każdy udał się tam, gdzie powinien; David do
siebie, Henry do sypialni, gdzie była już Bree, a Jace do pokoju Silver.
Zapukał, żeby nie było.
- Proszę - Silver siedziała już w
łóżku przy lampce nocnej.
Jace wszedł do pokoju. Miał tutaj
swoje rzeczy o spania, w łazience Silver leżała jego szczoteczka, żel i
przybory do golenia.
-Hej. Tak myślałem, ze jeszcze nie spisz.
-Hej. Tak myślałem, ze jeszcze nie spisz.
- Czekałam na was - wyciągnęła do
niego dłoń.
Przytulił ją, mocno, powoli
wciągając jej zapach.
- I jak minął ci dzień? -
pogłaskała go po włosach.
Jace przesunął dłonią po jej
plecach.
-Dobrze. Po raz pierwszy czułem się tak, jakbym miał tatę - zdradził.
-Dobrze. Po raz pierwszy czułem się tak, jakbym miał tatę - zdradził.
Silver uśmiechnęła się szeroko.
- Cieszę się - pocałowała go w czoło. - Naprawdę.
- Cieszę się - pocałowała go w czoło. - Naprawdę.
-Ja też. To było takie.. - położył
jej rękę na swoim sercu. -Tu. Takie ciepłe uczucie. Bez strachu.
Ona nadal się do niego uśmiechała.
- Kocham cię.
- Kocham cię.
-Ja ciebie też. Dałaś mi jakby
rodzinę - wtulił twarz w jej szyję.
- Jakby? Ja ci dałam rodzinę i
cicho.
-Tak. Dałaś - pocałował ją lekko.
-Tak bardzo cię kocham.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz