Silver
położyła dłoń na dłoni Jace'a. Właśnie jechali do jej dziadków do strony mamy.
Generalnie nie bardzo przepadała za nimi, zdecydowanie bardziej wolałaby jechać
do dziadków od strony taty, ale co poradzisz...
Jace tymczasem dziwnie czuł się w nowym garniturze, który
kupił wraz z Henrym i Davidem. Mimo to, mocno ścisnął palce Silver. Jechali
poinformować jej rodzinę o tym, że się zaręczyli. Jego wzrok musnął pierścionek
na jej palcu, namacalny dowód obietnicy pomiędzy nimi.
- Zawsze
tutaj możemy zawrócić - poinformował tatę David, wyglądając przez szybę.
James kibicował, by tak zrobili. On również się denerwował.
Jace westchnął ciężko.
-Nie chcemy informować dziadków Si…Erin o zaręczynach przez
telefon – powiedział łagodnie.
- Nie
będzie tak źle. Porozmawiamy, wypijemy kawę i pojedziemy do domu - uspokoiła
ich Bree, która, no cóż, również nie bardzo przepadała za swoimi rodzicami.
Ustawianie małżeństwa? Dobrze, że kandydatem okazał się Henry, z którym była
już wtedy parą po kryjomu.
Jace bał się, że nie będzie pasował. Jego dłoń była mokra,
ale nie drżała. Potarł palcem zaręczynowy pierścionek Silver, myśląc o tym, ze
skoro jej dziadkowie wychowali Bree i zaakceptowali Henry’ego, to chyba nie
mogą być tacy źli.
W końcu
zajechali pod rezydencję rodziców Bree. Była to okazała budowla z kamienia, z
ogromnym ogrodem i małym stawem, za którą była prywatna stadnina koni.
Gdy wychodzili, Henry złapał Jace’a i Jamesa za ramienia.
-Nie dajcie się sprowokować – szepnął.
- Taaa -
skomentował David, wciskając dzwonek do drzwi. Spojrzał na Jace'a i Jamesa, a
potem westchnął cichutko.
Otworzył im
kamerdyner, równie sztywny, jak jego wykrochmalona koszula. Gestem zaprosił ich
do środka, nisko pochylając głowę. Po chwili zaprowadził ich do salonu, gdzie
siedziała para w podeszłym wieku. Oboje byli jednak szczupli i modnie ubrani, z
włosami elegancko ułożonymi. Wstali, widząc, jak wchodzą.
-Bree, córeczko – powiedziała Sonea, ściskając córkę,
podczas gdy Henry witał się z teściem. Po chwili babcia nadstawiła policzek, by
wnuki mogły ją pocałować. James i Jace trzymali się troszkę z tyłu.
- Cześć,
babciu - przywitały się bliźniaki i cmoknęli babcię w policzki. - Ładnie babcia
wygląda - powiedzieli jednocześnie, a potem się uśmiechnęli.
-Dziękuję, kochani. A to kto?
Silver
podeszła do Jace'a i złapała go za rękę.
- Babciu, dziadku, to jest Jace, mój narzeczony - uśmiechnęła się lekko, spoglądając na niego.
- Babciu, dziadku, to jest Jace, mój narzeczony - uśmiechnęła się lekko, spoglądając na niego.
-Narzeczony? – babcia przyłożyła rękę do piersi, a dziadek
aż zaniemówił. –My.. my mamy dla ciebie narzeczonego, kochanie. Przecież
wszystko jest ustalone..
-Da mama spokój, młodzi są, zakochani – zbagatelizował
Henry, uśmiechając się do Jace’a, by dodać mu odwagi. –Jace jest bardzo
opiekuńczy wobec Erin. Nie wyobrażam sobie, by ktoś inny mógł się nią opiekować.
Improwizował.
-Och.. No dobrze, usiądźcie. Trevor, zadzwoń po służbę,
niech poda herbatę i kawę.
-A.. mamo, to jest James. Przyjaciel Davida.
-
Właściwie to James jest moim chłopakiem - wydusił z siebie David. Nie wiedział,
co ma zrobić z rękami. Może też powinien złapać go za dłoń? Może objąć w
pasie?
Jednak stał jak taki kołek czekając, na reakcję dziadków.
Tak jak reszta de Vardenów.
Jednak stał jak taki kołek czekając, na reakcję dziadków.
Tak jak reszta de Vardenów.
-Jak ty dziwnie wypowiadasz słowo KOLEGA – warknął Trevor.
–Swoją droga, dołączą do nas potem goście.
-O. Kto? – zapytał Henry, jak gdyby nigdy nic, sięgając po
ciasteczko.
-Syn mojego kolegi z parlamentu, Gideon de Blass i jego
kuzynka, Sharon Despain.
-Czym zajmują się twoi rodzice, Jace? – zapytała Sonea,
mierząc go badawczym spojrzeniem zimnych, niebieskich oczu.
-Moi rodzice nie żyją – co nie do końca było prawdą, chociaż
dla niego ojciec równie dobrze mógłby być martwy.
-Och. Więc pewnie prowadzisz rodzinny biznes sam.
-Nie.. tak właściwie.. – chrząknął – tak właściwie jestem
mechanikiem samochodowym.
TRZASK. Sonea i Trevor jednocześnie odłożyli filiżanki na
spodeczki, aż trzasnęło szkło.
Bree
spojrzała na męża, a potem na Jace'a. Chciała mu przekazać, że nie ma się tym
przejmować.
- Bardzo dobrym - rzuciła Silver, siadając jeszcze bliżej Jace'a.
- Bardzo dobrym - rzuciła Silver, siadając jeszcze bliżej Jace'a.
James poczuł się podle, bo czuł ulgę, że dziadkowie
odczepili się od nich.
-S ł u c h a m ?
-Jesteś mechanikiem? Tzn. masz własny warsztat?
-Nie.. Pracuję w warsztacie..
-Henry, mogę cię prosić na słowo? – warknął Trevor.
Gdy tylko wyszli na korytarz, wszyscy usłyszeli podniesiony
głos dziadka Silver.
-Chyba nie myślisz poważnie! Nie możesz wydać córki za
jakiegoś chłopaka z ulicy! Toż ten plebs jest z nią dla pieniędzy! Henry,
pomyśl o pozycji waszej rodzinie, o waszych koneksjach w parlamencie i senacie!
Ja znam samego prezydenta, a moja wnuczka ma wyjść za m e c h a n i k a ?!
Jace, słysząc każde słowo bardzo wyraźnie i bardzo dobrze,
aż spuścił głowę. No tak, mógł się tego spodziewać.
Silver
spojrzała na niego i położyła dłoń na jego policzku.
- Spójrz na mnie. Nie słuchaj ich - szepnęła, żeby czasem babcia nie usłyszała.
- Spójrz na mnie. Nie słuchaj ich - szepnęła, żeby czasem babcia nie usłyszała.
-Daj spokój – odszepnął, unikając jej wzroku.
-Bree, czy ty się na to zgodziłaś? Ja wiem, że ten twój cały
Henry ma na ciebie zły wpływ – no cóż, wybrali go w końcu przez wzgląd na
nazwisko. –Ale wasza Erin ma przed sobą
p r z y s z ł o ś ć.
- Mamo,
Jace to najbardziej odpowiedzialny młody człowiek jakiego znam. Zaradny i
opiekuńczy, Erin jest z nim bezpieczna - zapewniła ją Bree.
-Finansowo tez? – zmarszczyła nos, a Jace jakby skulił się w
sobie.
-Przepraszam na chwilę – powiedział i wstał. Wyszedł na
taras, a potem po schodkach do ogrodu.
-W dodatku nieuprzejmy.
James jakoś mu się nie zdziwił. Mściwie zmarszczył brwi,
obmyślając, jakim by tu zaklęciem potraktować tych niemiłych ludzi.
Najgorszym.
- Jace się bardzo stara. Dużo pracuje.
Silver nie słuchała dalej. Bez słowa wstała i poszła za Jace'em. Szybko go dogoniła.
- Jace... przepraszam cię za nich.
- Jace się bardzo stara. Dużo pracuje.
Silver nie słuchała dalej. Bez słowa wstała i poszła za Jace'em. Szybko go dogoniła.
- Jace... przepraszam cię za nich.
-Co z tego, że pracuje? Mechanik nie zarobi na ubrania,
dodatku, czynsz! On zapewne jest z Erin, by położyć łapę na pieniądzach naszej
rodziny! Że też o tym nie pomyśleliście! Już sam fakt, że wasz syn jest g e j e m
powinien wam dac do myślenia! Jedyne wnuki, jakie będziecie mieć, to ma
być pomiot jakiegoś wieśniaka?!
Jace zerknął na Silver.
-Daj spokój – powtórzył. –Nie twoja wina, że nie jestem
super bogaty, nie mam dobrze prosperującej, rodzinnej firmy z 40 letnią
tradycją, tylko dwie ręce.
- Proszę,
Jace, wytrzymajmy tutaj jeszcze, a potem już tu nie wrócimy - złapała go za
rękę, a potem przytuliła się do niego.
Objął ją i ukrył twarz w jej włosach.
-Silver, ja nie dam rady. Czy każdy będzie mówił, że jestem
z tobą dla pieniędzy? Nie obchodzą mnie one ani trochę! Chcę tylko ciebie,
możemy mieszkać w jednym pokoju, w jakiejś melinie, chcę po prostu być z tobą!
- Jace -
uniosła głowę i spojrzała na niego, obejmując go za szyję. - Wiem, że to
trudne, ale nie słuchaj ich. Niech gadają. Ja wiem, że jesteś ze mną, bo mnie
kochasz, a ja kocham ciebie. A pieniądze nie mają tu nic do rzeczy. A oni...
widzisz, wychowani w takich a nie innych warunkach, zasadach i nie rozumieją,
że da się, tak jak my.
-Kocham cię – szepnął gorączkowo, mocno ją przytulając. –Tak
bardzo cię kocham, że to aż boli, Erin.
Henry obserwował ich przez okno, podczas gdy Trevor chodził
nerwowo w kółko, marudząc i wygrażając mu.
- Wiem -
szepnęła i pocałowała go lekko. - Najchętniej bym stąd uciekła.
-Uwierz mi, ja też. Twoi dziadkowie są straszni – poczuł
wstyd, że obejmuje ją dłońmi, które były twarde od trzymania narzędzi i broni.
Że jej jasna skóra kontrastuje z jego opalenizną. –Wezmę ile etatów będzie
trzeba, żebyś była szczęśliwa – obiecał. –Nie weźmiemy złamanego grosza od
twoich rodziców.
- Co?
Nie, żadnych dodatkowych etatów! Mowy nie ma. Nie zgadzam się. Musisz mieć też
czas dla mnie.
Ujął jej twarz w dłonie.
-Dla ciebie zawsze. Dla naszej rodziny – dodał cicho. Bo
oczywiście, że chciałby mieć z nią dziecko! Nieważne, co powiedzą na to jej
dziadkowie. –Chyba musimy wracać.
- Nie
pozwolę im, żeby tak o tobie mówili - powiedziała mu, a potem poprowadziła go z
powrotem do środka.
Trevor i Henry już wrócili. Sytuacja była napięta.
-Postanowiłem coś – oznajmił dziadek surowo. –Dopóki David
nie.. opamięta się.. nie mamy wnuka. A ty, jeśli poślubisz tego chłopaka, to
zostaniesz wydziedziczona z naszej rodziny.
Henry spojrzał na niego zaskoczony. Ten człowiek naprawdę
był ślepy.
David uniósł brew. Opamiętać się? Dobre sobie, trololo i uszanowanko,
kurwa.
Wstał.
- Ja się nie opamiętam, a Erin nie potrzebuje waszych pieniędzy.
Wstał.
- Ja się nie opamiętam, a Erin nie potrzebuje waszych pieniędzy.
James tymczasem rzucał pod nosem zaklęcie.
-Owszem, potrzebuje. Część jej funduszu, który otrzyma w
dniu 21 urodzin, pochodzi z naszej kieszeni. Straci kilka milionów, jeśli nie
zerwie tych, pożal się boże, zaręczyn. Co to w ogóle jest za pierścionek? Nawet
go nie widać!
-Pierścionek należał do mojej mamy – wtrącił Jace.
-Pewnie była jakąś podrzędną nierządnicą w jakimś barze –
odcięła się Sonea.
- Babciu!
- warknęła Silver. - Nawet go nie znacie, a oceniacie! Nie zamierzam zrywać
tych zaręczyn. I gówno mnie to interesuje, czy stracę waszą kasę. Idę na studia
i będę mogła sama zarabiać. Nie potrzebuję waszych pieniędzy. Kocham Jace'a i
nic tego nie zmieni. Żadne pieniądze ani układy.
-Jak ty się odzywasz, młoda damo!
-To jak nic jego wpływ! – oznajmił Trevor. –Uczy ją
ulicznego języka.
Jace czuł, jak rośnie w nim gniew. Mocno zacisnął pięści.
-Dobra, ja mam dość. Możecie przestać? – Henry wstał i
osłonił sobą Jace’a i Silver. –Moja, podkreślam, MOJA, córka wybrała
mężczyznę, z którym chce spędzić swoje życie. Wam nic do tego, pieniędzy
waszych też nie potrzebujemy. Tak samo mój syn, nie obchodzi mnie, czy będzie
szczęśliwy z chłopakiem, czy z dziewczyną. Chcę tylko, żeby MOJE dzieci
były szczęśliwe.
Bree
spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko. No, za takiego Henry'ego wyszła. Ot
co.
- Myślę, że powinniśmy już iść - zakomunikowała, wstając. W jej ślady poszedł David, który złapał Jamesa za rękę.
- Myślę, że powinniśmy już iść - zakomunikowała, wstając. W jej ślady poszedł David, który złapał Jamesa za rękę.
-Tak będzie lepiej – Sonea była oburzona. –Przemyśl to,
Bree. Twoja rodzina stacza się!
-I super nam będzie na naszym własnym, niesnobistycznym dnie
– odparł Henry. –Dzieciaki, chodźcie. Kto ma ochotę na pizzę? Stawiam!
Wszyscy skierowali się do drzwi. Silver jeszcze
obejrzała się za dziadkami, patrząc na nich smutno. Była jednocześnie wkurwiona
i było jej strasznie przykro, że nie akceptowali Jace'a. jej wyboru. Jej
miłości.
No i jeszcze jej brat. To aż dziwne, że ich mama nie jest taka, jak oni. Całe szczęście!
No i jeszcze jej brat. To aż dziwne, że ich mama nie jest taka, jak oni. Całe szczęście!
Gdy wsiadali do auta, Jace zauważył coś, co utkwiło mu w
pamięci: Henry czule objął Breei i pozwolił, by przez chwilę się w niego
wtulała.
-Zawsze mamy moich rodziców, skarbie – powiedział, całując
ją w czoło, podczas gdy dzieciaki lokowały się w aucie. Jace usiadł obok okna i
odwrócił od nich wzrok. Czuł się jak intruz, jakby przyłapał ich co najmniej na
grze wstępnej.
- Wiem,
wiem... - szepnęła. - Jedźmy już stąd - pocałowała go lekko w usta, co by
dzieci nie zgorszyć, a potem wsiadła do auta.
-Przepraszam – powiedział do Silver Jace. –Przepraszam, że
stałem się przyczyną tej kłótni.
-Daj spokój. Was przynajmniej zauważali – powiedział
beztrosko James, chociaż też było mu przykro.
- Nie
przejmujcie się, chłopaki - Bree odwróciła się do nich. - Naprawdę, nie
zawracajcie sobie nimi głowy. To nie ma sensu - uśmiechnęła się do nich
delikatnie, chociaż coś ściskało ją za serce.
-Ja naprawdę nie jestem z Erin dla pieniędzy – powiedział
cicho Jace. –Nigdy, nigdy o tym nie myślałem – warknął, poirytowany, trąc
pięścią oko.
-Wiemy, Jace – Henry na niego spojrzał. –My to doskonale
wiemy. Jestem dumny, że wejdziesz do naszej rodziny. Tak samo James. Obaj
jesteście.. no nasze dzieci wiedzą najlepiej, kim dla nich jesteście.
-Dziękuję, panie de Varden – bąknął James.
Silver
uśmiechnęła się do Jace'a, a potem oparła głowę na jego ramieniu. W swoje
dłponie ujęła jego dłoń.
David tymczasem spojrzał na Jamesa.
- Sam słyszałeś. Jesteś na mnie skazany - wzruszył ramionami. Chciał jakoś rozładować napięcie, sam maskując swoje prawdziwe uczucia.
David tymczasem spojrzał na Jamesa.
- Sam słyszałeś. Jesteś na mnie skazany - wzruszył ramionami. Chciał jakoś rozładować napięcie, sam maskując swoje prawdziwe uczucia.
-Mam nadzieję, że to dożywocie – uśmiechnął się do niego
James.
Jace chciał zostać sam na sam z Silver. Coraz częściej
myślał o tym, by nie iść na studia, ale zaangażować się podwójnie w życie
Nefilim. Za dnia mógłby wykładać na ich Akademii, w nocy mógłby polować. Dla
niej miałby kilka godzin dziennie, ale za to za kilka lat mógłby sobie pozwolić
na zrezygnowanie z bycia Łowcą.
- To co z
tą pizzą? - zagadnęła Bree, może trochę nerwowo, ale nie dała po sobie tego
poznać. – Chętni?
-Ja chętnie – powiedzieli jednocześnie James i Jace.
-To lubię – uśmiechnął się Henry i kazał kierowcy jechać do
pizzeri.
Silver
cmoknęła Jace'a w policzek.
Gdy wysiedli w pizzeri, pociągnął ją na bok i wpił się mocno
w jej usta. Marzył o tym, o głębokim pocałunku, o poczuciu Silver przy sobie.
-Mam pomysł – szepnął.
- Nie,
nie jedziemy do ciebie - odpowiedziała, przytulając się do niego.
Objął ją bardzo mocno.
-Wbrew powszechnie krążącym opiniom, nie myślę tylko o
seksie z tobą – uśmiechnął się. –Dostałem propozycję nauczania w akademii
Nefilim. Stawiają na nowo tę, którą zniszczono ostatnio. Jeśli zajmę się tym i
polowaniami, w kilka lat zabezpieczę się finansowo.
- Jezu,
Jace - Silver przewróciła oczami. - Daj spokój już z tymi pieniędzmi. Już nie
mogę tego słuchać. Rzygam już tym.
-Kochanie – powiedział łagodnie, czule. –Wiem. Ale ja czuję
się zły, bo jestem bezsilny. Gdybym mógł, dałbym ci wszystko, na co tylko
spojrzysz.
- Ja nie
potrzebuję tego. Mam ciebie i to mi wystarcza.
-A więc patrz tylko na mnie – mruknął i znów ją pocałował.
Odwzajemniła
pocałunek, obejmując go za szyję.
- O matko, a ci się znowu macają - David przewrócił oczami. Wrócił do czytania menu.
- O matko, a ci się znowu macają - David przewrócił oczami. Wrócił do czytania menu.
-Chcesz też? – zapytał cicho James, pod stołem muskając
dłonią jego udo.
-No cóż.. Jakoś przestało mnie to drażnić – westchnął Henry,
popijając zimne piwo i patrząc, jak jego córka i jej chłopak okazują sobie
czułość. –Dopóki.. o nie, te ręce powinien trzymać wyżej!
Bree
roześmiała się, wołając do siebie kelnera.
Wieczorem,
gdy David pojechał do Jamesa, a Erin i Jace zamknęli się w jej pokoju, Henry
podał Bree drinka i usiadł obok niej. Przebrał się w wygodny dres i wziął
prysznic. Teraz miał w planach spędzanie czasu z żoną.
-Chodź tu do mnie – otoczył ją ramieniem.
Bree
uśmiechnęła się lekko do niego, a potem przysunęła bliżej i oparła o
niego.
- Powiedz mi, że z twoimi rodzicami będzie łatwiej - westchnęła ciężko.
- Powiedz mi, że z twoimi rodzicami będzie łatwiej - westchnęła ciężko.
-Zdecydowanie. Przecież wiesz, że oni uwielbiają nasze
dzieci. Poza tym, nie są zafiksowani na punkcie kasy, chcą, by były szczęśliwe.
A ja nie widziałem ich nigdy szczęśliwszych. Erin nawet przebąkiwała coś o d z i e c i a c h kiedyś.
- Słucham? Erin wspomniała coś o dzieciach? Nie
rób sobie ze mnie żartów, Henry.
-Kiedy zapytałem ją, co myśli o przyszłości z Jace’em,
zamyśliła się i powiedziała, że widzi ich, jak mieszkają razem. Może mają
dzieci. Nawet jeśli mieliby jedno, to.. wiesz – uśmiechnął się szeroko.
–Bylibyśmy najlepszymi dziadkami na świecie.
- Taaak.
Zwłaszcza ty. Najlepszy dziadek pod słońcem. Ale będziesz rozpieszczał te
dzieci, co? - zaśmiała się cicho, popijając drinka.
-Oczywiście. Jakbyś ty nie planowała tego robić – prychnął.
–No skoro tylko Erin będzie miała dzieci, to wiesz – mimo to, uśmiechnął się.
–Wyobrażasz sobie małe blondynki? – zaśmiał się lekko. –Dwie małe kopie Jace’a,
z ciemnoniebieskimi oczami Erin.
-
Naturalnie, że będę je rozpieszczać. W końcu będę babcią, tak? Ale nie kraczmy.
Muszą najpierw skończyć studia i wziąć ślub. Aha, bliźniak naszej córki również
będzie mógł mieć dziecko. Spokojnie, kochanie.
-Nawet, jeśli nie zdążą wziąć ślubu i skończyć studiów..
byleby Erin i dzieciaczek był zdrowy – powiedział Henry. –Przecież w takim
tempie, w jakim oni się.. obmacują… już dawno powinni mieć maleństwo. A sami
jeszcze niedawno raczkowali. Pamiętasz, jak ich goniłem po salonie?
Bree nie
wypomniała mężowi, że sam wyłożył paczki prezerwatyw na stół przy którejś
rozmowie.
- Pamiętam. A potem spali jak aniołki. Zawsze razem. A teraz? Osobno. W dodatku z kimś innym obok niż własny bliźniak - westchnęła cichutko.
- Pamiętam. A potem spali jak aniołki. Zawsze razem. A teraz? Osobno. W dodatku z kimś innym obok niż własny bliźniak - westchnęła cichutko.
-No cóż… - wzruszył jednym ramieniem, tym, którym jej nie
obejmował. –Myślę o wnukach, ale na myśl, że uprawiają seks, mam ochotę Jace’a
trzepnąć. Jamesa jakoś nie. Ale Jace’a tak.
- No cóż,
tatuś dumny, że synek już robi pewne rzeczy. Ale córeczka tatusia? - zaśmiała
się, wspominając ich... ekhem... lata młodości.
Henry zachichotał.
-No, mają nasz temperament – napił się swojego piwa. –W
sumie.. no są już dojrzali oboje. Ale jak widzę zadrapania na jego ramionach –
westchnął ciężko.
- Ty masz
blizny do dzisiaj - zauważyła Bree, z pozoru obojętnie.
-Po tej akcji w domku letniskowym moich rodziców – wypomniał
jej. -Moja koteczko – zamruczał z uśmieszkiem. –Boże, tam ich poczęliśmy.
- Ciiii, jeszcze ktoś cię usłyszy. Zgorszysz ich
jeszcze przypadkiem i co - zaśmiała się.
-Trudno. Wiedzą, że bocian ich nie przyniósł, nie? –
podrapał się po ramieniu, na którym miał parę jasnych blizn po paznokciach
żony.
- Oj,
wiedzą - westchnęła, dostrzegając blizny. - Wiesz, widziałam ostatnio plecy
Jace'a. Wyglądają podobnie do twoich. If you know what i mean.
Henry przełknął ślinę.
-Erin go drapie – jęknął. –A jeśli drapie wtedy, kiedy ty…
swoją drogą, możemy nie rozmawiać dłużej o tym, że właśnie na górze drapie
Jace’a? Bo mam ochotę tam pójścia go
wytargać za ucho. Albo inną kończynę.
- Oj ciii
- pocałowała go lekko. - Zajmij się żoną, okej? - uśmiechnęła się do niego, a
potem do niego przytuliła.
A Henry zajął się nią, a następnego ranka na jego ramieniu
pojawiły się nowe szramy.
____________
Szczęśliwego Nowego Roku wszystkim :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz