niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 26. Prorok i przekleństwo z tym związane.


Budynek płonął. Pomarańczowe płomienie trawiły wszystko, destrukcyjną siłą pochłaniając to, co stanęło na ich drodze. Tapety na ścianach kurczyły się i zwijały, poczerniałe i kruche jak papier. Co jakiś czas, przez temperaturę, szyby w oknach pękały i szkło wyrzucało w powietrze, niczym po eksplozji bomby.
Jedynym, co nie płonęło, była krew, która zalewała kamienną posadzkę niczym woda z niezakręconych kurków. Gdzieniegdzie leżały ciała dzieci, które pustym, szklanym wzrokiem wpatrywały się w przestrzeń, nie widząc już nic. Na ich twarzach zastygły grymasy przerażenia, a w drobnych dłoniach zaciskały równie małe dłonie swoich przyjaciół.
Najgorszy był pluszowy miś, częściowo nadpalony, paradoksalnie, uratowany od płomieni przez krew, która zabawiła jego białe futerko na różowo. Guzikowe oczko trzymało się tylko na jednej nitce, jakby nie chciało patrzeć, na masakrę przed sobą.
Akademia Nefilim w Bostonie przestała istnieć.
Red otworzyła szeroko oczy dość gwałtownie. Jej serce waliło jak oszalałe. Przez chwilę zastanawiała się, gdzie jest, jaka jest data i co się dzieje. Dopiero po chwili zrozumiała, że to był tylko sen. Prawdziwy koszmar. Aż zrobiło jej się zimno, kiedy w jej głowie znów pojawiły się te obrazy.
Azrael podniósł głowę z leżanki, na której sypiał.
-Coś nie tak? - zapytał. Głos miał jeszcze zachrypnięty od snu.
- Ja... miałam zły sen... mam nadzieję...
Była Prorokiem. Co, jeśli to byłą wizja...?
-Zły sen? - Azrael podrapał się po ramieniu i wstał z leżanki. Usiadł obok niej. -Chcesz o tym pogadać, niewiasto?
- Chyba tak, bo mogła to być wizja... - zrobiło jej się przeraźliwie zimno i wtuliła się w kołdrę.
-Wizja? - spojrzał na nią, momentalnie przytomniejąc.
- Nie wiem, dobra? Teraz wszystko może być wizją...
Podrapał się w brodę.
-A co ci się śniło?
- Pożar w Akademii Nefilim. To było straszne, Azi... - pod jej powiekami pojawiły się łzy.
Poklepał ją niepewnie po ramieniu.
-W Akademii Nefilim? Ciężko jest sforsować jej zabezpieczenia - pocieszył ją. -Poza tym, kto atakowałby dzieci?
- Psychopata? Szaleniec? Wampiry? Demon? - spojrzała na niego, a potem w ścianę.
-Demony. Musiałoby być ich bardzo dużo.. - sięgnął po telefon, przez który mógł się łączyć z Górą. Napisał im wiadomość, by ktoś został wysłany do Akademii. Problemem było to, że Akademii było kilkanaście, plus Zakony..
- Może rzeczywiście to był tylko sen - szepnęła, chociaż sama już nie była pewna niczego.
-Połóż się, spróbuj zasnąć - powiedział łagodnie, kładąc się na boku na brzegu jej łóżka.
Amelia od razu się do niego przytuliła.
- Przepraszam, muszę.
Zaskoczyła go. Przez chwilę chciał ją odtrącić, w końcu był archaniołem śmierci, ale w końcu lekko objął ją ramieniem, przy okazji szczelniej otulając Amelię kołdrą.
Wtuliła się w jego ciało i zamknęła oczy. Ale zaraz je otworzyła. Bo kiedy miała je zamknięte, widziała te obrazy.
-Wysłałem wiadomość - poinformował ją. -Anioły polecą sprawdzić Akademie..
To i tak jej nie uspokoiło.
- Boję się - wyszeptała w końcu.
-Jesteś Prorokiem, przyzwyczaisz się - westchnął.
- Jak można się do tego przyzwyczaić? Nie chcę być Prorokiem...
-Przykro mi, Amelio.
- Mnie jeszcze bardziej.
-Nic nie można poradzić. Niestety..
- Wiem...
Zadrżała i skuliła się w sobie.
Azrael objął ją mocniej, po czym zaczął głaskać Amelię po plecach.
Amelia nie wiedziała, kiedy zasnęła. Tym razem nie miała już koszmaru.
Azrael jednak czuwał. Rozmyślał, jak bardzo delikatna jest ta kobieta. Powierzono jej ciężkie zadanie, czy miała wystarczająco dużo sił, by mu podołać?
Po kilku godzinach jego telefon odezwał się.
"Akademia w mieście Boston została zrównana z ziemią".
Nad ranem Amelia obudziła się w niezbyt dobrym humorze. Szybko przypomniał jej się sen. Spojrzała na Azi'ego, a potem cmoknęła go w czółko. Wstała z łóżka i poszła do łazienki, a stamtąd do kuchni.
Azrael poczłapał się za nią, minę miał niewesoła. Gdy Red chciała włączyć TV, zabrał jej pilota i wbił w niego zasmucony wzrok.
-Musimy pogadać..
- Co się stało? - spojrzała na niego przerażona, ponieważ od razu pomyślała o śnie.
-Twój sen, to była wizja - nie owijał w bawełnę. Amelia miała prawo wiedzieć.
- Wiedziałam... - spuściła wzrok. Nie kryła łez ani drżenia ciała. Objęła się ramionami, czując jak na ręce spadają krople łez.
Azrael objął ją niezgrabnie.
- Widziałam to i nic nie zrobiłam, żeby temu zapobiec...!
Amelia zaczęła płakać coraz mocniej. W pewnym momencie aż zaczęła się dusić tym płaczem.
-Nie mogłaś nic zrobić! - krzyknął, tak, by ton jego głosu do niej dotarł. -Ty tylko widzisz, ja przekazałem Aniołom. To nie jest twoja wina, Amelio!
Nic mu na to nie odpowiedziała; nie mogła. W końcu osunęła się po ścianie, usiadła na podłodze i nie potrafiła się uspokoić.
Azrael kucnął naprzeciwko niej i ujął jej dłonie w swoje.
-Amelio..
- Czuję się taka bezsilna - wyznała, kiedy w końcu mogła wydobyć z siebie głos.
-Rozumiem - przytaknął, chociaż jemu to uczucie było obce. -To była pierwsza klarowna wizja, jaką miałaś. Następne będą z większym odstępem czasowym - oznajmił.
Amelia oparł czoło o kolana. Dłonie trzymała na łydkach.
-Chodź - podniósł ją do pozycji stojącej. -Połóż się lepiej. Nie oglądaj dzisiaj skrzynki z obrazkami.
Dała mu się prowadzić niczym szmaciana lalka. Kiedy ją położył, złapała go za dłoń.
- Nie zostawiaj mnie, proszę...
Chciał lecieć sprawdzić, jak wygląda teren Akademii, ale po krótkim namyśle zrezygnował.
-Dobrze.
Usiadł obok niej.
- Opowiedz mi coś.
Zamrugał szybko, patrząc na nią.
-Opowiedzieć?
Amelia pokiwała głową.
- Coś... dobrego.
Podrapał się w brodę, myśląc. Ostatnimi czasy był dłuugo na wojnie. Walczył z demonami, cóż mógł o tym dobrego powiedzieć?
-Żałuj, że nie widziałaś nigdy małego anioła - wypalił nagle.
- Mały anioł? - zapytała, patrząc na niego uważnie.
-Mhm. Kiedy anioł śpi z ziemską kobietą, rodzi się Nefilim. Ale kiedy anioł śpi z aniołem - wzruszył ramionami - rzadko, bo rzadko, ale wtedy rodzi się mały aniołek. Dzieci anioły są tak wyjątkowe, każda para doczekuje się co najwyżej jednego, wielu się to nie udaje. Więc aniołki są chronione i rozpieszczane.
- I co? Mają blond loczki i błękitne oczy? - uśmiechnęła się lekko.
-Nie - roześmiałby się, ale nie miał siły. -Są podobne do rodziców. Blond włosy i niebieskie oczy mają kupidyny.
A ona teraz by się zdziwiła i zapytała "to kupidyny też istnieją?", ale czemu tu się dziwić? To jasne, że istnieją.
-Najwięcej jest aniołów stróżów. Zazwyczaj zostają nimi Nefilim i  - urwał.
- No to widzę, że anioły wcale nie są takie święte.
-Nie, nie są. Młode pary niczym się nie różnią od waszych młodych par - puścił jej oczko. W sumie to się nawet ucieszył, ze nie dopytywała o to, kto zostaje aniołem.
- Nie no, to ma sens. Przecież anioły nie mogłyby być hodowane w szklarniach.
-Nie. Ale są dwa sposoby, by zostać aniołem./
- Jakie?
-Możesz się nim urodzić, albo po śmierci stać się aniołem, gdyż za życia wyświadczyło im się przysługi. Tylko archanioły są stworzone.
- Aaa, a ty jesteś archaniołem.
-Tak. Nigdy nie byłem dzieckiem. Dlatego lubię się na nie patrzeć.
- No właśnie widzę - sięgnęła po swojego pluszowego psa i go przytuliła.
-Opowiedz mi o swoim dzieciństwie.
- Ale moje dzieciństwo było nudne... No, pomijając jeden fakt.
-Nie musisz mówić - powiedział szybko.
- To dobrze, nie zamierzam - powiedziała cicho, przytulając się do maskotki.
-Lubisz wypchane zwierzątka?
- Nie mam nic przeciwko jak widzisz - na półkach, parapecie i w okolicach łóżka było pełno pluszowych ziwerzów.
-Czemu?
- Co czemu?
-Czemu je lubisz.
- A czemu miałabym nie lubić? Można się przytulić, nie szczekają, nie hałasują, nie sikają po szafach i dywanach.
-W sumie.. ja zawsze chciałem mieć psa.
- Ja też. Ale dopiero po studiach.
-Co chcesz studiować? Jakieś księgi?
- Medycynę. Chcę zostać neurobiologiem.
Azrael spojrzał na nią ze spokojem.
-To jakaś magia?
- Można tak powiedzieć. Ale trzeba się dużo uczyć, żeby być dobrym neurobiologiem.
-Wiesz, że nawet nie wiem, co to jest?
- To lekarz od mózgu człowieka. Taki trochę psychiatra. Neurobiolog zna dużo chorób psychicznych człowieka, a jak lekarz jest bardzo dobry, to może wiedzieć już wszystko po paru pytaniach zadanych osobie chorej, po której nie spodziewałbyś się choroby.
-Brzmi bardzo odpowiedzialnie.
- Chyba jest, zależy co robisz. Możesz przecież być tylko wykładowcą i uczyć innych studentów.
-Uczenie innych to jeszcze większa odpowiedzialność... Ja swego czasu uczyłem anioły walki. Pamiętam, że najmłodszym strugałem drewniane miecze.
- No jasne, że to odpowiedzialność. Nie każdy się do tego nadaje.
-Ty się nadajesz - uśmiechnął się do niej szeroko.
 - Ale ja nie chcę.
-Nie musisz chcieć, by się nadawać - wyciągnął rękę i pogłaskał ją po włosach. -Będę z tobą całe twoje życie, więc wiem.
- No wiem, ale ja nie chcę - westchnęła, a potem spojrzała na niego uważnie. - Przez całe życie?
Przytaknął.
-Taką mam misję. Na zawsze przy tobie - ujął jej dłoń.
- A, no tak. Ale się wynuuuudziiiiisz...
Wzruszył ramionami.
-Z tobą? Wątpię.
- No tak, teraz jestem Prorokiem...
-Przede wszystkim jesteś Amelią, Głosem Boga.
- Ładnie brzmi nawet - ale jakoś nie mogła się uśmiechnąć.
-Bo i niewiasta ładna.
- Nie, niewiasta nie jest ładna.
Prychnął.
-Jestem archaniołem, starym jak świat. Gdy mówię, ze cos jest ładne, jest ładne. I tyle.
- Dziękuję - przytuliła jego dłoń, którą cały czas trzymała, do policzka.
Podesłał jej troszkę ciepła.
-Zobaczysz, jeszcze zatańczę na twoim ślubie.
- Skąd wiesz, że będzie jakiś ślub?
-Ty mi powiedz, w końcu jesteś Prorokiem - powiedział lekko. -Odpocznij, Amelio.
- Azi? - zamknęła oczy, układając się wygodnie. - Lubię cię, wiesz? Bardzo.
-Ja ciebie też lubię, Amelio. Bardzo.
Tak właściwe, to nie wiedział, co do niej czuł, ale to, co żywił do niej w głębi duszy, było bardzo silne.


1 komentarz:

  1. Jak zwykle bardzo dobry rozdział. <3
    U mnie news. Zapraszam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń