To był drugi dzień Any w Nowym
Jorku. Miasto było dziwne, troszkę ją przerażało, więc na razie wszędzie
wychodziła z Jace'em.
A Silver szła z nimi.
Niezadowolona, bo jakaś baba kleiła się do jej faceta. Przegięcie.
-A to jest ten słynny brooklyński
most - powiedział Jace.
-Łaaał! - Ana zrobiła zachwyconą minę. -Jest taki duży!
-Łaaał! - Ana zrobiła zachwyconą minę. -Jest taki duży!
To był ten moment, w którym Silver
żałowała, że David jest gejem. Tak to mógłby odciągnąć tę... tę... tę słodką
dziewczynkę od Jace'a.
Chociaż w sumie przecież nie musi być heterowcem...
Chociaż w sumie przecież nie musi być heterowcem...
-Silver, zrobisz nam zdjęcie?
Wyślemy do matki przełożonej - zaproponował Jace, a Ana klasnęła w dłonie.
-Świetna myśl!
-Świetna myśl!
Silver uniosła brew wysoko.
- JA mam wam zrobić zdjęcie? No dobra, daj mi to - wzięła aparat.
- JA mam wam zrobić zdjęcie? No dobra, daj mi to - wzięła aparat.
No i poszła fotka. Jace pokazał
Anie, jak przez jej nowy telefon komórkowy wysłać ją do jej opiekunki z
klasztoru. I podczas gdy Ana oglądała sobie panoramę NY z punktu widokowego,
Jace objął Silver.
-Ona jest dla mnie jak David dla ciebie.
-Ona jest dla mnie jak David dla ciebie.
- Też z nią śpisz, obejmujesz się,
całujesz?
Nie uściślała.
Nie uściślała.
-No dobra, nie aż tak. Uratowała
mi życie, gdy umierałem, więc wiesz. Opiekowała się mną przez kilka tygodni. A
teraz ja opiekuję się nią.
- Miło z twojej strony - poklepała
go po brzusiu. - Idziemy dalej?
Lubimy klepanie po brzuszku.
-Jasne. Ana, chodź!
-Jasne. Ana, chodź!
Silver złapała Jace'a za rękę.
Mocno.
Odwzajemnił uścisk.
-Kocham cię - szepnął jej na ucho, a Ana zachichotała.
-Wiesz, Silver, że w zakonie wszyscy wróżyli mu, że wkrótce kogoś spotka, ale on się zapierał rękami i nogami, że nie? Ale cieszę się, że padło na ciebie - powiedziała, patrząc na nią przyjaźnie.
-Kocham cię - szepnął jej na ucho, a Ana zachichotała.
-Wiesz, Silver, że w zakonie wszyscy wróżyli mu, że wkrótce kogoś spotka, ale on się zapierał rękami i nogami, że nie? Ale cieszę się, że padło na ciebie - powiedziała, patrząc na nią przyjaźnie.
- Ja też - mruknęła Silver,
zakładając okulary przeciwsłoneczne na nos.
Ana szła po drugiej stronie
Jace'a, obejmując jego ramię jedną ręką i co chwila na coś pokazując
paluszkiem.
Silver spojrzała nią uważnie.
Dobrze, że Anastasia nie widziała jej wzroku. Za to przyciągnęła Jace'a bliżej
siebie.
-A to jest to słynne miejsce dla
zakochanych - powiedział Jace.
-Oo - Ana wyszczerzyła się. -To wiecie.. hm.. Pójdę kupić nam coś do picia!
I ich zostawiła.
-Oo - Ana wyszczerzyła się. -To wiecie.. hm.. Pójdę kupić nam coś do picia!
I ich zostawiła.
- Uważaj, ta mała gdzieś zniknęła
w tłumie - usiadła na ławce, przyciągając go do siebie. - Siedź.
-Nie musisz być zazdrosna,
kochanie - pocałował ją, żeby nie było.
Anastasia dała im 15 minut, po czym wróciła.
-Kawałek dalej jest restauracja, pachnie z niej smakowicie. Może coś zjemy?
Anastasia dała im 15 minut, po czym wróciła.
-Kawałek dalej jest restauracja, pachnie z niej smakowicie. Może coś zjemy?
- Chętnie, chodźmy - Silver
pociągnęła Jace'a za sobą. - Prowadź - zwróciła się do Małej.
A Ana prowadziła, radośnie coś
szczebiocąc. Nagle zobaczyła pana z pieskiem. "Pieskiem" okazał się
okazały wilczur.
-Można pogłaskać?
-Ana, piesek cię ugryzie..
-Nie, spokojnie, można..
-Dzień dobry, panie piesku! - Ana zaczęła go sobie głaskać. A Jace pomyślał, że kocha ją, ale jak siostrę.
-Można pogłaskać?
-Ana, piesek cię ugryzie..
-Nie, spokojnie, można..
-Dzień dobry, panie piesku! - Ana zaczęła go sobie głaskać. A Jace pomyślał, że kocha ją, ale jak siostrę.
- Przypomnij mi, ile ona lat? -
zagadnęła cicho Silver. I nie, to NIE było złośliwe.
-19. Ale nigdy nie opuściła
klasztoru. Praktycznie nie zna świata.
- I ty chcesz jej go pokazać?
Weszli w końcu do restauracji i zajęli miejsca. Zza menu Silver obserwowała tę słodką dziewczyn...kę.
Weszli w końcu do restauracji i zajęli miejsca. Zza menu Silver obserwowała tę słodką dziewczyn...kę.
Ana ekscytowała się wszystkim, a
Jace'a to bawiło. Była taka niewinna i urocza, ale nie była głupia. Była po
prostu naiwna i ufna.
-Zamawiajcie, dziewczynki.
-Co to hamburger?
-Zamawiajcie, dziewczynki.
-Co to hamburger?
- Coś, po czym możesz dostać
zawału serca albo po prostu być gruba.
-Brzmi zabawnie!
- Jeśli chcesz - Silver wybrała
jednak sałatkę i łososia.
Jace wziął frytki i rybę.
-Upaprasz się hamburgerem, Ana.
-Hmm... mówisz? Jejku, jakie to wasze miasto duże. Jak dzisiaj w nocy wyglądałam przez okno, to wyglądało jakby ktoś ciemną kartkę posypał brokatem.
-Ode mnie nie masz dobrego widoku, ale jak znajdziemy ci jakieś mieszkanko, to zadbamy, żeby miało fajny, okej?
-Upaprasz się hamburgerem, Ana.
-Hmm... mówisz? Jejku, jakie to wasze miasto duże. Jak dzisiaj w nocy wyglądałam przez okno, to wyglądało jakby ktoś ciemną kartkę posypał brokatem.
-Ode mnie nie masz dobrego widoku, ale jak znajdziemy ci jakieś mieszkanko, to zadbamy, żeby miało fajny, okej?
No pięknie, jeszcze u niego
mieszka! Cudownie!
Silver stukała rytmicznie o blat stołu.
Silver stukała rytmicznie o blat stołu.
Podano im jedzenie. Jace
poinstruował Anę, żeby jadła rękoma, po czym otarł jej serwetką musztardę z
brody.
Panna de Varden przewróciła oczami. Zaraz ją szlag jasny trafi.
I trafił. Tylko nie ją i nie szlag. Na przeciwko ich restauracji wybuchła bomba.
Panna de Varden przewróciła oczami. Zaraz ją szlag jasny trafi.
I trafił. Tylko nie ją i nie szlag. Na przeciwko ich restauracji wybuchła bomba.
Jace natychmiast popchnął obie
dziewczyny za siebie.
-Schowajcie się - poprosił.
-Tam mogą być ranni, Jace - szepnęła Ana. -Idę.
-Schowajcie się - poprosił.
-Tam mogą być ranni, Jace - szepnęła Ana. -Idę.
- Co? Nigdzie nie idziesz! - to
była Silver.
Jeszcze czego. Teraz to już w ogóle Jace się. nie daj Boże, zadurzy!
Jeszcze czego. Teraz to już w ogóle Jace się. nie daj Boże, zadurzy!
-Muszę. Tam mogą być ranni. Mogę
kogoś uratować - i wywinęła im się. I pobiegła, a Jace złapał Silver mocno za
ramiona.
-Wezwij tyle karetek, ile się da, okej? Idę pomóc - pocałował Silver w czoło.
-Wezwij tyle karetek, ile się da, okej? Idę pomóc - pocałował Silver w czoło.
Silver nie zdążyła nic powiedzieć.
Złapała za telefon i dzwoniła.
Ana tymczasem weszła w zgliszcza.
Ludzie uciekali, a ona szła przed siebie. Coś ciągnęło ją do kuchni. To tam
musiała być podłożona bomba. Jej sukienka przesiąkała krwią i dymem, ale
Anastasia szła do przodu.
Pierwszego trupa zauważyła na progu. Widząc częściowo spalone zwłoki wiedziała, że nie ma sensu tracić energii.
Ale niedaleko leżał mężczyzna, który jeszcze żył..
Pierwszego trupa zauważyła na progu. Widząc częściowo spalone zwłoki wiedziała, że nie ma sensu tracić energii.
Ale niedaleko leżał mężczyzna, który jeszcze żył..
Mężczyzna kaszlał ostro, próbując
się podnieść, ale jedyne, co zrobił, to jęknął i chwycił się za żebra. Był cały
brudny od sadzy i krwi. Sam nie wiedział, czy to jego, ale pewnie tak. I
właśnie w takich chwilach dziękował za swój wilkołaczy gen.
-Nie ruszaj się - szepnęła kojąc
Ana, klękając przy nim. -Cichutko - dotknęła dłonią jego czoła i od razu
wiedziała, ze ma do czynienia z wilkołakiem. -Cichutko, malutki.
- Malutki? - wykrztusił ledwo. -
Nic nie widziałaś.
To był sam Zachary Moon. Kto wie, może gdyby nie był alfą, to już by nie żył.
To był sam Zachary Moon. Kto wie, może gdyby nie był alfą, to już by nie żył.
-Nic nie mów. Masz odklejone
płuco, połamane żebra, wstrząs mózgu obtłuczone nerki i parę innych organów,
które spowodowałyby zgon u normalnego człowieka. Leż spokojnie, wilku - zaczęła
nucić kojącą pieśń, aby zawarte w niej zaklęcia uspokoiły wilkołaka.
Nic już nie mówił, bo stracił
przytomność. Dlatego nie zadawał pytań typu "skąd wiesz, że jestem
wilkiem" albo "skąd to wszystko wiesz?".
Potem zaczęła nucić pieśń
uzdrawiająca i w takim stanie zastał ją Jace. Na zewnątrz lekarze zajmowali się
rannymi i wraz ze strażakami wydobywali ich spod zgliszczy. I w całym tym
bałaganie Ana odnalazła alfę stada.
Silver stała na zewnątrz i z
trudem opanowywała się, żeby tam nie wskoczyć. Ale strażacy dzielnie ją trzymali,
tak na w razie wu.
Jace zadzwonił do Silver.
-Wszystko jest okej.. właśnie uzdrawia alfę stada wilkołaków tego terenu..
-Wszystko jest okej.. właśnie uzdrawia alfę stada wilkołaków tego terenu..
- I ty nie masz nic przeciwko?
-Dbamy o dobry kontakt z
wilkołakami - powiedział cicho.
Ana czuła, że słabnie, ale wilkołak wciąż krwawił. oderwała więc kawałek swojej sukienki i przycisnęła do jego boku, drugą ręką odgarniając mu włosy z twarzy. Był brudny i umazany krwią, ale kiedyś pewnie był przystojny..
Ana czuła, że słabnie, ale wilkołak wciąż krwawił. oderwała więc kawałek swojej sukienki i przycisnęła do jego boku, drugą ręką odgarniając mu włosy z twarzy. Był brudny i umazany krwią, ale kiedyś pewnie był przystojny..
- Pośpieszcie się, ta rudera się
zaraz zawali! - warknęła do telefonu, ale w jej głosie było słychać rozpacz.
-Okej, na razie tyle, Jace, pomóż
mi go wynieść.
Razem go wynieśli, ale nie do karetki, tylko bocznym wyjściem.
-Jesteśmy bezpieczni, Silver. Stoimy z tyłu.
Razem go wynieśli, ale nie do karetki, tylko bocznym wyjściem.
-Jesteśmy bezpieczni, Silver. Stoimy z tyłu.
I Silver zniknęła z oczu strażakom
i pognała na tyły.
- Czy ty rozumu nie masz?! - naskoczyła na niego i zaczęła go bić dłońmi po klatce piersiowej. - Wiesz, jak się bałam?! WIESZ?! Mogłeś zginąć! Orientujesz się w tym w ogóle?!
- Czy ty rozumu nie masz?! - naskoczyła na niego i zaczęła go bić dłońmi po klatce piersiowej. - Wiesz, jak się bałam?! WIESZ?! Mogłeś zginąć! Orientujesz się w tym w ogóle?!
Jace pocałował ją mocno.
-Jestem cały, skarbie. Nic się nie stało, a uratowaliśmy jego - pokazał palcem
-Jestem cały, skarbie. Nic się nie stało, a uratowaliśmy jego - pokazał palcem
- Kto o niego dba, proszę cię!
Jezu! - ujęła jego twarz w dłonie i obejrzała, a potem pocałowała. - Bałam się
o ciebie.
Aż mu się zrobiło ciepło.
Przytulił ja mocno.
-Przepraszam - szepnął.
Ana tymczasem dociskała przeciekającą szmatkę do boku wilkołaka i dalej go uzdrawiała.
-Przepraszam - szepnął.
Ana tymczasem dociskała przeciekającą szmatkę do boku wilkołaka i dalej go uzdrawiała.
W końcu Zachary Moon przebudził
się i znów zakaszlał.
- Co się dzieje?
- Co się dzieje?
-Cichutko, dopiero co cię
posklejałam - Ana delikatnie dotknęła jego czoła. -Nie ruszaj się.
Zawsze fascynowały ją wilkołaki. Uwielbiała zajęcia, na których o nich rozmawiali, nawet, gdy wykładowcy mówili o nich źle.
Zawsze fascynowały ją wilkołaki. Uwielbiała zajęcia, na których o nich rozmawiali, nawet, gdy wykładowcy mówili o nich źle.
- Nie mam zamiaru - mruknął.
Wszystko go bolało. Strasznie, bardzo, niemiłosiernie.
-Zabierzemy cię do domu, tylko
powiesz, gdzie.
Podał im adres.
- No dobra, a co mi jest?
- No dobra, a co mi jest?
Jace wziął go na plecy.
-Przeżyłeś zamach bombowy - powiedział -Ana cię poskładała. Ocaliła ci życie.
-Przeżyłeś zamach bombowy - powiedział -Ana cię poskładała. Ocaliła ci życie.
- To poniżające - mruknął. -
Zostawcie mnie tu, poradzę sobie.
-Nie po to traciłam energię by cię
ratować, byś teraz miał gdzieś zdechnąć w kącie, malutki - powiedziała kojąco
Ana.
Dobrze, ze nie mieszkał daleko.
Dobrze, ze nie mieszkał daleko.
Już nic nie powiedział, nie miał
siły.
Obudził się u siebie w mieszkaniu, sypialni, łóżku. Czysty i pachnący.
Obudził się u siebie w mieszkaniu, sypialni, łóżku. Czysty i pachnący.
Ku jego zdumieniu, obok spała Ana.
Miała na sobie jedną z jego koszul, była tez po kąpieli. Trzymała rękę na jego
piersi, jak i kontrolowała go przez sen.
Zachary uniósł się na łokciach, chociaż czuł ból. Cholera, myślał, że jako alfa będzie lepiej. Więc pewnie nic między nim a nią nie było. Szkoda.
Ana drgnęła i otworzyła oczy. Wyczerpała swoją energię ratując go i teraz musiała ją odzyskać.
-Leż - szepnęła łagodnie, po czym pogłaskała go po brzuszku.
A gdyby tak.. dotknąć go?
Przesunęła dłonią aż do jego kroku i leciutko go dotknęła. Okej.. Kapłanki mówiły o tym, dzięki temu odzyskiwały energię.. Ale ona była bardziej ciekawa niż spragniona. Uwielbiała wilkołaki, fascynowały ją. Chciała go dotykać.
Zaczęła go delikatnie masować, rumieniąc się przy tym.
Zachary uniósł się na łokciach, chociaż czuł ból. Cholera, myślał, że jako alfa będzie lepiej. Więc pewnie nic między nim a nią nie było. Szkoda.
Ana drgnęła i otworzyła oczy. Wyczerpała swoją energię ratując go i teraz musiała ją odzyskać.
-Leż - szepnęła łagodnie, po czym pogłaskała go po brzuszku.
A gdyby tak.. dotknąć go?
Przesunęła dłonią aż do jego kroku i leciutko go dotknęła. Okej.. Kapłanki mówiły o tym, dzięki temu odzyskiwały energię.. Ale ona była bardziej ciekawa niż spragniona. Uwielbiała wilkołaki, fascynowały ją. Chciała go dotykać.
Zaczęła go delikatnie masować, rumieniąc się przy tym.
- Eee... - Zack był nieco
zdezorientowany. Co to miało być? Nie, żeby narzekał, nie... ale ona wyglądała
na jakieś piętnaście lat. - Słuchaj... ty... no... jak masz na imię? - spojrzał
na nią uważnie, a potem zamknął usta, żeby nie jęknąć przypadkiem.
-Ana - szepnęła.
- Zack, cześć. Kim jesteś
konkretnie, co ty tu robisz, ile masz lat?
Tak właściwie mało go to obchodziło. Właśnie jakaś piękna dziewczyna się do niego dobierała.
Tak właściwie mało go to obchodziło. Właśnie jakaś piękna dziewczyna się do niego dobierała.
Masowała go, czując, jak
twardnieje. Ręka jej lekko zadrżała. Tak było okej? Nigdy się nawet nie całowała!
-Jestem kapłanką Nefilim. Opiekuję się tobą - przysunęła się bliżej. Teraz jej oddech muskał jego szyję.
-Jestem kapłanką Nefilim. Opiekuję się tobą - przysunęła się bliżej. Teraz jej oddech muskał jego szyję.
- Kapłanką Nefilim...
Ach, wszystko jasne. Nadal mu to jednak nie przeszkadzało.
Położył dłoń na jej plecach i pogłaskał ją. Dżizys, była drobna i delikatna.
Ach, wszystko jasne. Nadal mu to jednak nie przeszkadzało.
Położył dłoń na jej plecach i pogłaskał ją. Dżizys, była drobna i delikatna.
No tak, kapłanki tak odzyskiwały
energię od bogini. Zazwyczaj bratały się z jednym Łowcą i nawzajem się
"wspierali".
Ana, lekko drżąc, wsunęła dłoń pod jego bokserki. Okej. Owszem, gdy był nieprzytomny to kąpała go, przebierała i tak dalej, ale teraz.. teraz było inaczej.
Ana, lekko drżąc, wsunęła dłoń pod jego bokserki. Okej. Owszem, gdy był nieprzytomny to kąpała go, przebierała i tak dalej, ale teraz.. teraz było inaczej.
Zack zamknął oczy i ułożył się z
powrotem na łóżku. Okej, chętnie sobie tak poodpoczywa.
Zaczęła go masować bezpośrednio,
drugą rękę przyciskając do piersi. Zacisnęła powieki.
A on jedną uchylił.
- W porządku?
- W porządku?
-T-tak.. - wymamrotała. Był ogromny!
Większy niż wcześniej!
Nic jej na to nie odpowiedział,
tylko wsunął jedną dłoń pod jej koszulkę (w sumie jego, ale dotykał jej
pleców). Pogłaskał ją po kręgosłupie i żebrach, z radością odkrywając, że nie
miała stanika.
Zadrżała ponownie.
-Je-jest ok?
-Je-jest ok?
- Bardzo okej, nie przerywaj.
A więc odważnie ujęła go w dłoń,
tak, jak kiedyś zrobiła to jedna z kapłanek ze swoim Łowcą (Ana ich podglądała,
nieładnie, no ale tak jakoś wyszło). Zaczęła nią poruszać w górę i w dół.
Zack zagryzł dolną wargę. Okej,
fajnie jest zostać uratowanym przez Kapłankę Nefilim, naprawdę, w porządku.
Ana drgnęła.
-Boli cię?
-Boli cię?
- Nie, jest cudownie, nie
przestawaj - sam zsunął dłoń niżej, na jej pośladki.
-Och - szepnęła. Czuła ciepło jego
dłoni przez swoje majtki, tak, jakby ich w ogóle nie miała na sobie.
Kciukiem zaczęła masować czubek jego męskości. Gdy poczuła wilgoć na ręce, zadrżała.
Kciukiem zaczęła masować czubek jego męskości. Gdy poczuła wilgoć na ręce, zadrżała.
Zack uniósł nieco głowę, a potem
ugryzł ją w szyję, a w innym miejscu zrobił malinkę. No a co się będzie
ograniczać.
Z jej gardła wyrwał się cichy jęk,
bardziej zaskoczenia niż strachu.
- Wszystko w porządku? - wsunął
dłoń pod jej majtki.
-Ja.. ja.. nie..
- Hm...? - pogłaskał ją po pupie,
kładąc się na łóżku.
-Ja nie umiem - szepnęła,
rumieniąc się. Jednocześnie ręką zaczęła szybciej poruszać, chociaż coraz
bardziej czuła, że to był zły pomysł..
Gdzież tam!
Jemu się podobało bardzo.
I to chyba było widać, ponieważ wkrótce doszedł.
Jemu się podobało bardzo.
I to chyba było widać, ponieważ wkrótce doszedł.
Ana przestraszyła się. Cofnęła
rękę i przycisnęła ją do siebie, pisnąwszy cichutko.
Kiedy Zack się uspokoił, spojrzał
na nią.
- Co jest? - przyjrzał się jej, a potem uśmiechnął, nieco wrednie. - To był twój pierwszy raz, co?
- Co jest? - przyjrzał się jej, a potem uśmiechnął, nieco wrednie. - To był twój pierwszy raz, co?
Przytaknęła, rumieniąc się.
- Ładnie ci poszło jak na ten
pierwszy raz - przesunął palcem po jej szyi, a potem pocałował ją prosto w
usta.
Ana drgnęła. Jej pierwszy
pocałunek! Zamknęła oczy i zrobiła to, co radziły jej koleżanki kapłanki.
Rozchyliła usta i cichutko westchnęła.
A więc Zack pogłębił pocałunek,
przyciągając ją do siebie, w efekcie czego Ana teraz leżała na nim.
-Twoje rany! - wymamrotała, przerywając
pocałunek.
- Goją się - zamruczał, chociaż go
bolało, co było dziwne. Przecież jest wilkołakiem, powinno się goić jak na psie.
Dosłownie.
-Nie.. czekaj, nie.. - zsunęła się
obok i usiadła. Dotknęła jego brzucha i nasienia, które Zack miał na sobie.
Niepewnie zanurzyła w nim palce, zastanawiając się.. W końcu powoli uniosła
palec i włożyła go do ust.
Zack uniósł brew wyżej.
-Ciekawe - szepnęła.
- Pójdę się wykąpać. Idziesz ze
mną?
Przytaknęła. Teraz poczuła się
zawstydzona. Czy zrobiła coś nie tak..?
Zack uśmiechnął się do niej i
podniósł się do pozycji siedzącej.
Ana uniosła głowę.
-Ja... chcę cię badać. Uwielbiam wilkołaki. Chcę cię poznać. Chcę wiedzieć o tobie wszystko - po tych słowach wsunęła mu do ust termometr, który wyciągnęła z szuflady.
-Ja... chcę cię badać. Uwielbiam wilkołaki. Chcę cię poznać. Chcę wiedzieć o tobie wszystko - po tych słowach wsunęła mu do ust termometr, który wyciągnęła z szuflady.
Zachary znowu poczuł się
zdezorientowany.
- Co to jest? - wymamrotał z termometrem w ustach.
- Co to jest? - wymamrotał z termometrem w ustach.
-Termometr. Nie martw się, czysty.
Będę studiować twoją fizjologię..
- Co będziesz mi robić?
-Nic groźnego - pogłaskała go po
włosach. Zaopiekuje się tym wilkołakiem, a jakże!
- To dlaczego zaczynam się bać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz