sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 12. Nieoczekiwane spotkania.

            Kiedy śnieg puścił, a wraz z nim zniknęło najgorsze zimno, w Central Parku pojawiło się wielu biegaczy. Co prawda, błoto i wilgoć odstraszała, ale dla Szkota z dziada pradziada, taka pogoda była niczym.
            Rayne, 26 letni prawnik, biegł spokojnym, miarowym truchtem. Zrobił wcześniej małą rozgrzewkę, ale świeże powietrze lekko go zaskoczyło. Całą zimę spędził na siłowni, więc wypadł lekko z wprawy. Był czystej krwi Nefilim, więc, wychowywany do walki, nauczony był dbać o formę. Praca w kancelarii prawnej nie dawała mu dużo wolnego czasu, ale ten, który już mu pozostał, dzielił między sport, książki a pomoc młodszym braciom. Evan dawał sobie radę sam, ale Rayne wolał, by Navi wciąż z nim mieszkał. Co prawda, ufał mu, ale wolał mieć na niego oko.
            Wybiegł nad jezioro i troszkę zwiększył tempo. Zauważył przed sobą kilku innych sportowców, ale nie był w nastroju do współzawodnictwa, więc skupił się na swoim własnym, równym oddechu.
            Nagle jedna z biegnących postaci zatrzymała się. Rayne zwolnił i przez jego myśli przeszło kilka zdań o niedzielnych biegaczach, który porywają się z motyką na słońce. Zwolnił, gotów zatrzymać się i zapytać, czy może jej jakoś pomóc, ale w tym samym momencie dziewczyna osunęła się zemdlona na ziemię. Rayne zaklął cicho pod nosem i podbiegł do niej. Kiedy po lekkim poklepaniu policzków nie zareagowała, wezwał karetkę.

            Mathias niczym burza wpadł do szpitala. Telefon z informacją o tym, że jego siostra została przyjęta na oddział, zastał go w łóżku, więc nie miał zbyt wiele czasu, by się ogarnąć. Wciągnął na siebie tylko czyste rzeczy i złapał za swój plecak.
-Ayumi Sakai – poinformował pielęgniarkę na dyżurce, nerwowo bębniąc palcami o kontuar.
Kobieta zerknęła w monitor i podała mu numer sali.
            Zwolnił dopiero przed pokojem, w którym znajdowała się jego siostra. Nie chciał jej dodatkowo denerwować. Co prawda, jego wilkołaczy zmysł opiekuńczy doprowadzał go do szału na samą myśl, że jego siostrze mogło coś się stać. Wziął więc kilka głębokich oddechów i dopiero potem otworzył drzwi, przywołując na twarzy dobrotliwy uśmiech.
-Cześć, siostrzyczko – powiedział z wymuszonym spokojem. Ayu obróciła głowę z jego stronę, z żalem odrywając wzrok od słońca za oknem.
-Cześć, Mat. Przepraszam – wyszeptała, spuszczając wzrok.
-Nie szkodzi – zapewnił ją szybko. Usiadł na materacu i spojrzał na Ayumi. Była blada, a jej drobne ciało wciąż było wymęczone chorobą. –Kochanie, co ci strzeliło do głowy? Bieganie? Po parku?
-Choroba już dawno nie dawała o sobie znać. Po prostu wyszłam z wprawy – tłumaczyła się, patrząc na niego z smutkiem w oczach. –Wilk musi pobiegać, Mat.
-Więc na następny raz idź na siłownię, gdzieś, gdzie będą ludzie – westchnął. –Nie powinnaś być tam sama. Dobrze, że ktoś wezwał pogotowie.
-Zrobili za dużo szumu dookoła tej sprawy.
-Jest pan opiekunem tej czarującej młodej domy? – zapytał lekarz, wchodząc do sali.
-To moja siostra – wyjaśnił Mathias, wstając. Był dominującym wilkiem, co wywoływało u „zwykłych ludzi” postawę szacunku wobec niego. Lekarz cofnął się lekko i zamaskował swoje uczucia nerwowym uśmiechem.
-Och. Rozumiem – lekarz zerknął w kartę – Pana siostra może już dziś opuścić szpital. Wyniki są dobre, do omdlenia doszło w wyniku wysiłku fizycznego, a nie nawrotu choroby. Wszystko jest okej, ale powinna panienka unikać nadwyrężania się. Za tydzień jednak chcielibyśmy powtórzyć badania.

            Rayne wylał na patelnię zawartość miski i zamieszał, robiąc jajecznicę. Jego brat uwijał się obok, szykując sałatkę. Navi wciąż był przerażająco chudy, ale to, że odzyskiwał apetyt, sprawiało, że Rayne miał nadzieję. Może wkrótce jego najmłodszy brat zapomni o narkotykach.
-Biegałeś dzisiaj? – zagadał Navi, krojąc pomidorki.
-Tak. Ale niedużo – odparł, pilnując jajek.
-Co, lata nie te? – zapytał młodszy z nutką złośliwości w głosie.
-Chciałbyś. Spuścić ci łomot? – słodki głos Rayne’a sprawił, że Navi lekko się wzdrygnął.
-Dobrze, dobrze. Ty jesteś Łowcą – powiedział Navi i postawił miskę na stole. –To co? Wezwali cię do pracy?
-Nie. Jakaś dziewczyna zemdlała na ścieżce. Zatrzymałem się by pomóc, a potem nie byłem w nastroju.
-Och, rycerz jak zawsze. Gosh, czemu i ty, i Evan zawsze macie takie szczęście? Wciąż ratujecie jakieś damy z opresji. Soł. Zaprosiłeś ją na kawę, jak już wstała?
-Z trudem odzyskała przytomność, więc wezwałem pogotowie. Zgubiła to – podał bratu nieśmiertelnik, który znalazł w błocie gdy karetka już odjechała.
            Navi obejrzał go i gwizdnął cicho.
-Ayumi Sakai. Znam ją. Miała białaczkę. Serio była w parku sama? I biegała? – zapytał, patrząc na brata.
-No tak. Wyczułem coś u niej, ale lekkiego.
-Jest wilkołakiem – wyjaśnił Navi. –Ale przez chorobę i leki jej wilk jest stłumiony. Widocznie chce wrócić do formy.
I Navi zazdrościł jej tej silnej woli.
-Jak na wilkołaka jest bardzo ładna – powiedział Rayne, stawiając na stole kolację. Wiedział, że podawanie Navi’emu innych sztućców, poza widelcem, nie miało sensu. Jeśli w pobliżu nie było ich matki, nie pamiętali o manierach.
-Ano, ładna – przyznał Navi. –Ale gdybyś zobaczył jej bliźniaczkę, stary, hoho – zawołał radośnie, a Rayne uśmiechnął się. Dobrze było znów widzieć swojego brata wesołego.
-Podoba ci się?
-Nie. Ja mam oko na kogoś innego – odparł z godnością młodszy Finn i zasiadł do jedzenia.
-Zamieniam się w słuch – Rayne również się rozsiadł i sięgnął po widelec.
-Długonoga blondynka. Szalenie inteligentna. Niedostępna i zadziorna.
-A ten chodzący ideał ma jakieś imię?
-Emma – powiedział cicho Navi. –Ma na imię Emma.

            Rayne zaparkował pod szkołą, zastanawiając się, po jaką cholerę on to robi. Navi wyśmiał go i stwierdził, że sam ma oddać nieśmiertelnik, on nie będzie się w to mieszał. Powiedział mu tylko, kiedy panna Sakai kończy zajęcia.
            Rayne, tyle co wyszedł z pracy, więc wciąż był w garniturze, co w sumie pasowało do mundurków, w jakich mijali go uczniowie. Obserwował go, nawet dostrzegł swojego brata, ale Navi tylko krótko mu machnął, po czym ruchem głowy wskazał idącą bokiem Ayu. Rayne zamrużył oczy.
            Gdy widział ją „normalnie”, zauważył, że jest jeszcze drobniejsza. I cicha, bo nikt nie szedł wraz z nią, wszyscy ją mijali. Co prawda, parę osób pomachało jej na pożegnanie, ale nikt nie przywiązywał do niej wielkiej uwagi.
Raz kozie śmierć.
Chyba wolał rozmawiać z mordercami niż z dziewczynami.
-Cześć – zawołał do niej.
Ayu zatrzymała się i wpierw spojrzała na niego, a potem rozejrzała się dookoła, jakby nie była pewna, że on mówi do niej. W końcu znów spojrzała na wysokiego, rudowłosego mężczyznę i stuknęła się kciukiem w pierś.’
-Tak, ty. Cześć – powiedział, podchodząc do niej. Ręce wciśnięte miał w kieszenie spodni.
-Dzień dobry – powiedziała niepewnie. Zerkała na niego, nerwowo splatając palce. –Czy ja pana znam? – wypaliła w końcu.
-E..nie. Jestem Rayne. Rayne Finn, starszy brat Navi’ego.
Zauważył, że uśmiechnęła się nieznacznie, ale również przepraszająco.
-Przepraszam – bąknęła – to wciąż nic mi nie mówi. Znaczy się, znam Navi’ego..
-Gdy zemdlałaś w parku, to ja wezwałem karetkę – wyjaśnił w końcu, nie chcąc jej dłużej straszyć ani trzymać w niepewności. –Ale zgubiłaś wtedy to – podał jej nieśmiertelnik.
Ayu aż cała się rozpromieniła.
-Dziękuję! – zawołała, patrząc mu w oczy z radością. A Rayne poczuł, że coś drgnęło mu w sercu. Była przeurocza. –Już myślałam, że go nie znajdę – dodała i prawie natychmiast go założyła. –To mój szczęśliwy amulet – wyjaśniła.
-Och. W takim razie cieszę się, że mogę ci go zwrócić. A jak zdrowie?
-Tylko się przeforsowałam, to nic. Dziękuję, że pan pyta.
-Jezu, nie mów mi per „pan” – poprosił, lekko się krzywiąc. –Czuję się jak staruch, a mój brat jest w twoim wieku. Jestem Rayne – podał jej rękę.
-Ayumi – uścisnęła ją. –Za pomoc i za zwrot zguby.. może dasz się zaprosić na kawę?

            Jace leżał na kanapie i oglądał mecz w TV. Jeden z nielicznych, wolnych wieczorów postanowił spędzić samotnie, gdyż musiał pozbierać myśli. Zastanawiał się, czy to, co łączy go z Silver, dałoby radę przekuć w związek. Ich seks był niesamowity, wręcz fantastyczny, ale czegoś mu brakowało. Ciepła, zaangażowania. Gdy widział ją przy Mathiasie, trafiał go szlag. A mimo to wciąż marzył o niej.
No i poznał jej rodziców.
            Gdy zadzwonił dzwonek, wpierw nie chciał się ruszyć z kanapy. Z tego, co wiedział, Silver spędzała dzisiaj wieczór z Davidem, więc wątpliwe, by była to ona. Nikt inny go tu nie odwiedzał, więc nie było sensu się ruszać.
Ale dzwonek nie chciał się zamknąć, więc, w końcu, z ciężkim westchnięciem, wstał i podreptał do drzwi.
-Chcesz pogadać o Bogu? – zawołał ktoś za nimi, jakby wiedział, że Jace tam stoi.
Łowca podrapał się w brodę.
-What the fu.. Evan? – zapytał, zaskoczony, widząc na progu Evana Finn.
-Gość w dom, pusta lodówka – powiedział jego przyjaciel, mentor i ktoś, o kim myślał jak o starszym bracie.
            Evan był wysoki, ale nieznacznie niższy od Jace’a. Nie był jednak tak chudy, był lepiej zbudowany, bardziej proporcjonalnie. Nie miał rudych włosów, tak jak jego bracia, tylko troszkę, wręcz nieznacznie ciemniejsze. Tak, jak reszta Finnów, miał zielone oczy. Na jego twarzy gościł lekki zarost.
-Cześć, Jace – powiedział, obejmując go na chwilę. –Dobrze cię widzieć, stary.
-Co ty tu robisz? – zapytał, zaskoczony, ale pozytywnie. Poklepał Evana po plecach.
-Dostałem tu przydział. Będę ci pomagać. Oczywiście, sam sobie dobrze radzisz, ale Góra uznała, że przyda się tu jeszcze jeden Łowca, bo miasto jest duże – Evan, jakby był u siebie, walnął się na kanapie i sięgnął po kubek herbaty Jace’a. Napił się z niego. –No? Mów coś.
-Łał – tylko tyle wykrztusił z siebie Jace.
            Poznali się w Akademii. Evan był jednym z pomocników trenerów i, gdy tylko poznał Jace’a, wziął go pod swoje skrzydła. Pomógł chłopakowi otworzyć się na ludzi, ale również pomógł mu w przezwyciężeniu napadów agresji i nieufności. Najważniejsze było jednak to, że mocno się zaprzyjaźnili. Może była to kwestia małej różnicy wieku (tylko 3 lata), a może też osobowości Evana, który dostrzegł w nim potencjał.
-Fajnie będzie cię tutaj mieć. Twoi bracia już wiedzą?
-Wie tylko ojciec i mama, bo przyleciałem wraz z nimi – wyjaśnił Evan. –Jutro mam z nim iść na jakiś bankiet z okazji otwarcia filii naszej firmy, bo tamci się wykręcili, więc, aby pokazać im, że jestem obrażony, nim im nie powiem. Dam im znać po bankiecie. Zatrzymam się u ciebie parę dni.
-Okej… Co?
-No kanapy nie masz dużej, ale lepsze to niż bezosobowy pokój w hotelu albo mieszkanie na trzeciego z nimi – odparł beztrosko. –Co masz taką minę?
-Nie no.. o czasami miewam gości, oby ci to nie przeszkadzało i..eee..
-Gości – powtórzył wolno Evan. –Masz na myśli dziewczyny. Dziewczynę. Jedną. Konkretną. Serio? Znalazłeś sobie dziewczynę i nic mi nie powiedziałeś?!
-Nie jesteśmy parą – burknął Jace, unikając jego wzroku. –Chodzimy tylko razem do szkoły.
-I uprawiacie seks.
-Nie.. Tak – wystarczyło jedno spojrzenie ze strony Evana, by Jace nie mógł dalej kłamać. –Ma na imię Erin.
-Ładnie – przyznał Evan i spojrzał na swojego podopiecznego. Ziewnął potężnie. –Jutro mi wszystko o niej opowiesz, ok.? Ja idę spać.
-Na mojej kanapie..
-Na twojej kanapie. Ty też do łóżka, młody.
Gdy Jace wyszedł do sypialni, Evan rozejrzał się. Chryste, wystarczyłoby, gdyby poprosił Górę o podwyższę, bo dobrze się spisywał w NY, a mógłby sobie pozwolić na coś więcej, niż ta nora. Ale ten jego młodszy brat był na to zbyt dumny.
Zasypiając, Evan powtórzył pod nosem:
-Erin. To będzie ciekawe…

4 komentarze:

  1. Muahahaha pierwszy komentarz? \(^o^)/
    Ach i och będzie się działo.. Jace bierz tego byka za rogi bo ci Erin sprzątną sprzed nosa. T_T
    A oni mają być razem.. Milordzie oni mają być razem!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rayne się w końcu pojawił!!! Łiiiiiiiiiiiiiiiii :D:D nom to bd ciekawe xd :D
    ~M

    OdpowiedzUsuń
  3. ojojoj, Evaaaan x3333
    i wielki Rayne xd

    OdpowiedzUsuń