sobota, 7 września 2013

Rozdział 34. Łaska archanioła.

David widział jak przez mgłę następne "małe" zdarzenia; widział jak Erin krzyczy z rozpaczą, a potem łapie Jace'a za zakrwawioną i poszarpaną koszulkę i zaczyna nim trząść dość mocno, na tyle, ile pozwalają jej w tej chwili siły. Widział jej łzy, spływające po policzkach, uderzające o nieruchomą klatkę piersiową Łowcy. Widział, jak pochyla się nad jego martwym ciałem, a potem przytula się do niego mocno, nie dbając o krew i brud. 
Nagle poczuł, że on sam nie może oddychać. Zaczęło mu się kręcić w głowie i przez chwilę nie wiedział, gdzie jest. Czuł ogromny ciężar na swojej klatce piersiowej. Gdyby nie Sky, który go przytrzymał, upadłby z hukiem na betonową posadzkę.
            I wtedy świat nagle znieruchomiał. Dosłownie, gdyż zegarki, zarówno zwykłe, jak i te w komórkach, zatrzymały się dokładnie w minutę śmierci Jace’a. Mathias poderwał głowę, zaskoczony ciszą, jaka zapadła (łkanie Silver docierało do niego jak przez grubą zasłonę) i ze zdumieniem spoglądał na mężczyznę, który znikąd pojawił się obok nich. Nieznajomy był wysoki, odziany w coś, co wyglądało jak srebrna zbroja, w ręce trzymał miecz.
Najbardziej imponujące były jednak skrzydła na jego plecach. Duże, białe, lekko przyprószone srebrnym brokatem.
-Nie płacz, dziecko – zwrócił się spokojnie do Silver.
Silver go jakby nie słyszała. Cały czas trzymała głowę na piersi Jace'a. W dłoniach mocno trzymała jego koszulę.
Mathias odsunął się szybko, praktycznie szorując tyłkiem po posadzce.
-Anioł..
-Archanioł, jeśli chcemy być precyzyjni. Czy mógłbyś oderwać niewiastę od Łowcy, Dziecko Księżyca?
Podczas kiedy Mathias musiał używać całej swojej siły, żeby oderwać Silver od Jace'a, Sky próbował na wszelkie sposoby uspokoić Davida.
-On nie umarł, dziecko – powiedział łagodnie archanioł, kucając przy ciele Jace’a. –Nie pozwoliłbym umrzeć własnemu potomkowi przed jego czasem.
Delikatnie dotknął dłonią twarzy Jace’a, a cała krew zniknęła. Łowca wyglądał teraz, jakby spał.
- Co mu robisz? - Silver nie bawiła się w grzeczności. Nie teraz. - Co się dzieje?!
            Nagle lekko błysło i już nie byli w opuszczonej fabryce, tylko w sypialni Silver. Mathias wyglądał na oszołomionego, mocniej zacisnął dłonie na ramionach Silver. Moc archanioła była ogromna.
-Uleczyłem jego rany. Wkrótce się obudzi – powiedział anioł do Silver. Podszedł do niej i dotknął jej twarzy. Ją również uzdrowił. Po chwili włożył jej do ręki swoje pióro – Gdy chłopiec się obudzi, daj mu to pióro i powiedz, że Raziel chce z nim rozmawiać.
Po tych słowach archanioł znikł.
Silver spojrzała na Mathiasa, a potem na Jace'a. Wiedziała, że teraz wszystko było możliwe, więc anioł uzdrawiający jej martwego chłopaka... Wyrwała się z jego uścisku i podeszłą wolnym krokiem do leżącego Jace'a. Usiadła obok niego i spojrzała na jego twarz.
-O.. Boże – westchnął Mathias i usiadł z wrażenia na podłodze. –Sky…czy ty.. David.. czy my naprawdę spotkaliśmy archanioła?
- Nie wiem, zajęty byłem - mruknął Sky, patrząc uważnie na Davida, który w końcu mógł oddychać swobodnie, ale nadal brał głębokie wdechy jakby bał się, że znowu nie będzie mógł nabrać powietrza do płuc. - Już, okej?
David jedynie kiwnął głową, a potem spojrzał na Silver.
-Może.. powinniśmy wyjść.. czy cos? – Mathias dotknął ramienia Sky’a. –Silver powinna zostać sama z Jace’em..
Sky pomógł wstać Davidowi, po czym wyszli z pokoju.
Silver otarła łzy na policzkach, cały czas się w niego wpatrując.

            Jace obudził się dopiero następnego dnia wieczorem. Otworzył oczy i przez chwilę czuł ból w piersi, ale znikł on równie szybko, jak się pojawił.
A więc umarłem, pomyślał. Zawsze niebo kojarzyło mu się z chmurkami, obłoczkami i bandą ludzi ubranych w białe szaty. Ale widocznie niebo było takie, jak opisano w Supernatural (jego ukochanym serialu), gdyż jego niebem okazała się sypialnia Silver. Rozejrzał się dookoła, z lekką czułością zauważając te same przedmioty, nawet zapach perfum w powietrzu był identyczny. Ku jego zdumieniu, dostał nawet swoją niebiańską Silver, która spała obok niego. No cóż, nie była to ta „prawdziwa”, którą kochał, ale przynajmniej nie będzie czuł się samotny..
            Kogo próbuję oszukać, westchnął duchu,  przytulił się do dziewczyny. Nawet kopia Silver nie zastąpi Silver. Ciekawe, czy będzie mógł ją obserwować z góry..
Silver jakby wiedziała, że Jace się obudził, więc ona chwilę później. Uniosła się na łokciach i szybko na niego spojrzała. Obudził się. Jezu, obudził się! Od razu się do niego przytuliła i na nowo rozpłakała. Tylko teraz płakała ze szczęścia. 
- Żyjesz - szepnęła, przytulając się do niego mocniej.
-No właśnie nie – mruknął, ale odwzajemnił uścisk. –Nie płacz, przecież jesteśmy w niebie? Proszę, powiedz mi tylko, czy tę Silver na ziemi udało się uratować? Czy wampiry nic jej nie zrobiły?
- Jace - Silver spojrzała na niego z wesołymi iskierkami w oczach. - Nie jesteś w niebie, ty żyjesz! Naprawdę! Niejaki Raziel cię uratował. A, właśnie - podała mu piórko, wyciągnięte z szufladki.
-Co? – odłożył piórko, bo co go ono interesowało, skoro mógł się znów przytulić do swojej Silver. –Raziel? Przecież to twórca Nocnych Łowców, to on zapoczątkował rasę Nefilim. Coś ci się musiało pomieszkać, kochanie – przytulił ją. –Żyjemy? Oboje?
- Chyba tobie się pomieszało - mruknęła. To było piękne znów sobie tak dogryzać... - Tak, żyjemy oboje. Kocham cię, wiesz? Tak strasznie mocno - pocałowała go. W końcu!
Jace przesunął dłońmi po jej plecach, ostrożnie dotykając jej, jakby była zrobiona z porcelany. W jego gestach nie było tej niecierpliwości, która zawsze dopadała go, gdy był z nią w łóżku.
-Pamiętam, jak płakałaś. Jak mnie wołałaś, a ja nie mogłem odpowiedzieć – jęknął.
- Myślałam, że już nigdy mnie nie przytulisz - powiedziała cicho. - Tak się cieszę, że jesteś tutaj ze mną... NIE PUSZCZAM CIĘ JUŻ NA ZADNE POLOWANIE. CHYBA ŚNISZ, ŻE CI POZWOLĘ NA DALSZE TAKIE ZABAWY.
-Erin – szepnął, po czym odnalazł jej usta i pocałował ją z tęsknotą. Ujął jej rękę i przyłożył do swojego serca, by pod swoimi palcami mogła poczuć, jak ono znów bije dla niej.
Odwzajemniła pocałunek, obejmując go wolną dłonią. A drugą przycisnęła do jego piersi i uśmiechnęła się przez pocałunek.
-Kocham cię. Przepraszam – szepnął.
- Nie przepraszaj. I tak cię już nie puszczę. Od dzisiaj codziennie śpisz ze mną tutaj, w tym łóżku.
-Erin – westchnął z czułością. Pocałował ją w czoło. –Czy to dobrze, że każemy archaniołowi czekać..?
- Nie interesuje mnie to... chociaż... może lepiej zawołaj go. Jeszcze mi ciebie zabierze...
Jace wygrzebał się z łóżka i wziął pióro do ręki. Było ciepłe, jakby cały czas ktoś trzymał je w dłoniach. Nigdy wcześniej nie wzywał nawet pomniejszych aniołów, a co dopiero archanioła. Wśród Nefilim była to legenda, mało kto w to wierzył, mimo to, wciąż uczono ich, jak to robić. Jace zamknął więc pióro pomiędzy dłońmi, po czym zaczął w myślach nawoływać anioła po imieniu. Robił to przez kilka minut, po czym przestał.
-Chyba mi nie wyszło – westchnął. –Spróbuję potem jeszcze raz – zwrócił się do Silver. –Tymczasem.. – wśliznął się pod kołdrę obok niej i wziął ją ponownie w ramiona.
- Na pewno powiedziałeś, że chcesz z nim porozmawiać? Znaczy on chciał z tobą porozmawiać, więc dziwne... No nic - przytuliła się do niego. Mogłaby teraz tak leżeć i leżeć. Była naprawdę szczęśliwa. Chyba nigdy jeszcze się tak nie czuła. Można powiedzieć, że byłą pijana szczęściem.
Jace zaczął wargami lekko muskać jej szyję i brodę, a także odsłonięty fragment dekoltu.
-Tak. Wołałem go. Pewnie jest zajęty, w końcu to archanioł..
- No może - głaskała go po głowie, całując go w czoło.  - Kocham cię. Tak strasznie cię kocham.
-Ja ciebie też – wsunął dłonie pod jej koszulkę i dotykał jej pleców, czując pod palcami aksamitną skórę dziewczyny. –Tak bardzo, że umarłbym jeszcze raz, żeby cię uratować – szepnął.
- Nie mów tak. Jak umrzesz przede mną, to cię zabiję.
-Kochanie – spojrzał jej w oczy. Ściągnął jej koszulkę przez głowę i przytulił mocno do siebie, jakby chciał ją ogrzać własnym ciałem. –Moje kochanie – powtórzył, całując jej czoło, nos, policzki.
Uśmiechnęła się lekko, unosząc jego koszulkę.
Pomógł jej ściągnąć ją i rzucił gdzieś dalej. Nagle zauważył, że coś w jego tatuażu Łowcy się zmieniło. Lekko się uśmiechnął.
-Zobacz – powiedział cicho i położył rękę Silver na srebrnym serduszku, które pojawiło się pomiędzy znakami i zawijasami.
- Ale ładne. Sam sobie zrobiłeś? - uśmiechnęła się.
-Nie. Jeszcze.. hmm, „wczoraj” tego nie było – powiedział cicho. –To pewnie robota Raziela.
- Ładne - pogłaskała go w to miejsce, a potem cmoknęła.
-To pewnie oznacza ciebie – przesunął dłońmi na jej biodra i przewrócił ją tak, by położyła się na plecach, a on leżał na niej. Oparł się na łokciach i pocałował ją lekko. Właśnie miał się wygodnie ulokować pomiędzy jej udami, kiedy przerwało mu chrząknięcie.
-Widzę, że czekanie nie jest twoją mocną stroną, Jonathanie.
Silver zrzuciła go z siebie i zakryła się kołdrą. 
- No... to jest właśnie Raziel...
Jace przyjrzał się archaniołowi. Nie był podobny do swojej ryciny w książce Nocnych Łowców. Nie miał na sobie zbroi, tylko idealnie skrojony, czarny garnitur.
-Ubierzcie się – polecił. Jace szybko wciągnął koszulkę, po czym podał Silver jej ubranie.
Silver ubrała swoją bluzkę, a potem usiadła na łóżku i spojrzała niepewnie na Raziela.
-Nie gniewam się na was, dzieci – powiedział Raziel, rozglądając się z lekkim zainteresowaniem po pokoju. –Ciszy mnie wasze hmm.. zainteresowanie sobą.
-Dziękuję ci, panie – powiedział Jace, nie bardzo wiedząc, czy ma klęknąć czy stać.
Silver siedziała spokojnie. Założyła nogę na nogę i czekała.
-Twoje życie nie miało się skończyć tamtej nocy. Widzicie, sprawa jest poważniejsza, niż może się wam wydawać. Niebo podzieliło się, anioły są w stanie wojny. Wkrótce przeniesie się ona do waszego świata.
Silver zmarszczyła czoło i spojrzała na Jace'a.
-Nie rozumiem, panie. Niebo podzielone?
-Anioły utworzyły frakcje. Jedna z nich uważa, ze czas, by z ziemi zniknęli wszyscy, którzy nie są ludźmi. Dzieci księżyca, wampiry, faerie, lisołaki, czarodzieje. Nawet kobiety, które, jak twoja dama, noszą w sobie tylko gen lisołaka, według nich powinny zginąć. To oni stoją za..atakiem na was oboje. Chcą w ten sposób pokrzyżować plany frakcji, którą stworzyłem ja. Chcą zniszczyć projekt Biały Księżyc.
-Projekt? – powtórzył Jace, biorąc Silver za rękę.
-Tak. Projekt polegający na stworzeniu nowej rasy Nefilim. Krzyżówki krwi Nefilim z krwią Dzieci Nocy. Innymi słowy: Nefilim, którzy sami będą wilkołakami, lisołakami..
Okej, wilkołaki, lisołaki, wampiry, czarodzieje. Supcio, naprawdę. Ale teraz to już było trochę za dużo. Silver milczała. Może to i lepiej. Właściwie po raz pierwszy nie wiedziała, co powiedzieć.
-Dalej nie rozumiem. Dlaczego chcieli pozbyć się mnie i Erin?
-Ciebie, bo jesteś moim potomkiem, Jonathanie. Erin, ponieważ nosi w sobie gen lisołaka. Chcieli się was pozbyć, ponieważ wasz syn stanie na czele nowej rasy. Będzie lisołakiem Nefilim.
- O, świetnie. Dzięki za spojler - mruknęła Silver.
-Wciąż nie rozumiem. Masz pełno potomków na świecie, panie. Dlaczego właśnie ja?
-Nie rozumiesz, Jonathanie? Nosisz nazwisko największego i najstarszego rodu Nefilim. Jesteś moim potomkiem. Potomkiem dziecka, które spłodziłem tysiące lat temu.
- Nie wspominałeś o tym nic, Jace - zauważyła Silver i spojrzała na niego. - I to ty bałeś się mojego taty...
-Bo sam nic o tym nie wiedziałem. Znałem tylko panieńskie nazwisko mojej mamy i sądownie wywalczyłem zmianę na nie. Zresztą, Morgenstern to popularne nazwisko.
-Owszem – Raziel wyglądał na rozbawionego. –Ale to właśnie ty zostałeś wybrany, tak samo jak Erin de Varden. Kilkoro waszych przyjaciół również zostało wybranych. Ale to wasz syn jest kluczową postacią.
Jace lekko się zarumienił. Syn.. Raziel oznajmił, ze on i Silver będą mieć syna..
-Mówiłeś o trzech frakcjach. Na razie powiedziałeś o dwóch, panie..
-Trzecia myśli podobnie jak my, że czas stworzyć nową rasę Nefilim, ale – Raziel rozbawił się jeszcze bardziej – na siłę. Proponowali pozamykać was jak króliki doświadczalne i po prostu mnożyć, a wasze dzieci dawać do wyszkolenia aniołom. Nie mogłem się na to zgodzić.
Silver starała się siedzieć cicho. Nic nie mówiła, przeglądała swoje paznokcie, poprawiała włosy.
-Chciałbym, żebyś to wziął – podał Łowcy swój miecz. Jace niepewnie wziął go do ręki. Broń okazała się zadziwiająco lekka. –Dla pani, panno de Varden, mam to – bezszelestnie zbliżył się do niej i podał jej pierscień. Jace’a zaskoczył jego wzór. Skądś go znał.
-Co to?
-To pierścień rodowy Morgensternów. Wiąże wasze losy razem. Przy okazji zapewnia temu, kto go nosi, bezpieczeństwo.
- Nasze losy razem... Supcio - mruknęła, zakładając go. Nawet ładnie wyglądał.
-Och. Nie martw się, love – zwrócił się do niej Raziel. –Nie mieliśmy wpływu na wasze uczucia wobec siebie. To, co do siebie czujecie, jest waszą sprawą. My wam tylko błogosławimy.
- To dobrze.
-Pójdę już. Zachowaj piórko, Jonathanie. Wezwij mnie, jeśli zajdzie taka potrzeba – oznajmił i znikł. A Jace stał, z mieczem w dłoni, wpatrując się w ziemię.
-Jestem potomkiem Morgensternów? To niemożliwe.
- A dlaczego nie? Coś w tym złego?
-Bo to jest niemożliwe. Morgenstern ma ponad 80 lat, jego żona też. Nie mają dzieci.
- Jesteś ich potomkiem. Pogódź się z tym - poklepała miejsce obok siebie.
-Musiałbym mieć z 50 lat, a nie 20 – prychnął, ale usiadł obok niej. –Może Raziel się pomylił. W końcu minęło tysiąc lat, od kiedy urodziło się jego dziecko i zapoczątkowało ród. Mimo to – spojrzał na nią z uśmiechem – dziwnie się czuję – wyznał. –Wiesz, ze świadomością, że anioły czekają, aż my.. no wiesz.
- Cicho - pocałowała go w policzek. Przytuliła go do siebie.
-Będziemy mieć syna – powiedział z uśmiechem. –O BOZE. MYŚLISZ, ŻE ONE NAS POGLĄDAJĄ GDY MY SIĘ KOCHAMY?!
- SKOŃCZ. PRZESTAŃ! LALALALA! I po synie!
Jace spojrzał na nią i zaczął się śmiać. Wpierw cicho, potem coraz głośniej, aż w końcu padł na łóżko i płakał ze śmiechu.
- To nie jest śmieszne, Jace.
-Och, jest – wymamrotał, ocierając oczy. –Poczułem się jak aktor porno. Jakby ktoś czytał albo widział nas w łóżku.
- I ciebie to bawi.
-A co, mam płakać? Silver – przyciągnął ją do siebie. –Po prostu cieszę się, że żyję. Tyle.
- Ja też - przytuliłą się do niego. - Kocham cię.

2 komentarze: