sobota, 14 września 2013

Rozdział 35. Gadający (irytujący) kot.

James wszedł do swojego pokoju i pstryknął palcami. Ubrania poderwały się i same łagodnie wpłynęły do szafy, papiery na biurku poukładały się, a pościel na łóżku ułożyła i wygładziła. No. Uwielbiał bycie czarodziejem.
-Dobrze, że nie musisz się martwić o ograniczenie mocy - prychnął jego czarny kot, zajmując miejsce na łóżku.
-Salem, masz dzisiaj udawać normalnego kota! Przychodzi David.
Kot przewrócił oczyma, po czym obrócił się do Jamesa dupą i zaczął się myć.
No i David de Varden zawitał do ślicznego domu państwa Matthews. Ok. Bał się mamy Emmy i Jamesa. Nie miał konkretnych powodów (chyba), ale jakoś tak go przerażała.
No nic, zadzwonił do drzwi.
- David, cześć - Emma uśmiechnęła się, wychodząc z domu. - I na razie!
I poszła. Pewnie na randkę z rudzielcem.
Wzruszył ramionami i wszedł do środka.
- Dzień dobry - zaczął niepewnie. Dobra, zawsze jeszcze można uciec.
-Cześć. Moich rodziców nie ma, nie spinaj się - James się do niego uśmiechnął.
- O matko kochana, całe szczęście - odetchnął de Varden i szedł za Jamesem. A gdyby tak... hm, tyle wizji, taki duży dom...
Tyle miejsc płaskich i innych takich powierzchni..
-Oj nie przesadzaj.
- Boję się twojej mamy, no daj mi spokój - w jego pokoju przewiesił bluzę na krzesło i rozejrzał się po pomieszczeniu. W oczy rzucił mu się kot. - O, masz zwierzątko.
-Ano. To jest Salem.
-MIAU.
- Wykastrowałeś go, czy co?
Chodziło mu o to, że dziwnie miauczał.
-Nie. On tak zawsze.
Kot perfidnie zaczął lizać swoje jajka.
- Urocze stworzenie - mruknął David, a potem tak po prostu przytulił się do Jamesa. - Gdzie byłeś jak cię nie było?
-Tu i tam - objął Jamesa i pocałował w czoło - Tęskniłem, wiesz?
- No ja właśnie też - westchnął ciężko. - Musisz mnie kiedyś zabrać na taką wycieczkę.
-A chętnie. Napijesz się czegoś?
- Zaraz - David pocałował go lekko w usta, a potem tak coraz mocniej.
James odwzajemnił pocałunek, delikatnie popychając de Vardena na ścianę.
W momencie, w którym pogłębił pocałunek, kot zaczął udawać, że rzyga.
- Twój kiciuś się chyba źle czuje - zauważył David. Ale się kurczę przeeejooooł... tak się przejął, że aż zaczął z Jamesa ściągać koszulkę.
-To tylko kłaczek.
- Aha, super - David wrócił do całowania go i macania nagimi rękami po żebrach, brzuchu i plecach.
-Naprawdę tęskniłeś - ucieszył się James, podciągając koszulkę Davida., No, planował seksy, ale dopiero po wypiciu kawki, herbatki..
- Mhm - przytaknął, robiąc mu malinkę na szyi, jednocześnie głaszcząc go po karku. Wypiął troszeczkę biodra do przodu, ocierając się o niego.
James zamruczał seksownie, drapiąc go lekko po pleckach. Jego pocałunki stawały się coraz bardziej nachalne, a dłonie odważne.
David dobrał się do zapięcia jego spodni. Oczywiście szybko się ich pozbył. Nie przeszkadzał mu ten pchlarz, leżący na łóżku. Ściana też wydawała się być okej.
Nagle Salem zeskoczył z łóżka, przeciągnął się, ziewnął, po czym podszedł do Davida, oparł się o jego nogi i zaczął ostrzyć pazury.
- Ała! - warknął David, odpychając od siebie kota.
James zerknął na futrzaka.
-Salem!
-MIAAAU.
- Chodź, wywalimy go za drzwi - zaproponował David.
Kot na te słowa mocniej wczepił się w jego nogę. James wziął go na ręce.
-Salem, idź spać.
- Twój kiciuś chyba mnie nie polubił - zauważył inteligentnie de Varden.
-Nie wiem, co go napadło. przepraszam - James przyciągnął go mocno do siebie.
- Może wybaczę - zamruczał, uśmiechając się kącikiem ust. Jego dłoń przesunęła się wzdłuż jego kręgosłupa w dół, aż w końcu wdarła się za bokserki.
James jęknął mu chrapliwie do ucha, po czym pociągnął de Vardena na łóżko.
A na łóżku leżał Salem. I się GAPIŁ.
David pocałował Jamesa namiętnie, powoli zabierając się za ściąganie z niego bielizny, kiedy jednak przestał.
- Nie mogę.
-Mrrau!
-Boże. Wybacz, David. Salem, sio!
-Sam sio, już nie mogę.
David zrobił w głowie szybką analizę. Nic nie pił dzisiaj. Chyba, że w mleku i soku coś było, ale raczej powątpiewał w to.
- Wydawało mi się, czy twój kot właśnie przemówił?
-Ja pierdole...
-No oczywiście, ze przemówił. Ładny, ale nie ogarnia. James, na litość boską, nie mogłeś znaleźć czarodzieja, tylko lisołaka?!
- Wigilia dzisiaj? Zwierzęta mówią ludzkim głosem, czy znalazłeś sobie gadające zwierzątko?
-To jest kotołak.
- Miodzio - David opadł na poduszki. No i to by było na tyle, jeśli chodzi o seks na przywitanie.
-Coś ci nie pasuje, lisie? - Kot zasyczał.
- Ty mi nie pasujesz, pchlarzu.
-Nie mam pcheł, debilu.
-Uspokójcie się - jęknął James, szukając swoich spodni.
- Mhm, ale liżesz się tam, gdzie nikt nie powinien, więc...
-A ty się niby nie liżesz? Poza tym, ja lizę tylko sobie.
- No, to jest przerażające. James, możemy go wywalić, proszę? - zapytał z nadzieją David, chociaż wiedział, że i tak się nie zgodzi.
James westchnął.
-Chciałem, żebyście się zaprzyjaźnili.
-Nie było okazji, bo lis zaczął cię rozbierać.
- Och, skrzywiłem ci psychikę, kocie?
-Widziałem Jamesa więcej razy nago niż ty wszystkich swoich kochanków razem wziętych, lisie.
-Błagam. Proszę was. David, to Salem. Salem, to David. Obaj jesteście dla mnie ważni.
- Człowiekofil? - David uniósł brew wyżej.
Salem przeniósł się na kolana Jamesa i zaczął mruczeć.
-Każdy czarodziej ma swojego chowańca. Ja mam Salema.
- To cudownie. Cieszę się twoim szczęściem - David wstał i też się ubrał, no bo co tu będzie tak leżeć.
James poczuł żal. Lubił podziwiać jasną skórę de Vardena.
-Naprawdę zależy mi..
- Ale ja nie mówię, że nie - pocałował go w czubek głowy, a potem w czoło.
James pocałował go w usta.
-Och błagam - jęknął Salem. -Nie lubię go, James.
-Nie znasz go, przyjacielu - powiedział łagodnie James. -Daj mu szansę.
- Nie musisz mnie lubić, sierścichu. Ważne, że James mnie lubi - pocałował SWOJEGO CHŁOPAKA (trololo, nadal dziwnie to brzmiało) w usta.
James wyciągnął się łagodnie na łóżku obok niego, ignorując pazurki Salema, które wbijały mu się w brzuch.
- Czyli ty, ja i sierściuch? Już wiem, jak się czuję Silver z Jace'em, kiedy im przeszkadzam i zatruwam dupę.
-Daj spokój. To tylko ko..ałć.
- Potwór? Szatan wcielony? Super.
Salem wyciągnął się na brzuszku Jamesa i zaczął mruczeć, gdy czarodziej powoli przesuwa po nim dłonią.
-Nie jest najgorszy.
David zmienił się w lisa, a potem wykopał kota z brzuszka Jamesa. Sam się położył, rozciągając się na brzuszek i tors.
Po chwili wlazł na niego kot i użarł go w ucho.
-O mój Boże. Zaczyna się.
Dobra, tak to nie będzie. Lis mu oddał, przy okazji udrapał.
-Ej, ej - James ich rozdzielił. -Salem, jesteś moim chowancem, a David jest moim chłopakiem. Nie wolno ci go ruszyć, rozumiesz?
-Jasne. Masz nowego zwierzaczka.
Salem zeskoczył z łóżka i usiadł na parapecie. Patrzył w okno ze smutkiem. James westchnął ciężko i wstał, po czym wziął go na ręce.
-Kocham cię tak samo, jak wczoraj czy pół roku temu, Salem. Ale teraz kocham jeszcze Davida. Inaczej, niż ciebie. ALe chciałbym, żebyście się dogadywali..
- Dobry patent - prychnął David, zmieniając się w człowieka i leżąc na łóżku. Złożył rączki razem i położył je sobie na brzuchu, obserwując tą jakże łzawą scenę.
-David, proszę - James posłał mu łagodne, smutne spojrzenie.
- Nic nie mówię.
-Możecie chociaż spróbować się dogadywać? Obaj?
- Możemy. Ja mogę, nie wiem, jak sierściuch.
-Dla ciebie, James, zrobię wszystko.
Ale lizus - pomyślał David, przewracając oczami.
- Zgłodniałem. Idziemy coś zjeść?
-Jasne.
Zostawili Salema w pokoju, po czym James zaprowadził Davida do kuchni.
- Czemu nic nie mówiłeś, że masz gadającego kota? - zapytał, opierając się o blat.
-Nigdy nikt nie pytał - odpowiedział prosto. -A to nie jest coś, czym się chwalić?
- No to jakaś nowość. Nigdy nie zostałem skomentowany przez zwierzaka - przyciągnął go do siebie mocno.
James objął go i pocałował.
-Tutaj go nie ma
- Ale zejdzie. To kot. Te szatany czają się wszędzie. Możemy się poprzytulać.
-Oczywiście, że możemy - James przytulił go do siebie i zaczął głaskać po pleckach.
Takie zwykłe przytulanie i głaskanie też było nowością dla Davida. I to taką przyjemną nowością. Mógłby się do tego przyzwyczaić i to dość szybko.
Wtulił nos w zagłębie jego szyi, zamknął oczy i odetchnął sobie cichutko.
-Szzzz, teraz już będę siedział w NY.
- To dobrze. Cieszę się - zamknął go w uścisku i nie miał zamiaru puszczać.
-Oj - James głaskał go po włoskach.
- To ten. No. Sobota. Co robisz w sobotę? - zagadnął po paru dłuższych chwilach David, unosząc głowę i spoglądając na niego.
-Spotykam się z tobą.
- Dobrze. A gdzie chciałbyś iść? No wiesz, spotkać się. No wiesz, na r... na ra... na randkę? - tak, powiedział to!
-Chętnie - James aż ociekał entuzjazmem. -Co powiesz na kino?
Hm... w kinie można było się poprzytulać, pomiziać i tak dalej...
- Chętnie - uśmiechnął się do niego i pocałował go lekko w usta.
James odwzajemnił buziaka.
-To świetnie. Wybierzesz film, którego i tak nie będziemy oglądać?
- Tak, właśnie - zaśmiał się.
O ludzie kochani, David de Varden chyba naprawdę się zakochał. Gdzie to napisać?!


1 komentarz: