sobota, 12 stycznia 2013

Prolog

W nocy wszystko jest możliwe.

Mrok gęstniał z każdym szybkim krokiem, jakie czyniła zakapturzona postać. Na plecach miała ogromną pochwę, z której wystawała rękojeść srebrnego miecza. Jego kroki odbijały się echem w ciemnościach, sprawiając wrażenie odległego, mistycznego dźwięku. 
Pierwszego wampira spotkał za rogiem. Była to dziwka o soczyście czerwonych od krwi ustach. Skinęła na niego palcem i uśmiechnęła się.
- Dziś mamy promocję, złociutki - zawołała, ale gdy zobaczyła w jego dłoni miecz, wyszczerzyła groźnie zęby. -Łowca!
Zabicie jej nie zajęło mu dużo czasu. Odnalazł pozbawione krwi zwłoki w śmietniku kawałek dalej i anonimowo wezwał służby ratownicze, chociażby po to, by stwierdziły zgon.
Biegł dalej. Powietrze tutaj było inne, niż to, do którego przywykł. To miasto nigdy nie spało, więc czuł się skrępowany tym, że od czasu do czasu na kogoś wpada. Umykał wtedy w cień i korzystał ze swoich zdolności, by się ukryć. 
Drugiego wampira zauważył w głębi bocznej uliczki. Walczył z ...wilkiem.
No pięknie, wilkołak, pomyślał. I pospieszył mu z pomocą.
Śnieżnobiały wilk szczerzył swoje równie śnieżnobiałe zęby warcząc wściekle. Ostre pazury wysunęły się bardziej niż zwykle. Sierść na karku i grzbiecie zwierzęcia najeżyła się. W świetle małej lampki ulicznej oczy wilka emanowały nienawiścią.
Wampir syczał, pokazując kły. Łowca nawet z tej odległości zauważył, ze były już zniszczone. Skrzywił się. Wampir narkoman. Tacy są najgorsi.
Biały wilk po chwili skoczył na wampira, powalając go na ziemię swoim ciężarem i siłą. Nienawidził tego robić, wgryzać się w szyję wampira, aby odgryźć mu łeb.
Łowca w tym samym momencie podbiegł do nich i zaatakował mieczem wampira, gdy ten próbował wbić pazury w kark wilka. Odciął mu rękę i z obrzydzeniem odrzucił ją kawałek dalej, gdy spadła u jego stóp. 
-Odsuń się, mały - poprosił wilka.
Wilk popatrzył na niego, jakby szukał oznak zagrożenia z jego strony. W końcu jednak zszedł z wampira, cały czas obserwując Łowcę.
Ten przyłożył czubek miecza do jego piersi i pchnął, a wampir zmienił się w kupkę popiołu, który po chwili rozwiał wiatr. 
Łowca zerknął na wilkołaka.
-Nic ci nie jest?
Wilk potrząsnął łbem. Wyciągnął po chwili pyszczek w stronę Łowcy i wciągnął jego zapach. Potem jeszcze trochę wyciągnął łeb, aż w końcu zrobił parę kroków w jego stronę. Ale tego "małego" mu nie wybaczy.
Łowca rozejrzał się dookoła.
-Zmykaj, nim ktoś cię zobaczy - poradził, wycierając miecz szmatką i wkładając go do pochwy.
Wilk szczeknął, a potem otarł łeb o rękę pana Łowcy.
Łowca uśmiechnął się lekko i pogłaskał go po pyszczku.
-Śliczny jesteś, ale pośrodku Nowego Jorku wzbudzisz sensację. Biegnij
Wilk poszwędał mu się jeszcze pod nogami. Znowu szczeknął. 
Później wskoczył na śmietnik, pożarowe schody i dach, a potem zniknął w ciemnościach.

W chacie watahy białego wilka zrobiło się tłoczno, kiedy ten zwołał zebranie.
- W mieście jest nowy Łowca. Pomógł mi, ale to nie znaczy, że będzie miły dla wszystkich. Uważajcie na sobie.
Yumi objęła się ramionami. We włosach miała małą, elegancką kokardkę.
-Może myślał, że jesteś jakimś zwykłym psem?
-Łowcy rozpoznają wilkołaki z daleka - mruknął Mathias.
- Na razie zakaz biegania po mieście i po lesie zresztą też nie. 
- Jak długo? - zapytał inny wilkołak.
- Do odwołania. To wszystko.
-Oby nie był fanatykiem - mruknął ktoś.
-Pozbędziemy się go, jak poprzedniego.
- Nie, póki go nie sprawdzimy - dodał Sky, patrząc po zebranych.

Słup jasnego światła na chwilę rozjaśnił nocne niebo, a gdy zaczął gwałtownie spadać, wielu ludzi uśmiechało się do siebie.
-Spadająca gwiazda! - mówili i wypowiadali życzenie.
Nawet nie wiedzieli, jak daleko byli od prawdy. Gdy bowiem słup światła znikł, w Central Parku podniósł się z ziemi wysoki, przystojny chłopak o krótkich, ciemnych włosach i lekkim zaroście. 
-Hmm, nie jest źle - mruknął, oglądając się dookoła. Był nagi, ale był aniołem, więc nie czuł zimna. Wyciągnął ręce, by móc przyjrzeć się swojemu nowemu ciału. 
Po chwili zamknął oczy, by przywołać w pamięci adres. Nie potrzebował mapy. Znał drogę.
Kto przychodzi o tej godzinie? - zapytała pewna dziewczyna, schodząc na dół po schodach. Dobrze, że jej tata i babcia spali jak kamienie.
Spojrzała przez wizjer. 
O Boże, jakiś nagi facet tam stał.
I zupełnie się swoją nagością nie przejmował. Rozglądał się dookoła z obojętnością.
Jakiś czubek - pomyślała dziewczyna i po cichu wycofywała się w stronę telefonu. Zadzwoni po policję, niech przyjadą i go zgarną.
Ale dzwonek znów zadzwonił.
- Halo, policja? Do mojego domu dobija się jakiś nagi mężczyzna. Nie znam go i boję się - powiedziała do słuchawki, kiedy już się połączyła. - Dobrze, dziękuję. 
Wycofała się na schody, na których usiadła. Może pójść po jakiś nóż, w razie gdyby się włamał...
-Amelia Olivers? - zawołał mężczyzna. -Amelio, otwórz.
O MATKO JEDYNA. On ją znał! Boże, niech on już sobie pójdzie!
-Musisz mnie wysłuchać. Proszę. Jestem Azrael. Przysłano mnie, bym cię chronił. Chodzi o wizje, które miewasz.
Skąd on wiedział o tym?! Jeeezu... gdzie jest ta cholerna policja?!
Chwila, że jak miał na imię? Przecież tak miał na imię jakiś anioł z tego co pamięta. Jego rodzice musieli być naćpani.
-Urodziłaś się 1 października 1994 roku. Nie lubisz cebuli. Od roku masz wizje przyszłości. Wizje aniołów. Przysłano mnie, bym ci pomógł.
- Idź sobie już! - warknęła przez drzwi. - Obudzisz sąsiadów!
-Nie mam dokąd iść - mruknął. -Przed chwilą wylądowałem na ziemi. Mogłabyś mnie wpuścić? Przysięgam na Boga, że cię nie skrzywdzę.
- Nie wpuszczę.
-To wyjdź na chwilę. Proszę, musisz mi uwierzyć..
- Hahaha, chciałbyś, zboczeńcu.
-Nie jestem zboczeńcem - oburzył się. -Jestem Archanioł Azrael, przysłany tu, by cię bronić przed tymi, którzy chcą skrzywdzić cię przez twoje wizje.    
- Mhm, jaaasne. Idź już sobie, nooo!
-Musisz mi pomóc - szepnął. -Nie mam dokąd iść. Nie wiem, jak zmienił się ten świat.
- Idź do kogoś innego. Najlepiej do jakiegoś lekarza.
-Jeśli udowodnię ci, że jestem aniołem, pomożesz mi..?
- Niiiie?
-Ech - oparł czoło o drzwi. -Dziś w nocy miałaś wizję apokalipsy. Śniły ci się anioły, które spadały na ziemię, a ich skrzydła płonęły. Boisz się mnie. Ale bezpodstawnie.
Otwarła w końcu drzwi, ale uniosła dłoń tak, żeby zasłonić jego to i owo.
- Słuchaj, facet, idź już sobie stąd, bo naprawdę nie ręczę za siebie!
Zerknął w dół na swoje, jakby to ująć, imponujące ciało.
-Nagość was rozprasza? Przepraszam, nie przywykłem do tego. 
Spojrzał jej w oczy. I zalał ją ciepłem swojej anielskiej obecności i chwały.
- Nie rozprasza. To nie jest etyczne. Aniołki o tym nie wiedzą?
Lekko przewrócił oczami. No tak, była odporna na jego magię.
-Przepraszam - powtórzył i osłonił męskość dłońmi. -Nie byłem w sprawach ziemi od kilku lat, wezwano mnie z misji po to, bym się tobą zajął. Są ludzie i demony, którzy chcą cię dopaść. Mam cię bronić. Jestem Azrael - przedstawił się. Oderwał jedną rękę od podbrzusza i pokazał jej pieczęć, jaką miał na nadgarstku. -Jestem aniołem Boga, który przybył na ziemię, by chronić ciebie, proroka.
Proroka. Łahahaha. Dobre.
Chociaż, czekaj, ostatnio widziała takie coś... podobne... takie wydarzenie... 
O BOŻE, A JAK ON MÓWIŁ PRAWDĘ?!
- Okej, pokaż skrzydła.
Jak jej teraz pokaże skrzydła, to zacznie krzyczeć.
-Pokażę ci skrzydła i zaczniesz krzyczeć - mruknął. -Obiecaj, że nie będziesz krzyczeć, co najwyżej piśniesz.
- Prędzej zemdleję.
-Okej. Dobra. Moment - rozejrzał się, a po chwili skupienia, z lekkim, nowo poznanym bólem, na jego plecach wyrosły skrzydła. Miały półtora metra rozpiętości każde, czarne, miękkie pióra. Wygladały, jakby ktoś lekko obsypał je srebrnym brokatem.
Amelia popatrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami. Nie, on nie miał tych skrzydeł jakoś pozaczepianych, bo widziała. Tak, WIDZIAŁA go nagiego, więc...
- O matko - zachwiała się i złapała za framugę drzwi. - Ty... ty nie kłamiesz?
-Dlaczego miałbym kłamać? - zdziwił się.
- O Boże, o matko... - weszła do środka, mamrocząc coś pod nosem. To sen, tak? Anioł przyszedł do niej, tak? Mhm, jaaasne.
Odwołała policję, do której wcześniej zadzwoniła.
-Mogę wejść?
- No właź.
Wszedł do środka i rozejrzał się. Jego nowe ciało zaczynało czuć chłód. Dziwne.
- Soł... chcesz się ubrać, czy anioły chodzą na golasa?
Spojrzał na nią zaszokowany.
-Mamy szaty, ale nie zachowały się przez lot - wyjaśnił.
- Mhm... chodź za mną - poszli po schodach, a na górze wskazała mu swój pokój. - Poczekaj tam za mną.
Wszedł i czekał. Próbował zapamiętać tak wiele, jak umiał.
Amelia przyniosła mu spodnie dresowe i jakąś koszulkę taty.
- Masz. Ubierz się.
Wciągnął to na siebie, wyraźnie odczuwając różnicę między szatą, która zazwyczaj nosił czy zbroją, a tym. Ale nie było nieprzyjemne.
-Miło mi cię poznać, Amelio.
- Cześć... Azrael...
Azrael spojrzał na nią przenikliwie, po czym opadł na jedno kolano i pokornie zwiesił głowę.
-Przysięgam ci wierność i oddanie. Przysięgam, że prędzej zginę, niż pozwolę, by spotkała cię krzywda. Tak mi dopomóż Bóg - oznajmił.
_______________________
Witamy :) Zapraszamy do komentowania i wymieniania się linkami ^^

4 komentarze:

  1. Dziękuję bardzo za komentarz ;)
    Notka wciąga i jest w niej taka głębia której potrzebuje dobre opowiadanie.
    Będę na bieżąco informować o notkach na moim blogu.
    Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, o tym blogu powiedziała mi znajoma (:P). Nie spodziewałem się, że zostane tak zaskoczony wciągającym opowiadaniem. Myślałem, że bedzie dobre, ale że AŻ tak to.. nono ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Azraeeeel! i wilcek x333
    no to zaczynamy xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Nom <3 jak na prolog bosko :D czekam na kolejny rozdział :D
    ~M

    OdpowiedzUsuń