Noah wystukał sms i wyłączył
telefon, nie czekając na odpowiedź. Zerknął na walizki Annie i swój
plecak.
-Gotowa?
-Gotowa?
- Eee... nie wiem... tak... nie...
nie wiem - spojrzała na siebie. Uf, powrót do domu po tak długim czasie mieszkania
tutaj... Z jednej strony chciała wracać z drugiej nie... Aczkolwiek bardzo
stęskniła się za bratem. Bała się jednak, że przypadkowo spotka ojca.
-Ale pamiętasz, że wciąż mieszkamy
u mnie. Zostało ci jeszcze 8 miesięcy - burknął gorzko.
- Tak, pamiętam. Nie przeszkadza
mi to - uśmiechnęła się do niego. Właściwie, to już się przyzwyczaiła do
mieszkania z Wielkim, Groźnym Wampirem.
-Świetnie.
Zapadła cisza. Hm. Noah wpatrywał się w wieczorne niebo i czekał. Z daleka usłyszał szum silników małego samolotu.
Zapadła cisza. Hm. Noah wpatrywał się w wieczorne niebo i czekał. Z daleka usłyszał szum silników małego samolotu.
- Sooooł... - przytuliła się do
jego ramienia. - Gdzie mieszkasz?
-Mam dom na obrzeżach miasta -
powiedział, patrząc, jak samolot ląduje.
Po chwili już lecieli do Stanów. Noah nie czuł się tym specjalnie przejęty, ot, po prostu kolejna podróż.
Po chwili już lecieli do Stanów. Noah nie czuł się tym specjalnie przejęty, ot, po prostu kolejna podróż.
Annie ułożyła się wygodnie,
przykryła kocykiem i poszła spać. Im szybciej zaśnie, tym szybciej dolecą do
Nowego Jorku, ot co.
Ku swojemu własnemu zdumieniu,
obudziła się w normalnym łóżku. Pokój był urządzony elegancko, ale nie
przesadnie. Proste, jasne meble, dobrane do ciemnego dywanu troskę
jaśniejszej tapety. Pomieszczenie było duże, z komikiem, na którym żarzył się
jeszcze ogień. Noah siedział w kącie i wpatrywał się w okno, popijając powoli
whisky.
- Co? Już? - podniosła się
gwałtownie i rozejrzała. - Ale masz ładny pokój - stwierdziła. - Podoba mi się.
Aha, mogłeś mnie obudzić, kiedy lądowaliśmy.
-Spałaś tak spokojnie, że po
prostu nas tutaj teleportowałem, a bagaże przyjechały chwilę później -
powiedział cicho.
Pamiętał, jaką przyjemność czuł, kładąc ją w swoim łóżku i nakrywając kołdrą. Prosta czynność, ale wywołała w jego sercu małą burzę, której dawno nie przeżył.
Pamiętał, jaką przyjemność czuł, kładąc ją w swoim łóżku i nakrywając kołdrą. Prosta czynność, ale wywołała w jego sercu małą burzę, której dawno nie przeżył.
- Och...
dziękuję - uśmiechnęła się do niego. - To co robimy? Która jest już godzina?
-Wracaj do spania, Annie. Jest
dopiero 4 nad ranem.
- A... - to zdjęła spodnie i
bluzkę i poszła spać w bieliźnie, żeby było wygodniej. - Dobranoc!
Czy ona myślała, że wampiry
pozbawione są wyobraźni? Widząc jej ciuchy, rzucone na podłogę, Noah zacisnął
zęby. Wyobrażał sobie, że to nie pościel, a jego dłonie dotykały jej
delikatnie.
-Jeśli położę się obok ciebie, pogniewasz się, kobieto?
-Jeśli położę się obok ciebie, pogniewasz się, kobieto?
- Nie, mężczyzno. Kładź się i nie
przeszkadzaj sobie.
W półmroku dało się słyszeć cichy
szelest ubrań, gdy Noah się rozbierał. Po kilku sekundach materac za jej
plecami ugiął się pod jego ciężarem. Odruchowo, Noah i siebie nakrył kołdrą,
chociaż nie czuł zimna. Oparł się na boku i spoglądał na nią.
- Gapisz się - stwierdziła krótko
Annie, uśmiechając się do siebie.
-Tak.
Odwróciła się do niego przodem i
uśmiechnęła się. Ponownie.
Uniósł kącik warg w uśmiechu.
-Nie jest ci zimno w tej bieliźnie?
-Nie jest ci zimno w tej bieliźnie?
- Jestem pod kołderką. Nie jest mi
zimno.
Pomyślał, że szkoda, no ale.
-Zsunęło ci się - szepnął, poprawiając jej ramiączko od stanika. -Możesz spać. Przestanę się gapić, jeśli ci to przeszkadza.
Dobrze, ze nie był chłopcem z drewna, bo by mu teraz urósł nos.
-Zsunęło ci się - szepnął, poprawiając jej ramiączko od stanika. -Możesz spać. Przestanę się gapić, jeśli ci to przeszkadza.
Dobrze, ze nie był chłopcem z drewna, bo by mu teraz urósł nos.
- To się nie gap, bo nie zasnę -
zamknęła oczy. - Branoc.
Noah powoli naciągnął na nią
kołdrę tak, by okrywała ją aż po brodę. Sam zamknął oczy. Ale po chwili je
otworzył i znów się gapił. Teraz, gdy zasłonił jej szyję, było lepiej.
Mimo to, nie mógł oderwać od niej wzroku.
Annie obudziła się dopiero po
dziesiątej. Przeciągnęła się, ziewnęła i rozejrzała po terenie.
Noah wciąż spał. Za dnia jego sen
był głębszy. Owszem, mógł funkcjonować, ale wolał noce.
Annie po cichu wstała z łóżka, a
potem zgarnęła z walizki parę swoich rzeczy. Później poszłą do łazienki, gdzie
wzięła szybki prysznic, umyła ząbki i zrobiła lekki makijaż.
Ubrana poszła się rozglądać po nowym miejscu zamieszkania.
Ubrana poszła się rozglądać po nowym miejscu zamieszkania.
Dom był przestronny, urządzony
gustownie, ale po męsku. Mało tu było kwiatów, a obrazy, jeśli już,
przedstawiały głównie sztormy.
W kuchni, na lodówce, magnesem przyczepiono jedno zdjęcie: Noah stał obok drugiego mężczyzny, obaj nie uśmiechali się do fotografa.
W kuchni, na lodówce, magnesem przyczepiono jedno zdjęcie: Noah stał obok drugiego mężczyzny, obaj nie uśmiechali się do fotografa.
Annie zrobiła śniadanie w postaci
naleśników. No, to umiała, bo razem ze starszym bratem zawsze to robili, aż
mama już miała dość i przestała kupować mleko. Aczkolwiek to ich nie
powstrzymywało.
Noah zszedł po chwili. Miał na
sobie tylko bokserki. Skinął jej na powitanie głową, po czym podszedł do
lodówki i wyjął buteleczkę krwi, którą wsadził do mikrofalówki.
- Zjesz naleśników? - zapytała. -
Napijesz się kawy?
-Kawy chętnie - burknął.
Gdy tylko mikrofalówka podgrzała jego śniadanie, łapczywie opróżnił całą butelkę. Zawsze rano był najbardziej głodny. Już w łóżku czuł zapach Annie, ale gdy zszedł do kuchni, poczuł, że miękną mu nogi; nawet z pomimo dzielącej ich odległości, słyszał, jak jej serce pompuje krew. Miał ochotę posadzić ją na blacie, wpierw zjeść, a potem dać jej coś cudownego w zamian.
Gdy tylko mikrofalówka podgrzała jego śniadanie, łapczywie opróżnił całą butelkę. Zawsze rano był najbardziej głodny. Już w łóżku czuł zapach Annie, ale gdy zszedł do kuchni, poczuł, że miękną mu nogi; nawet z pomimo dzielącej ich odległości, słyszał, jak jej serce pompuje krew. Miał ochotę posadzić ją na blacie, wpierw zjeść, a potem dać jej coś cudownego w zamian.
Annie podała mu kubek.
- Soooł... woreczek... - zaczęła powoli.
- Soooł... woreczek... - zaczęła powoli.
-Nie idzie mi dobrze trawienie
ludzkiego jedzenia.
Co innego samych ludzi.
Co innego samych ludzi.
- No dobra. Ale woreeeczeeeeek? A
ja?
-Co ty?
- Noo... - splotła place razem,
ocierając o siebie kciuki. - No nie lubisz już mojej krwi...?
Dopiero teraz zaskoczył, o co jej
chodzi.
-Chcesz, żebym żywił się tobą regularnie? - zapytał, zdziwiony.
-Chcesz, żebym żywił się tobą regularnie? - zapytał, zdziwiony.
- No... No tak, no... nie chcesz?
Odstawił kubek kawy i złapał ją w
pasie. Bez trudu uniósł ja i posadził na kuchennym blacie.
-Chcę. Ale potem pozwolisz mi dać ci coś w zamian.
-Chcę. Ale potem pozwolisz mi dać ci coś w zamian.
- W zamian? - uniosła brew. Robiła
to z dobroci serce. A także z tego, że się w nim zakochała. Ale skoro chciał...
- Okej. Chciałabym spotkać się z bratem.
-Myślałem o czymś przyjemniejszym,
ale okej. Spotkamy się z nim - ulokował się pomiędzy jej nogami i przytulił ją.
Delikatnie przesunął nosem po jej szyi. Pachniała lepiej niż krew z butelki.
- Naprawdę? Mogę? - ucieszyła się,
szeroko się uśmiechając do niego. Szybko odgarnęła włosy na bok.
-Tak. Ale chcę ci towarzyszyć.
Mogę siedzieć daleko od was, chcę mieć na ciebie oko, tyle.. - dotknął czubkiem
języka jej ramienia, a potem powoli powiódł nim aż do jej ucha.
Zachichotała. Łaskotki.
- Możesz siedzieć z nami, spokojnie.
- Możesz siedzieć z nami, spokojnie.
-Cudownie - mruknął. Annie pewnie
nie była na to gotowa, ale wbił w nią ostrożnie kły i zaczął pić. Ciepło i
słodycz zalała go niemal natychmiast. Mocno przyciągnął dziewczynę do swojego
ciała.
Annie zacisnęła palce na jego
ramieniu. Zamknęła oczy, lekko odchylając głowę w bok.
Noah wsunął dłoń pomiędzy ich
ciała i dotknął jej brzucha.
~Pozwól mi, by było to dla ciebie przyjemne - szepnął jej w głowie.
~Pozwól mi, by było to dla ciebie przyjemne - szepnął jej w głowie.
Och, to było przyjemne i bez
macania, więc...
Mimo to, Noah dotknął jej uda.
~Pozwól - powtórzył, czerpiąc kolejny łyk.
~Pozwól - powtórzył, czerpiąc kolejny łyk.
Przecież nie protestowała.
Noah zaczął więc delikatnie masować
jej kobiecość. Nawet nie zorientowała się, kiedy przestał pić, a kiedy zaczął
ją całować. Nie planował niczego złego, ba, nie planował się nawet rozbierać.
Chciał się jej zrewanżować, bo Annie kruszyła mur, jaki dookoła siebie
zbudował.
- Noah - westchnęła cicho Annie.
-Zrelaksuj się - pocałował ją w
ucho. -Chce tylko, żeby było ci dobrze.
Ścisnęła mocniej palce na jego
ramieniu. Czuła gorąco rozpływające się po jej ciele. Mr.
Miał nadzieję, że nie poczuje
obrzydzenia, gdy pocałował ją w usta. Jego kły wciąż były wysunięte, ale starał
się nie zrobić jej krzywdy. Rękę wsunął pod jej spodenki.
Annie rozchyliła nogi szerzej,
czując jak jej serce znacznie przyśpiesza.
Noah, nie przerywając pocałunku,
dotknął jej najwrażliwszego miejsca i zaczął je powoli uciskać i masować.
Annie jęknęła cicho mu wprost do
ust.
Świadomość, że żaden inny
mężczyzna nigdy jej tak nie dotykał, sprawiała, że trzymał się pod kontrolą.
Przesunął ustami po jej brodzie i zaczął powoli całować szyję Annie, podczas
gdy jednym palcem powoli się w niej zagłębił.
Dziewczyna przesunęła mocno
paznokciami po jego plecach.
-Szz. Jest okej - Noah uspokoił ją
pocałunkiem, delikatnym i, jak na samego siebie, bardzo ostrożnym.
Okej? Było bardziej niż okej.
Zwłaszcza, kiedy doszła, wbijając paznokcie w jego plecy.
Wampir uśmiechnął się, ignorując
ból własnego pożądania, które było widoczne gołym okiem. Leniwie pocałował
Annie w usta, powoli wysuwając z niej swoj paluszek.
-Te twoje jęki są cudowne - szepnął, ciągnąc zębami jej ucho. Tak, chciał, by była jego. Coraz poważniej myślał o tym, by ją zmienić.
-Te twoje jęki są cudowne - szepnął, ciągnąc zębami jej ucho. Tak, chciał, by była jego. Coraz poważniej myślał o tym, by ją zmienić.
- Przestań - zrobiła się jeszcze
bardziej czerwona na twarzy, niż była.
-Dlaczego? - wsunął sobie palec do
ust i go oblizał, po czym uśmiechnął się do niej, z lekką nutką drapieżności.
-Mówię tylko prawdę, Annie - dodał miękko, patrząc jej w oczy.
- Super... Eee... No to ten...
-Annie, spójrz na mnie - nakazał
jej, ale ton był łagodny. -Podobały mi się twoje reakcje. To jest komplement.
Przyjmij go.
Otoczył ramionami jej talię i przytulił ją do siebie.
-Nie puszczę cię, póki tego nie zaakceptujesz.
Otoczył ramionami jej talię i przytulił ją do siebie.
-Nie puszczę cię, póki tego nie zaakceptujesz.
- Ale kto powiedział, że ja tego
nie akceptuję?
Noah się uśmiechnął, chociaż ona
mogła tego nie widzieć.
Czuł, jak jego biodra napierają na nią i przez chwilę rozkoszował się tym, że są blisko.
-Czy tobie się nie podobało?
Czuł, jak jego biodra napierają na nią i przez chwilę rozkoszował się tym, że są blisko.
-Czy tobie się nie podobało?
- Ale co mi się nie podobało?
Noah, ogarnij się.
-Annie - pocałował ją krótko. -Już
nic. O której chcesz się zobaczyć z bratem?
Czyżby zapomniał ją wypuścić z uścisku? No jak mi przykro.
Czyżby zapomniał ją wypuścić z uścisku? No jak mi przykro.
- Nie wiem, najpierw muszę do
niego zadzwonić. Pozwolisz? - wyciągnęła do niego dłoń.
Podał jej telefon, który leżał na
blacie obok niego.
Wykręciła numer i czekała.
- Jonah? Tak, to ja.
I tak po pół godzinie Annie wraz z Noah szli parkiem. Annie objęła Noah w pasie. Tak, o.
- Jonah? Tak, to ja.
I tak po pół godzinie Annie wraz z Noah szli parkiem. Annie objęła Noah w pasie. Tak, o.
Troszkę go zaskoczyła. Wysunął się
spod jej ramienia, ale mocno złapał ją za rękę.
Jako, że było pochmurno, mógł się rozluźnić. Słońce go nie krzywdziło, ale mimo to, na wypadek, gdyby się pojawiło, Noah założył cienką bluzę i długie spodnie.
-Twój brat wie, że cię kupiłem?
Jako, że było pochmurno, mógł się rozluźnić. Słońce go nie krzywdziło, ale mimo to, na wypadek, gdyby się pojawiło, Noah założył cienką bluzę i długie spodnie.
-Twój brat wie, że cię kupiłem?
- Nie wiem, przekonajmy się -
westchnęła cicho.
W oddali zobaczyła wysokiego, dobrze zbudowanego i przystojnego brązowowłosego mężczyznę. Puściła Noah i pobiegła w stronę brata.
- Jonah!
Braciszek przytulił ja mocno i aż uniósł nieco w górę. I chwilę tak trwali, aż w końcu Jonah odsunął ją od siebie na długość ramion.
- GDZIE BYŁAŚ?! WIESZ JAK SIĘ O CIEBIE MARTWIŁEM?!
- Nie uciekłam - powiedziała od razu. - Nie wiesz, co się działo, tak?
- Nie mam pojęcia. Mów, gdzie byłaś.
- Jonah, może nie tutaj...
W oddali zobaczyła wysokiego, dobrze zbudowanego i przystojnego brązowowłosego mężczyznę. Puściła Noah i pobiegła w stronę brata.
- Jonah!
Braciszek przytulił ja mocno i aż uniósł nieco w górę. I chwilę tak trwali, aż w końcu Jonah odsunął ją od siebie na długość ramion.
- GDZIE BYŁAŚ?! WIESZ JAK SIĘ O CIEBIE MARTWIŁEM?!
- Nie uciekłam - powiedziała od razu. - Nie wiesz, co się działo, tak?
- Nie mam pojęcia. Mów, gdzie byłaś.
- Jonah, może nie tutaj...
Noah podszedł do nich, walcząc z
zazdrością. Jego kły niebezpiecznie domagały się tego, by pozwolił im się pokazać,
a najlepiej, zatopić w szyi człowieka, który tak bezproblemowo dotykał jego
kobiety.
Złapał Annie za ramię i przyciągnął do siebie, po czym otoczył ramieniem w pasie.
-Ty jesteś Jonah zapewne.
Złapał Annie za ramię i przyciągnął do siebie, po czym otoczył ramieniem w pasie.
-Ty jesteś Jonah zapewne.
- Tak. Annie, kto to?
- Noah jest częścią historii... To Noah, to Jonah. Macie podobne imiona.
- Jonah Monroe - podał mu dłoń.
- Noah jest częścią historii... To Noah, to Jonah. Macie podobne imiona.
- Jonah Monroe - podał mu dłoń.
-Noah Saphiro - uścisnął ją
troszkę mocniej, aniżeliby wypadało. -Chcesz mu wszystko powiedzieć?
- Tak - kiwnęła powoli głową.
- Już się boję...
Annie złapała go pod rękę. Poszli usiąść na ławce, a potem wszystko mu opowiedziała. Wszystko. Pomijając intymne sytuacje z Noah.
Jonah nie mógł w to uwierzyć. Nie chodziło mu o wampiryzm, ale o to, co zrobił ich ojciec.
- A ja mu się pytałem, ja mu pomagałem, a on... Jezu, Annie - Jonah spojrzał na nią ze smutkiem, kładąc dłoń na jej dłoni.
- Skąd mogłeś wiedzieć, Jonah... - w jej oczach były małe łezki.
- Już się boję...
Annie złapała go pod rękę. Poszli usiąść na ławce, a potem wszystko mu opowiedziała. Wszystko. Pomijając intymne sytuacje z Noah.
Jonah nie mógł w to uwierzyć. Nie chodziło mu o wampiryzm, ale o to, co zrobił ich ojciec.
- A ja mu się pytałem, ja mu pomagałem, a on... Jezu, Annie - Jonah spojrzał na nią ze smutkiem, kładąc dłoń na jej dłoni.
- Skąd mogłeś wiedzieć, Jonah... - w jej oczach były małe łezki.
Noah patrzył na park. Nie wtrącał
się do ich rozmowy. W sumie był zadowolony, że Annie nie zdradziła bratu, jak
blisko była ze swoim wampi..
Chwila. Naprawdę pomyślał, ze jest jej wampirem?
Chwila. Naprawdę pomyślał, ze jest jej wampirem?
- Nie chcę go znać - warknął nagle
Jonah. - Nie masz pod ręką jakiegoś lokum...?
- Co?
- Mieszkałem z nim, żeby go podtrzymywać na duchu - prychnął, żałując swojej głupoty. - Nie szukałem mieszkania dla siebie.
- Co?
- Mieszkałem z nim, żeby go podtrzymywać na duchu - prychnął, żałując swojej głupoty. - Nie szukałem mieszkania dla siebie.
Noah dalej milczał. Co prawda,
jego dom był duży, ale jeśli zamieszka z nimi jej brat, to te 8 miesięcy zleci
im szybciej, a nie będzie miał okazji dobrać się do Annie.
- Właściwie to... Noah, mamy wolną
sypialnię?
Cholera.
-Mamy - burkną.
-Mamy - burkną.
- Super. Zapraszamy do nas - Annie
uśmiechnęła się do niego, a potem jeszcze raz się do niego przytuliła.
- Nie będę wam długo siedział na głowie - puścił jej oczko. - Znajdę mieszkania i wybywam.
- Nie będę wam długo siedział na głowie - puścił jej oczko. - Znajdę mieszkania i wybywam.
Noah zgrzytnął zębami. Serio?
Serio serio?
-W takim razie musimy kupić więcej jedzenia.
A on swoje woreczki z krwią przeniesie do mini lodówki w piwni
-W takim razie musimy kupić więcej jedzenia.
A on swoje woreczki z krwią przeniesie do mini lodówki w piwni
- Dzięki - Jonah cmoknął siostrę w
policzek, a do Noah się uśmiechnął.
-O! Wiedziałem, ze jak za tobą
pójdę, synu, to się dowiem, co przede mną ukrywasz - znany polityk NY, Roman Monroe,
spojrzał na syna i, ku swemu zdumieniu, córkę. Co go bardziej zaskoczyło, to
widok wampira, który siedział obok niej. Poczuł lekką falę mdłości na samą
myśl, co też ta pijawka wyprawiała z jego córką, ale szybko się opanował.
Zapłacił dobrze.
-Cześć, córeczko.
Zapłacił dobrze.
-Cześć, córeczko.
Annie zmroziło. Nie potrafiła
wydobyć z siebie głosu. Chciała stąd zniknąć. Jak najszybciej.
- Co ja ukrywam? - naskoczył na niego od razu Jonah, wstając z miejsca. Potem uderzył go z pięści w twarz.
- Co ja ukrywam? - naskoczył na niego od razu Jonah, wstając z miejsca. Potem uderzył go z pięści w twarz.
-Jonah, Jonah, po co te nerwy.
Przecież twoja siostra siedzi tutaj, cała i zdrowa, chociaż nie wiem, czy żywa.
Jesteś już nieśmiertelna, kochanie?
Noah milczał. Sondował w ciszy mózg polityka i zastanawiał się, ile brudów jeszcze znajdzie.
Noah milczał. Sondował w ciszy mózg polityka i zastanawiał się, ile brudów jeszcze znajdzie.
- Sprzedałeś ją - warczał Jonah. -
Własną córkę. Nie chcemy cię znać, rozumiesz? Nie chcemy mieć z tobą nic
wspólnego.
Annie w końcu ocknęła się. Wstała
i skierowała się w stronę domu.
-Nie rozumiesz, Jonah? Za odrobinę
krwi i seks Annie dostanie życie wieczne, być może my razem z nią! Wygrała los
na loterii!
Noah poszedł za Annie. Gdyby był normalnym człowiekiem, może by się czuł winny, że kupił kobietę. Ale teraz, widząc, i słysząc, co mówi jej ojciec, cieszył się, że nie szkoda mu było tej kasy.
Noah poszedł za Annie. Gdyby był normalnym człowiekiem, może by się czuł winny, że kupił kobietę. Ale teraz, widząc, i słysząc, co mówi jej ojciec, cieszył się, że nie szkoda mu było tej kasy.
- Odpierdol się - powiedział
jeszcze Jonah, po czym poszedł za Noah i Annie.
Która zatrzymała się przy drzewie, opierając się o nie ręką.
Która zatrzymała się przy drzewie, opierając się o nie ręką.
Noah zatrzymał się nieopodal i
powiedział na tyle cicho, by ona go usłyszała.
-Mogę ci dać życie wieczne bez krwi i seksu, Annie. Wiesz o tym.
-Mogę ci dać życie wieczne bez krwi i seksu, Annie. Wiesz o tym.
- Ja... wiem - powiedziała cicho.
- Nie mogłam na niego patrzeć, Noah... Ja... - zrobiła krok w przód i
przytuliła się do niego.
Noah pogłaskał ją po plecach.
-Wracajmy do domu - powiedział cicho.
-Wracajmy do domu - powiedział cicho.
Annie pokiwała tylko głowę. Otarła
oczy i przez całą drogę się do niego przytulała.
Noah zostawił Jonah adres, pod
który miał później przyjechać. W domu sięgnął po kolejną butelkę krwi i wrzucił
do mikrofalówki.
-Idź się połóż.
-Idź się połóż.
Poszła, ale zatrzymała się na
schodach.
- Noah, dziękuję, że pozwalasz mojemu bratu tutaj zamieszkać.
- Noah, dziękuję, że pozwalasz mojemu bratu tutaj zamieszkać.
Wzruszył tylko nonszalancko
ramionami, odwracając się do niej plecami. Prawda jest taka, że gdyby była kimś
innym, zażądałby czegoś w zamian.
Ale od niej nie chciał nic, podczas gdy dla niej mógł zrobić wszystko.
Ale od niej nie chciał nic, podczas gdy dla niej mógł zrobić wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz