sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 41. Powrót do domu.



Noah wystukał sms i wyłączył telefon, nie czekając na odpowiedź. Zerknął na walizki Annie i swój plecak.
-Gotowa?
- Eee... nie wiem... tak... nie... nie wiem - spojrzała na siebie. Uf, powrót do domu po tak długim czasie mieszkania tutaj... Z jednej strony chciała wracać z drugiej nie... Aczkolwiek bardzo stęskniła się za bratem. Bała się jednak, że przypadkowo spotka ojca.
-Ale pamiętasz, że wciąż mieszkamy u mnie. Zostało ci jeszcze 8 miesięcy - burknął gorzko.
- Tak, pamiętam. Nie przeszkadza mi to - uśmiechnęła się do niego. Właściwie, to już się przyzwyczaiła do mieszkania z Wielkim, Groźnym Wampirem.
-Świetnie.
Zapadła cisza. Hm. Noah wpatrywał się w wieczorne niebo i czekał. Z daleka usłyszał szum silników małego samolotu.
- Sooooł... - przytuliła się do jego ramienia. - Gdzie mieszkasz?
-Mam dom na obrzeżach miasta - powiedział, patrząc, jak samolot ląduje.
Po chwili już lecieli do Stanów. Noah nie czuł się tym specjalnie przejęty, ot, po prostu kolejna podróż.
Annie ułożyła się wygodnie, przykryła kocykiem i poszła spać. Im szybciej zaśnie, tym szybciej dolecą do Nowego Jorku, ot co.
Ku swojemu własnemu zdumieniu, obudziła się w normalnym łóżku. Pokój był urządzony elegancko, ale nie przesadnie. Proste, jasne meble, dobrane do ciemnego dywanu  troskę jaśniejszej tapety. Pomieszczenie było duże, z komikiem, na którym żarzył się jeszcze ogień. Noah siedział w kącie i wpatrywał się w okno, popijając powoli whisky.
- Co? Już? - podniosła się gwałtownie i rozejrzała. - Ale masz ładny pokój - stwierdziła. - Podoba mi się. Aha, mogłeś mnie obudzić, kiedy lądowaliśmy.
-Spałaś tak spokojnie, że po prostu nas tutaj teleportowałem, a bagaże przyjechały chwilę później - powiedział cicho.
Pamiętał, jaką przyjemność czuł, kładąc ją w swoim łóżku i nakrywając kołdrą. Prosta czynność, ale wywołała w jego sercu małą burzę, której dawno nie przeżył.
- Och... dziękuję - uśmiechnęła się do niego. - To co robimy? Która jest już godzina?
-Wracaj do spania, Annie. Jest dopiero 4 nad ranem.
- A... - to zdjęła spodnie i bluzkę i poszła spać w bieliźnie, żeby było wygodniej. - Dobranoc!
Czy ona myślała, że wampiry pozbawione są wyobraźni? Widząc jej ciuchy, rzucone na podłogę, Noah zacisnął zęby. Wyobrażał sobie, że to nie pościel, a jego dłonie dotykały jej delikatnie.
-Jeśli położę się obok ciebie, pogniewasz się, kobieto?
- Nie, mężczyzno. Kładź się i nie przeszkadzaj sobie.
W półmroku dało się słyszeć cichy szelest ubrań, gdy Noah się rozbierał. Po kilku sekundach materac za jej plecami ugiął się pod jego ciężarem. Odruchowo, Noah i siebie nakrył kołdrą, chociaż nie czuł zimna. Oparł się na boku i spoglądał na nią.
- Gapisz się - stwierdziła krótko Annie, uśmiechając się do siebie.
-Tak.
Odwróciła się do niego przodem i uśmiechnęła się. Ponownie.
Uniósł kącik warg w uśmiechu.
-Nie jest ci zimno w tej bieliźnie?
- Jestem pod kołderką. Nie jest mi zimno.
Pomyślał, że szkoda, no ale.
-Zsunęło ci się - szepnął, poprawiając jej ramiączko od stanika. -Możesz spać. Przestanę się gapić, jeśli ci to przeszkadza.
Dobrze, ze nie był chłopcem z drewna, bo by mu teraz urósł nos.
- To się nie gap, bo nie zasnę - zamknęła oczy. - Branoc.
Noah powoli naciągnął na nią kołdrę tak, by okrywała ją aż po brodę. Sam zamknął oczy. Ale po chwili je otworzył  i znów się gapił. Teraz, gdy zasłonił jej szyję, było lepiej. Mimo to, nie mógł oderwać od niej wzroku.
Annie obudziła się dopiero po dziesiątej. Przeciągnęła się, ziewnęła i rozejrzała po terenie.
Noah wciąż spał. Za dnia jego sen był głębszy. Owszem, mógł funkcjonować, ale wolał noce.
Annie po cichu wstała z łóżka, a potem zgarnęła z walizki parę swoich rzeczy. Później poszłą do łazienki, gdzie wzięła szybki prysznic, umyła ząbki i zrobiła lekki makijaż.
Ubrana poszła się rozglądać po nowym miejscu zamieszkania.
Dom był przestronny, urządzony gustownie, ale po męsku. Mało tu było kwiatów, a obrazy, jeśli już, przedstawiały głównie sztormy.
W kuchni, na lodówce, magnesem przyczepiono jedno zdjęcie: Noah stał obok drugiego mężczyzny, obaj nie uśmiechali się do fotografa.
Annie zrobiła śniadanie w postaci naleśników. No, to umiała, bo razem ze starszym bratem zawsze to robili, aż mama już miała dość i przestała kupować mleko. Aczkolwiek to ich nie powstrzymywało.
Noah zszedł po chwili. Miał na sobie tylko bokserki. Skinął jej na powitanie głową, po czym podszedł do lodówki i wyjął buteleczkę krwi, którą wsadził do mikrofalówki.
- Zjesz naleśników? - zapytała. - Napijesz się kawy?
-Kawy chętnie - burknął.
Gdy tylko mikrofalówka podgrzała jego śniadanie, łapczywie opróżnił całą butelkę. Zawsze rano był najbardziej głodny. Już w łóżku czuł zapach Annie, ale gdy zszedł do kuchni, poczuł, że miękną mu nogi; nawet z pomimo dzielącej ich odległości, słyszał, jak jej serce pompuje krew. Miał ochotę posadzić ją na blacie, wpierw zjeść, a potem dać jej coś cudownego w zamian.
Annie podała mu kubek.
- Soooł... woreczek... - zaczęła powoli.
-Nie idzie mi dobrze trawienie ludzkiego jedzenia.
Co innego samych ludzi.
- No dobra. Ale woreeeczeeeeek? A ja?
-Co ty?
- Noo... - splotła place razem, ocierając o siebie kciuki. - No nie lubisz już mojej krwi...?
Dopiero teraz zaskoczył, o co jej chodzi.
-Chcesz, żebym żywił się tobą regularnie? - zapytał, zdziwiony.
- No... No tak, no... nie chcesz?
Odstawił kubek kawy i złapał ją w pasie. Bez trudu uniósł ja i posadził na kuchennym blacie.
-Chcę. Ale potem pozwolisz mi dać ci coś w zamian.
- W zamian? - uniosła brew. Robiła to z dobroci serce. A także z tego, że się w nim zakochała. Ale skoro chciał... - Okej. Chciałabym spotkać się z bratem.
-Myślałem o czymś przyjemniejszym, ale okej. Spotkamy się z nim - ulokował się pomiędzy jej nogami i przytulił ją. Delikatnie przesunął nosem po jej szyi. Pachniała lepiej niż krew z butelki.
- Naprawdę? Mogę? - ucieszyła się, szeroko się uśmiechając do niego. Szybko odgarnęła włosy na bok.
-Tak. Ale chcę ci towarzyszyć. Mogę siedzieć daleko od was, chcę mieć na ciebie oko, tyle.. - dotknął czubkiem języka jej ramienia, a potem powoli powiódł nim aż do jej ucha.
Zachichotała. Łaskotki.
- Możesz siedzieć z nami, spokojnie.
-Cudownie - mruknął. Annie pewnie nie była na to gotowa, ale wbił w nią ostrożnie kły i zaczął pić. Ciepło i słodycz zalała go niemal natychmiast. Mocno przyciągnął dziewczynę do swojego ciała.
Annie zacisnęła palce na jego ramieniu. Zamknęła oczy, lekko odchylając głowę w bok.
Noah wsunął dłoń pomiędzy ich ciała i dotknął jej brzucha.
~Pozwól mi, by było to dla ciebie przyjemne - szepnął jej w głowie.
Och, to było przyjemne i bez macania, więc...
Mimo to, Noah dotknął jej uda.
~Pozwól - powtórzył, czerpiąc kolejny łyk.
Przecież nie protestowała.
Noah zaczął więc delikatnie masować jej kobiecość. Nawet nie zorientowała się, kiedy przestał pić, a kiedy zaczął ją całować. Nie planował niczego złego, ba, nie planował się nawet rozbierać. Chciał się jej zrewanżować, bo Annie kruszyła mur, jaki dookoła siebie zbudował.
- Noah - westchnęła cicho Annie.
-Zrelaksuj się - pocałował ją w ucho. -Chce tylko, żeby było ci dobrze.
Ścisnęła mocniej palce na jego ramieniu. Czuła gorąco rozpływające się po jej ciele. Mr.
Miał nadzieję, że nie poczuje obrzydzenia, gdy pocałował ją w usta. Jego kły wciąż były wysunięte, ale starał się nie zrobić jej krzywdy. Rękę wsunął pod jej spodenki.
Annie rozchyliła nogi szerzej, czując jak jej serce znacznie przyśpiesza.
Noah, nie przerywając pocałunku, dotknął jej najwrażliwszego miejsca i zaczął je powoli uciskać i masować.
Annie jęknęła cicho mu wprost do ust.
Świadomość, że żaden inny mężczyzna nigdy jej tak nie dotykał, sprawiała, że trzymał się pod kontrolą. Przesunął ustami po jej brodzie i zaczął powoli całować szyję Annie, podczas gdy jednym palcem powoli się w niej zagłębił.
Dziewczyna przesunęła mocno paznokciami po jego plecach.
-Szz. Jest okej - Noah uspokoił ją pocałunkiem, delikatnym i, jak na samego siebie, bardzo ostrożnym.
Okej? Było bardziej niż okej. Zwłaszcza, kiedy doszła, wbijając paznokcie w jego plecy.
Wampir uśmiechnął się, ignorując ból własnego pożądania, które było widoczne gołym okiem. Leniwie pocałował Annie w usta, powoli wysuwając z niej swoj paluszek.
-Te twoje jęki są cudowne - szepnął, ciągnąc zębami jej ucho. Tak, chciał, by była jego. Coraz poważniej myślał o tym, by ją zmienić.
- Przestań - zrobiła się jeszcze bardziej czerwona na twarzy, niż była.
-Dlaczego? - wsunął sobie palec do ust i go oblizał, po czym uśmiechnął się do niej, z lekką nutką drapieżności. -Mówię tylko prawdę, Annie - dodał miękko, patrząc jej w oczy.
- Super... Eee... No to ten...
-Annie, spójrz na mnie - nakazał jej, ale ton był łagodny. -Podobały mi się twoje reakcje. To jest komplement. Przyjmij go.
Otoczył ramionami jej talię i przytulił ją do siebie.
-Nie puszczę cię, póki tego nie zaakceptujesz.
- Ale kto powiedział, że ja tego nie akceptuję?
Noah się uśmiechnął, chociaż ona mogła tego nie widzieć.
Czuł, jak jego biodra napierają na nią i przez chwilę rozkoszował się tym, że są blisko.
-Czy tobie się nie podobało?
- Ale co mi się nie podobało? Noah, ogarnij się.
-Annie - pocałował ją krótko. -Już nic. O której chcesz się zobaczyć z bratem?
Czyżby zapomniał ją wypuścić z uścisku? No jak mi przykro.
- Nie wiem, najpierw muszę do niego zadzwonić. Pozwolisz? - wyciągnęła do niego dłoń.
Podał jej telefon, który leżał na blacie obok niego.
Wykręciła numer i czekała.
- Jonah? Tak, to ja.

I tak po pół godzinie Annie wraz z Noah szli parkiem. Annie objęła Noah w pasie. Tak, o.
Troszkę go zaskoczyła. Wysunął się spod jej ramienia, ale mocno złapał ją za rękę.
Jako, że było pochmurno, mógł się rozluźnić. Słońce go nie krzywdziło, ale mimo to, na wypadek, gdyby się pojawiło, Noah założył cienką bluzę i długie spodnie.
-Twój brat wie, że cię kupiłem?
- Nie wiem, przekonajmy się - westchnęła cicho.
W oddali zobaczyła wysokiego, dobrze zbudowanego i przystojnego brązowowłosego mężczyznę. Puściła Noah i pobiegła w stronę brata.
- Jonah!
Braciszek przytulił ja mocno i aż uniósł nieco w górę. I chwilę tak trwali, aż w końcu Jonah odsunął ją od siebie na długość ramion.
- GDZIE BYŁAŚ?! WIESZ JAK SIĘ O CIEBIE MARTWIŁEM?!
- Nie uciekłam - powiedziała od razu. - Nie wiesz, co się działo, tak?
- Nie mam pojęcia. Mów, gdzie byłaś.
- Jonah, może nie tutaj...
Noah podszedł do nich, walcząc z zazdrością. Jego kły niebezpiecznie domagały się tego, by pozwolił im się pokazać, a najlepiej, zatopić w szyi człowieka, który tak bezproblemowo dotykał jego kobiety.
Złapał Annie za ramię i przyciągnął do siebie, po czym otoczył ramieniem w pasie.
-Ty jesteś Jonah zapewne.
- Tak. Annie, kto to?
- Noah jest częścią historii... To Noah, to Jonah. Macie podobne imiona.
- Jonah Monroe - podał mu dłoń.
-Noah Saphiro - uścisnął ją troszkę mocniej, aniżeliby wypadało. -Chcesz mu wszystko powiedzieć?
- Tak - kiwnęła powoli głową.
- Już się boję...
Annie złapała go pod rękę. Poszli usiąść na ławce, a potem wszystko mu opowiedziała. Wszystko. Pomijając intymne sytuacje z Noah.
Jonah nie mógł w to uwierzyć. Nie chodziło mu o wampiryzm, ale o to, co zrobił ich ojciec.
- A ja mu się pytałem, ja mu pomagałem, a on... Jezu, Annie - Jonah spojrzał na nią ze smutkiem, kładąc dłoń na jej dłoni.
- Skąd mogłeś wiedzieć, Jonah... - w jej oczach były małe łezki.
Noah patrzył na park. Nie wtrącał się do ich rozmowy. W sumie był zadowolony, że Annie nie zdradziła bratu, jak blisko była ze swoim wampi..
Chwila. Naprawdę pomyślał, ze jest jej wampirem?
- Nie chcę go znać - warknął nagle Jonah. - Nie masz pod ręką jakiegoś lokum...?
- Co?
- Mieszkałem z nim, żeby go podtrzymywać na duchu - prychnął, żałując swojej głupoty. - Nie szukałem mieszkania dla siebie.
Noah dalej milczał. Co prawda, jego dom był duży, ale jeśli zamieszka z nimi jej brat, to te 8 miesięcy zleci im szybciej, a nie będzie miał okazji dobrać się do Annie.
- Właściwie to... Noah, mamy wolną sypialnię?
Cholera.
-Mamy - burkną.
- Super. Zapraszamy do nas - Annie uśmiechnęła się do niego, a potem jeszcze raz się do niego przytuliła.
- Nie będę wam długo siedział na głowie - puścił jej oczko. - Znajdę mieszkania i wybywam.
Noah zgrzytnął zębami. Serio? Serio serio?
-W takim razie musimy kupić więcej jedzenia.
A on swoje woreczki z krwią przeniesie do mini lodówki w piwni
- Dzięki - Jonah cmoknął siostrę w policzek, a do Noah się uśmiechnął.
-O! Wiedziałem, ze jak za tobą pójdę, synu, to się dowiem, co przede mną ukrywasz - znany polityk NY, Roman Monroe, spojrzał na syna i, ku swemu zdumieniu, córkę. Co go bardziej zaskoczyło, to widok wampira, który siedział obok niej. Poczuł lekką falę mdłości na samą myśl, co też ta pijawka wyprawiała z jego córką, ale szybko się opanował.
Zapłacił dobrze.
-Cześć, córeczko.
Annie zmroziło. Nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. Chciała stąd zniknąć. Jak najszybciej.
- Co ja ukrywam? - naskoczył na niego od razu Jonah, wstając z miejsca. Potem uderzył go z pięści w twarz.
-Jonah, Jonah, po co te nerwy. Przecież twoja siostra siedzi tutaj, cała i zdrowa, chociaż nie wiem, czy żywa. Jesteś już nieśmiertelna, kochanie?
Noah milczał. Sondował w ciszy mózg polityka i zastanawiał się, ile brudów jeszcze znajdzie.
- Sprzedałeś ją - warczał Jonah. - Własną córkę. Nie chcemy cię znać, rozumiesz? Nie chcemy mieć z tobą nic wspólnego.
Annie w końcu ocknęła się. Wstała i skierowała się w stronę domu.
-Nie rozumiesz, Jonah? Za odrobinę krwi i seks Annie dostanie życie wieczne, być może my razem z nią! Wygrała los na loterii!
Noah poszedł za Annie. Gdyby był normalnym człowiekiem, może by się czuł winny, że kupił kobietę. Ale teraz, widząc, i słysząc, co mówi jej ojciec, cieszył się, że nie szkoda mu było tej kasy.
- Odpierdol się - powiedział jeszcze Jonah, po czym poszedł za Noah i Annie.
Która zatrzymała się przy drzewie, opierając się o nie ręką.
Noah zatrzymał się nieopodal i powiedział na tyle cicho, by ona go usłyszała.
-Mogę ci dać życie wieczne bez krwi i seksu, Annie. Wiesz o tym.
- Ja... wiem - powiedziała cicho. - Nie mogłam na niego patrzeć, Noah... Ja... - zrobiła krok w przód i przytuliła się do niego.
Noah pogłaskał ją po plecach.
-Wracajmy do domu - powiedział cicho.
Annie pokiwała tylko głowę. Otarła oczy i przez całą drogę się do niego przytulała.
Noah zostawił Jonah adres, pod który miał później przyjechać. W domu sięgnął po kolejną butelkę krwi i wrzucił do mikrofalówki.
-Idź się połóż.
Poszła, ale zatrzymała się na schodach.
- Noah, dziękuję, że pozwalasz mojemu bratu tutaj zamieszkać.
Wzruszył tylko nonszalancko ramionami, odwracając się do niej plecami. Prawda jest taka, że gdyby była kimś innym, zażądałby czegoś w zamian.
Ale od niej nie chciał nic, podczas gdy dla niej mógł zrobić wszystko.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz