sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 13. Ona i on, niebo i grom.



Wysoki, rudowłosy mężczyzna poluzował niewygodny krawat i natychmiast dostał po łapach od stojącej obok znacznie niższej i drobniejszej kobiety, która była jego matką.
-To elegancka kolacja, Evan - skarciła go tak, jakby miał znów 16 lat, a nie 23. 
-Mamo, po co ja tu i czemu?
-Nie marudź - fuknęła i szybkim, wyćwiczonym gestem poprawiła mu wiązanie krawatu. Ponad jej głową chłopak wymienił spojrzenie z ojcem, który uśmiechnął się do niego pocieszająco.
Evan rozejrzał się po sali i w myślach policzył do 10. Mama zabrała go tu, wystawiając na widok tych wszystkich niezamężnych kobiet jakby był zwierzęciem w zoo. Chryste. Wszystkie te baby były starsze od niego. Pomyślał, że zabije obu swoich braci, jeśli tylko przeżyje ten wieczór za to, że się wykręcili od przyjścia na przyjęcie z okazji otwarcia nowej filii firmy jego rodziców.
-Jedzenie - westchnął z ulgą i wyciągnął rękę do kelnera, ale mama znów dyskretnie go skarciła.
-Zawsze się upaprasz - szepnęła. -Tam są Clarkowie, kochanie - zwróciła się do męża. 
-Chodźmy się przywitać - objął żonę i lekko pchnął syna do przodu.
Najmłodsza z Clarków uśmiechała się do ludu, zebranego w tym lokalu. Jako córka dawała przykład innym dziewczynom. No przyszła tutaj. Tyle.
Sukienka Faye była koloru soczystej zieleni, jak jej oczy. Czarne włosy z przodu upięła, a z tyłu lekko opadały jej na plecy.
-Sebastien! - ucieszył się Aidan Clark, ściskając wpierw rękę, a potem całego swojego przyjaciela. 
-Kopę lat - powiedział ojciec rudzielca i pocałował dłoń pani Clark. Tak samo Aidan witał się właśnie z matką Evana. -To mój syn, Evan. Drugi w kolejce - wyjaśnił żartobliwie. 
-Wszyscy są rudzi? - zaśmiał się Aidan, a Evan poczuł lekką irytację. Serio? Naprawdę tylko to się rzucało w oczy? Zerknął na dziewczynę. -Ta piękność tutaj to moja córeczka i oczko w głowie, Faye. 
Evan, wyszkolony przez mamusię, a jakże, lekko się pochylił i pocałował wpierw dłoń pani Clark, potem dłoń panny Clark. No. Już. Mógł iść jeść?
- Dobry wieczór - lekko dygnęła, nadal się uśmiechając. A potem cały czas obserwowała młodszego rudego.
-Nie mogę uwierzyć, że otwarłeś firmę w Stanach. Tak się zarzekałeś, że tylko Europa i Europa. Szkocja stała się za mała?
-Można tak powiedzieć. Wiesz, muszę finansowo zabezpieczyć przyszłość dzieci. Mam ich troje - wzięli z tacy kieliszki z szampanem. -Evan będzie kierował firmą tutaj.
Evan przewrócił oczami. Nie no jassssneeee, bo mało miał na głowie. Widząc kelnerkę z koreczkami uśmiechnął się lekko i, nim zareagowała matka, porwał z tacy trzy koreczki i wsadził je sobie do japy. No wreszcie.
Faye zaśmiała się w duchu, że aż uśmiechnęła się na zewnątrz. 
- Tato, my pójdziemy do stołu szwedzkiego - pocałowała tatę w policzek, a potem uśmiechnęła się do państwa Finn. - Dobrej zabawy życzę - ruchem głowy pokazała Evanowi, że ma iść za nią.
-Tak, idźcie, dzieci. nie będziecie się tu z nami nudzić - poklepał córeczkę po plecach i patrzył, gdy odchodziła. To samo robili rodzice Evana.
-Macie piękną córkę.

Przy szwedzkim stole Evan zdobył się tylko na wdzięczny uśmiech i zaczął jeść. No. Czy oni myśleli, że rodowity Szkot naje się jakimiś chlebkami i innymi shitami? Pf.
Faye wzięła talerz i nałożyła sobie trochę sałatki i zdecydowanie więcej sztraganowa. No. Będzie wyżerka.
- Nie wyglądasz na szczęśliwego - zagadnęła, pakując sobie widelec do ust. No, kulturalna była i w ogóle. Ale bez przesady, dobrze?
Spojrzał na nią.
-Nie lubię imprez - odparł i wrócił do jedzenia paróweczek. Jakby ich nie pokroili na takie małe kawałeczki to byłoby łatwiej. Nienawidził jedzenia na przyjęciach. Było bardziej na pokaz niż do zaspokajania apetytu i w jego informatycznym umyśle wywoływało to error.
- Aa... ja generalnie do imprez nic nie mam, ale te akurat są nudne - wzruszyła ramionami i dobrała się do kromki chleba.
-W Szkocji bawimy się troszkę inaczej - oznajmił i sięgnął po sałatkę. Noo, ta dziewczyna była ładna. Miał słabość do długonogich Elfów, a ona właśnie takiego Elfa przypominała. Była piękna. No i nie taka amerykańska jak inne dziewczyny, które spotkał tu w ciągu tych kilku dni. Jak Rayne i Navi mogli tu mieszkać?
- A jak się bawicie w Szkocji? - zapytała, przyglądając się mu. Zbyt długo? Cały czas? Ma przepraszać? Nie będzie przepraszać. Był całkiem ładnym widoczkiem.
-Po pierwsze, nie zakładamy takich gajerków - oznajmił, lekko unosząc lewe ramię. Spod mankietu białej koszuli wychylił się fragment tatuażu. -Mamy żywszą muzykę, to po drugie.
- A takich przyjęć nie macie?
Boże, czy on naprawdę myślał, że to tutaj to jest najbardziej superowa impreza jaka może być?
-Niestety mamy i jak mamie uda się nas złapać, musimy w nich uczestniczyć - wzruszył lekko ramionami. -Ale tu nikt nie zakłada kiltów.
- No nie. To taka wasza tradycja - uśmiechnęła się. - Ja chcesz mogę cię zabrać do jakiegoś klubu.
Uśmiechnął się do niej.
-Jasne. Kiedyś chętnie.
Jak mnie zabiją i wypatroszą, dodał w myślach. Nienawidził klubów. Nienawidził niczego, co wiązało się z tłumem ludzi i tańczeniem. 
-Soł. Też pracujesz w rodzinnej firmie?
- Nie. Trzymam się z daleka, bo mnie to nie interesuje.
-Zazdroszczę. Mnie też, ale mój starszy brat od dziecka marzył o byciu prawnikiem, więc wiesz... Młodszy jest zbyt młody, zostałem ja - wzruszył ramionami.
- A chociaż chcesz to robić?
-Szczerze? Ani mnie to ziębi, ani mnie to parzy. Głównym dyrektorem jest mój ojciec, w radzie zasiadają inwestorzy, w tym również twój tato. Ja tylko wykonuję polecania i podpisuję papierki. A wieczorem mogę być i zajmować się tym, czym lubię.
- No widzisz, widzisz... to nie tak źle - spojrzała na szwedzki stół. Podeszłą do niego i nalała sobie herbatki. - Chcesz coś?
Ciebie. Może być na tym stole.
-Nie, spasuję.
Podeszli do nich ojcowie. Evan poczuł na ramieniu dłoń ojca, podczas gdy pan Clark objął córkę.
-O czym tu sobie gruchacie?
-O pracy, panie Clark. Panna Faye ma bardzo ciekawe spojrzenie na świat.
-Prawda, że jest fascynująca? 
-Evan, nie bądź kołkiem, poproś Faye do tańca - zachęcił ojciec.
NIE NO ONI TAK NA SERIO? Evan poczuł przypływ paniki. Nienawidził tańczyć. Nie umiał tańczyć.
- Nie, może lepiej nie, bo ja i taniec... 
Hahaha, po chwili stali na parkiecie. Mhm, okej. Faye z tego co pamiętała i widziała obok, to było tak, że ona położyła jedną rękę na ramieniu Evana, a drugą wsunęła w jego dłoń. A nie, czekaj, odwrotnie z tymi łapami.
-Nie umiem tańczyć - bąknął. 
Objął ją sztywno w talii.
- Ja umiem, ale nie tak, więc... - spojrzała na niego niepewnie, zarumieniła się i odwróciła wzrok. Wielkie to było.
-Okej. Czekaj - rozejrzał się. Dobra, chyba było na dwa. I oni tak jakoś trzymali.. Zmarszczył brew i podszedł do tego analitycznie. Mocniej przyciągnął do siebie Faye (skąd miał wiedzieć, że para obok to kochankowie?) i złapał ją pewniej za rękę. I zrobił niepewny krok do przodu.

-Mają się ku sobie - zauważył Sebastien.
-Pasują do siebie jak pięść do nosa - westchnął Aidan. -Moja córka to diabeł wcielony. Niech cię nie zwiodą pozory.
-Och, a kto mówi, że Evan to domator? Ma swoje za uszami. 
-Zakład, że w ciągu 6 miesięcy ogłoszą zaręczyny?

- Poczekaj, poczekaj, chwila... o, jest. Dobrze nam idzie. Spokojnie - spojrzała na inne pary. No, kurczę, nie było najgorzej!

-Ok. Evan nie da się zaobrączkować, bo wciąż korzysta z życia. Będą razem, ale bez zaręczyn. Jak wygram to przyjedziesz do Szkocji zimą. 
-Dupę sobie odmrożę. Jak ja wygram, to sprzedasz mi w końcu ten domek w Alpach, z którego i tak nie korzystasz. 
-Ok - uścisnęli sobie dłonie. 

-Łal. Tańczymy.
Faye uśmiechnęła się radośnie. Kurczę, jeszcze przez głupotę się czegoś nauczy. Jak w szkole przed językami jak ludzie sobie coś powtarzają. No nic, wyjdzie jej to na dobre.
- Wiesz co, jak przeżyjemy, to normalnie kupię ci coś. Co lubisz?
-Nie wypada, by dziewczyna kupowała coś mężczyźnie - powiedział cicho. -Ale jeśli przeżyjemy, dostaniesz ode mnie kwiaty. 
Noo, szaleństwo.
- No dobrze, dobrze. Powiedziałabym ci, że pocałowałabym cię w policzek, ale nie wiem, czy byś sobie życzył...
-Pocałunek pięknej kobiety? Zawsze - uśmiechnął się czarująco, ale w tym samym momencie lekko ją przydepnął. -Przepraszam!
- Ałć... Nie zabiję cię. Jeszcze - zagrzmiała, ale po chwili zaśmiała się.
-Tego jednego mama nie dała rady mnie nauczyć..
- Wybaczę jej, jak dostanę te kwiaty.
Ale nie szło im najgorzej. Znaczy byli najgorszą parą na parkiecie, ale radzili sobie.
-Jakie lubisz?
Oczywiście, że się na tym nie zna oO. Wybierze je kwiaciarka.
- Słoneczniki. Uwielbiam słoneczniki - uśmiechnęła się.
Na chwilę puścił jej rękę i postukał się w czoło.
-Zanotowane.
Okej, w końcu po paru minutach zeszli na bok.
- Udało się. Piąteczka - zadowolona Faye wystawiła dłoń.
Postukał ją leciutko. No jakby jej przyłożył piątkę z całej siły, to by jej rękę złamał.
-Chodzisz do tej samej szkoły, co mój brat?
- Tak - uśmiechnęła się znowu. - Pochyl się - poprosiła, zakładając łapki za siebie.
-Hmm? - pochylił się. Niziutka była, nawet z tymi długimi nogami.
Faye pocałowała go w policzek.
- Proszę.
Uśmiechnął się do niej słodko.

-Dobrze im idzie - zauważył z ironią Sebastien. 
-Hej no, ja mam nadzieję, że moja córeczka pozostanie dziewicą do ślubu.
-Za późno. Chcesz oddać zakład walkowerem?

- Gorąco tu. Wyjdziemy do ogrodu? Podobno mają tutaj jakieś małe jeziorko.
-Chętnie - podał jej ramię. Mama była z niego dumna!
Faye złapała go za ramię i wyszli na dwór. No tutaj przypiździło trochę, więc przytuliła się bardziej do jego ramienia.
Po chwili głębokiego myślenia, raczej z faktu tego, że pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji, niż z braku kultury, zdjął marynarkę i zarzucił jej na ramiona.
- O, dziękuję - zarumieniła się lekko. Zwykle tego nie robiła, ale to on na nią tak działał...
-U was to jest "Chłodno"? U nas taka temperatura to środek lata - wyznał z lekkim uśmiechem.
- No jesteście wyżej niż my, wiesz? Bliżej wam do Syberii...
Wzruszył lekko ramionami. 
-Dlatego nie marzniemy tak łatwo, jak wy. Chociaż kobiety też marzną. Przejezdne. Bo taka rodowita Szkotka to ee.. No. Zdecydowanie nie mój typ.
- No ja nie lubię zimna, ale cały czas w gorącym klimacie też bym nie dała rady. Przyzwyczajenia - uśmiechnęła się do niego? - Typ? Znaczy nie lecisz na Szkotki?
-Boże broń - jęknął. -Gdy byłem w wojsku były tam takie dwie, co mogły mnie podnieść jedną ręką. I zostałem ich ulubieńcem - wzdrygnął się teatralnie.
- Oj... - pogłaskała go po pleckach. - Byłeś w wojsku? - zainteresowała się nagle.
-Rok. Wpierw jako naziemny kontroler lotów, potem sam latałem.
- O matko kochana, masz licencję pilota? - no teraz to wpatrywała się w niego jak w obrazek.
Zerknął na nią.
-Co w tym wielkiego?
- A nic - odwróciła wzrok. - Soooorki...
-Mam. Lubię latać. To druga najcudowniejsza rzecz na świecie.
- A co jest pierwszą? - spojrzała na niego znów.
Uniósł kąciki ust w lekkim uśmiechu.
-Jestem facetem. Zgadnij.
- Aaaa - uśmiechnęła się kącikiem ust. - Wszystko jasne.
-Nom. W obu sytuacjach wzbijasz się w niebo i po prostu leciiisz.. i potem lądujesz, ale nic juz nie jest takie samo.
- Uważaj, bo jeszcze poetą zostaniesz.
Roześmiał się.
-E tam. Całe życie chciałem być jak Wojowniczy Żółw Ninja. I wiesz, być trenerem sztuk walki. Otwieram studio niedaleko waszej szkoły.
- Tak? No widzisz. Może będziemy się mijać.
-Z miłą chęcią - puścił jej oczko. -Fajnie jest znać tu kogoś, kto nie ma więcej niż 180 i nie jest rudy.
- Miałam w wakacje. Ale dziwnie wyszedł na czarnych włosach... A szamponetka zmyła się po miesiącu...
-Jesteś piękną kobietą. Nic nie zmieniaj - puścił jej oczko.
- Dziękuję - wtuliła się w jego marynarkę.
Sebastien spojrzał na syna, gdy wracali do domu.
-I co sądzisz o tej Fairy?
-Faye, tato. Nie podpuścisz mnie.
-Oj no. Uchyl rąbka tajemnicy staremu człowiekowi.
-.. Jest miła.
-I............?
-I co? Nie znam jej.
-Więc kontynuuj tę znajomość - zachęcił ojciec. -Wydaje mi się, że wpadłeś jej w oko. Jej ojciec jest moim przyjacielem i ważnym inwestorem, wiec musisz uważać na tę młodą damę. Żadnego seksu.
No. To skoro mu już podsunął pod nos zakazany owoc i widział, no, powiedzmy, jak trybiki w głowie Evana zaczynają pracować, pogratulował sobie.

Aidan zerknął na córkę.
-Nigdy nie znikałaś na przyjęciach z jakimś chłopakiem.
- No bo wcześniej to byli sami nudziarze, tato - Faye sięgnęła po sok i nalała sobie do kubeczka.
-A ten jest rudy.
- Słodki, nie?
-Moim zdaniem za wielki.
- No jest wysoki, no ale... nadal przystojny.
-Uważasz, że jest przystojny? - uniósł brew. -No w sumie.. nie mój typ.
- No ja myślę - Faye prychnęła. - Ładny z niego facet i tyle.
Jej ojciec uniósł rękę.
-Przystojny. Bajecznie bogaty. Jego mama narzekała, że zrobił sobie tatuaż, więc to łobuz. Nie chłopak dla ciebie.. No i pilotuje samoloty!
- Serio? Uważasz, że tatuaże są złe? - spojrzała na tatę z lekkim politowaniem. No mamy XXI w!
-Jeden okej. Ale on ma całą rękę i część pleców!
- Naprawdę? - Faye zagryzła lekko dolną wargę. Jej, ten cały Evan robił się coraz bardziej interesujący! Wojsko, samoloty, rękaw...
-No mówię ci. Dobra rodzina, ale on chyba poszedł w złą stronę.. Mimo to, nie urywaj z nim kontaktu - dodał ciszej, konspiracyjnie. -Wiesz, jego ojciec to mój przyjaciel, byłoby mu przykro.
- Nie mam zamiaru - pocałowała tatę w policzek i ruszyła w stronę wyjścia, do limuzyny. - Dobranoc, tato, widzimy się w domu!
-Papa!
No. Dobrze wiedział, co jara jego jedynaczkę. I wiedział też, że rozkocha w sobie Evana dosyć szybko. Cóż, byliby ładną parą (jakoś pogodzi się z faktem, że jego wnuki będą rude). W końcu sam kiedyś był Łowcą, więc wiedział, co spoczywa na jego barkach.
I wiedział też, że jeśli Evan przysięgnie chronić Faye, nigdy nie spotka ją krzywda.

8 komentarzy:

  1. czyste zło z tych ojców, już ich lubię :3
    co do opowiadania samego w sobie, to zauważyłam, że stosujesz/stosujecie schemat. i przy postaciach i znajomościach . nie zawsze kobiety są niskie i słodziutkie a faceci silni, wysocy i jedno wielkie och ach.
    pomimo wszystko bardzo fajnie piszecie, ale przydałyby się jakieś urozmaicenia. mam nadzieję że się nie obrazicie. Sisi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, bardzo fajnie, że wyrażasz swoją opinię :) Co prawda teraz mamy napisane kilkanascie rozdziałów do przodu, bo Ace ma maturę, a ja obronę na uczelni, ale postaramy się coś zmienić :)

      Usuń
  2. "Ona i on, niebo i grom, losów ciągła zmienność
    ona i on, morze i ląd, jedność i odmienność...
    Miłość sama przyjdzie nieproszona,
    wtedy każde szybko, bardzo szybko się przekona"
    ŻE KAOY UMIE ŚPIEWAĆ. Hahaha cały czas jak to czytałam miałam w głowie tą piosenkę mimo, że Cholernie nie lubiłam tego serialu. XD A teraz do rzeczy, rozdział jak zwykle super czekam na dalszy ciąg i możesz być spokojna co do kary będzie ona straszna, no oczywiście dla Colina Bo Shigonowi pewno się spodoba tak czy siak XD
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jemu się spodoba WSZYSTKO, co bedzie zawierało w sobie chwile z Colinem :D
      No ja tę piosenkę nucę od dawna :D I tak jakoś mi do nich pasuje :3

      Usuń
  3. XDDD ahhhhhhh ci ojcowie.... a przecież mówi się, że to kobiety są swatkami ;p
    ~M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe :D A ojcowie nie swatają, oni tylko się "założyli" XD

      Usuń
    2. no taaa, jasnee... a to co?: "-Więc kontynuuj tę znajomość - zachęcił ojciec. -Wydaje mi się, że wpadłeś jej w oko. Jej ojciec jest moim przyjacielem i ważnym inwestorem, wiec musisz uważać na tę młodą damę. Żadnego seksu.
      No. To skoro mu już podsunął pod nos zakazany owoc i widział, no, powiedzmy, jak trybiki w głowie Evana zaczynają pracować, pogratulował sobie."
      No. Dobrze wiedział, co jara jego jedynaczkę. I wiedział też, że rozkocha w sobie Evana dosyć szybko. Cóż, byliby ładną parą (jakoś pogodzi się z faktem, że jego wnuki będą rude). "
      hmmm? ;p zwykłe zakłady mówisz? xddddd
      ~M

      Usuń
    3. No zakład jak zakład :D Jeszcze mają szansę zostać tesciami :D

      Usuń