David
widział jak przez mgłę następne "małe" zdarzenia; widział jak Erin
krzyczy z rozpaczą, a potem łapie Jace'a za zakrwawioną i poszarpaną koszulkę i
zaczyna nim trząść dość mocno, na tyle, ile pozwalają jej w tej chwili siły.
Widział jej łzy, spływające po policzkach, uderzające o nieruchomą klatkę
piersiową Łowcy. Widział, jak pochyla się nad jego martwym ciałem, a potem
przytula się do niego mocno, nie dbając o krew i brud.
Nagle poczuł, że on sam nie może oddychać. Zaczęło mu się kręcić w głowie i przez chwilę nie wiedział, gdzie jest. Czuł ogromny ciężar na swojej klatce piersiowej. Gdyby nie Sky, który go przytrzymał, upadłby z hukiem na betonową posadzkę.
Nagle poczuł, że on sam nie może oddychać. Zaczęło mu się kręcić w głowie i przez chwilę nie wiedział, gdzie jest. Czuł ogromny ciężar na swojej klatce piersiowej. Gdyby nie Sky, który go przytrzymał, upadłby z hukiem na betonową posadzkę.
I wtedy
świat nagle znieruchomiał. Dosłownie, gdyż zegarki, zarówno zwykłe, jak i te w
komórkach, zatrzymały się dokładnie w minutę śmierci Jace’a. Mathias poderwał
głowę, zaskoczony ciszą, jaka zapadła (łkanie Silver docierało do niego jak
przez grubą zasłonę) i ze zdumieniem spoglądał na mężczyznę, który znikąd
pojawił się obok nich. Nieznajomy był wysoki, odziany w coś, co wyglądało jak
srebrna zbroja, w ręce trzymał miecz.
Najbardziej imponujące były jednak skrzydła na jego plecach.
Duże, białe, lekko przyprószone srebrnym brokatem.
-Nie płacz, dziecko – zwrócił się spokojnie do Silver.
Silver go
jakby nie słyszała. Cały czas trzymała głowę na piersi Jace'a. W dłoniach mocno
trzymała jego koszulę.
Mathias odsunął się szybko, praktycznie szorując tyłkiem po
posadzce.
-Anioł..
-Archanioł, jeśli chcemy być precyzyjni. Czy mógłbyś oderwać
niewiastę od Łowcy, Dziecko Księżyca?
Podczas
kiedy Mathias musiał używać całej swojej siły, żeby oderwać Silver od Jace'a,
Sky próbował na wszelkie sposoby uspokoić Davida.
-On nie umarł, dziecko – powiedział łagodnie archanioł,
kucając przy ciele Jace’a. –Nie pozwoliłbym umrzeć własnemu potomkowi przed
jego czasem.
Delikatnie dotknął dłonią twarzy Jace’a, a cała krew
zniknęła. Łowca wyglądał teraz, jakby spał.
- Co mu
robisz? - Silver nie bawiła się w grzeczności. Nie teraz. - Co się dzieje?!
Nagle lekko
błysło i już nie byli w opuszczonej fabryce, tylko w sypialni Silver. Mathias
wyglądał na oszołomionego, mocniej zacisnął dłonie na ramionach Silver. Moc
archanioła była ogromna.
-Uleczyłem jego rany. Wkrótce się obudzi – powiedział anioł
do Silver. Podszedł do niej i dotknął jej twarzy. Ją również uzdrowił. Po
chwili włożył jej do ręki swoje pióro – Gdy chłopiec się obudzi, daj mu to
pióro i powiedz, że Raziel chce z nim rozmawiać.
Po tych słowach archanioł znikł.
Silver
spojrzała na Mathiasa, a potem na Jace'a. Wiedziała, że teraz wszystko było
możliwe, więc anioł uzdrawiający jej martwego chłopaka... Wyrwała się z jego
uścisku i podeszłą wolnym krokiem do leżącego Jace'a. Usiadła obok niego i
spojrzała na jego twarz.
-O.. Boże – westchnął Mathias i usiadł z wrażenia na
podłodze. –Sky…czy ty.. David.. czy my naprawdę spotkaliśmy archanioła?
- Nie
wiem, zajęty byłem - mruknął Sky, patrząc uważnie na Davida, który w końcu mógł
oddychać swobodnie, ale nadal brał głębokie wdechy jakby bał się, że znowu nie
będzie mógł nabrać powietrza do płuc. - Już, okej?
David jedynie kiwnął głową, a potem spojrzał na Silver.
David jedynie kiwnął głową, a potem spojrzał na Silver.
-Może.. powinniśmy wyjść.. czy cos? – Mathias dotknął
ramienia Sky’a. –Silver powinna zostać sama z Jace’em..
Sky
pomógł wstać Davidowi, po czym wyszli z pokoju.
Silver otarła łzy na policzkach, cały czas się w niego wpatrując.
Silver otarła łzy na policzkach, cały czas się w niego wpatrując.
Jace
obudził się dopiero następnego dnia wieczorem. Otworzył oczy i przez chwilę
czuł ból w piersi, ale znikł on równie szybko, jak się pojawił.
A więc umarłem, pomyślał. Zawsze niebo kojarzyło mu
się z chmurkami, obłoczkami i bandą ludzi ubranych w białe szaty. Ale widocznie
niebo było takie, jak opisano w Supernatural (jego ukochanym serialu), gdyż
jego niebem okazała się sypialnia Silver. Rozejrzał się dookoła, z lekką
czułością zauważając te same przedmioty, nawet zapach perfum w powietrzu był
identyczny. Ku jego zdumieniu, dostał nawet swoją niebiańską Silver, która
spała obok niego. No cóż, nie była to ta „prawdziwa”, którą kochał, ale
przynajmniej nie będzie czuł się samotny..
Kogo
próbuję oszukać, westchnął duchu,
przytulił się do dziewczyny. Nawet kopia Silver nie zastąpi Silver.
Ciekawe, czy będzie mógł ją obserwować z góry..
Silver
jakby wiedziała, że Jace się obudził, więc ona chwilę później. Uniosła się na
łokciach i szybko na niego spojrzała. Obudził się. Jezu, obudził się! Od razu
się do niego przytuliła i na nowo rozpłakała. Tylko teraz płakała ze
szczęścia.
- Żyjesz - szepnęła, przytulając się do niego mocniej.
- Żyjesz - szepnęła, przytulając się do niego mocniej.
-No właśnie nie – mruknął, ale odwzajemnił uścisk. –Nie
płacz, przecież jesteśmy w niebie? Proszę, powiedz mi tylko, czy tę Silver na
ziemi udało się uratować? Czy wampiry nic jej nie zrobiły?
- Jace -
Silver spojrzała na niego z wesołymi iskierkami w oczach. - Nie jesteś w
niebie, ty żyjesz! Naprawdę! Niejaki Raziel cię uratował. A, właśnie - podała
mu piórko, wyciągnięte z szufladki.
-Co? – odłożył piórko, bo co go ono interesowało, skoro mógł
się znów przytulić do swojej Silver. –Raziel? Przecież to twórca Nocnych
Łowców, to on zapoczątkował rasę Nefilim. Coś ci się musiało pomieszkać,
kochanie – przytulił ją. –Żyjemy? Oboje?
- Chyba
tobie się pomieszało - mruknęła. To było piękne znów sobie tak dogryzać... -
Tak, żyjemy oboje. Kocham cię, wiesz? Tak strasznie mocno - pocałowała go. W
końcu!
Jace przesunął dłońmi po jej plecach, ostrożnie dotykając
jej, jakby była zrobiona z porcelany. W jego gestach nie było tej
niecierpliwości, która zawsze dopadała go, gdy był z nią w łóżku.
-Pamiętam, jak płakałaś. Jak mnie wołałaś, a ja nie mogłem
odpowiedzieć – jęknął.
-
Myślałam, że już nigdy mnie nie przytulisz - powiedziała cicho. - Tak się
cieszę, że jesteś tutaj ze mną... NIE PUSZCZAM CIĘ JUŻ NA ZADNE POLOWANIE.
CHYBA ŚNISZ, ŻE CI POZWOLĘ NA DALSZE TAKIE ZABAWY.
-Erin – szepnął, po czym odnalazł jej usta i pocałował ją z
tęsknotą. Ujął jej rękę i przyłożył do swojego serca, by pod swoimi palcami
mogła poczuć, jak ono znów bije dla niej.
Odwzajemniła
pocałunek, obejmując go wolną dłonią. A drugą przycisnęła do jego piersi i
uśmiechnęła się przez pocałunek.
-Kocham cię. Przepraszam – szepnął.
- Nie
przepraszaj. I tak cię już nie puszczę. Od dzisiaj codziennie śpisz ze mną
tutaj, w tym łóżku.
-Erin – westchnął z czułością. Pocałował ją w czoło. –Czy to
dobrze, że każemy archaniołowi czekać..?
- Nie interesuje
mnie to... chociaż... może lepiej zawołaj go. Jeszcze mi ciebie zabierze...
Jace wygrzebał się z łóżka i wziął pióro do ręki. Było
ciepłe, jakby cały czas ktoś trzymał je w dłoniach. Nigdy wcześniej nie wzywał
nawet pomniejszych aniołów, a co dopiero archanioła. Wśród Nefilim była to
legenda, mało kto w to wierzył, mimo to, wciąż uczono ich, jak to robić. Jace
zamknął więc pióro pomiędzy dłońmi, po czym zaczął w myślach nawoływać anioła
po imieniu. Robił to przez kilka minut, po czym przestał.
-Chyba mi nie wyszło – westchnął. –Spróbuję potem jeszcze
raz – zwrócił się do Silver. –Tymczasem.. – wśliznął się pod kołdrę obok niej i
wziął ją ponownie w ramiona.
- Na
pewno powiedziałeś, że chcesz z nim porozmawiać? Znaczy on chciał z tobą
porozmawiać, więc dziwne... No nic - przytuliła się do niego. Mogłaby teraz tak
leżeć i leżeć. Była naprawdę szczęśliwa. Chyba nigdy jeszcze się tak nie czuła.
Można powiedzieć, że byłą pijana szczęściem.
Jace zaczął wargami lekko muskać jej szyję i brodę, a także
odsłonięty fragment dekoltu.
-Tak. Wołałem go. Pewnie jest zajęty, w końcu to archanioł..
- No może
- głaskała go po głowie, całując go w czoło. - Kocham cię. Tak strasznie
cię kocham.
-Ja ciebie też – wsunął dłonie pod jej koszulkę i dotykał
jej pleców, czując pod palcami aksamitną skórę dziewczyny. –Tak bardzo, że
umarłbym jeszcze raz, żeby cię uratować – szepnął.
- Nie mów
tak. Jak umrzesz przede mną, to cię zabiję.
-Kochanie – spojrzał jej w oczy. Ściągnął jej koszulkę przez
głowę i przytulił mocno do siebie, jakby chciał ją ogrzać własnym ciałem. –Moje
kochanie – powtórzył, całując jej czoło, nos, policzki.
Uśmiechnęła
się lekko, unosząc jego koszulkę.
Pomógł jej ściągnąć ją i rzucił gdzieś dalej. Nagle
zauważył, że coś w jego tatuażu Łowcy się zmieniło. Lekko się uśmiechnął.
-Zobacz – powiedział cicho i położył rękę Silver na srebrnym
serduszku, które pojawiło się pomiędzy znakami i zawijasami.
- Ale
ładne. Sam sobie zrobiłeś? - uśmiechnęła się.
-Nie. Jeszcze.. hmm, „wczoraj” tego nie było – powiedział
cicho. –To pewnie robota Raziela.
- Ładne -
pogłaskała go w to miejsce, a potem cmoknęła.
-To pewnie oznacza ciebie – przesunął dłońmi na jej biodra i
przewrócił ją tak, by położyła się na plecach, a on leżał na niej. Oparł się na
łokciach i pocałował ją lekko. Właśnie miał się wygodnie ulokować pomiędzy jej
udami, kiedy przerwało mu chrząknięcie.
-Widzę, że czekanie nie jest twoją mocną stroną, Jonathanie.
Silver
zrzuciła go z siebie i zakryła się kołdrą.
- No... to jest właśnie Raziel...
- No... to jest właśnie Raziel...
Jace przyjrzał się archaniołowi. Nie był podobny do swojej
ryciny w książce Nocnych Łowców. Nie miał na sobie zbroi, tylko idealnie
skrojony, czarny garnitur.
-Ubierzcie się – polecił. Jace szybko wciągnął koszulkę, po
czym podał Silver jej ubranie.
Silver
ubrała swoją bluzkę, a potem usiadła na łóżku i spojrzała niepewnie na Raziela.
-Nie gniewam się na was, dzieci – powiedział Raziel,
rozglądając się z lekkim zainteresowaniem po pokoju. –Ciszy mnie wasze hmm..
zainteresowanie sobą.
-Dziękuję ci, panie – powiedział Jace, nie bardzo wiedząc,
czy ma klęknąć czy stać.
Silver
siedziała spokojnie. Założyła nogę na nogę i czekała.
-Twoje życie nie miało się skończyć tamtej nocy. Widzicie,
sprawa jest poważniejsza, niż może się wam wydawać. Niebo podzieliło się,
anioły są w stanie wojny. Wkrótce przeniesie się ona do waszego świata.
Silver
zmarszczyła czoło i spojrzała na Jace'a.
-Nie rozumiem, panie. Niebo podzielone?
-Anioły utworzyły frakcje. Jedna z nich uważa, ze czas, by z
ziemi zniknęli wszyscy, którzy nie są ludźmi. Dzieci księżyca, wampiry, faerie,
lisołaki, czarodzieje. Nawet kobiety, które, jak twoja dama, noszą w sobie
tylko gen lisołaka, według nich powinny zginąć. To oni stoją za..atakiem na was
oboje. Chcą w ten sposób pokrzyżować plany frakcji, którą stworzyłem ja. Chcą
zniszczyć projekt Biały Księżyc.
-Projekt? – powtórzył Jace, biorąc Silver za rękę.
-Tak. Projekt polegający na stworzeniu nowej rasy Nefilim.
Krzyżówki krwi Nefilim z krwią Dzieci Nocy. Innymi słowy: Nefilim, którzy sami
będą wilkołakami, lisołakami..
Okej,
wilkołaki, lisołaki, wampiry, czarodzieje. Supcio, naprawdę. Ale teraz to już
było trochę za dużo. Silver milczała. Może to i lepiej. Właściwie po raz
pierwszy nie wiedziała, co powiedzieć.
-Dalej nie rozumiem. Dlaczego chcieli pozbyć się mnie i
Erin?
-Ciebie, bo jesteś moim potomkiem, Jonathanie. Erin,
ponieważ nosi w sobie gen lisołaka. Chcieli się was pozbyć, ponieważ wasz syn
stanie na czele nowej rasy. Będzie lisołakiem Nefilim.
- O,
świetnie. Dzięki za spojler - mruknęła Silver.
-Wciąż nie rozumiem. Masz pełno potomków na świecie, panie.
Dlaczego właśnie ja?
-Nie rozumiesz, Jonathanie? Nosisz nazwisko największego i
najstarszego rodu Nefilim. Jesteś moim potomkiem. Potomkiem dziecka, które
spłodziłem tysiące lat temu.
- Nie wspominałeś
o tym nic, Jace - zauważyła Silver i spojrzała na niego. - I to ty bałeś się
mojego taty...
-Bo sam nic o tym nie wiedziałem. Znałem tylko panieńskie
nazwisko mojej mamy i sądownie wywalczyłem zmianę na nie. Zresztą, Morgenstern
to popularne nazwisko.
-Owszem – Raziel wyglądał na rozbawionego. –Ale to właśnie
ty zostałeś wybrany, tak samo jak Erin de Varden. Kilkoro waszych przyjaciół
również zostało wybranych. Ale to wasz syn jest kluczową postacią.
Jace lekko się zarumienił. Syn.. Raziel oznajmił, ze on i
Silver będą mieć syna..
-Mówiłeś o trzech frakcjach. Na razie powiedziałeś o dwóch,
panie..
-Trzecia myśli podobnie jak my, że czas stworzyć nową rasę
Nefilim, ale – Raziel rozbawił się jeszcze bardziej – na siłę. Proponowali
pozamykać was jak króliki doświadczalne i po prostu mnożyć, a wasze dzieci
dawać do wyszkolenia aniołom. Nie mogłem się na to zgodzić.
Silver
starała się siedzieć cicho. Nic nie mówiła, przeglądała swoje paznokcie,
poprawiała włosy.
-Chciałbym, żebyś to wziął – podał Łowcy swój miecz. Jace
niepewnie wziął go do ręki. Broń okazała się zadziwiająco lekka. –Dla pani,
panno de Varden, mam to – bezszelestnie zbliżył się do niej i podał jej
pierscień. Jace’a zaskoczył jego wzór. Skądś go znał.
-Co to?
-To pierścień rodowy Morgensternów. Wiąże wasze losy razem.
Przy okazji zapewnia temu, kto go nosi, bezpieczeństwo.
- Nasze
losy razem... Supcio - mruknęła, zakładając go. Nawet ładnie wyglądał.
-Och. Nie martw się, love – zwrócił się do niej
Raziel. –Nie mieliśmy wpływu na wasze uczucia wobec siebie. To, co do siebie
czujecie, jest waszą sprawą. My wam tylko błogosławimy.
- To
dobrze.
-Pójdę już. Zachowaj piórko, Jonathanie. Wezwij mnie, jeśli
zajdzie taka potrzeba – oznajmił i znikł. A Jace stał, z mieczem w dłoni,
wpatrując się w ziemię.
-Jestem potomkiem Morgensternów? To niemożliwe.
- A
dlaczego nie? Coś w tym złego?
-Bo to jest niemożliwe. Morgenstern ma ponad 80 lat, jego
żona też. Nie mają dzieci.
- Jesteś
ich potomkiem. Pogódź się z tym - poklepała miejsce obok siebie.
-Musiałbym mieć z 50 lat, a nie 20 – prychnął, ale usiadł
obok niej. –Może Raziel się pomylił. W końcu minęło tysiąc lat, od kiedy
urodziło się jego dziecko i zapoczątkowało ród. Mimo to – spojrzał na nią z
uśmiechem – dziwnie się czuję – wyznał. –Wiesz, ze świadomością, że anioły
czekają, aż my.. no wiesz.
- Cicho -
pocałowała go w policzek. Przytuliła go do siebie.
-Będziemy mieć syna – powiedział z uśmiechem. –O BOZE.
MYŚLISZ, ŻE ONE NAS POGLĄDAJĄ GDY MY SIĘ KOCHAMY?!
- SKOŃCZ.
PRZESTAŃ! LALALALA! I po synie!
Jace spojrzał na nią i zaczął się śmiać. Wpierw cicho, potem
coraz głośniej, aż w końcu padł na łóżko i płakał ze śmiechu.
- To nie
jest śmieszne, Jace.
-Och, jest – wymamrotał, ocierając oczy. –Poczułem się jak
aktor porno. Jakby ktoś czytał albo widział nas w łóżku.
- I
ciebie to bawi.
-A co, mam płakać? Silver – przyciągnął ją do siebie. –Po
prostu cieszę się, że żyję. Tyle.
- Ja też
- przytuliłą się do niego. - Kocham cię.
biedni... ci to zawsze albo pod górkę, albo słońce w oczy... xd
OdpowiedzUsuńAlbo ich anioły terroryzują.. :D
OdpowiedzUsuń